Jeszcze pięć lat temu - według badań CBOS - zawód nauczyciela był w pierwszej dziesiątce tych najbardziej poważanych, prestiżowych, obok lekarza, górnika, strażaka, profesora. Ale ta ranga - według belfrów - z roku na rok traci na wartości.
- Dzisiaj rodzice czują się pewniejsi siebie, kiedy zapłacą, to już w ogóle wydaje im się, że są panami świata - mówi nam nauczycielka, która rok temu przeszła na emeryturę i bardzo się cieszy, że nie musi już dłużej użerać się z rodzicami uczniów.
Według niej rodzice myślą, że obowiązkiem szkoły jest nie tylko wpajanie dzieciom wiedzy, ale i kultury, dobrego zachowania. Chcą całą odpowiedzialność za dziecko zrzucić na nauczyciela i szkołę. Niektórzy - jak dziecku gorzej idzie w szkole - wykorzystują swoją pozycję zawodową.
- Kiedyś jeden z ojców, którego syn był zagrożony z mojego przedmiotu, podszedł do mnie po wywiadówce i zapytał: pani wie, kim ja jestem? Ale ja już wtedy byłam "starą" nauczycielką, nie brałam sobie do serca tych pogróżek. Uczciwie oceniłam jego syna, na tyle, ile umiał. Pozycja tatusia nie pomogła - mówi nauczycielka.
Dariusz Chętkowski, polonista z łódzkiego liceum ogólnokształcącego, na swoim blogu Belferblog napisał, że "jak większość nauczycieli najbardziej boi się rodziców swoich uczniów". W jego wpisie o tytule "Strach przed rodzicami" czytamy:
- Pracuję w szkole. Zastanawiam się czasami, dlaczego niektóre dzieciaki nie potrafią się odpowiednio zachować. Ale gdy poznam rodziców to już wiem - czytamy komentarz pod tekstem z gazety "Wyborczej" o tytule "Konflikt w szkole znalazł finał w sądzie. Rodzic ubliżał nauczycielowi".
Edukatorzy uważają, że stary model relacji między rodziną a szkołą zdezaktualizował się. Problem w tym, że nie zdefiniowano na nowo, jak w dzisiejszych warunkach powinny wyglądać relacje rodzic-szkoła.
Dr Marta Majorczyk, wykładowca akademicki w Collegium Da Vinci w Poznaniu, doradca rodziny z poradni psychologiczno-pedagogicznej przy Uniwersytecie SWPS zwraca uwagę na to, aby nie krytykować, nie osądzać. Według pedagog nie chodzi o przeciwstawianie nauczycieli przeciwko rodzicom i odwrotnie.
- Trudności pojawiające się w kontaktach nauczyciel-rodzic są pochodną zbyt niskich kompetencji w zakresie umiejętności radzenia sobie w sytuacjach trudnych, tworzeniu konstruktywnych relacji interpersonalnych, radzeniu sobie ze stresem, zarówno rodziców jak i nauczycieli. Jest to efekt niedostatków w całościowym systemie edukacyjnym jaki każdy z nas przechodzi oraz niedostatecznej liczby godzin warsztatowych poświęconych tym zagadnieniom w programach studiów specjalności nauczycielskich - zauważa pedagog.
- Rodzice są różni. Od takich, którzy słuchają nauczycieli, rozmawiają, współpracują, po takich, którzy wiedzą wszystko absolutnie najlepiej. Najgorzej jest w placówkach prywatnych. Wiadomo: płacę - wymagam. To rodzice decydują, co panie kucharki powinny przyrządzać na obiad oraz jaka powinna być tematyka zajęć edukacyjnych - opowiada nam Agata, była wychowawczyni grupy w prywatnym, warszawskim przedszkolu. I wspomina:
- Przyprowadzają dziecko kiedy chcą - w trakcie posiłków, odpoczynku po obiedzie, wprowadzając tym samym chaos do grupy. A gdy spóźniają się na zajęcia edukacyjne? Przecież można je zorganizować później, tylko dla mojego syna. Jaki problem? A gdy na obiad jest nie to co dziecko lubi? "Pani pójdzie do kucharki i powie, żeby przygotowała coś dla mojej córeczki." Jak wiadomo, tracą na tym wszyscy. Dziecko, które nie umie się dostosować do reguł panujących w grupie, rodzic zmęczony stałym spełnianiem zachcianek dziecka myląc je z jego potrzebami, nauczyciel, który desperacko próbuje zorganizować podopiecznym fajny dzień oraz ostatecznie reszta dzieci w grupie, bo nauczyciel stale skupiony jest na małych "indywidualistach".
Konflikty na polu rodzic-nauczyciel/dyrektor trafiają do mediów. Kilka dni temu w tekście "Konflikt w przedszkolu. Dyrektor wypisała dzieci. "Powiedziała, że mam już nie przyprowadzać Zosi" opisaliśmy przypadek, kiedy w jednym z prywatnych przedszkoli Montessori w Gdyni dyrektorka zdecydowała o zerwaniu umowy z rodzicami trójki dzieci. Powodem miały być negatywne komentarze, które rodzice umieszczali na Facebooku. W komentarzach rodzice zwracali uwagę m.in. na to, że powiększa się liczba dzieci w grupie. Dyrektorka przedszkola przyznała, że bardzo trudno przyszło jej podjęcie takiej decyzji, ale "po prostu wystraszyła się tych osób".
W komentarzach pod artykułem ktoś słusznie zauważył:
Rodzice przedszkolaków i uczniów szkół chętnie tworzą listy mailingowe, grupy na portalu społecznościowym. Zazwyczaj jest tak, że na pierwszym spotkaniu rodziców na początku roku szkolnego zawsze znajdzie się ktoś chętny, kto zbierze adresy mailowe i stworzy grupę. I zaczyna się.
- Na mailu rodzice omawiają wszystkie szczegóły. Potrafią w kilkudziesięciu mailach analizować temat tego, że panie pomyliły szafki i spodenki dziewczynki schowały do szafki chłopczyka. Albo, że dziecko wróciło do domu smutne z zajęć i pytają, czy inne dzieci też są osowiałe, bo może to wina pani? Kilku ojców, po serii takich rozkminek, poprosiło o wypisanie z grupy. W sumie im się nie dziwię. Nie rozumiem, po co tracić energię na tak mało ważne sprawy - zastanawia się mama dwójki dzieci, która należy do dwóch mailingowych grup klasowych: z podstawówki córki i z prywatnego przedszkola syna.
Swoje żale rodzice wylewają nie tylko w internecie. Coraz śmielej i częściej udają się ze skargą do wyższej instancji, np. do kuratora i pomijają wychowawcę, czy dyrektora szkoły. Dziennikarka "Dziennika Wschodniego" w tekście "Co się dzieje w lubelskich szkołach? Do kuratorium spływa wiele skarg zauważa, że najwięcej skarg dotyczy niewłaściwego, zdaniem rodziców, sposobu oceniania ich dzieci.
- Zwykle okazuje się, że są one bezzasadne, bo nauczyciele do ostatniej chwili starają się "wyciągnąć" ucznia - czytamy na łamach "Dziennika Wschodniego".
To właśnie na brak zaufania najczęściej narzekają nauczyciele.
- Mam wrażenie, że prestiż nauczyciela w oczach rodziców spada z roku na rok. Chcą, aby szkoła - w tym wychowawca i nauczyciele - nie tylko nauczyli, ale i wychowali im dzieci - ale w tym samym czasie nie wierzą w nas - mówi emerytowana nauczycielka z miasta ze środkowej Polski.
Według pedagog, dr Marty Majorczyk nie ma idealnej instrukcji jak nawiązać prawidłową relację rodzice-nauczyciel. Można jednak próbować opierać te relacje o cztery filary. Jakie?
- Najważniejsze jest zaufanie. Współpraca między rodzicem a nauczycielem bez zaufania nie zaistnieje. To też szczerość, bez której trudno jest pomóc dziecku z trudnościami lub zaburzeniami w rozwoju i stworzyć odpowiednie warunku rozwoju. Zarówno rodzic, jak i nauczyciel, powinni dać sobie czas na wzajemne poznanie, dużo rozmawiać, być dla siebie życzliwi i wyrozumiali. Ostatni z filarów zdrowej relacji rodzic-nauczyciel to współdziałanie. Bez wsparcia ze strony rodziców żadne metody i techniki wychowawcze nie przyniosą pożądanych efektów w przedszkolu czy szkole. Porozumienie i współpraca rodziców z nauczycielem w pracy z dzieckiem przynosi najlepsze rezultaty i wpływa na nie pozytywnie - przekonuje i podsumowuje pedagog.
***
Czy uważacie, że rodzice są dzisiaj roszczeniowi, a nauczyciele bezradni? Jakie są Wasze doświadczenia i przemyślenia w tym temacie? Piszcie na adres edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.
Powinno cię zainteresować: Rodzice ślęczą z dziećmi nad pracami domowymi. Mama 12-latki: 'Mogłabym się z nią nie uczyć, ale byłaby czwórkowa. A jestem ambitna