• Link został skopiowany

Dzieci na obozie. "Uznały, że włosy same umyły się w morzu"

Nie myły zębów, chodziły w brudnych ubraniach albo cały tydzień w tych samych, nie czesały się, nie szorowały kolan, jadły sporadycznie albo same słodycze. Po powrocie dzieci z obozów rodzice doprowadzają je do idealnego stanu "sprzed obozu". A dzieci? Im było dobrze z tym, że chociaż przez moment mogły stanowić same o sobie.
Wyjazdy dzieci na kolonie
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl

Pierwsza samodzielna wyprawa dzieci na kolonie, obozy, zieloną szkołę jest przeżyciem dla całej rodziny. To zrozumiałe. Martwimy się, czy cokolwiek zjadły, czy zasnęły w nocy, czy ubrały się odpowiednio do pogody. Z niecierpliwością wyczekujemy informacji od wychowawców i zdjęć wycieczki w serwisie społecznościowym. Aż wreszcie, kiedy wyjazd dziecka jest już tym kolejnym, przychodzi taki moment, kiedy - jako rodzice - dorastamy i mamy takie zaufanie do swoich dzieci, że już nawet nie potrzebujemy fotorelacji na Facebooku.

Zobacz wideo Prąd rozrywający wciąga w głąb morza. Bądź uważny, gdy jesteś na plaży

Eksperymentują, są odważni i... najczęściej sami

Filmy i książki dla dzieci, które od lat nas fascynują, to najczęściej te, które opowiadają o dzieciakach, które poznają świat, doświadczają różnych sytuacji samodzielnie. Bez uczestnictwa rodziców.

Moje dzieci to już kolejne pokolenie, które odkrywa "Akademię Pana Kleksa". Kochają tę książkę, pamiętają każdy szczegół z opowieści Adasia Niezgódki, który przebywa w akademii wraz z innymi dziećmi i wszyscy są pod urokiem swojego mistrza, Pana Kleksa.

W serii książek o Harrym Potterze dzieci z magicznymi umiejętnościami wstąpiły do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Są tam zdane na siebie, a dzięki swojej samodzielności poznają, czym jest odwaga, wiara we własne możliwości.

W książce i filmie "Hugo i jego wynalazek" główny bohater to chłopiec, który nie ma rodziców, sam zamieszkuje mury paryskiego dworca. Jeśli chce przetrwać, musi pozostać w pełni samodzielny i anonimowy. Jest dużo więcej filmów i książek zaliczanych do klasyki literatury dziecięcej, w których główni dziecięcy bohaterowie zaczynają przeżywać przygody dopiero kiedy są same.

Dzieci zwiedzają Gdańsk
Dzieci zwiedzają Gdańsk ROMAN JOCHER/ Agencja Wyborcza.pl

Te opowieści od lat fascynują dzieci. Pewnie dlatego, że bohaterowie podczas swoich przygód mogą liczyć tylko na własną zaradność, umiejętności adaptacji i dostosowywanie się do różnych sytuacji. Samodzielnie muszą znaleźć rozwiązania, poradzić sobie z chwilami załamania, zwątpienia. Klasyka przygotowuje dzieci do tego, że przyjdzie i w ich życiu moment, kiedy będą musiały zaufać sobie i uwierzyć w siebie. Kolonie i obozy to jest dla nich właśnie taki czas.

"Żegnaliśmy się z rodzicami na dworcu, a wszystko, co wydarzyło się potem, było już naszą odpowiedzialnością"

Kolonijne wyjazdy dzieci są wpisane w dzieciństwo i proces dorastania. Nie zawsze są udane, tak jak opowieści o małoletnich bohaterach nie są przepełnione lukrem. Samodzielne wyjazdy są jednak okazją do tego, aby dzieci doświadczyły tego, kim są bez rodziców.

W moich czasach, kiedy na kolonie i obozy jeździliśmy z zakładów pracy rodziców, kontakt z rodziną właściwie nie istniał. Żegnaliśmy się z rodzicami na dworcu, a wszystko, co wydarzyło się po tym czasie, było już tylko naszą odpowiedzialnością, momentem sprawdzenia, jak bardzo jesteśmy samodzielni, asertywni, jak radzimy sobie z tęsknotą.

Rodzice machają do dzieci, które rozpoczynają wakacje i ruszają na kolonie. Rok 1998.
Rodzice machają do dzieci, które rozpoczynają wakacje i ruszają na kolonie. Rok 1998. Archiwa, Agencja Wyborcza.pl

Dzisiaj samodzielne wyjazdy dzieci to inny jakość. Każdego dnia mamy informacje od opiekunów grupy o tym, co porabiają.

Jeśli dzieci nie dzwonią, bo na wyjeździe nie mogą mieć telefonów, to zdjęcia z obozu są codziennie publikowane na stronie organizatora. Podpatrujemy, co robią, w co są ubrane, czy mają wesołe miny. W momentach kryzysowych zawsze możemy zadzwonić do wychowawców i poprosić dzieci do telefonu. Ta możliwość kontaktu, śledzenia ich poczynań, daje rodzicom poczucie spokoju. Poczucie, że pomimo tego, że dziecko jest daleko, i tak wiemy, co robi, z kim się koleguje, co zwiedza.

"Dzieci mają prawo do tego, aby się potknąć, ubrudzić, zatęsknić"

Kiedy moje dzieci jechały dwa lata temu pierwszy raz na kolonie, ta możliwość "podglądana" była dla mnie wybawieniem. Zdjęcia, które codziennie oglądałam, były nicią łączącą mnie z dzieckiem. Patrząc na nie, czułam ulgę i spokój.

W tym roku jest podobnie, wciąż czekałam na informacje od dzieci, ale z większą dojrzałością. Im dłużej jestem mamą, tym bardziej rozumiem i czuję, że bycie rodzicem to jest piękny proces dorastania do tej roli. Uczenia się wzajemnego zaufania i tego, że nie muszę kontrolować, aby być spokojną. To też olbrzymia praca nad samą sobą, po to, aby dojść do momentu, że jako bezgranicznie kochający swoje dzieci matka, nie mam wyłączności na to, aby narzucać im swój program ostrożności, przezorności, obciążać je swoimi obawami, niepokojami, złymi przeczuciami.

W chwilach zwątpienia sięgam do pedagogiki Janusza Korczaka. I przypominam sobie, że dzieci mają prawo do tego, aby się potknąć, ubrudzić, zatęsknić. To jest ich prawo do doświadczania. Takie samo jak do szacunku, równości, zaufania.

Dzieci na koloniach bez kontroli rodzicielskiej. Jak sobie radzą?
Dzieci na koloniach bez kontroli rodzicielskiej. Jak sobie radzą? JACEK BALK/ Agencja Wyborcza.pl

Kiedy wpisuję w wyszukiwarkę słowa "kontrola rodzicielska" trafiam na analizy psychologów, pedagogów o tym, czy istnieje idealny poziom kontroli rodzicielskiej. Nie istnieje. Życiowe wyczucie podpowiada, że dzieciom potrzebna jest struktura, jedne potrzebują jej więcej niż drugie. A rozsądek mówi, że im bardziej struktury, które tworzymy w rodzinie, są elastycznie, tym wszyscy jesteśmy spokojniejsi i zdrowsi.

Wracają brudne, zmęczone, ze splątanymi włosami

Kilka lat temu znajoma, która posłała swojego - wówczas pięcioletniego - syna na obóz powiedziała mi, że póki nie dzwonią ze szpitala, to się nie przejmuje. Kiedy zapytałam, czy się nie boi o takiego malucha, odpowiedziała, że dla niej swoboda, którą daje dzieciom, jest treścią bycia z dziećmi. Im więcej im pozwala, im mniej je pilnuje, im częściej spadają z huśtawek podczas samodzielnych wycieczek po osiedlu, tym bardziej poznają siebie, hartują się. Podziwiam ją, że potrafi aż tak wyluzować. I wierzę, że rodzice znają swoje dzieci i wiedzą, kiedy są już gotowe na samodzielne przygody i kilkudniowe wyjazdy.

Ulubiona maskotka i w drogę. Wyjazdy dzieci na kolonie
Ulubiona maskotka i w drogę. Wyjazdy dzieci na kolonie KAROLINA SIKORSKA / Agencja Wyborcza.pl

Moje dzieci, kiedy wróciły z obozu, były nie do poznania. Klasyka. Brudne, zmęczone, ze splątanymi włosami. Nie myły głów, bo do pryszniców były kolejki. Uznały, że włosy i tak umyły się w morzu. Tęskniły, ale, jak powiedziały, dało się z tym wytrzymać, bo przecież miały siebie.

I chociaż w domu na co dzień się spierają, po powrocie opowiadały mi o tym, że, "musiały się wspierać, bo nie było wyjścia". Kiedy jedno chciało wydać całe kieszonkowe w jeden dzień, drugie tłumaczyło, dlaczego to bez sensu. Kiedy jedno zatęskniło za domem, drugie pocieszało i jakoś się układało. Gdybym była obok, pewnie nigdy by tego wszystkiego nie doświadczyły. I pewnie nie dowiedziałyby się o tym, jacy są dla siebie, kiedy jedno potrzebuje wsparcia drugiego, a nikogo obok nie ma.

Więcej o: