Czy kiedyś było bezpieczniej? Niekoniecznie!

Współczesnych rodziców nęka strach, że ich dziecko poza domem przestaje być bezpieczne. Uważają, że za czasów ich dzieciństwa było mniej zagrożeń. Czy to przekonanie jest słuszne?

W marcu 1987 roku, 81 proc. Polaków uznało, że czuje się bezpiecznie w swoim miejscu zamieszkania. W kolejnych latach ten odsetek malał, w 2002 roku wynosił już tylko 69 proc., a 52 proc. mieszkańców naszego kraju wyrażało obawę, że może paść ofiarą przestępstwa. Gdyby zapytać przypadkowego przechodnia, czy uważa, że kiedyś w Polsce było bezpieczniej - z pewnością odpowie, że tak. A jednak statystyki pokazują, że czujemy się bezpieczniej niż jeszcze 10 lat temu. Z badania CBOS przeprowadzonego w kwietniu 2012 roku wynika, że - wbrew obiegowemu przekonaniu, - aż 89 proc. Polaków uważa, że ich miejsce zamieszkania jest bezpieczne, a 59 proc. badanych nie boi się, że może paść ofiarą przestępstwa.

Żyjemy w czasach, w których lęk napędzany jest siłą przekazu mass mediów, a doniesienia o kolejnych tragediach, których ofiarami padły dzieci, nakręcają spiralę strachu współczesnych rodziców. - Gdy ja byłam mała, było dużo bezpieczniej - mówi 36-letnia Ewelina, mama dwójki przedszkolaków. - Całymi dniami bawiłam się przed blokiem z innymi dziećmi, mamy wołały nas tylko na obiad i kolację. Teraz nigdzie nie puściłabym swojego dziecka bez opieki. - Czy ma rację? Czy kiedyś rzeczywiście dzieci były bezpieczniejsze?

Sąsiedzi pozamykani w mieszkaniach

Marta ma dwie córki. Ostatnio zaczęła puszczać swoją pięciolatkę na nieogrodzone podwórko przed domem i do pobliskiego sklepu: - Moim zdaniem dawniej nie było mniej pedofilii i porywaczy - mówi. - Natomiast zmienił się nasz sposób życia. Kiedy dzieci bawiły się na podwórkach, a któraś z sąsiadek zawsze spojrzała na "nasze dzieci", to mniejsza była szansa, że ktoś o złych zamiarach porwie lub będzie napastował dziecko. Kiedy każda sąsiadka zamknęła się w swoim mieszkaniu i nie zna sąsiadów ani ich dzieci. Jest mniejsza kontrola społeczna.

Z danych statystycznych policji wynika, że liczba stwierdzonych przestępstw kryminalnych jest mniejsza niż kiedyś - w 1999 roku było ich ponad milion, w 2011 nieco mniej niż 800 tysięcy. Marta wydaje się też mieć rację, kiedy mówi, że kiedyś nie było mniej pedofilii. Z dostępnych danych policji wynika, że w latach 2007-2009 zaobserwowano tendencję spadkową wśród tego typu przestępstw: 8151 tysięcy małoletnich zostało pokrzywdzonych przez pedofilię w 2007 roku, w porównaniu z 6021 tysiącami nieletnich ofiar w 2009 roku. Z analizy danych statystycznych policji wynika, że liczba większości przestępstw wobec nieletnich maleje w ostatnich latach.

Bliscy są najbardziej niebezpieczni

- A poza tym sprawcami przemocy wobec dzieci najczęściej byli i są ich bliscy - dodaje wzburzona Marta i po raz kolejny ma rację. Miejsca, w których dochodzi do największej liczby przestępstw to domy i mieszkania. Chociaż i tutaj dane policyjne mogą napawać pewnym optymizmem - liczba nieletnich ofiar przemocy rodzinnej zmalała w ciągu ostatnich 15 lat: od prawie 24 tysięcy dzieci poniżej 13 roku życia w 1999 roku do 21394 tysięcy w 2011. Najwięcej odnotowano ich w 2006 roku: było ich wtedy aż 38 233! Dzięki nieustannemu seansowi stabloidyzowanych mediów, można jednak dojść do wniosku, że tych przestępstw z roku na rok przybywa.

Iza, mama pięciolatka, zauważa: - Media faszerują nasze umysły zagrożeniami, w każdych wiadomościach telewizyjnych prawie same złe, wywołujące sensację, newsy. Nikt nie mówi o miłych zdarzeniach, o świecie bez agresji i przemocy i potem takie świry oglądające telewizję robią rzeczy, od których włos się jeży! Inna sprawa, że kiedyś media mówiły mniej o świecie i wyobraźnia nie budowała tylu zagrożeń więc rodzice byli mniej ich świadomi. Na przykład moi rodzice na wczasach nad morzem szli na nocny seans do kina, a ja spałam sama w pokoju. A przecież mógł ktoś tam wejść, mogłam się obudzić i płakać, mógł być pożar...

Młodzież - taka sama czy inna?

Kiedy mówimy o bezpieczeństwie naszych dzieci, myślimy też o zagrożeniach, które stwarzają one same. Rodzice z niedowierzaniem patrzą na gimnazjalistów i słuchają doniesień o pijaństwie i narkotykach wśród młodzieży szkolnej. Policja ujawnia, że w 2000 roku zatrzymała prawie 11 tysięcy nietrzeźwych nieletnich, a w 2011 było ich już ponad 15 tysięcy. Agnieszka mówi, że kiedyś było to nie do pomyślenia: - Ostatnio odbywał się u nas festiwal rockowy, kiedy przechodziłam obok z córkami, moim oczom ukazało się pole namiotowe, a tam małolaty i każde z nich miało nieodzowne rekwizyty, czyli piwo i papierosa w ustach. Włosy zjeżyły mi się na głowie i pomyślałam: "Boże, żeby nasze dziewczyny takie nie były". Bo ja w tym wieku byłam bardzo pokorna. Fakt, były dyskoteki, może nawet bardziej uczęszczałam na tzw. pogoteki, bo lubiłam cięższą muzykę, ale chodziłam tam tylko poskakać, żadne używki mnie nie kręciły.

Nie zgadza się z nią Marta: - Mam zupełnie inne wspomnienia z własnego okresu licealnego. Może do Warszawy takie "nowinki" szybciej szły, ale pamiętam, że u nas na 18. narkotyki, że o upijaniu się do nieprzytomności nie wspomnę, to była rzecz normalna. Amfetamina i kwasy w szkole do kupienia na przerwie, brown sugar też można było skołować. Rodzice moim zdaniem nie mieli o tym w ogóle, w ogóle bladego pojęcia. Alkohol sprzedawano 15 - 16-latkom bez problemu. Łaziliśmy na podrobione na chama legitymacje do klubów studenckich. A rodzice zajęci byli pracą, rozkręcaniem biznesu i radzeniem sobie w kapitalizmie - to jest moje wspomnienie z tego okresu. Ogólnie przełom ustrojowy i lata 90' to była niesamowita zmiana i rodzice nie nadążali za tymi zmianami...

Przepisy sprzyjają bezpieczeństwu

Kolejne zagrożenie rodzice upatrują w ruchu ulicznym - zauważają, że ciągle przybywa samochodów, a wraz z nimi piratów drogowych. - Jak miałam 7 lat, sama chodziłam do szkoły - opowiada Iza, - jak miałam 5, do sklepiku w pobliżu domu. Ale nie jeździło wtedy tyle samochodów, nie było tylu wypadków, tylu młodocianych nieodpowiedzialnych kierowców. Inna sprawa, że i przepisy się teraz zmieniają, np. to, że dzieci muszą jeździć w foteliku samochodowym. Kiedyś dzieciaki leżały na tylnych siedzeniach w drodze nad morze!

Co ciekawe, statystyki policyjne wykazują, że liczba wypadków i ich ofiar wśród dzieci maleje - w 2011 roku spadła o 44,1 proc. w stosunku do 2002 roku. Zabitych nieletnich było o 58,9 proc. mniej, a rannych o 41 proc. Policja podkreśla jednak, że zdecydowana większość wszystkich ofiar wypadków wśród dzieci w wieku 0-6 lat, to, pomimo obowiązkowych fotelików samochodowych, pasażerowie pojazdów - stanowią aż 68 proc., w tym aż 56,2 proc. to ofiary śmiertelne. Niestety oznacza to, że najmłodsi są narażeni na niebezpieczeństwo, a nawet utratę życia, z winy dorosłych. Na polskich drogach, pomimo nagłaśniania problemu w mediach i organizowania kampanii społecznych, nadal można zobaczyć małe dzieci skaczące nieskrępowanie na tylnych siedzeniach samochodów, podczas gdy ich siedzący z przodu rodzice, podróżują z zapiętymi pasami i wyprzedzają pojazdy w niedozwolonych miejscach. Inna sprawa to przewożenie dzieci na rowerach - tu również fantazja Polaków nie zna granic: przywiązują do bagażników rowerowych plastikowe krzesła ogrodowe, poduszki albo sadzają dzieci na kierownicy...

Ogólnie bezpieczniej, ale lęk pozostaje

Dane statystyczne to jedno, ale trudno całkiem pozbyć się lęku o bezpieczeństwo własnych dzieci i z dnia na dzień zmienić swoje nawyki. Poczucie, że świat jest mniej bezpiecznym miejscem niż kiedyś, nie ogranicza się tylko do granic naszego kraju. Kiedy Leonore Skenazy, amerykańska publicystka i dziennikarka, pozwoliła swojemu 9-letniemu synowi pojechać bez opieki nowojorskim metrem, została okrzyknięta "najgorszą matką Ameryki". W badaniu przeprowadzonym przez Play England, organizację promującą dziecięcą zabawę, prawie połowa Brytyjskich rodziców przyznała, że nie puszcza dzieci na dwór, bo boi się o ich bezpieczeństwo.

Nadkomisarz Piotr Bieniak, z biura prasowego Komendy Głównej Policji, zapytany, czy według niego kiedyś było bezpieczniej, odpowiedział: - Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Kiedyś czasy były po prostu inne. Nie było tak rozwiniętych mediów, a odczucia społeczne zawsze związane są z tym, jakie otrzymujemy informacje. Poczucie bezpieczeństwa jest subiektywne i często wiąże się też z miejscem zamieszkania - inaczej ocenia się zagrożenia na wsi, a inaczej w mieście.

W dyskusji nad nowymi niebezpieczeństwami, które czyhają na nasze dzieci, nie brakuje głosów, że wiele z nich kreujemy sami - w wyobraźni. Media, te oskarżane o wzmacnianie lęków społecznych poprzez atakowanie odbiorców informacjami o najróżniejszych tragediach, coraz częściej podnoszą również temat odchodzenia od nadmiernej kontroli rodzicielskiej, promowania zachowań mających na celu oddanie dzieciom większej autonomii i nauczenia ich większej samodzielności. Gdy przestaniemy śledzić najświeższe doniesienia o wypadkach, morderstwach i aktach przemocy, możemy dojść do wniosku, że świat to jednak całkiem miłe miejsce, a niedługo nadejdzie jesień i nasze dzieci będą mogły znowu zacząć zbierać kasztany. Może nawet wybiorą się na spacer z koleżanką z sąsiedztwa, bez mamy?

Więcej o:
Copyright © Agora SA