Podbieranie drobnych rodzicom, pisanie usprawiedliwień. Tych rzeczy z dzieciństwa się wstydzimy [HISTORIE]

Gdy byliśmy dziećmi, robiliśmy wiele dziwnych, niekiedy wątpliwych moralnie rzeczy. Wtedy towarzyszył im dreszczyk emocji, dziś - częściej poczucie wstydu.

Podrabianie podpisów, pisanie usprawiedliwień

Klasyka dzieciństwa? Podrabianie podpisów rodziców. Podpisywaliśmy gorsze stopnie, uwagi, pisaliśmy usprawiedliwienia. Metody były różne, czasem podpis opanowywaliśmy do perfekcji sami, czasem lepiej jako nasz rodzic podpisywała się koleżanka.

- W pierwszej klasie podstawówki zrobiłam coś niewyobrażalnie głupiego - wspomina Agnieszka. - Byłam wzorową uczennicą, aż tu jednego dnia pani wpisała całej klasie uwagi - już nie pamiętam za co, ale zastosowała taktykę odpowiedzialności zbiorowej. Przyszłam do domu, poszłam spać, przyszłam do szkoły... i dopiero, kiedy wychowawczyni powiedziała, że będzie sprawdzała podpisy rodziców, przypomniałam sobie o uwadze. Oczywiście, podpisałam się imieniem i nazwiskiem taty - jak to wyglądało w wykonaniu siedmiolatki, łatwo sobie wyobrazić. Miałam potem rozmowę z panią i rodzicami - na szczęście nikt nie krzyczał, to było bardziej tłumaczenie. Zostało to ze mną na długo.

Siedmiolatka zareagowała odruchowo, aby nie pokazać nauczycielce braku podpisu, starsi robili to celowo.

- Pisałam sobie zwolnienia z WF-u - mówi Monika. - Generalnie, już w liceum, prowadziłam na lewo dzienniczek, który sama sobie uzupełniałam - dodaje. - Uzupełniałam też koledze z innej klasy zwolnienia, usprawiedliwienia itp.

Ola dobrze wiedziała, jak wykorzystać moment. - Usprawiedliwiałam nieobecności kolegom z klasy, jak szło się po dziennik - śmieje się.

Zobacz wideo

Zielone kanapki zza kanapy

Niezjedzone kanapki ze szkoły rzadko lądowały na kuchennym blacie. Najczęściej musiały odleżeć swoje w plecaku albo w innym miejscu.

- Koleżanka podkładała pod materac kanapki, których nie chciała zjadać w szkole. Zaczynały śmierdzieć i mama się dowiadywała - relacjonuje Kaśka.

- Ja wrzucałam kanapki za regał. Rodzice zorientowali się dopiero przy przestawianiu mebli. Nie mam pojęcia, czemu to robiłam, przecież mogłam po prostu dać psu do zjedzenia - wspomina Julia.

Jak się okazuje, wiele osób miało w dzieciństwie upatrzone miejsca, w których składowało niezjedzone kanapki. Lądowały za regałem, pod (i za) łóżkiem, czy pod kuchennymi szafkami.

Telefony do nieznajomych

Czasy telefonów stacjonarnych, gdy nie można było zidentyfikować numeru dzwoniącego, były idealną okazją do robienia żartów. Dzwoniło się do osób, których numery znaliśmy albo do tych całkowicie przypadkowych, znalezionych w książkach telefonicznych.

- "Ja wykręcam, ty mówisz" - hasło pojawiało się błyskawicznie, a w słuchawce było słychać tylko śmiech - wspomina Paula.

- Nie pamiętam dokładnie, co mówiliśmy osobom, do których dzwoniliśmy - zastanawia się Marlena. - Nie wydaje mi się, żeby to było coś spektakularnego, ale zawsze doskonale się bawiliśmy.

Niektórzy próbowali dzwonić do obcych, gdy pojawiły się telefony komórkowe, ale gdy po chwili nasz rozmówca do nas oddzwaniał, zabawa nie dawała już tyle radości.

Kradzież zazwyczaj dotyczyła drobnych rzeczy - ołówka koleżanki, słodyczy z torebki babci...Kradzież zazwyczaj dotyczyła drobnych rzeczy - ołówka koleżanki, słodyczy z torebki babci... fot. Shutterstock

Nieszkodliwe aktywności?

Czego jeszcze się wstydzimy? Kradzieży. Kiedyś wydawało nam się to zupełnie nieszkodliwym zachowaniem. Potrzebowaliśmy czegoś, to sobie to organizowaliśmy.

- Podbierałam mamie drobne z portfela. Teraz wiem, że mogłam po prostu ją o nie poprosić, wtedy wydawało mi się, że szybciej będzie, jak zrobię to sama. No i nie musiałam się tłumaczyć - zdradza Anka.

Ale podkradanie czasem kończyło się też wielkimi wyrzutami sumienia.

- Podobała mi się bandamka jednej z dziewczyn na kolonii. Gdy nie patrzyła, włożyłam ją do swoich rzeczy. Później, już po powrocie do domu, miałam wrażenie, że z daleka widać, że nie jest moja - wspomina Sylwia.

- Ja zabrałam koleżance błyszczyk. W kulce, owocowy. Miała takich kilka, nawet nie zauważyła, że jeden jej zniknął. A ja bałam się używać tego wykradzionego, sądziłam, że od razu będzie wiedziała, że mam go na ustach - mówi Gośka.

Nielegalne oglądanie TV

Nie wszyscy rodzice oglądali telenowele. Ci, którzy chcieli być na bieżąco z losami ulubionych bohaterów, musieli włączać telewizor po kryjomu.

- Oglądałam różne seriale. Robiłam to zawsze, gdy byłam sama w domu. I u babci. Rodzice nie pozwalali mina oglądanie takich rzeczy, bo uważali, że te seriale są głupie (dziś się z nimi zgadzam). Ale w dzieciństwie był to dla mnie swego rodzaju zakazany owoc - wspomina Zuza.

- Mieszkałam tylko z mamą, która późno wracała do domu, więc siedziałam w domu po ciemku przed telewizorem, z pilotem w ręku i nasłuchiwałam, czy nie słychać na korytarzu dźwięku kluczy - opisuje Martyna. - Jak słyszałam, to wyłączałam telewizor i biegłam sprintem do łóżka. Zabawne jest to, że do tej pory, jak jestem w domu i słyszę klucze na korytarzu, to czuję wewnętrznie nieprzyjemny dreszcz i organizm przełącza się na tryb "przestań robić, cokolwiek robisz".

'Nielegalne' oglądanie telewizji było czymś, co wywoływało dreszczyk emocji'Nielegalne' oglądanie telewizji było czymś, co wywoływało dreszczyk emocji fot. Shutterstock

Z perspektywy rodzica

Co robić, gdy przyłapiemy dziecko na kradzieży czy podrabianiu podpisu? Odpowiada Krzysztof Górski, psychoterapeuta z Fundacji Sto Pociech:

Dzieci na ogół wiedzą, że przekroczyły jakąś zasadę i same doświadczają uczucia wstydu. Wtedy nie warto prawić kazań, jeszcze bardziej zawstydzać czy wpędzać w poczucie winy, ale potowarzyszyć dziecku w przeżywaniu wstydu i doświadczaniu konsekwencji swojego zachowania. Dziecko, które podebrało rodzicowi pieniądze z torebki, powinno poznać uczucia, jakie towarzyszą w tym momencie jego opiekunowi - zaskoczenie, zawód czy złość. Warto dać mu do zrozumienia, że rodzic nie zgadza się na takie zachowanie i oczekuje zwrotu gotówki.

Rodzic często zastanawia się, czy dobrze wychowuje dziecko, skoro zrobiło "taką" rzecz? Czy nie wyrośnie na złodzieja, samoluba? Jeśli uświadomimy sobie, że dzieci mają prawo do eksperymentowania, spokojniej zareagujemy na odkryty przez nas fakt. Zachowania, kiedy dzieci eksperymentują z naruszaniem ustalonych norm społecznych, są całkowicie naturalne.

Motywy takiego postępowania mogą być różne: ekscytacja i wspólna zabawa, gdy poruszamy się na granicy albo poza nią, jak w przypadku, kiedy dzieci dzwoniły do innych, mówiły coś głupiego i odkładały słuchawkę. My, dorośli, też lubimy adrenalinę. Inny motyw to radzenie sobie z niesprawiedliwością ze strony dorosłych, np. w systemie szkolnym, gdzie dorosły miał i wciąż ma bardzo dużą przewagę nad dzieckiem. Uczniowie wpisują sobie np. oceny do dziennika. Ważnym czynnikiem jest siła grupy rówieśniczej i chęć zaimponowania albo potrzeby posiadania czegoś, czego bardzo pragnę. Co warto robić, to próbować zrozumieć, o co tak naprawdę chodziło naszemu dziecku i pomóc mu zrozumieć motywy jego postępowania.

Każde dziecko w procesie dorastania potrzebuje sprawdzać granice innych, by dowiedzieć się od świata zewnętrznego - rodziców, bliskich, wychowawców, nauczycieli - w jaki sposób można realizować swoje potrzeby, a w jaki nie.

Dzieci wychowane w rodzinach, gdzie szanuje się normy społeczne, same sobie radzą w momencie, kiedy je przekraczają. Pamiętam opowieść dorosłej kobiety, która pod koniec podstawówki pragnęła doświadczyć, jak to jest coś ukraść i zabrała jabłko ze sklepu. Nie powiedziała nikomu, nie została przyłapana i doświadczyła, jak to jest kraść. I to był chyba jedyny raz w życiu, gdy sobie coś przywłaszczyła.

Myślę, że w przypadku niektórych dzieci zachowywanie się w sposób "zły" jest wręcz dobre dla ich rozwoju - jeśli tylko dorosły dostrzeże potrzeby dziecka, które za tym stoją. Dotyczy to dzieci funkcjonujących w rolach: grzecznych, dobrych, uczynnych, idealnych itp. One nie mają możliwości popełniania błędów, zawsze muszą sobie radzić i zachowywać się tylko tak, jak się tego od nich oczekuje. W takim przypadku zachowanie wbrew normom jest często dla dzieci czymś rozwojowym. Doświadczają wtedy, że nie zawsze muszą zachowywać się w taki sposób, jak od nich oczekuje świat zewnętrzny, rodzice, dorośli i że obok zasad bardzo ważne jest to, czego ja potrzebuję i co ja czuję.

Inną sprawą jest, gdy dzieci regularnie przekraczają zasady. Wtedy, obok naszej niezgody i stawiania granic potrzeba, abyśmy zastanowili się, z jakiego powodu to się dzieje, czego potrzebują, jakie ważne potrzeby nie są zaspokajane. Pomocna może być w takim przypadku wizyta u specjalisty, który z boku może pomóc nam zobaczyć to, czego sami nie dostrzegamy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA