Dziecko wszystko zmienia? [FELIETON]

Czy to wstyd powiedzieć: "Nie przyjdę na imprezę, bo mam dziecko"?

Przez pierwszy rok życia z Jagną powtarzałam bezdzietnym koleżankom: „Nic się nie zmieniło”. Kawa? Bardzo chętnie, moje dziecko zna wszystkie kawiarnie w Warszawie. Impreza? Oczywiście, przecież nie zostanę w domu tylko dlatego, że mam dziecko. Jesteśmy dostępne zawsze, każdego dnia, o każdej porze, nie mamy rytuałów, jesteśmy wolne. I rzeczywiście, dopóki Jagna jadła tylko mleko i była małym ssakiem, śpiącym w chuście lub gondoli, problemu nie było. Mogłam to swoje „Nic się nie zmieniło” powtarzać i decydować sama w naszym imieniu.

Ale Jagna jest już duża, na wiosnę skończy dwa lata i coraz wyraźniej mówi, czego chce. Rytuały pojawiły się same. Kiedy budzi nas rano i palcem pokazuje kuchnię – wiemy, że chce usiąść w swoim krzesełku. Kiedy przynosi buty – czas na pośniadanny spacer. Kiedy bierze mnie za rękę i mówi „pa-pa” Pawłowi – to znak, że idziemy na tak zwane nocne mleko. A kiedy usłyszy trąbkę Milesa Davisa, to wyciąga ręce, by zasnąć w nosidle. No i chce chodzić, biegać, skakać. Ostatnio zaczęłam powtarzać więc słowa, na dźwięk których kiedyś ciarki mi przechodziły. Przyjaciółka proponuje spotkanie w modnej, wiecznie zatłoczonej kawiarni w samym centrum miasta, a ja mówię: „Nie przyjdę tam, bo… MAM DZIECKO”. Kolega robi potańcówkę i – co bardzo ładne z jego strony – zaprasza całą naszą trójkę. Tyle że impreza rozpoczyna się o 21. I nawet się na nią wybieramy, ale pół godziny przed wyjściem Jagna pokazuje, że chce spać. Piszę więc: „Zostaję w domu. MAM DZIECKO”.

Widziałam niedawno taki obrazek satyryczny. Siedzą dwie kobiety. Jedna mówi: „To żadna impreza. Po prostu pijemy sobie herbatę”. Druga: „Wyszłam z domu bez dzieci. To JEST impreza”.

No więc koleżanka wyciągnęła mnie wieczorem na miasto. Oczy przecierałam ze zdziwienia, że tyle nowych knajp i tyle ludzi, nie oglądających się dookoła w poszukiwaniu swoich dzieci. Tu jedzą hummus. Tu sączą prosecco. Tu wcinają burgery, choć pora późna, już po przysłowiowej dobranocce. Modnie ubrani, w czystych koszulkach i nie zachlapanych spodniach, w makijażach i fryzurach, z długimi kolczykami na uszach. Przyznam szczerze, czułam się tak, jak się czuje ktoś, kto schodzi z gór po dwutygodniowej wędrówce. On zarośnięty, niedomyty, a tu Francja-elegancja. Siedziałyśmy tak przy tym winie, a ja cały czas zastanawiałam się, czy Jagnie nie brakuje mamy.

LUKASZ FALKOWSKI

Bo zmieniło się wszystko. Od lat tyle się nie śmiałam, tak mało nie spałam, nie biegałam tyle boso po trawie i nie robiłem śnieżek. Od lat nie miałam tak brudnej podłogi, okien, ścian; nie byłam tak szczęśliwa i tak zmęczona; nie ubierałam się w pierwszy lepszy ciuch, który wystaje z szafy. Nigdy tak rzadko nie chodziłam
na szpilkach (aż się dziwię, że ktoś wymyślił tak niewygodne buty), tak dużo czasu nie spędzałam w lesie, a tak mało sam na sam z Pawłem.

Niedawno zadzwoniła znajoma. Mówi, że ma bilety na spektakl, po nim możemy pójść na wino. Ja znowu: „Nie tym razem. Teraz sytuacja jest taka, że MAM DZIECKO”. Na początku myślałam, że to jednak wstyd powiedzieć, że czegoś nie zrobię ze względu na to, że doczekałam się potomstwa. Że znajomi pomyślą o mnie: „Wiadomo, Matka Polka”. Ale mi przeszło. Kiedyś znowu będę chodziła do teatru i na balet. Będą nowe przedstawienia i inne koncerty. Na razie mam córeczkę, która bardzo potrzebuje mnie wieczorem. A bardziej doświadczeni rodzice przekonują, że zanim się obejrzę, to Jagna będzie mówiła: „Mama, nocuję dziś u koleżanki”.

To także może cię zainteresować:

Więcej o:
Copyright © Agora SA