Sztuka odpoczywania

Często w wolnych chwilach towarzyszy nam podenerwowanie, stres, niepokój. Nie umiemy odpoczywać. Czy tego można się nauczyć?

Wykonując chyba najcięższy i najbardziej odpowiedzialny zawód na świecie – wychowując małe dzieci – zużywamy tak dużo energii, że skądś musimy ją czerpać.
Ale skąd? Można powiedzieć, że źródła są dwa – zewnętrzne i wewnętrzne. Energia płynie do nas z zewnątrz wtedy, gdy dostajemy wsparcie od najbliższych. Gdy czujemy, że zmagamy się z trudami dnia codziennego nie w pojedynkę, że ktoś nam towarzyszy. Ktoś, kto rozumie, słucha (bez dawania rad), czasem pozwoli się wypłakać. To dodaje sił. Energię można również czerpać z oddawania się jakiemuś zajęciu, które się bardzo lubi. Ze spotkania z przyjaciółką, z pracy w ogródku, ze słuchania muzyki, z relaksującej kąpieli. Ale są też rozmaite wewnętrzne źródła energii, o których często zapominamy.

Oddychaj

To może brzmi banalnie, ale podstawowym źródłem naszej życiowej energii jest oddychanie. Pierwszy oddech, pierwszy krzyk to początek życia, ostatnie tchnienie – to jego koniec. Niby wszyscy wiemy, że oddech to życie, a przecież oddychamy nieuważnie, płytko, niechlujnie, zbyt rzadko lub zbyt pośpiesznie. Większość z nas ma fatalne nawyki oddechowe, często wyniesione jeszcze z dzieciństwa. Kiedy dziecko nie chce być widoczne, próbuje się schować (np. ze strachu przed karą) – wstrzymuje oddech, nieruchomieje. Również wtedy, gdy się boi lub jest smutne, spłyca oddech, bo mniej czuje. Z pewnością znacie ten odruch – wstrzymywania oddechu na fotelu dentystycznym lub przed zastrzykiem. Tymczasem napięcie, które towarzyszy powstrzymywaniu oddychania, sprawia, że bardziej nas boli. Widać to wyraźnie w czasie porodu – rozładowywanie skurczów polega na odpowiednim oddychaniu. Kiedy kobieta przestaje dobrze oddychać, ból skurczu jest o wiele większy. Spłycamy więc oddech ze strachu (choć być może nie mamy się czego bać) i w ten sposób pozbawiamy się koniecznej dawki tlenu. Niedotlenienie zaś przyczynia się do chronicznego zmęczenia.

Żyj „tu i teraz”

Nie ma na to po polsku dobrego słowa. „Uważność” brzmi dziwnie, „przytomność” źle się kojarzy. Anglicy używają określenia „mindfulness”, które może się kojarzyć z „pełnią umysłu”. Chodzi w tym wszystkim o taki stan umysłu, który odzwierciedla to, co dzieje się w tej właśnie chwili – tu i teraz. Wbrew pozorom, wcale niełatwo go osiągnąć. Mamy taki nawyk, by zanadto wyglądać wprzód, martwić się na zapas, wyobrażać sobie, co będzie za chwilę – lub też dla odmiany rozpamiętujemy przeszłość. Zastanawiamy się, co trzeba było zrobić inaczej, żałujemy, tęsknimy, ogarnia nas nostalgia za tym, co minęło i już nie wróci. W ten sposób skutecznie uniemożliwiamy sobie cieszenie się tym, co jest. Uciekamy w tył i w przód, nie dostrzegając, że tylko to, co dzieje się w tym momencie, istnieje realnie i tylko na to mamy wpływ.

Nie zamartwiaj się

Powód większości stresów wiąże się nie z tym, co się dzieje wokół nas, tylko z tym, co sobie wyobrażamy. W odpowiedzi na to, co widzimy, w naszej głowie niemal automatycznie pojawiają się oceny (na ogół negatywne). I zaczynamy się zamartwiać własnymi wyobrażeniami. Wydaje nam się, że dziecko za mało je, za wolno rośnie, jest nazbyt nieśmiałe lub wręcz przeciwnie – zbyt beztroskie. Oceniamy siebie jako rodziców. Oczyma wyobraźni widzimy, że nasze dzieci będą miały w życiu pod górkę, ponieważ nie byliśmy dla nich wystarczająco dobrzy, troskliwi i cierpliwi. W ten sposób niepotrzebnie zamartwiamy się tym, co będzie (choć tak naprawdę – w ogóle nie wiadomo, czy będzie). Wystawiamy sobie ostateczną cenzurkę, choć szkoła dopiero co się zaczęła (i trwać będzie jeszcze wiele lat), zamiast przygarnąć malca na kolana i cieszyć się tym, że jest.

Często martwimy się na zapas i nie potrafimy cieszyć się tym, co jest. A to sprawia, że stajemy się nieuważni na teraźniejszość. nie zauważamy, że dziecko jest zasmucone i trzeba je przytulić, że mleko kipi, że mamy ochotę na chwilę się położyć...

Odpuszczaj

Warto od czasu do czasu pozwalać na to, żeby sprawy toczyły się swoim torem. Doświadczenie uczy nas, że większość problemów, którymi się zadręczamy, rozwiązuje się sama, że nie musimy stale stać w pełnej gotowości na posterunku i kontrolować tego,
co się dzieje. Oczywiście tam, gdzie w grę wchodzi bezpieczeństwo, gdzie są małe dzieci
– pewnych rzeczy nie wolno odpuścić. Dosłownie – nie wolno dwulatka ani na chwilę spuścić z oka, jeśli istnieje jakiekolwiek zagrożenie. Ale i dwulatkowi można odpuścić pewne rzeczy. Niech je, co chce, niech ubiera się, jak chce, a w czasie świąt czy weekendu może nawet niech idzie spać, kiedy chce.

Warto uczyć się sztuki odróżniania tego, co trzeba zrobić koniecznie, od tego, co może poczekać. Odpuszczanie przyniesie ulgę wszystkim dorosłym.

Pozwól sobie czasem na łzy

W naszej kulturze uważa się, że płakanie, a właściwie wszelkie „okazywanie słabości” jest niestosowne. Względnie tolerujemy to, że płacze małe dziecko, ale dorosły? A przecież nam także zdarza się czasem czuć wielki, wszechogarniający smutek... Zresztą łzy mogą być reakcją na różne uczucia: złość, zawód, rozczarowanie, ale także nadmiar dobrych przeżyć. Rzeczywiście, płacz realnych problemów nie rozwiąże, ale ważne jest móc czasami dać wyraz gromadzącemu się w nas napięciu. Tak jak dziecko, które stłukło kolano, potrzebuje się wypłakać w ramionach mamy, by po chwili otrzeć buzię i ruszyć dalej na podbój świata – tak też dorosły potrzebuje od czasu do czasu wygadać się, wyżalić czy nawet wypłakać przed kimś, kto go wysłucha. Łzy są niezwykłym, rewelacyjnym wynalazkiem – są po to, by oczyszczać nas ze zmartwień i kłopotów.

To pomaga

Masz małe dziecko, prowadzisz dom, stale dbasz o innych... W codziennej gonitwie pamiętaj również o sobie. Postaraj się przesypiać osiem godzin. Zadbaj o spokojny, głęboki oddech. Jedz dużo świeżych owoców i warzyw, pij dużo wody. Kiedy bawisz się z dzieckiem, postaraj się skupić tylko na tej chwili, spróbuj odnaleźć w tym przyjemność.
Szukaj miejsc, gdzie jest cicho, nie ma tłumów, gdzie niewiele spraw będzie cię rozpraszać. W wolnym czasie spróbuj na nowo odkrywać możliwości swojego ciała – biegaj, zrób długi spacer po lesie, poszalej z dzieckiem na plaży... Obserwuj swoje uczucia tak, jakby były obłokami na niebie – czasem przesłaniają słońce, czasem niosą burzę, ale zawsze przemijają. Próbuj uwierzyć, że większość problemów znajduje swoje rozwiązanie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA