Czas na zmiany: szkoła to nie sklep spożywczy!

Do walki ze śmieciowym jedzeniem w szkołach stają celebryci, politycy, fundacje, a nawet sami uczniowie. Nie jest łatwo. Niezdrowych produktów bronią czasem sami dyrektorzy szkół i rodzice. A jest o co kruszyć kopie!

- Nie wiem dlaczego tak się utarło, że w szkole musi być sklepik spożywczy - zastanawia się wiceprezes Fundacji BOŚ, Barbara Lewicka-Kłoszewska. - Kiedyś to było miejsce, w którym dzieci mogły kupić drugie śniadanie: bułkę z serem, kakao. Teraz to powtórzenie sklepu spożywczego z najmniej dobrymi rzeczami dla dzieci. To przerażające: wszystko jest słodkie, słone, barwione i byle jakie - mówi.

Fundacja BOŚ już drugi raz proponuje szkołom konkurs "Sklepiki szkolne - zdrowa reaktywacja" . W ramach akcji szkoły mogą dostać grant Ministerstwa Edukacji Narodowej na wyposażenie sklepików. Liczy się pomysł i zaangażowanie.

Dostęp do niezdrowego jedzenia w szkołach jest wyjątkowo łatwy. Jak z tym walczyć? Najważniejsze, jak przekonuje Barbara Lewicka-Kłoszewska, są chęci. - Szkoła musi być wzorcem w zakresie zdrowego żywienia. Powinna być w tym świętsza niż sam Pan Bóg! - przekonuje z zapałem.

Celebryci do walki z fast foodem

W Wielkiej Brytanii wielką akcję "uzdrawiania" szkolnego menu zorganizował szef kuchni, celebryta, Jamie Oliver, który w 2005 roku w efektowny sposób zademonstrował Brytyjczykom, co ich dzieci jedzą w szkołach i jak można zastąpić niezdrowe jedzenie smacznymi, wartościowymi posiłkami. Kampania Olivera przyniosła dobre skutki, powstało prawo zobowiązujące szkolne stołówki do podawania uczniom zdrowych potraw w miejsce przetworzonej żywności.

Początkowo kampania Olivera, pokazana w programie telewizyjnym "Jamie's School Diners" ("Szkolne obiady Jamiego") spotykała się z brakiem zrozumienia. Szczególnie spektakularną formą protestu okazała się akcja rodziców z południowego Yorkshire. Ich dzieci dostawały w szkole dwie porcje owoców i trzy warzywa dziennie, a grupa rodziców przemycała przez szkolny płot niezdrowe przekąski z pobliskiego sklepu. Nie podobało im się to, że dzieci nie mogą wybierać między warzywami a "starym", sprawdzonym jedzeniem.

Rezultaty akcji Olivera okazały się jednak imponujące. Naukowcy z uniwersytetów w Essex i Oxfordzie opublikowali nawet wyniki badań, które wykazały, że od czasu wprowadzenia do szkolnych stołówek zdrowego jedzenia, średnia wyników z egzaminów w szkołach objętych programem wzrosła o kilka punktów! Dzieci mniej chorowały i miały lepsze stopnie z nauk ścisłych.

W Polsce krzewieniem wiedzy o zdrowym odżywianiu się dzieci zajmuje się między innymi Agnieszka Kręglicka, znana restauratorka i felietonistka. Dużo dobrego zrobiła także Fundacja Szkoła na Widelcu pod przewodnictwem Grzegorza Łapanowskiego, znanego dziennikarza kulinarnego. Teraz, razem z Fundacją BOŚ, Szkoła na Widelcu promuje nowy projekt prozdrowotny "Szkolne smaki", w ramach którego organizowane są konferencje oraz szkolenia dla dyrektorów szkół i kucharzy zajmujących się żywieniem uczniów.

Opodatkować śmieciowe jedzenie?

Z raportu ONZ wynika, że ponad miliard ludzi na świeci jest otyłych, a ponad 3 miliony rocznie umierają z powodu złego odżywiania się. Pomysłów na odwrócenie niepokojących statystyk jest wiele. W marcu ubiegłego roku belgijskie gazety doniosły o projekcie Oliviera De Schuttera, eksperta ONZ do spraw żywienia. Proponował on opodatkowanie niezdrowego jedzenia, np. chipsów, batoników i napojów gazowanych. Takie rozwiązanie obowiązuje już m.in. w Danii, Finlandii i na Węgrzech. Według Shuttera zmniejsza to popyt na śmieciowe jedzenie i pozytywnie wpływa na zmianę nawyków żywieniowych.

Z inicjatywy Unii Europejskiej powstał z kolei program "Owoce w szkole", w ramach którego uczniowie z uczestniczących w akcji szkół, otrzymują bezpłatnie owoce i warzywa - świeże i gotowe do spożycia. Programowi towarzyszy akcja edukacyjna mająca na celu szerzenie zdrowych nawyków żywieniowych wśród dzieci. Agencja Rynku Rolnego, odpowiedzialna za realizację "Owoców w szkole", opublikowała w raport, z którego wynika, że spożycie owoców i warzyw wśród dzieci objętych programem wzrosło o 21 proc. Ankietowani uczniowie odpowiadali, że wolą owoce od warzyw - najwięcej, bo aż 98 proc., zwolenników ma jabłko. Jego warzywnym odpowiednikiem jest ogórek, który z apetytem zjada 94,5 proc. badanych dzieci. Okazało się także, że stan wiedzy o zdrowym odżywianiu dzieci objętych programem jest wyższy niż tych nieuczestniczących w akcji.

Sklepiki szkolne - samo zło!

Co jakiś czas podnoszą się głosy, że należy kontrolować zaopatrzenie sklepików szkolnych i nie pozwolić ich właścicielom na sprzedawanie niezdrowego, śmieciowego jedzenia. Z raportu NIK z 2011 roku wynika, że w 75 proc. automatów w szkołach i w 87 proc. sklepików dzieci mogą kupić chipsy, słodkie gazowane soki, a nawet napoje energetyzujące. Dyrektorzy szkół często umywają ręce, argumentując, że sklepiki są dzierżawione osobom prywatnym, więc szkoła nie ma wpływu na ich asortyment.

Czasem opór stawiają... sami rodzice. - W jednej ze szkół postawiono automat ze słodyczami naprzeciwko drzwi do I klasy - opowiada Barbara Lewicka-Kłoszewska z Fundacji BOŚ. - Dzieci lubią kupować, automat okazał się więc atrakcją. Część rodziców nie zgadzała się na to i postulowała przeniesienie automatu na inne piętro lub w ogóle wycofanie go ze szkoły. O usunięciu nie mogło być mowy, bo szkoła miała jakieś zyski z utargu, a przeniesieniu automatu sprzeciwili się inni rodzice. Mówili, że jak dziecko nie weźmie do szkoły śniadania, to dobrze, że może sobie kupić słodki rogalik w automacie.

Co powinno znaleźć się w sklepiku szkolnym? Na pewno nie słodycze i słone przekąski. Baton jest łatwym i przyjemnym sposobem na zaspokojenie głodu, ale po chwili dziecko jest znowu głodne i zdekoncentrowane. - Ja w ogóle nie lubię nazwy "sklepik". To powinno być po prostu miejsce na zjedzenie drugiego śniadania - mówi Barbara Lewicka-Kłoszewska. - Powinny tam być kanapki z razowego pieczywa, najlepiej pełnoziarnistego, z wędliną, serem i warzywami. Do tego marchewki, suszone owoce i niesłodzone napoje. Na pewno nie słodycze i pączki!

Umowy do poprawy

Do walki z zaopatrzeniem szkolnych sklepików stanęła m.in. radna z Opola, Beata Kubica (SLD), która przygotowała projekt uchwały walczącej ze śmieciową żywnością w szkołach. Podobne akcje podejmowali radni z Tychów czy Gdańska. Okazywało się jednak, że rozwiązanie pozornie najprostsze - wyrzucenie automatów ze słodyczami ze szkół i zakazanie ajentom sklepików sprzedaży niezdrowej żywności... byłoby niezgodne z prawem, bo ograniczałoby uczciwą konkurencję.

Jest na to jednak sposób: wypowiedzenie umowy i skonstruowanie kolejnej w taki sposób, by zawierała informacje o tym, co może znaleźć się w sklepiku na terenie szkoły. Wzory takich umów można znaleźć w internecie. Czas działać, bo dane nie pozostawiają złudzeń: polskie dzieci odżywiają się bardzo źle. Nie ułatwiajmy im tego!

Więcej o:
Copyright © Agora SA