Pluszaki dla domów dziecka. "Na misiach gotujemy zupy, misiami opłacamy recepty w aptekach"

Gdy zbliża się Boże Narodzenie, wraz ze świąteczną atmosferą pojawia się w nas często jeszcze chęć pomagania. Ale jak to robić sensownie, aby nasze "świąteczne otwieranie serc" naprawdę zmieniło czyjeś życie?

"Znajomy, który prowadzi rodzinny dom dziecka, napisał właśnie, że w zeszłym tygodniu przywieziono mu setkę pluszaków od darczyńców. Setkę" - tak zaczyna się wpis na Facebooku, który udostępniono ponad tysiąc razy. Jego autorka porusza ważną kwestię, nad którą zazwyczaj się nie zastanawiamy. Jak mądrze pomagać? Wystarczy, że zrobimy "coś"? Potrzebujący będą się cieszyć ze wszystkiego, bo i tak nic nie mają? Nie, nie, nie.

W opublikowanym na Facebooku poście w sarkastyczny sposób opisano to, do czego dzieciom nieuprzywilejowanym potrzebne są pluszaki. Jak się okazuje - właściwie do niczego. Bo one potrzebują - poza tym, czego darczyńcy nie chcą dać, czyli prawdziwym domem - choćby pralki oraz rzeczy, o których marzą inne dzieci w ich wieku (to nie są maskotki, a bluzy z zabawnym napisem czy konsole do gier). Potrzebne są też pieniądze, które będą wykorzystane na realne wsparcie podopiecznych.

Czasem też odwołujemy terapię u seksuologa, bo ona kosztuje, a my przecież mamy pluszaka od darczyńcy i nasze dziecko spokojnie może poopowiadać misiowi, co robił ojciec, jak często i jak się wtedy czuło. Tak samo robimy z terapią traumy, wczesnym wspomaganiem rozwoju, zajęciami na basenie czy hippoterapią.
Pod koniec miesiąca często płaczemy, bo wtedy PCPR [Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie - przyp. red.] wypłaca nam świadczenia na dzieci, a my wolelibyśmy kontyngent misiów. Na misiach gotujemy zupy, misiami opłacamy recepty w aptekach, w teatrze zamiast biletu podajemy misia. Z tym, że zawsze nas wtedy sprawdzają: czy to jest taki zwykły miś czy może miś od darczyńcy? Bo za zwykłego misia nie dadzą nam Zinnatu i nie wpuszczą na "Frozen 2", ale za tego od darczyńcy to już spoko, ten miś otwiera wszystkie drzwi.
Słyszałam też o usamodzielniającym się nastolatku z rodziny zastępczej, który chciał dostać mieszkanie socjalne, ale go wyśmiali, bo bez przesady z tą roszczeniowością, dzieciak w swoim życiu dostał co najmniej trzy setki pluszaków od darczyńców, jeszcze mu mało?

- czytamy we wpisie.

Ofiarodawcom wydaje się, że pluszakami wywołają uśmiech na twarzach dzieci, rozwiążą ich problemy. Jednak to nie maskotki są im potrzebne. "Bo jak ostatnio pytałam w kinie czy mogę zapłacić za sześć biletów sześcioma pluszakami od darczyńców to jednak nie chcieli, no i nie poszliśmy do kina. Wiem, dziwne, bo kto by się spodziewał, nie?" - kończy post autorka.

Wsparcie, które ma realne znaczenie, to m.in. to udzielane przez WOŚP. Jak fundacja pomaga dzieciom?

Zobacz wideo

Na Święta otwieramy serca

Nadchodzi Boże Narodzenie, a my chcemy komuś pomóc. Co powinniśmy zrobić?

- Dzieci nieuprzywilejowane nie oczekują serc otwartych na święta, a przez cały rok. Co gorsza rzadko potrzebują tzw. pomocy instant - mówi mi autorka wpisu na Facebooku. - Ponad 1300 dzieci poniżej siódmego roku życia znalazło się w 2018 roku w domach dziecka, choć żadne z nich, zgodnie z ustawą, nie powinno tam trafić. Stąd odpowiedź na pytanie "jak najlepiej pomóc?" jest trudna, ponieważ brzmi "stworzyć rodzinę zastępczą, bo tylko ona jest alternatywą dla placówki" - dodaje moja rozmówczyni.

Proponuje także, jeśli z różnych powodów nie jest możliwe przyjęcie dziecka do rodziny, aby skupić się na pomocy celowanej - wsparciu konkretnej rodziny i konkretnego dziecka w taki sposób, jakiego potrzebują. Na stronie Ogólnopolskiego Portalu Domów Dziecka znajdziemy spis placówek i dokładne informacje, co jest w danej chwili niezbędne. To pomoc rzeczowa, ale nie tylko - często potrzebny jest czas i umiejętności (jak np. przy udzielaniu korepetycji z chemii).

Pomoc na Boże Narodzenie. Jakie jest najlepsze rozwiązanie?

Moja rozmówczyni wskazuje na dwie rzeczy. Po pierwsze, musimy się upewnić, czy naszą intencją faktycznie jest doprowadzenie do pozytywnej zmiany w cudzej sytuacji (a jeśli tak, warto skontaktować się z organizatorami zbiórki i zadać im pytania: dla kogo, po co, w jaki ma się ona przysłużyć, jaki jest planowany efekt) czy też poprawienie własnego świątecznego samopoczucia. Jeśli motywatorem jest ta druga opcja, lepiej nie pomagać. Pomoc bezmyślna jest gorsza niż brak pomocy, a na pewno zawsze rozczarowująca dla darczyńcy.

Po drugie, jeśli decydujemy się na pomoc rzeczową, dobrym ćwiczeniem będzie postawienie na miejscu dziecka nieuprzywilejowanego własnego dziecka (albo dziecka nam bliskiego) i zadanie sobie pytania, czy ofiarowana rzecz ucieszyłaby także naszego syna/córkę. Jeśli nie, prawdopodobnie powinniśmy zmienić własne założenia dotyczące pomagania.

Bo - co warto wziąć sobie do serca - w pomaganiu nie chodzi o sam akt pomagania, o to, by odhaczyć to na liście rzeczy do zrobienia. Ono ma naprawdę pomóc.

Więcej o:
Copyright © Agora SA