Dziadkowie kontra rodzice: "Babcia zawsze wciska mu deserek", czyli wojna żywieniowa [JAK MAMA Z MAMĄ]

Nasza wiedza na temat odżywiania (nie tylko) dzieci sukcesywnie rośnie. Wiemy jak i ile jeść, jakie produkty wybierać. Mamy przewagę nad naszymi rodzicami, którzy żyjąc w gospodarce niedoborów takiej wiedzy nie posiadali. Bywa jednak, że młodzi rodzice chcą karmić dzieci według nowszych zaleceń, a dziadkowie mają zgoła odmienne spojrzenie.

Temat żywienia dzieci wzbudza wiele emocji i podlega ciągłym zmianom. Kiedyś podawało się kilkumiesięcznemu dziecku wodę z glukozą, dziś czytamy etykiety kupowanych produktów pod kątem zawartości cukru. Tak samo jest z konserwantami - wiedząc, jak bardzo jedzenie potrafi być napakowane "chemią", uważniej ściągamy towary z półek. I słusznie - w końcu nawyki żywieniowe kształtują się już od najmłodszych lat.

Niestety, rodzice to jedno, a dziadkowie stanowią często przeciwstawny obóz. Widać to między innymi na naszych forach np. TUTAJ.

Co zrobić, gdy teściowa ma inną wizję żywienia naszego dziecka, bo "kiedyś było tak i tak", lub "ona wie lepiej"?  Czy potrafimy ją przekonać, że robimy lepiej, choć inaczej? Czy to uszanuje?

Czego nie może jeść dziecko w pierwszym roku życia?

Słodkości przede wszystkim

Temat słodkich przekąsek, podawanych dzieciom, często pojawia się w rozmowach moich dzieciatych koleżanek. Niemal każda z nich przerabia podobną historię z kochającą babcią, która chce "jak najlepiej" dla swoich wnuków. Gotuje dziecku smaczne obiadki (często tonące w tłuszczu) i zawsze ma przygotowany pyszny deser.

Niestety, często kończy się tak, że dziecko ledwo liźnie obiadek, bo już czeka na deserek. I pół biedy, jeśli jest to budyń z owocami. Gorzej, jeśli deserkiem jest kawał ciasta, pączek, batonik itp. Maluch, któremu obiadek "nie mieścił się już w brzuszku" deser oczywiście spałaszuje w mig.

Dla rodziców wszelkie ciasta, ciasteczka, rogaliki, batoniki i niezdrowe przekąski, które babcie podsuwają pod nos małym dzieciom, stanowią spory problem. Babcie pytane, czemu karmią dzieci słodyczami, odpowiadają: bo "on lub ona tak prosił, że nie mogłam odmówić". Tymczasem objedzone słodyczami dziecko nie tknie obiadu ani kolacji.

Niemal każda z moich przyjaciółek - mam próbowała różnych sposobów, jednak babcie są na nie odporne. Prośby, by nie podawać dziecku słodyczy przed obiadem, kończą się na przykład potajemnym częstowaniem. Na swoją obronę babcie mówią: Mama jest od wychowywania dziecka, a babcia od rozpieszczania. Które dziecko nie ucieszy się z batonika? W takich realiach maluch z pewnością pogardzi pełnowartościowym obiadem.

Dzieci i słodycze: 'Nie ma rzeczy zakazanych, ważna jest częstotliwość spożywania czegoś niezdrowego' [ROZMOWA]

Niezbyt świeżo?

Babcine słodycze to niejedyny problem dzisiejszych rodziców. Jedna z użytkowniczek forum napisała, że jej teściowa ma nawyk kupowania jedzenia na zapas, dlatego zdarza się jej częstować gości przeterminowanym jedzeniem. Dorosły jakoś to zniesie, ale dziecko…?

"Jak się zachować w sytuacji, gdy widzimy, że dziecko je kanapkę z przeterminowanym  majonezem (dwa miesiące po terminie)? Walczyć z teściową nie ma sensu i sprawy załatwiać przez nią też nie, bo stwierdzi, że majonez jeszcze się nadaje..."

Postawmy się w tej sytuacji. Jak wytłumaczymy maluchowi, że u babci nie wolno ruszać czegoś ze stołu?

Jak powiedzieć teściowej?

Jedna z użytkowniczek forum, iwoniaw, radzi:

"Z teściową to ciężko, najlepszym rozwiązaniem jest chyba przybycie z własnym prowiantem (a w każdym razie z częścią szybko się psującą)."

Podobne zdanie ma Ania-z-lasu.

"W odwiedziny jeździmy z wałówką i to zawsze ja gotuję, jeśli się da. Najczęściej jemy gotowce."

Ale czy to na pewno najlepsze rozwiązanie? Czy teściowej nie wyda się podejrzane, że zawsze będziemy przyjeżdżać ze swoim jedzeniem? Może lepszy jest pomysł uczestniczki kakiaa.

"U nas po prostu robimy 'najazdy' na babci lodówkę - któryś wnuk (mój mąż, jego brat) albo któraś z jej córek (o ile akurat są w kraju). Nie patyczkujemy się i mimo protestów babci, że 'to przecież jeszcze całkiem dobre - dopiero trzy tygodnie stoi' wywalamy wszystko do śmieci."

Kakiaa dodaje:

"Uważam, że to nie jest jakieś niewinne dziwactwo, tylko problem, który może zagrozić czyjemuś zdrowiu, więc takie brutalne rozwiązanie jest jak najbardziej na miejscu - wywalić wszystko jak leci i co miesiąc robić przegląd lodówki. Najlepiej jakby zrobiło to któreś z dzieci teściowej, żeby żadna synowa zbytnio nie podpadła."

Do syta nie znaczy dużo. O jakich zasadach zdrowej diety dziecka zapominają rodzice?

Nie tylko słodycze są napakowane cukrem

Kolejnym problemem, z którym walczą rodzice małych dzieci, są wszelkie "jogurciki' i "serki' napakowane cukrem. Prowodyrką w podawaniu tych pysznych serków jest moja ciocia. Prowadziłam z nią wiele rozmów na temat takich przekąsek, z prośbą o minimalizowanie ich w diecie mojego dziecka.

Owszem, ciocia po długich dyskusjach przyjęła, żeby nie dawać mojemu synkowi batoników i czekolady. Ale serki waniliowe, truskawkowe i ananasowe? To przecież samo zdrowie - stwierdziła. Staram się edukować ją w sprawie składu poszczególnych produktów - nie wymagam od niej wiedzy z technologii żywienia, ale chciałabym, by z grubsza znała skład "zdrowego serka", który uparcie kupuje mojemu synkowi.

Efekt wciąż jest ten sam - ciocia słucha uważnie tego, co mówię, pamięta o tym 2-3 dni, po czym wszystko wraca do “normy”. Mogę dalej walczyć z "normą" cioci, ale mam poczucie, że to walka z wiatrakami skoro jej pomoc w opiece nad moim dzieckiem jest nieoceniona.

Czy zawsze coś musi być kosztem czegoś innego? Jakie macie doświadczenia w zakresie żywienia waszych dzieci przez bliską rodzinę?

"Jak mama z mamą" to cykl, w którym mamy dzielą się z innymi mamami swoimi historiami i przemyśleniami. Jeśli chcecie opowiedzieć o swoich doświadczeniach w macierzyństwie, piszcie na adres: edziecko@agora.pl. Autorki najciekawszych listów nagrodzimy książkami.

Więcej o:
Copyright © Agora SA