"Trzeba umieć czytać ze zrozumieniem" czy "Zabija się potencjał u dzieci"? Dyskusja o ocenach w szkole dzieli ludzi

Kwestia tego, czy nauczyciel powinien zaliczyć uczniowi zadanie, w którym ten podał poprawną odpowiedź, ale nie zastosował się do polecenia, wywołała ostrą dyskusję. Przedstawiamy najciekawsze argumenty naszych czytelników.

Niedawno pisaliśmy o sytuacji, która zdarzyła się w polskiej szkole podczas testu próbnego z języka polskiego dla ósmoklasistów. Choć uczeń podał prawidłową odpowiedź i udowodnił tym samym swoją wiedzę, za zadanie dostał zero punktów.

Nauczyciel nie zaliczył odpowiedzi ucznia, ponieważ uznał ją za niezgodną z poleceniem. Zgodnie z wytycznymi ósmoklasista miał uzupełnić treść zdań, wpisując w wyznaczone miejsca odpowiednio "A" lub "B". Zamiast tego wpisał słowa odpowiadające danym literom.

Czy odrabiać z dzieckiem prace domowe?

Post na profilu facebookowym Gazeta.pl, nawiązujący do naszego artykułu, wzbudził wiele emocji i mocno podzielił internautów. Zdecydowana większość wśród komentujących twierdziła, że nauczyciel dobrze postąpił. Pojawiły się również i głosy krytykujące jego zachowanie, ale te były w znacznej mniejszości.

Nauczyciel miał rację

Większość komentujących na Facebooku zgodnie stwierdziła, że nauczyciel postąpił prawidłowo. Ich zdaniem zadanie miało sprawdzić nie tylko znajomość ortografii, lecz także umiejętność czytania poleceń ze zrozumieniem i odpowiedniego stosowania się do nich. A tego uczeń nie zrobił.

No przecież nie wykonał zadania poprawnie. Miał wpisać A lub B, a nie jakieś wyrazy. Nie wpisał i wszystko na temat. Trzeba umieć czytać polecenie ze zrozumieniem.
Akurat w tym przypadku chyba nie powinno być mowy o zabijaniu potencjału. Można by o tym mówić, gdyby uczeń np. napisał wypracowanie i adekwatnie do tematu powołał się przykładowo na literaturę, która nie jest omawiana w szkole i za to nie zostałby doceniony, bo by nie "trafił w klucz". W tym wypadku odpowiedzi były wprawdzie prawidłowe, ale uczeń nie przeczytał polecenia ze zrozumieniem, które było zresztą jednoznaczne.
Przecież to pochodzi z próbnego egzaminu ósmoklasisty. Nie nauczyciel to układał, tylko Centralna Komisja Egzaminacyjna! Do tego jest klucz odpowiedzi! Nauczyciel nie ma nic tu do powiedzenia! Z góry ma narzucony klucz odpowiedzi i tak musi sprawdzić! Nie może zaliczyć wyrazów tylko A, B, C.
Trochę to absurdalne. Jak można uznać za "zabijanie potencjału" fakt, że dziecko nie zrozumiało polecenia?! Podstawą jest jednak wykonania zadania i nawet wybitne jednostki powinny sobie z tego zdawać sprawę. Jak dla mnie to zero punktów jest zasłużone i powinno nauczyć dziecko, że warto czytać ze zrozumieniem.

Internauci i ich własne historie

Dyskusja skłoniła również niektórych internautów do podzielenia się własnymi, podobnymi doświadczeniami.

Miałem podobny przypadek z moim dzieckiem. Zadanie polegało na wypisaniu z tekstu (historia), jakie odkrycia zostały dokonane przez konkwistadorów. Były trzy pola, trzy linie jedna pod drugą. Mój syn napisał trzy poprawne odpowiedzi, a w jednej (środkowej) linijce nawet napisał dwie, czyli razem podał cztery. Nauczycielka nie zaliczyła, bo w jednej linijce napisał z głowy (czyli umiał nadprogramowo coś, czego rzeczywiście nie było w tym krótkim tekście). Można by się o to od biedy przyczepić, choć byłaby to głupota, ale na szczęście napisał w jednej z linijek dwie rzeczy z tekstu. Czyli i spełnił wymóg trzech z tekstu, i napisał nadprogramowo coś od siebie. Zadanie niezaliczone, bo w trzeciej linijce był ten nadprogram. Dno, beznadzieja i głupota.
Znamy to np. z matematyki. Mąż wytłumaczył córce równania, używając do tego dwóch niewiadomych x i y. Zadanie było zrobione, ale w szkole okazało się, że tak nie może być, bo tego nie ma w podstawie programowej i mimo iż tak jest łatwiej, to nie wolno córce w ten sposób zadań robić, bo będzie to uznane za błąd.
Moja córka na teście gimnazjalnym z matematyki (państwowym) też dostała zero punktów za zadanie, mimo że je dobrze rozwiązała. Ha! Nawet wymyśliła sama sposób na jego rozwiązanie, bo takiego typu zadań nie przerobili na matematyce! Ale dostała zero, bo zrobiła niezgodnie z kluczem odpowiedzi.
Ja na studiach miałem sytuację, która zdecydowanie bardziej pasowałaby do tezy o "zabijaniu potencjału". Mianowicie rozwiązałem zadanie innym sposobem niż ten, którym chciał wykładowca i dostałem zero punktów (..).

Nauczyciel powinien zaliczyć zadanie

Wśród znikomej liczby komentujących pojawiły się głosy, że egzaminator powinien zaliczyć uczniowi poprawną odpowiedź, ponieważ ten wykazał się wiedzą i znajomością ortografii. Część z nich skrytykowała również sam sposób sformułowania zadania, które ich zdaniem było nieprecyzyjne i niejednoznaczne.

Skoro A=każe, B=karze, to z logicznego punktu widzenia uczeń nie popełnił żadnego błędu. Najwidoczniej pani polonistka miała w szkole problemy z matematyką. Tych, którzy się ze mną nie zgadzają, pragnę zapytać, czy gdy wypełniają roczne zeznanie podatkowe, to w rubryce "dochód" wpisują wartość uzyskanego dochodu czy przyklejają tam worek z gotówką?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W ostateczności mógł mu dać przynajmniej połowę punktów. Wówczas wilk byłby syty i owca cała. Dziecko by się dowiedziało, dlaczego, ale nie zostałoby z góry skreślone (...).
Wpisz A lub B równie dobrze oznacza wpisanie tego, co jest zapisane pod A czy B. Nikt nie napisał w poleceniu wpisz literę taką czy taką (...).
Pewnie nauczycielka miała szablon z wyciętymi dziurkami w miejscu odpowiedzi, żeby ułatwić sobie sprawdzanie testu, a takie odpowiedzi nie ułatwiły jej tego. A tak na poważnie, jeżeli test był poprawnie napisany, ale polecenie nie było wykonane, powinna obniżyć ocenę, a nie nie zaliczać. Takie moje zdanie. Czy wszystko musi być pod linijkę?

A waszym zdaniem egzaminator powinien zaliczyć uczniowi prawidłową odpowiedź? Które argumenty przemawiają do was bardziej? Piszcie w komentarzach!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.