Strach ma wielkie oczy! Sześciolatki w szkole

Ostatnie lata upłynęły pod znakiem dyskusji o tym, czy sześciolatki w pierwszej klasie to dobry pomysł. Wielu rodziców sześciolatków boi się posłać dzieci do szkoły, ale nie mają wyboru. Warto spróbować oswoić ten lęk - mówi psycholożka Joanna Salbert.

Po wakacjach sześciolatki urodzone w pierwszej połowie roku pójdą do szkoły.

Tak, klamka zapadła. Musimy się zmierzyć z sytuacją, w której nasze dziecko - z jego umiejętnościami, predyspozycjami i dojrzałością - wkroczy na drogę szkolną. Nastawmy się do tego pozytywnie.

Mamy tłumić wątpliwości?

Przeciwnie. Warto przyjrzeć się swoim wątpliwościom i zobaczyć, jak dalece są realne, a jak dalece oparte na wyobrażeniach, przekazie z mediów, własnych doświadczeniach. Jasne, że stan przygotowań do przyjęcia sześciolatków do pierwszej klasy nie jest idealny. Ale dzięki nagłośnieniu problemów i naciskom ze strony rodziców ten proces idzie w dobrym kierunku. Są oczywiście różne szkoły, różne klasy, różni nauczyciele. Jednak większość wymagań dostosowano do możliwości sześciolatków. Dzieci są powoli i łagodnie wprowadzane w system. Prac domowych w pierwszej klasie jest mało, możliwości ruchu i zabawy nie brakuje. Są już też badania, które potwierdzają, że dzieci dają sobie radę. Instytut Badań Edukacyjnych przebadał grupę dzieci, które poszły do szkoły jako sześciolatki. Wyniki pokazują, że w sferze czytania, pisania i liczenia radzą sobie tak samo dobrze jak siedmiolatki. Najwięcej zyskały dzieci, których umiejętności na starcie szkoły były najniższe. Tak więc rozwój dzieci najwyraźniej idzie w zgodzie z ofertą edukacyjną.

Co to jest "dojrzałość szkolna"?

To rodzaj równowagi między tym, jakie są wymagania szkoły, a tym, jak dalece dziecko jest w stanie im sprostać. Mówi się o czterech obszarach: umysłowym, emocjonalnym, społecznym i fizycznym. Na dojrzałość wpływają biologia i predyspozycje, warunki społeczne, wreszcie sama szkoła. Biologia jest bardzo ważna, bo dziecko musi być w stanie np. wyróżnić dźwięki w wyrazie czy operować określonymi pojęciami. Fizycznie ma być sprawne, silne i skoordynowane, żeby poradziło sobie z pisaniem czy siedzeniem w ławce. Na poziomie emocji musi potrafić wytrwać dzień bez rodziców, poprosić o pomoc. Ważne, by umiało podążać za prowadzącym dorosłym. Społecznie powinno rozumieć zasady współpracy z innymi i przestrzegać ich oraz umieć rozwiązywać spory.

Wielu rodziców próbuje odroczyć obowiązek szkolny.

Jeżeli rodzice mają wątpliwości, potwierdzone przez kadrę przedszkolną, warto pójść do poradni, gdzie eksperci pomogą ocenić dojrzałość. Jeśli ich zdaniem dziecko potrzebuje czasu, nie wahałabym się poczekać. Ale jeżeli jest zainteresowane nauką, dobrze rozwinięte fizycznie i społecznie, radzi sobie z emocjami, to dlaczego nie posłać go do szkoły?

Jak sobie radzić z wątpliwościami?

Konstruktywnie. Znam moje dziecko, znam program pierwszej klasy i wiem, że z liczeniem i czytaniem ono sobie świetnie poradzi. Gorzej mu idzie mierzenie się z trudnymi sytuacjami w grupie. Nie potrafi ustępować, dzielić się. Rysuje się zatem obszar, nad którym warto pracować. Albo dochodzę do wniosku, że świetlica w szkole nie odpowiada moim oczekiwaniom. Pytanie, co z tym zrobić? Można wpływać na ofertę świetlicy, można zorganizować dziecku inną opiekę. Zawsze są możliwości manewru. Można też w zależności od oceny potrzeb i możliwości dziecka wybrać szkołę czy klasę. Są szkoły prywatne, sportowe, integracyjne.

Jak wykorzystać wakacje na przygotowanie dziecka do szkoły?

Zacznijmy od samodzielności. Zastanówmy się, które z naszych działań wzmacnia samodzielność dziecka, a które ją osłabia. Zapraszajmy dziecko do wykonywania prostych czynności, np. rozkładania sztućców, samodzielnych zakupów czy decydowania o tym, jakie książki spakować na wyjazd. Tylko nie można dziecka stale poprawiać, bo je zniechęcimy! Równie ważne jest wspieranie samodzielnego myślenia. Jak traktuję pytania dziecka? Czy zachęcam je do szukania rozwiązań? Ważne są też umiejętności społeczne. Latem nie brakuje okazji, żeby je potrenować. Stosujmy schemat: dostrzegamy trudność, akceptujemy ją i wspólnie szukamy rozwiązania.

Może się okazać, że w szkole nasz malec radzi sobie gorzej niż inni.

Radzenie sobie z niepowodzeniami to duża sztuka. Ważne, żeby pomóc dziecku nazwać to, co się z nim dzieje (rozczarowanie, smutek, frustracja) i pokonać te trudności. Doceniajmy wysiłek, jaki dziecko w coś wkłada. Jeśli nie potrafi pisać literki b, zauważmy, że choć jest mu trudno, to ćwiczy. Rzecz w tym, żeby dziecko uwierzyło, że jest skuteczne, że radzi sobie z zadaniami, nawet gdy bywa ciężko.

W pierwszej klasie dzieci często mają problem z organizacją.

Łatwo wpaść w pułapkę przejmowania odpowiedzialności. Jeśli dziecko nie rozumie, o co chodzi z pracami domowymi, to nie znaczy, że nie jest w stanie tego opanować. Jestem zwolenniczką tego, żeby dziecko wspierać, nie wyręczać. I to tylko w takim stopniu, w jakim ono tego potrzebuje. Trzeba uważnie obserwować, czy już można się wycofać. Uważam, że szkoła to głównie obszar odpowiedzialności dziecka. Pomagajmy mu w obowiązkach szkolnych (jeśli to niezbędne!), ale nie przejmujmy za nie odpowiedzialności.

Ciekawe, czy sześciolatki wiedzą o zamieszaniu wokół pierwszej klasy?

Z pewnością. Dociera do nich negatywny przekaz ze strony mediów czy rodziców. Opisywanie rozpoczęcia szkoły w kategoriach zagrożeń, nieradzenia sobie nie służy dziecku. A przecież to wyjątkowa i uroczysta chwila.

Więcej o:
Copyright © Agora SA