Robert Rejniak: terapeuta uzależnień z Bydgoszczy, ekspert EduAkcji, pedagog: Ja spotkałem się z coverem, w którym dzieciaki podkładały teledysk pod tę piosenkę i pudrowały sobie nosy. Na nagraniu bawiły się mąką, może cukrem pudrem, robiły ścieżki i doskonale wiedziały, do czego służą. Wrzuciły to potem do sieci dla zabawy.
Nie bardzo. W wieku jedenastu, dwunastu lat rośnie zainteresowanie dzieci używkami.
Znam osoby, które w wieku piętnastu lat mają już za sobą dwa, trzy lata eksperymentowania z używkami, a zdarza się, że inicjacja związana z marihuaną jest już w wieku 10 lat.
To prawda. Piętnastolatki to są już ludzie, którzy dużo wiedzą, widzą i rozumieją, ale często postępują tak, jakby tej wiedzy nie mieli.
W gabinecie spotykam się z czternastolatkami, którzy od kilku lat mają do czynienia z narkotykami, przemocą, stalkingiem, ze znęcaniem się nad rówieśnikami, są ofiarami znęcania się.
Mam wrażenie, że u tych dzieci coś zostało przeoczone przez rodziców. Być może, gdyby w domu mieli lepszą więź, rozmawiali z rodzicami, ufali im i opowiadali o swoim życiu, nie doszłoby do pewnych ryzykownych zachowań.
Dużo zależy od tego, jak wygląda rozmowa dzieci z rodzicami w domu. Czy jest to rozmawianie, czy przesłuchanie? Często jest tak, że kiedy rodzice się czymś niepokoją, coś podejrzewają, sadzają dziecko naprzeciwko i prowadzą rozmowy jak na sali sądowej. A można inaczej.
Przy okazji różnych rzeczy, które się wspólnie z dzieckiem robi, można zahaczyć o ważny temat. Taka rozmowa może trwać trzy minuty, czasem więcej, trzeba tylko uważać, aby nie drążyć, nie osaczać, nie wywoływać presji.
Jeżeli chodzi o dopalacze, to robi się z tego tematu medialną sieczkę. To są nowe substancje, które się pojawiły, jako substytuty nielegalnych środków. Tak zawsze było, że szukało się czegoś, co będzie działało podobnie do czegoś, co jest nielegalne. W zasadzie jesteśmy otoczeni dopalaczami. Nawet substancjami, które są legalne, można się odurzać.
To leki bez recepty, które zawierają kodeinę, efedrynę, dekstrometorfan. Ale to też odświeżacze do powietrza, środki ochrony roślin, chemia domowa, przyprawy, rośliny, grzyby, nasiona.
Jak ktoś chce się odurzać, to zawsze coś sobie znajdzie. Wystarczy trochę poczytać w internecie. Narkotyki to nie tylko te substancje, które są nielegalne. To jest wszystko to, co zmienia lub zaburza świadomość.
Rodzice też myślą, że jak dziecko ma zagospodarowany czas wolny, ma mnóstwo różnych zajęć dodatkowych, to już nie ma czasu i przestrzeni na to, żeby głupie pomysły przychodziły do głowy. A tak naprawdę nie trzeba nawet wychodzić z domu, żeby zamówić sobie narkotyki.
Kurier, oczywiście nie ten z firmy spedycyjnej, tylko dark-kurier ze sklepu z narkotykami, podrzuca paczuszkę pod drzwi lub wrzuca przez ogrodzenie. Młodzież naprawdę potrafi takie rzeczy ogarniać. Przewalutowują swoje pieniądze na kryptowaluty i poprzez różne aplikacje, wchodzą do dark webu, zamawiają narkotyki, jakie tylko chcą. Czekają dobę, dwie, góra trzy i dostają to, co zamówili. To już tak nie wygląda jak za czasów młodości ludzi, którzy dzisiaj są rodzicami nastolatków.
Straszenie, ostrzeganie, groźby i moralizowanie to bariery komunikacyjne, które działają odwrotnie niż byśmy chcieli, szczególnie na nastolatków. Lepsze wydaje się być wyrażenie swej troski i wiary w roztropność.
Mówimy nastolatkom, którzy wybierają się na imprezę o swoich niepokojach, martwimy się, że ktoś im coś zaproponuje, dosypie do drinka i może stać się coś złego. Podczas rozmowy, w której mówimy o swoich obawach, dziecko nas uspakaja, przekonuje, że jeśli tylko w towarzystwie będą narkotyki, to będzie uważać, będzie ostrożne, bo przecież wie czym to grozi.
To nas uspokaja, bo widzimy, że potrafi oszacować ryzyko. Tok myślenia zmienia się jednak diametralnie, kiedy nastolatek czy nastolatka jest w swojej grupie rówieśniczej. Przechodzi na drugą stronę i nie doszacowuje ryzyka.
Są duże szanse, że tak. Bardzo dobra uczennica, w szkole doskonałe wyniki, bierze udział w olimpiadach, bardzo inteligenta spotyka się z koleżanką, która proponuje, żeby wzięły pigułki, przekonuje, że fajnie się po tym poczują.
Jej inteligencja, rozważność, wiedza i oczytanie zostają zmiecione. Wchodzi jak w dym w sytuacje, które z punktu widzenia dorosłych, wydają się nierozsądne. Poczucie zaufania, że nic się nie stanie, bo to jej najlepsza koleżanka, jest oczywiście pozorne.
Większość nastolatków eksperymentuje, z reguły nie idą dalej. Mają poczucie, że choć raz trzeba zapalić marihuanę, żeby nie być dzbanem czy boomerem. Pod presją grupy coś tam spróbują, chociażby po to, żeby powiedzieć: "Tak, spróbowałem i dalej tego nie kontynuuję. Nie, bo nie".
Dzieci, które mają swoje cele, plany życiowe, myślą o szkole. Mają zamodelowane, że w ich rodzinie jest ok, jest zaufanie, wszyscy są dla siebie ważni. Im zależy na tym, aby nie zawieść zaufania rodziców. Myślę, że to podejście nie zmienia się od pokoleń.
Kiedy sobie przypomnimy, jak to było za naszych czasów, to może okazać się, że było bardzo podobnie do tego co jest dzisiaj. Ja i kolega próbowaliśmy, ale w odpowiednim momencie wiedzieliśmy, że trzeba się zatrzymać. Ale trzeci kolega już nie miał umiaru. Dziewczyny kupowały sobie butelkę wina i wypicie dla nich po dwa kieliszki było wystarczające, ale ich koleżanka piła z chłopakami wódkę.
Jedyną różnicą pomiędzy tym, czego myśmy doświadczali, a jak jest teraz, to jest to, że dzisiaj, co rozsądniejsza młodzież wie, że utrata kontroli nad swoim zachowaniem może skutkować nieodwracalnymi następstwami.
Wielu z nastolatków zna kolegę czy koleżankę, którzy stracili kontrolę i zostali wykorzystani albo zrobiono im ośmieszające zdjęcia. Kiedyś młodzież chodziła na wagary, coś tam sobie wypili, ale nikt nie nosił lustrzanki, nie robił zdjęć, nie ujawniał tego, co może upokarzać. Strach przed tym, że ktoś ich nagra, sfotografuje, kiedy przestają nad sobą panować, jest tak duży, że wolą trzymać się zasad i nie iść na całość. Oczywiście nie wszyscy.
Często jest tak, że nastolatki uciekają w używki, bo mają poczucie osamotnienia, czują się niezrozumiani, pozostawieni sami sobie. Próbują uzupełnić deficyty w grupie rówieśniczej. Tym, że dużo piją czy biorą używki, chcą zwrócić na siebie uwagę.
Kiedy ktoś jest szczęśliwy i czuje się bezpiecznie w domu, to raczej nie szuka ucieczki i zapomnienia w używkach. Udziela się towarzysko, a alkohol traktuje jako element spotkania.
Jeżeli mają poczucie winy, to muszą mieć podstawy ku temu. Nie zawsze, ale bardzo często, za problemami dziecka z używkami, z lekami, stoi jakaś wyrwa, pustka w relacjach czy w życiu, coś, czegoś rodzice nie zauważyli. I nie ma to związku z wykształceniem, inteligencją, statusem materialnym rodziny.
Niestety, czasem u podstaw odurzania się są różne zaburzenia psychiczne dziecka, bagatelizowane lub niezdiagnozowane. Depresja młodzieńcza, Zespół Aspergera, zaburzenia lękowe, fobie sprzyjają uciekaniu w używki.
Rodzice, którzy nie mają poczucia winy i widzą, że dziecko gdzieś skręciło, podejmują bardzo zdecydowane kroki, żeby syna czy córkę wciągnąć z kłopotów. W tych rodzinach, w których rodzice czują się niepewnie reakcje i interwencje odwlekają się w czasie.
Rozmawiam z rodzicami w kwietniu, mówią mi, że problem zauważyli już w listopadzie. Syn zaczął się zamykać częściej w pokoju, kilka razy znaleźli u niego lufkę. Podejrzewali, że coś się dzieje, ale kiedy pytali, zapewniał, że lufkę podrzucili mu koledzy, że to nie jego. A potem spotykam się z ich szesnastoletnim synem i on mi opowiada, że regularne kontakty z narkotykami ma od trzech lat. I że kilka miesięcy temu przestał się z tym kryć, bo już mu jest wszystko obojętne.
Zarówno on jak i wszyscy inni nastolatkowie mówią to samo, że próbują z ciekawości. Chcą zobaczyć, jak to zadziała na ich funkcjonowanie, odbiór rzeczywistości, na postrzeganie relacji. Są ciekawi, co będą mówić, jak wyglądać, czy rzeczywiście jest tak super, jak opowiadają inni.
Niektórzy próbują i odkrywają, że to ma bardzo zbawienny wpływ na ich samopoczucie. Że nagle czują się lżej, są odstresowani, pewniejsi siebie, wyluzowani. Zaczyna działać układ nagrody w mózgu. I to się rozkręca.
Kiedy czują napięcie i stres chcą wypić, zapalić marihuanę, bo to daje natychmiastowy efekt. Mimo tych wspólnych mechanizmów każdy jednak przeżywa siebie indywidualnie i na swój sposób.
Nie widzą, bo dzieciak nadal się dobrze uczy, zalicza egzaminy, sprawdziany, nie opuszcza szkoły, chodzi na treningi, uprawia sport. To nie jest tak, że jak ktoś zacznie eksperymentować z narkotykami, to od razu się stacza. Młodzi ludzie mają też wysoką odporność organizmu
Piętnastolatek potrafi się upić do nieprzytomności na imprezie, trochę się zdrzemnie i nad ranem wróci do domu trzeźwy, a przynajmniej nie da się zauważyć że było grubo. Ma poczucie, że świetnie się bawił, a rodzice nic nie zauważyli. Na następnej imprezie pomiksuje dopalacze i znowu poczuje adrenalinę, emocje.
Na rynku co jakiś czas pojawia się nowy narkotyk, który jest w modzie. To są fazy. Raz bierze się stymulanty, raz depresanty, innym razem środki halucynogenne. Moda na używki zmienia się co kilka miesięcy. Niektóre substancje utrzymują się przez długi czas na rynku, inne znikają, pojawiają się środki o innej nazwie.
Niektóre narkotyki np. marihuana są jak dżinsy, inne jak bluza z kapturem. Zmienia się nieco fason, może odcień, ale nosi się je od pokoleń. Wiedza nastolatków o narkotykach jest ogromna. Gdyby pani z nimi o tym porozmawiała, zasypaliby panią nowościami, nazwami.
Rozmawiać bez straszenia, moralizowania, pouczania. Bardziej chodzi o to, żeby okazać, że jest się przy dziecku, że coś nas martwi i niepokoi, że nam zależy. To jest proces towarzyszenia dziecku od najmłodszych lat, budowanie więzi, spędzanie czasu przy wspólnych czynnościach, chęć poznania, co dziecko myśli, czuje.
Nie można dziecka zbywać, bo np. wydaje się że jest jeszcze za małe. Powiedzenia, "zrozumiesz jak dorośniesz", lub "chciałbym mieć takie problemy jak ty", to brak szacunku, wiary, traktowanie z góry, minimalizowanie.
Kiedy dziecko od maleńkości jest ignorowane, nie zwróci się do rodzica z problemem, kiedy będzie miało dwanaście lat czy później.
Wówczas okażmy zrozumienie i mimo wszystko skorzystajmy z pomocy specjalistów. Może to być interwencja profilaktyczna np.FreD*. Nie zawsze od razu trzeba iść do terapeuty uzależnień, można iść do psychologa z dzieckiem, porozmawiać o tym, co nas niepokoi.
Warto wcześniej zrobić rekonesans, żeby to nie było tak, że nastolatek spotka się z diagnostą, który będzie się doszukiwał dowodów na to, że dziecko ma poważny problem. To powinna być osoba, która wie, jak prowadzić rozmowę motywującą. Po to, żeby wzbudzić refleksję nad powodami sięgania po marihuanę czy po alkohol. Że to nie tylko ciekawość, ale mechanizm rozładowania napięcia, radzenia sobie ze stresem, z samotnością, z nieśmiałością. Zawsze w tle uzależnienia kryją się głębsze powody, które są często nieuświadomione przez nastolatka.
Okaże się, że nastolatek pije lub bierze narkotyki, bo po nich ma odwagę i łatwiej nawiązuje relacje. Staje się bardziej komunikatywny, gada, co mu ślina na język przyniesie, a jak jest trzeźwy, to się nie odezwie do dziewczyny, która mu się podoba, bo się wstydzi.
Nastolatki biorą stymulanty, np. kokainę, amfetaminę, bo są to substancje, które podnoszą poczucie pewności siebie, dodają odwagi. Po nich można się nie przejmować np. tym, jak się wygląda. Używki uwalniają napięcie, przełamują bariery i niepewność, która jest wpisana w stresy wynikające z okresu dojrzewania.
Na tym polega praca czy rozmowa z nastolatkami, żeby się poprzyglądać tym prawdziwym, nie zawsze świadomym na początku, motywom sięgania po używki. Zrozumienie nie oznacza przyzwolenia na zażywanie.
Stuprocentowej pewności nigdy nie ma. Zawsze warto próbować przyjmować perspektywę dziecka. My, często z racji dorosłości i różnych problemów zawodowych, finansowych idealizujemy okres dorastania. Myślimy sobie, że ten czas nastu lat to był najpiękniejszy okres w naszym życiu. Myślimy: "Co nasze dziecko może mieć za problemy? Dobrze się uczy, ma swój pokój, telefon, laptopa, może jeździć na wycieczki, jeździmy razem na wakacje, stać nas na wiele rzeczy".
A kiedy coś w tym obrazku zgrzytnie, rodzice przestają dogadywać się ze swoim nastolatkiem, to oddają dziecko do serwisu z nadzieją, że ktoś je naprawi. To tak nie działa. Problemy w rodzinie to my, a nie problemy w rodzinie to ty.
* Fred goes net to programem profilaktyki selektywnej. Program został wdrożony przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Adresatem programu są młode osoby w wieku 14-21 lat, które używają substancji psychoaktywnych w sposób okazjonalny lub szkodliwy. Program nie jest przeznaczony dla osób uzależnionych oraz używających takich substancji jak opiaty. Program jest oparty na metodzie krótkiej interwencji profilaktycznej, prowadzony jest w formie warsztatów z wykorzystaniem metod i założeń dialogu motywującego. Więcej o programie tutaj
Robert Rejniak od 25 lat zajmuję się profilaktyką i terapią uzależnień. Jest certyfikowanym specjalistą psychoterapii uzależnień, pedagogiem. Od wielu lat współpracuje jako niezależny ekspert Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii przy Ministerstwie Zdrowia. W ramach współpracy wdrażał jako trener i instruktor program Wczesnej Interwencji wobec młodych osób używających substancji psychoaktywnych „FreD goes net". Jest ekspertem EduAkcji: programu szkoleń online dla nauczycieli i opiekunów. Wykładowca akademickim, współpracuje m.in. z Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, SWPS i Instytutem Edukacji i Terapii w Poznaniu. Więcej tutaj