Pani Sylwia opisała traumatyczny poród. "Modliłam się, żebyśmy z moim synem wyszli z niego cali"

- W sali pełnej ludzi czułam się samotna jak nigdy wcześniej w życiu. Moje ciało drżało ze strachu. Oczy wypełniły się łzami. Personel nie zareagował - pisze pani Sylwia, która ma za sobą wyjątkowo trudny poród.

Mimo wielu pozytywnych zmian w ostatnich latach (m.in. rodzenie w pojedynczej sali, nierozdzielanie matek z dziećmi), dla wielu kobiet poród nadal bywa przeżyciem traumatycznym. Zdarza się, że pacjentki są lekceważone, a nawet obrażane przez personel medyczny. O problemie przypomina historia opisana przez panią Sylwię. Za jej zgodą publikujemy post. 

"Podświadomie czułam niepokój"

Pani Sylwia jest obecnie mamą trójki dzieci. Zawsze marzyła o dużej, głośnej rodzinie. Dlatego wiadomość o kolejnej ciąży przyjęła z entuzjazmem.

Jak wyznaje na wstępie swojego postu, nigdy nie przypuszczała, że w ten sposób podzieli się z innymi swoją prywatnością. Jednak jej zdaniem jest to jedyny sposób na opisanie bólu, którego niedawno doświadczyła.

W trakcie ciąży pani Sylwia aż dwa razy trafiła do szpitala. Przez zaistniałe komplikacje dostała skierowanie na cesarskie cięcie.

- Kiedy wyznaczono mi termin zabiegu, poczułam ulgę - wyznaje. - To miał być koniec strachu, który towarzyszył mi przez dziewięć miesięcy. Podświadomie jednak czułam niepokój. Intuicja nie pozwoliła mi spać spokojnie - opisuje pani Sylwia.

"Gdy dołączył lekarz dyżurujący, było już tylko gorzej"

Poród rozpoczął się 8 stycznia po północy. Początkowo wszystko wydawało się iść zgodnie z planem. Jednak spokój pani Sylwii nie trwał długo.

Koszmar rozpoczął się już na izbie przyjęć, gdzie nikt nie słuchał, co mówię. Jedyne pytanie, jakie się pojawiało to: po co cesarskie cięcie? Siadać, odpowiadać na pytania, cisza. Gdy dołączył lekarz dyżurujący, było już tylko gorzej. Jakby wściekły, że musiał wyjść z gabinetu. Pomimo mojej historii medycznej, zakwestionował potrzebę cesarki, mówiąc, że nie będzie się ze mną pieścił jak reszta lekarzy. Autorytatywnie kazał usiąść na fotelu ginekologicznym, na który ledwo i w bólach udało mi się wejść

- opisuje pani Sylwia.

Dalej było tylko gorzej.

Płakałam. Badanie było nieznośne. Moje uda pokryły się krwią. Usłyszałam od niego tylko „zamknij mordę, bo nie mogę zebrać myśli”. Bielizna, którą ledwo ściągnęłam do badania, leżała na podłodze, chodzono po niej. Trwał festiwal upokorzenia - jak się później dowiedziałam - zły dzień lekarza. Wiedziałam, że od niego właśnie zależą moje i dziecka zdrowie i życie. Czułam się coraz bardziej przerażona. Bezpieczeństwo, o które tak walczyłam w ciąży, zostało mi zabrane wraz z przyjściem tego człowieka. Jego ton, zachowanie, spojrzenia nie miały nic wspólnego z ludzkim podejściem do kobiety, która za moment urodzi

- relacjonuje autorka wpisu.

Pacjentce nie udzielono wówczas żadnych wyjaśnień.

Zamiast wyjaśnienia sytuacji, dostałam stos dokumentów do podpisania, które błędnie wypełniłam. Otrzymałam od lekarza reprymendę w postaci „tylko kretyn podpisuje dwa formularze”. Wtedy nie czytałam niczego, nie byłam w stanie. Wtedy chciałam jak najszybciej to skończyć

- pisze pani Sylwia.

"Przecież nie wolno żądać cesarki mając skierowanie"

Pacjentka była zmuszona do tego, by nieustannie przypominać o tym, że posiada skierowania na cesarskie cięcie. Lekarze nie byli jednak co do tego przekonani. W końcu zabrali ją na blok operacyjny.

Obrażeni, milczący, - przecież nie wolno żądać cesarki mając skierowanie. [...] Personel medyczny się obraził, zaraz pokroją mi brzuch, wyciągną dziecko... Kiedy rozpoczął się zabieg, modliłam się, żebyśmy z moim synem wyszli z niego cali. Nic innego mi nie pozostało!

- relacjonuje pani Sylwia.

W sali pełnej ludzi czułam się samotna jak nigdy wcześniej w życiu. Moje ciało drżało ze strachu. Oczy wypełniły się łzami. Personel nie zareagował. Poczułam ulgę dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam obok siebie zdrowego Antosia

- wyznaje autorka wpisu.

Jak wspomina pani Sylwia, nawet obecni przy porodzie anestezjolodzy byli zażenowani zachowaniem lekarzy. Co więcej, zadbali o jej komfort psychiczny i spędzili z nią dwie godziny w sali pooperacyjnej. 

Czułam, że są obok mnie ludzie!

- pisze pani Sylwia.

"Mój spokój nie trwał długo"

Jednak problemy nie skończyły się wraz z porodem. 

Mój spokój nie trwał długo. Przy ściąganiu opatrunku po raz pierwszy zobaczyłam ranę po cesarskim cięciu. Wyglądała przerażająco. Kawałek skóry został niedbale obwiązany szwem i wygląda jak ogonek. Okropieństwo. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Po wyjściu ze szpitala pomyślałam, że zasięgnę opinii innych lekarzy. Każdy, ale to każdy z nich, łącznie z położnymi, stwierdził, że brzuch będzie wymagał plastyki!

- zdradza autorka wpisu.

Pani Sylwia postanowiła więc wyjaśnić sytuację w szpitalu, w którym odbył się poród. Niestety kierownik oddziału ginekologicznego nie potrafił wytłumaczyć się z braku profesjonalizmu personelu. W ramach wyjaśnień była pacjentka usłyszała jeszcze m.in., że "każdy może mieć gorszy dzień" i że, mimo wszystko, mogła urodzić naturalnie. 

"Tego typu sytuacje spotykają wiele kobiet każdego dnia"

Pani Sylwia opisała swój poród, bo jest świadoma, że tego typu sytuacje spotykają wiele kobiet. 

Dlaczego musimy się godzić na tego typu podejście i traktowanie? Dlaczego powierzając komuś swoje zdrowie i życie, nie możemy być pewni, że trafiliśmy w dobre ręce, że będziemy traktowani z należytym szacunkiem?

- pyta.

Na koniec autorka wpisu dodaje jeszcze istotną uwagę.

Moim wpisem nie chcę przekreślić całego środowiska medycznego. Wręcz przeciwnie. W swoim życiu spotkałam i spotykam wielu wspaniałych i oddanych swoim pacjentom ludzi. Jednak nadal jest grupa osób, która niszczy ten wizerunek, a inna grupa udaje, że tego nie widzi

- podsumowuje pani Sylwia.

Oświadczenie szpitala

Pod wpisem pani Sylwii pojawił się komentarz szpitala, w którym odbył się jej ostatni poród. Głównym wątkiem tekstu jest obrona lekarzy. Nie pojawiają się w nim jednak przeprosiny wobec pacjentki.

Oto treść całego oświadczenia, które zostało opublikowane pod postem pani Sylwii:

Procedurę wyjaśnienia tej sprawy uruchomiliśmy bezpośrednio po wysłuchaniu Pacjentki, jeszcze przed wpłynięciem skargi na piśmie. Żałujemy, że Pacjentka nie dała nam szansy na odniesienie się do zarzutów, tylko opisała sytuację w mediach społecznościowych. W związku z tym czujemy się w obowiązku publicznie przedstawić stanowisko szpitala.
Z oczywistych względów w salach badań nie ma monitoringu, dlatego możemy tu oprzeć się wyłącznie na subiektywnych relacjach pracowników i Pacjentki oraz na dokumentacji. Wiemy jednak,  jak poważna była ta sytuacja od strony medycznej i jak dużo zostało zrobione, aby dziecko przyszło bezpiecznie na świat. Dlatego jest nam również przykro, że lekarze, położne oraz cały szpital są obecnie obiektem ataków.
Ciąża i poród są stanami dynamicznymi z natury, dlatego ostateczna ocena najbardziej wskazanej formy porodu zawsze należy do lekarza, który przyjmuje pacjentkę na izbie przyjęć i anestezjologa. W tym przypadku Pacjentka zgłosiła się do szpitala w bardzo zaawansowanej fazie porodu. Dlatego ze względu brak bezwzględnych wskazań do cięcia cesarskiego, lekarz wskazywał poród siłami natury jako bezpieczniejszy dla dziecka. Ponieważ pacjentka odmawiała współpracy, lekarz dyżurny, działając pod dużą presją czasu, musiał podjąć decyzję o przeprowadzeniu zabiegu w trybie nagłym. Najważniejsze było bezpieczne urodzenie dziecka przy jak najmniejszym uszczerbku na zdrowiu mamy. Po wstępnej analizie dokumentacji i rozmowach z personelem, które przeprowadziliśmy, wynika, że z medycznego punktu widzenia cały proces został wykonany prawidłowo.
Jeśli chodzi o estetykę blizny pooperacyjnej, to cięcie cesarskie przeprowadza się w sytuacji, gdy poród siłami natury nie jest z jakiegoś względu możliwy. Gdy cięcie nie jest wykonywane w sposób planowy - tylko przy toczącej się akcji porodowej - chodzi wyłącznie o to, żeby urodziło się zdrowe dziecko i aby jego mama była zdrowa. Kwestie estetyczne, choć ważne dla każdego człowieka, są nie tylko na dalszym planie, ale są również uzależnione od skłonności osobniczych. Ostateczny kształt blizny ustala się po kilku miesiącach, a nawet latach i zależy od wielu czynników, w tym elastyczności skóry, która zmienia się z czasem oraz pod wpływem kolejnych ciąż i cięć.
Osobną sprawą są odczucia odnośnie atmosfery podczas wykonywania procedur medycznych. Podniesione głosy, które słychać dookoła, wynikają zwykle z bardzo dużego napięcia pracujących tam ludzi, wywołanego poważnym stanem medycznym pacjentów, jak było w tym przypadku. Niemniej jednak jest nam niezmiernie przykro, że Pacjentka nie jest zadowolona, bo bardzo zależy nam, żeby pacjenci czuli się w naszym szpitalu dobrze i bezpiecznie. To dlatego prowadzimy ankiety wśród pacjentów na temat ich zadowolenia z naszych usług oraz sprawdzamy każdy sygnał, sugerujący jakiekolwiek nieprawidłowości po naszej stronie.
Mamy nadzieję, że powyższe wyjaśnienia pozwolą wszystkim naszym obecnym i przyszłym pacjentom i pacjentkom lepiej zrozumieć przebieg sytuacji oraz umożliwią pełniejszą ich interpretację.

Masz za sobą podobne doświadczenia, jak autorka wpisu? Jesteśmy ciekawi waszych historii i opinii. Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy i nagrodzimy książkami.

Jakie są wskazania do wykonania cesarskiego cięcia?

Więcej o:
Copyright © Agora SA