W Polsce mamy społeczne przyzwolenie na niepłacenie alimentów. "Na byłe dzieci płacić nie będzie, bo nie ma z czego"

O tym, do czego i komu służą alimenty, a także jak je egzekwować od dłużnika, który nie chce płacić na utrzymanie własnych dzieci, rozmawiam z Robertem Damskim, komornikiem sądowym.Poniżej przeczytacie fragment książki Joanny Szulc, "Sama mama". Książka ukazała się 19 czerwca, nakładem Wydawnictwa Agora.
Zobacz wideo

Joanna Szulc: Nasza czytelniczka może - oby nie - mieć problemy z wyegzekwowaniem od swojego byłego męża lub partnera alimentów na dzieci. Z jaką myślą powinna zacząć walczyć o te pieniądze?

Robert Damski, komornik sądowy: Przede wszystkim z taką, że to tak naprawdę nie są jej pieniądze, tylko jej dziecka. Jako ustawowy przedstawiciel małoletniego, rodzic ma obowiązek zadbać o dobro dziecka, dostarczyć mu niezbędnych środków do życia i zapewnić odpowiedni rozwój. Podkreślam - domaganie się płacenia alimentów na dziecko to jest ustawowy obowiązek rodzica, pod którego opieką to dziecko pozostaje. Dziecko po latach może, a nawet powinno, mieć pretensje do matki, która wskutek źle pojętego poczucia honoru zrezygnowała z przyjmowania alimentów czy walki o nie.

Niektóre kobiety mówią: "Ja nic już od niego nie chcę, poradzimy sobie".

- Płacenie na rzecz dziecka to jest obowiązek, który powstaje właściwie w momencie, gdy kobieta zachodzi w ciążę. Alimenty mogą być zasądzone, nawet zanim dziecko się narodzi. Jest to obowiązek ustawowy, wynika bezpośrednio z Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który mówi wprost o tym, że rodzice winni utrzymywać swoje dziecko, winni dostarczać mu niezbędnych środków, winni partycypować w jego wychowaniu i kosztach, jakie ono pociąga. Te koszty to nie tylko pieniądze, ale też cała praca wkładana w opiekę i wychowanie.

Zupełnie niedawno był u mnie tata, który chciał "negocjować" wysokość raty alimentacyjnej zasądzonej wyrokiem. To była kwota, zdaje się, 400 zł. Próbował przekonać mnie, że to są strasznie duże pieniądze, że to absurd płacić takie pieniądze na tak małe dziecko (które zresztą chodziło już do piątej klasy szkoły podstawowej). Zaproponowałem, żeby może, za zgodą matki dziecka, zdecydował się przez miesiąc uczestniczyć w jego wychowaniu w taki sposób, że weźmie je do domu, będzie przywoził je do szkoły i odbierał po lekcjach, zawoził na zajęcia pozalekcyjne, na treningi piłki i na basen, kupował jedzenie, robił pranie… Facet patrzył na mnie i w końcu powiedział: "Panie, czyś pan zgłupiał? Przecież ja bym na to w ogóle nie zarobił!". No i tak jest, że dać pieniądze jest czasem dużo prościej niż wziąć na siebie ciężar wychowywania i opieki nad dzieckiem.

Jeśli jedna osoba musi i zarabiać, i wychowywać za dwoje - bo drugi rodzic się wypisał - to dziecko siłą rzeczy na tym cierpi. Mama pracuje ponad siły, nie ma czasu ani zadbać o siebie, ani pobyć z dzieckiem.

- Znałem takiego ojca, który "świetnie" się dzieckiem opiekował w taki sposób, że zabierał je do kina, kupował mu prezenty, ale nie płacił alimentów. To była sytuacja nie fair, bo dziecko oczywiście było zachwycone niedzielnymi wypadami z tatą, ale matce brakowało na podstawowe rzeczy dla niego, na jedzenie, zeszyty, buty. Alimenty mają zapewnić utrzymanie. Słowo alimentum oznacza pożywienie. Płacenie alimentów to kwestia podstawowa, to jest dawanie "na chleb".

Rozstanie rodziców nie jest winą dziecka, powinno ono mieć zapewnione odpowiednie warunki. A alimenty są przeznaczane właśnie na zapewnienie bytu dzieckuRozstanie rodziców nie jest winą dziecka, powinno ono mieć zapewnione odpowiednie warunki. A alimenty są przeznaczane właśnie na zapewnienie bytu dziecku fot. Shutterstock

Alimenty należą się dziecku bez względu na to, czy rodzice mają ślub.

- Tak, powinny być ustalone także wtedy, gdy rozstaje się para, która nie miała ślubu, więc nie ma też sprawy rozwodowej. Można wystąpić do sądu o ustalenie alimentów. Rodzice mogą też ustalić między sobą kwotę alimentów, spisać umowę. Taka umowa pozwala rodzicowi, który nie mieszka z dzieckiem, zyskać poczucie, że w konkretny sposób uczestniczy w wychowaniu dziecka. (...)

W Polsce ponad 80 procent ojców, którzy mają zasądzone przez sąd alimenty na dzieci, nie płaci ich.

- Tak, statystycznie na dziesięciu zobowiązanych do płacenia alimentów rodziców płaci tylko dwóch. Jest to jedna z najgorszych statystyk w Europie. Ponad 90 procent dłużników alimentacyjnych to mężczyźni, co jako facet przyznaję ze smutkiem.

Dlaczego nie płacą?

- Odpowiedź wynikająca z mojego doświadczenia jest taka: "Bo można nie płacić".

Jak można nie płacić?

- Po pierwsze, jest na to przyzwolenie społeczne. Po drugie, państwo wciąż nie podejmuje takich działań, jakie mogłoby podejmować, żeby pomóc odzyskiwać dla dzieci należne im alimenty.

Co to znaczy w praktyce, że jest przyzwolenie społeczne na niepłacenie alimentów? Ktoś powie: "Nie płać, chłopie", on nie płaci i nie ma na niego sposobu?

- Sposoby są, ale komornik, który jest ostatnim ogniwem wymiaru sprawiedliwości i zajmuje się egzekwowaniem zasądzonych alimentów, zderza się z fikcją, którą na użytek dłużnika alimentacyjnego tworzą jego bliscy. Ja to nazywam: Zorganizowana Grupa Wspierająca Dłużnika. W jej skład wchodzą najczęściej rodzice tego dłużnika, szczególnie matka, często także nowa partnerka. Czasem są to krewni, znajomi, którzy zgadzają się, żeby coś z majątku przepisać na nich i w ten sposób wykiwać złego komornika. Ale też pracodawcy. Wydaje im się, że tego wymaga lojalność, że pomogą wykiwać komornika albo "byłą". Te osoby nie rozumieją, że tu nie o komornika i "byłą" chodzi. Oni oszukują dziecko. Gdyby to zrozumieli, może to przyzwolenie społeczne dla niepłacenia alimentów byłoby mniejsze.

Dziadkowie nie rozumieją, że wnukom dzieje się krzywda?

- Często jest tak, że ojciec dziecka po rozwodzie wprowadza się do swoich rodziców. Kiedy jadę do niego, by porozmawiać o alimentach, widzę także dziadków dziecka. To pytam: "Kiedy widzieliście ostatnio wnuka, wnuczkę?". Mówią nierzadko, że nie widują się z wnukami, nie wiedzą, co u nich słychać. Kiedyś w takiej rozmowie widziałem, że do dziadka coś jakby dotarło, miał łzy w oczach. Ale to nie jest powszechna reakcja.

Ja nie mam wątpliwości, że matczyne serce zawsze będzie za synem. Jaki by nie był. Matka jest w stanie każde świństwo wybaczyć. I widzę często, jak matka chroni swojego "synka", faceta czasem grubo po czterdziestce. Jest wielu takich "synków", którzy nie przepracowali ani dnia, żyją z renty czy emerytury matki. Cenią sobie wolność, niezależność i towarzystwo kolegów. Mama go wspiera. Przychodzi z nim do kancelarii komornika i tłumaczy, że on jest biedny, że "to zła kobieta była", że ona prawdopodobnie zadawała się z wszystkimi w tej miejscowości, a jego wrobiła w alimenty, że lekarz i sąd są opłaceni… Obiecuje, że co miesiąc coś za niego będzie płaciła, byle on nie poszedł do więzienia. Takich dłużników określam mianem Piotrusia Pana. To pierwsza z czterech najczęstszych kategorii, z którymi się spotykam.

Jakie są następne?

- Smerf Ciamajda. Przychodzi do kancelarii i ze łzami w oczach opowiada, jak kocha dzieci i jak chciałby na nie płacić. Tylko myli kancelarię komornika z biurem pośrednictwa pracy. Mówi: "To niech pan da mi pracę". Na pytanie o doświadczenie zawodowe odpowiada, że tak właściwie to jeszcze nigdzie nie pracował, ale ma duże aspiracje, którym pracodawcy nie są w stanie podołać.

Chce dużo zarabiać i się nie napracować?

- Najczęściej tak. Nie wiem, co Smerf Ciamajda zrobiłby, gdyby dostał pracę. Może by ją podjął. A może to tylko moje pobożne życzenie.

Były partner wyjeżdża za granicę i ślad po nim ginieByły partner wyjeżdża za granicę i ślad po nim ginie fot. Shutterstock

Trzecia grupa, niestety coraz liczniejsza, to dłużnicy spod znaku Sindbada Żeglarza. O ich dzieciach socjologowie mówią: "eurosieroty". Tata wyjeżdża do pracy za granicę i z chwilą przekroczenia granicy Rzeczypospolitej "zapomina" o obowiązku alimentacyjnym. Ci dłużnicy często są zatrudnieni w innych krajach, ale nie przysyłają pieniędzy na dzieci. Od momentu likwidacji na granicach barier wymagających pokazania dowodu czy paszportu bardzo trudno jest takich Sindbadów Żeglarzy kontrolować. Matki, których dzieci nie otrzymują alimentów, przychodzą do komornika i mówią: "Wiem, że były mąż wyjechał za granicę, ale nie wiem, gdzie przebywa, nie mam z nim kontaktu".

Obecnie jedyna możliwość namierzenia kogoś takiego - zastrzeżenie paszportu - jest zupełnie nieskuteczna. Choć dłużnik łamie prawo, nie płacąc na dzieci, właściwie trudno wywrzeć na niego jakiś nacisk.

Ostatnia kategoria dłużników alimentacyjnych wedle mojego podziału to Lisek Chytrusek.

Sprytny taki?

- Bardzo dobrze zna się na przepisach, ma to rozpracowane: na kogo przepisać majątek, jak oficjalnie nic nie mieć. Świetnie umie się kamuflować, wykorzystuje Zorganizowaną Grupę Wspierającą Dłużnika. To najtrudniejszy rodzaj dłużnika, ale też największa radość, kiedy się go jednak złapie na kłamstwie czy przeoczeniu i ściągnie się należne dziecku alimenty.

Powiedziałeś, że dłużnika wspiera także nowa partnerka. Nie rozumie, że on ma dzieci i zobowiązania wobec nich?

- Przychodzi pani do kancelarii komornika i tłumaczy, że on teraz jest w nowym związku, potrzebuje środków, podjął pracę, ale zły komornik zajął mu wynagrodzenie i pobiera z niego do 60 procent. Jak tu teraz dalej żyć? Kiedyś usłyszałem od dłużnika, że on ma teraz nowe dzieci i na byłą żonę oraz - uwaga - na BYŁE DZIECI płacić nie będzie, bo nie ma z czego.

Naprawdę trzeba mieć dużo odporności i dosyć duże biurko, żeby nie wstać zza niego i nie załatwić tej sprawy tak, jakby się w takiej chwili chciało. Określenie "byłe dzieci" nie jest godne mężczyzny, nie jest godne człowieka.

Tym nowym partnerkom, które biorą dłużnika alimentacyjnego z dobrodziejstwem inwentarza, radzę pamiętać, że to jest facet z pewnym bagażem. Kiedyś miałem sytuację, w której nowa partnerka strasznie broniła takiego dłużnika, jak lwica. Po kilku latach przyszła do mnie… po alimenty od niego. Myślała, że jej nie kojarzę, ale akurat dobrze ją zapamiętałem. Spotkało ją dokładnie to, co wcześniej jego poprzednią partnerkę.

Ludzie się aż tak nie zmieniają…

- Z mojego doświadczenia wynika, że jak już się zmieniają, to często na gorsze.

To wszystko, co opowiadasz, brzmi okropnie pesymistycznie. Nic, tylko siąść i płakać. A ja nie chcę, żeby moje czytelniczki miały poczucie bezradności. Co mogą robić, jeśli nie dostają na dzieci alimentów?

- Zdecydowanie nie należy się poddawać. Jeśli dłużnik alimentacyjny nie płaci rat, od razu trzeba działać.

Od razu - to znaczy kiedy? Alimenty płaci się do dziesiątego dnia każdego miesiąca. Załóżmy, że jedenastego i dwunastego alimentów wciąż nie ma, i…?

- Najpierw warto porozmawiać i wyjaśnić, czemu nie ma przelewu. Przy okazji powiem, że panowie powinni tego pilnować, by na wpłatę alimentów każdorazowo mieć potwierdzenie. Wystarczy, że będzie to przelew tytułem alimentów. Mówię to, bo potem słyszę od dłużnika: "Ale ja płaciłem, ona kłamie". Pytam o dowód wpłaty. Nie ma? Nie mogę dłużnikowi zaufać.

Jeśli przelewów nie ma, a dłużnik uchyla się od rozmowy albo wprost mówi, że nie będzie płacić, od razu warto iść do komornika.

Tu jeszcze chciałbym wyraźnie coś powiedzieć. Bardzo często słyszę od pań, że skoro "on nie płaci alimentów na dziecko, to ja mu tego dziecka w dniu widzenia nie dam". Po pierwsze, dziecko nie jest przedmiotem. Nie można go traktować jak zastawu. Po drugie, niepłacenie alimentów jest przestępstwem, ale utrudnianie kontaktów z drugim rodzicem dziecka również jest przestępstwem. Radziłbym o tym pamiętać.

Dziecko nie jest rzeczą, a jego rodzice często o tym zapominająDziecko nie jest rzeczą, a jego rodzice często o tym zapominają fot. Shutterstock

Często spotykasz się z takimi przypadkami "zemsty" ze strony kobiet?

- Trudno to ocenić, bowiem słyszę o tym w zasadzie jedynie od ojców i nie mam możliwości zweryfikowania prawdziwości ich słów, niemniej nawet jeden taki przypadek to o jeden za dużo. Utrudnianie kontaktów dziecka z rodzicem po to, by coś na tym rodzicu wymusić, to wyjątkowo perfidne działanie.

Jak się przygotować do wizyty u komornika? Co ze sobą zabrać?

- Dwa dokumenty. Wyrok sądu zaopatrzony w klauzulę wykonalności (to jest zwykle taka duża pieczęć z tyłu, która głosi, że ten wyrok nadaje się do wykonania). Oraz wniosek egzekucyjny (do pobrania ze strony kancelarii lub w samej kancelarii). We wniosku wpisuje się, za jaki okres alimenty nie były płacone. W formularzu są także rubryki, gdzie prosimy o wpisanie informacji o dłużniku. Gdzie ostatnio pracował, gdzie mieszka, gdzie go można spotkać. Niektórzy się na to zżymają. Ale to służy jedynie temu, by - jeśli to możliwe - zaoszczędzić czas. Jeśli komornik do wszystkich tych informacji musi dojść sam, zabiera mu to czas, który dłużnik może przeznaczyć na przykład na ukrycie majątku.

Jeszcze jedna ważna rzecz. Kobieta, która idzie do kancelarii komornika, proszona jest, by poczucie wstydu zostawić za jej drzwiami. Widzę często panie, które błąkają się po korytarzu i walczą ze wstydem, mają opory, by wejść i dochodzić pieniędzy dla dziecka. Dla nich ułożyłem taką rymowankę:

Zadbaj o swych dzieci byt, alimenty to nie wstyd. Zapamiętaj powiedzenie: Wstyd to niepłacenie.

Naprawdę się wstydzą?

- Tak. Albo obawiają się, że on się obrazi, zerwie kontakty z dzieckiem albo na złość przestanie w ogóle płacić. A tak to może kiedyś zapłaci. No, ale to jest szantaż. A samo niepłacenie alimentów to jest przemoc, przemoc ekonomiczna. Nie wolno takiemu szantażowi ulegać.

Zresztą - można sprawę do komornika przynieść, a gdy dłużnik zacznie płacić, na każdym etapie można ją od komornika zabrać.

Co dzieje się później, gdy już wniosek zostanie złożony?

- Kobiety, które zdecydują się przyjść do komornika, często myślą, że po tym, co przeszły w sądzie, teraz będą miały sprawę załatwioną raz-dwa. Po maratonie oczekują sprintu. Tego, że komornik szybko wyegzekwuje należności. Niestety, jeśli trzymać się terminologii sportowej, to u komornika zaczyna się triathlon. Dlatego lepiej nie zwlekać z jego rozpoczęciem, bo to potrwa.

W 2017 roku weszły w życie nowe przepisy dotyczące ścigania uporczywych dłużników alimentacyjnych. Podobno ma być teraz szybciej.

- Bardzo bym chciał, żeby tak było. A jak będzie, zobaczymy. Kibicuję niektórym rozwiązaniom, sam zresztą je od dawna postulowałem. Od lat działam na rzecz poprawy ściągalności alimentów, jestem także w zespole powołanym przez Rzeczników Praw Dziecka i Praw Obywatelskich właśnie do spraw poprawy ściągalności alimentów. Moje pomysły wynikają z praktyki. Wiem, z czym zderza się komornik, gdy ściga dłużnika alimentacyjnego.

Moje propozycje nigdy nie szły w kierunku zaostrzenia kar. Nie uważam, żeby dłużników alimentacyjnych należało zamykać w więzieniach. To byłoby zupełnie bez sensu, nie tylko dlatego, że nie mamy tylu miejsc w więzieniach. Ja, jako podatnik, nie godzę się na to, żeby z moich pieniędzy utrzymywać dłużników alimentacyjnych. Miesięczny koszt pobytu osadzonego w zakładzie karnym to przeszło 3 tysiące złotych. Do tego taki osadzony nie pracuje. A alimenty nadal powinien płacić. Dziecko nie dostaje alimentów, a podatnicy utrzymują jego ojca.

Ale to nie wszystko. Jest jeszcze ważny problem stygmatyzacji dziecka. Ono jest niejako ukarane dwukrotnie. Nie dostaje od taty pieniędzy na utrzymanie, nie ma z nim kontaktu i jeszcze musi funkcjonować w swoim środowisku jako to, którego rodzic przebywa w zakładzie karnym.

Od dawna postulowałem i cieszę się, że ta propozycja ma zwolenników, by wprowadzić dla uporczywych dłużników alimentacyjnych dozór elektroniczny. Mamy już od 31 maja 2017 roku taką sankcję w Kodeksie karnym (art. 209 KK); mam nadzieję, że będzie ona ogólnie dostępna i stosowana, że wystarczy sprzętu potrzebnego do stosowania nadzoru elektronicznego.

Jak dozór elektroniczny ma poprawić ściągalność alimentów?

- Odpowiem na przykładzie.

W małej miejscowości ludzie o sobie bardzo dużo wiedzą. I wiedzą na przykład, że dłużnik zatrudniony jest u pana X. Matka dziecka przychodzi do komornika i mówi: "Panie komorniku, dlaczego pan mu nie zajął wynagrodzenia? Przecież wszyscy wiemy, że on pracuje u X". Komornik najpierw wysyła tzw. zapytanie o płatnika składek do ZUS. "Drogi ZUS-ie, kto za tego płatnika odprowadza składki?". ZUS odpisuje: "Bezrobotny, bez prawa do zasiłku, niezarejestrowany, nikt za niego nie opłaca". Stwierdzone urzędowo. Ale komornik może być dociekliwy albo chociażby zmęczony tym, że matka dziecka wciąż dopytuje się, co z tymi alimentami. Wstaje zza biurka, idzie i sprawdza, czy dłużnik pracuje u X. Zastaje go tam i na pytanie: "Co pan tu robi?", słyszy odpowiedź: "Wpadłem do znajomego na kawę". I póki nie ma dozoru elektronicznego, to komornik właściwie niewiele może zrobić. Nawet jeśli przyjdzie do tego zakładu Państwowa Inspekcja Pracy, to jej przedstawiciel dowie się dokładnie tego samego. Ale jeśli ten dłużnik będzie miał na ręce albo nodze elektroniczną obrączkę, rejestrującą miejsce pobytu, to wyjdzie na to, że on na tę kawę przychodzi codziennie na osiem godzin. Baza, do której loguje się sygnał z nadajnika, znajduje się u dłużnika w mieszkaniu. Na wyjście poza nie trzeba dostawać każdorazowo zgodę. Dłużnik nie dostanie zgody na to, by wychodzić "na kawę" codziennie na osiem godzin. A jeśli wyjdzie bez zgody, najbliższy patrol policji uniemożliwi mu pracę na czarno.

Pracodawca także nie będzie skory zatrudniać nielegalnie człowieka z obrączką na nadgarstku czy kostce. Po co ma ryzykować? I co ten kandydat na pracownika zrobił, że ma dozór?

No i rzecz najważniejsza: miesięczny koszt dozoru elektronicznego to nieco ponad 300 zł. I skazany może legalnie pracować.

Co się musi stać, żeby dłużnik dostał taką "obrączkę"?

- Musi wpłynąć zgłoszenie do prokuratury. Może to zgłosić matka dziecka, może to zrobić komornik, choć nie wszędzie takie rozwiązanie się praktykuje. Ja akurat zgłaszam takie sprawy do prokuratury. Przepisy mówią, że jeżeli obywatel podjął podejrzenie popełnienia przestępstwa, to ma obowiązek o tym poinformować prokuraturę. A ja uważam, że jestem nie tylko obywatelem, ale też funkcjonariuszem, i dlatego zgodnie z art. 209 KK zawiadamiam o przestępstwie, żeby ktoś nie zarzucił mi, że nie dopełniłem swego obowiązku.

Można tę sprawę zgłosić na policję?

- Można, ale to wydłuża cały proces. Przy okazji opowiem ci historię. Usłyszałem niedawno, że pewna policjantka, przyjmując od matki dziecka zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa niepłacenia alimentów, powiedziała: "No, nie przesadzajmy, że to przestępstwo, ojciec dziecka czasem coś tam zapłacił, może nie całą kwotę, ale coś tam dał". To ja bym się chciał dowiedzieć, czy tak samo zareagowałaby ta policjantka, gdyby jej pracodawca raz płacił jej 10 procent wynagrodzenia, raz 20, czasem w ogóle by nie płacił… Czy też uznałaby, że nie ma co przesadzać i dochodzić swego?

Wpływa zgłoszenie do prokuratury i co dalej?

- Najpierw odbywa się rozmowa z prokuratorem, potem - jeśli nadal nie ma wpłat - może zostać zasądzony dozór elektroniczny, ostatnią sankcją jest kara pozbawienia wolności.

Rozumiem, że sankcje grożą za uporczywe niepłacenie. Jak się określa tę "uporczywość"?

- Do niedawna uporczywość rozumiana była tak, że dłużnik nie płaci w ogóle nic. Bo jeśli zapłaci choćby 10 złotych raz na kilka miesięcy, to już nie jest uporczywym dłużnikiem. To się zmieniło. Obecnie za uporczywe niepłacenie alimentów rozumie się sytuację, gdy rodzic nie wpłaca przez trzy miesiące trzech pełnych kwot alimentów.

I wtedy może być ścigany i mieć dozór elektroniczny?

- Zobaczymy, jak to będzie działało. Tak mówią nowe przepisy.

Ponad 90 procent dłużników alimentacyjnych to mężczyźniPonad 90 procent dłużników alimentacyjnych to mężczyźni fot. Shutterstock

Powiedziałeś, że państwo nie robi wszystkiego, co mogłoby robić, by pomóc w ściąganiu alimentów. Czego konkretnie?

- Od dawna postuluję wprowadzenie Rejestru Uporczywych Dłużników Alimentacyjnych (RUDA). Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, czemu dłużnik alimentacyjny, który może być winien kilkadziesiąt, nawet kilkaset tysięcy złotych, korzysta z dobrodziejstwa anonimowości.

On nie musi być przecież nigdzie wpisany, do żadnego z rejestrów, no chyba że pieniądze za niego wypłaca Fundusz Alimentacyjny. Może więc wziąć kredyt, rozwijać firmę, żyć luksusowo i nie płacić alimentów.

Skutki wynikające z bycia wpisanym do takiego rejestru winny być na tyle poważne, by nikomu nie opłacało się do niego trafić. A jeżeli już trafi, to żeby chciał jak najszybciej stamtąd zniknąć.

Jakie skutki?

- Rozmaite. Na przykład podwyższoną składkę na ubezpieczenie OC. Taki rejestr mógłby być połączony z europejskimi systemami takimi jak Alert. Sindbad Żeglarz ubiegający się o pracę za granicą mógłby być przez potencjalnego pracodawcę sprawdzony i okazałoby się wówczas, że jest w swoim kraju ścigany za niepłacenie alimentów.

Co jeszcze źle działa?

- Przepływ informacji między ZUS-em a komornikiem. Obecnie komornik ma obowiązek sprawdzić raz na pół roku, czy dłużnik nie podjął pracy. Jeśli ja sprawdzę i dostanę informację, że dłużnik nie pracuje, a tydzień później on już podejmie legalną pracę, ja przez następne sześć miesięcy o tym nie wiem i nie zajmuję jego wynagrodzenia. Dobrze byłoby, gdyby ZUS poinformowany o tym, że dana osoba jest dłużnikiem alimentacyjnym, mógł automatycznie zawiadamiać komornika o podjęciu przez niego pracy.

Jako prawnik mam dość sytuacji, w której dłużnik alimentacyjny na pytanie: "Z czego się pan utrzymuje, skoro przez dziesięć lat nie zapłacił pan nawet złotówki na utrzymanie swojego dziecka?", odpowiada: "Z niczego". Na pytanie o zawód mówi, że z zawodu jest bezrobotnym.

Mam dosyć fikcji, drwienia z prawa. Jeżeli zapadł wyrok, to należy go wykonać, tak samo, gdy chodzi o alimenty, jak i w innych sprawach.

W ten sposób w Polsce przyzwala się na to, żeby wymiar sprawiedliwości był ośmieszany. Cóż z tego, że zapadł wyrok, skoro tym wyrokiem nikt się nie przejmuje. Jeżeli tylko rodzic, który zostaje z dzieckiem, jakoś sobie radzi finansowo, mimo że nie dostaje alimentów, państwo nic nie robi w tej kwestii.

Znam wiele matek, które samodzielnie wychowują dzieci. Tylko nieliczne tak naprawdę nie mają problemów finansowych. Większość wciąż musi wybierać: czy zapisać dziecko na zajęcia, czy kupić mu buty. Te kobiety nie kupują na śniadanie bułek, bo chleb wychodzi taniej. I nadal nie mogą liczyć na pomoc państwa, jeśli nie dostają alimentów.

- Aby samotna matka, której były mąż nie płaci alimentów na dzieci, mogła otrzymywać z Funduszu Alimentacyjnego jakiekolwiek pieniądze (nie więcej niż 500 zł miesięcznie), jej dochód nie może przekraczać niewiele ponad 800 złotych na jednego członka rodziny na miesiąc. To są śmiesznie małe pieniądze. Nie rozumiem, czemu Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej tak bardzo odżegnuje się od tego, by ten próg był skorelowany na przykład z najniższym wynagrodzeniem. Wtedy wzrost minimalnego wynagrodzenia powodowałby automatyczne podwyższenie tego progu.

Teraz wystarczy, że samodzielna matka jednego dziecka zarabia na przykład dwa tysiące brutto, i już nie może liczyć na pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego, a pamiętajmy, że jeśli przekroczy wspomniany próg na osobę, to nie dostanie także 500 plus na pierwsze dziecko. Jej dziecko nie dostaje ani alimentów, ani wsparcia od państwa.

Mówi się o takich dzieciach - "dzieci spoza kryterium". Państwo ich nie dostrzega. Najlepiej by było poprawić ściągalność alimentów, żeby mogły liczyć w pierwszej kolejności na oboje rodziców.

Ilu dzieci w Polsce dotyczy ten problem? Ile dzieci w Polsce nie dostaje od jednego z rodziców ani grosza na utrzymanie, a drugiego widuje rzadko, bo ten pracuje ponad siły i dorabia po godzinach? Ile dzieci nie ma kasy na wakacje, zajęcia dodatkowe, sprzęt sportowy?

- To są delikatne dane, nie ma jakiegoś rejestru. Ale można to oszacować na podstawie tego, ile jest wyroków zasądzających alimenty i jaka jest ich ściągalność. I przy bardzo ostrożnych wyliczeniach wychodzi milion dzieci. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby to było nawet i półtora miliona.

Zastanawiam się, czy w twojej pracy coś cię jeszcze w ludziach dziwi. Zaskakuje?

- Niedawno przyszedł do mnie dłużnik alimentacyjny, który wrócił z dłuższego pobytu za granicą. Przyszedł spytać o kwotę długu. Była pokaźna. Spłacił ją jeszcze tego samego dnia. Pomyślałem sobie, jak bardzo zaskoczyła mnie jego postawa, która tak naprawdę jest postawą całkiem naturalną.

Jakiś czas temu czytałem książkę opowiadającą o czasach Drugiej Rzeczypospolitej. Opisany był w niej oficer, który miał ogromne długi wynikające z jego słabości do gier liczbowych i koni. Dla niego spłata długu była kwestią honoru. Sprzedał wszystko, co miał, byleby oddać ludziom to, co był im winien.

Dziś nikt nie mówi o honorze w kontekście spłaty długów. I to jeszcze byłbym w stanie zrozumieć. Ale żeby nie mieć honoru i poczucia powinności w kwestii spłacania długów alimentacyjnych - tego nie umiem zrozumieć. Moi klienci są dumni z tego, że wykiwali komornika czy w ogóle wymiar sprawiedliwości. A ja w nich widzę ludzi, którzy wykiwali własne dzieci.

Informacji o tym, jak radzić sobie w dochodzeniu alimentów, szukaj w sieci pod hasłem:

Alimenty to nie prezenty

Dla naszych dzieci

Alimenty - Fundacja Kids

***

Joanna Szulc to dziennikarka, redaktorka (m.in. była naczelna miesięcznika "Dziecko") autorka książek, a także mama dwóch dziewczyn. Sama mama. Napisała książkę, żeby pomóc kobietom w podobnej sytuacji jak ona. Dzieli się w niej swoimi doświadczeniami, opowiada o momentach przełomowych, chwilach trudnych i smutnych, ale i o tych, w których wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. A przede wszystkim  rozmawia z ludźmi, których wiedza i doświadczenia są pomocne w mierzeniu się z kolejnymi etapami rozstania i budowania życia na nowo:

  • z terapeutą Wojciechem Stafaniakiem rozmawia o kryzysach w związku,
  • z psychiatrą Dorotą Bzinkowską - o dojrzewaniu do decyzji o rozwodzie,
  • z psychoterapeutką Joanną Salbert - o tym, jak dzieci przeżywają kryzys w związku rodziców,
  • z mediatorką Tamarą Pocent - o tym, jak mediacja pomaga w dobrym rozstaniu,
  • z psychoterapeutą Jędrzejem Kosewskim - o tym, jak mężczyźni przeżywają rozstanie,
  • z psycholożką dziecięcą Aleksandrą Ksokowską-Robak - o tym, jak bezpiecznie przeprowadzić dziecko przez proces rozstania rodziców,
  • z adwokatką Barbarą Laskowską - o pozwie,  sądzie i różnych scenariuszach rozwodu,
  • z mediatorką NVC Martą Sikorską - o tym, jak się rozstać z łagodnością,
  • z komornikiem sądowym Robertem Damskim - o alimentach,
  • z socjolożką dr Małgorzatą Sikorską - o "rozwódkach" w Polsce,
  • z psychoterapeutą dr. Andrzejem Gryglewiczem - o przepracowywaniu trudnych emocji po rozstaniu,
  • z coachem Haliną Piasecką - o poszukiwania szczęścia po rozwodzie,
  • z psychoterapeutką i coachem Tatianą Mindewicz-Puacz - o gotowości na  nową miłość,
  • z trenerką rozwoju osobistego Ewą Rutkowską - o trudnej zmianie i happy endzie.

Książkę znajdziecie w księgarniach i na kulturalnysklep.pl.

'Sama mama. Jak przejść przez rozwód i żyć dalej', Joanna Szulc, Wydawnictwo Agora'Sama mama. Jak przejść przez rozwód i żyć dalej', Joanna Szulc, Wydawnictwo Agora materiały promocyjne

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.