Zrobiłam dzieciom detoks od smartfona, ale okazało się, że najbardziej uzależniona jestem ja [EKSPERYMENT]

Od połowy stycznia staram się nie dawać dzieciom do rąk smartfona. Eksperyment udaje się, ale tylko dlatego, że sama jestem na detoksie. Polega to na tym, że kiedy jestem z dziećmi, to jestem z dziećmi. Telefon w tym czasie leży odłożony wysoko na półkę. Jak sobie z tym radzę?

Moje dzieci (sześć i cztery lata) nie nadużywały telefonu, ani nie oglądały ciągiem Youtube'a, przynajmniej w moim odczuciu. Zdarzało się, że dawałam im telefon w poczekalni u lekarza, podczas długiej podróży samochodem, czasami na czas przygotowywania przeze mnie obiadu. Niekiedy dostawiały telefon w sobotę lub niedzielę rano, bo chciałam "kupić" sobie dodatkowe minuty snu.

Zobacz wideo

Z umiarem, nie dłużej niż kilkanaście minut dziennie, ale jednak smartfon był obecny w ich codzienności. Oczywiście, że słyszałam: "A jak posprzątamy pokój, to dasz telefon?", albo „Ona miała telefon, a ja nie, teraz moja kolej”, czyli takie "normalne życie domu nieidealnej rodziny".

Nasz styl bycia jednak nieco się zmienił po feriach zimowych, które spędziliśmy z rodzinami podobnymi do naszej.

Jeden obok drugiego, co trzeci miał Ipada

W trakcie naszego wyjazdu w dzień wszyscy jeździliśmy na nartach, popołudniu odpoczywaliśmy w hotelu. Przed każdą kolacją wszystkie fotele, sofy i ławeczki oblegały dzieci. Siedziały grzecznie w równym rzędzie, jedno przy drugim i wtedy uświadomiłam sobie, że co drugie, trzecie ma Ipada albo telefon.

Wszystkie główki były pochylone nad ekranami. Panowała cisza i spokój, a jedyna wymiana zdań między dziećmi dotyczyła tego, co dzieje się na ekranie. I tak codziennie. Dzieci mało ze sobą rozmawiały, właściwie nie bawiły się, ani w chowanego, ani w berka. Może i były zmęczone po nartach, ale... Było coś niepokojącego w tym obrazku pochylonych głów nad świecącymi ekranami.

W drodze powrotnej z ferii do domu zaproponowałam, abyśmy zrobili sobie detoks od smartfonów. Nie było protestów, ale dzieci postawiły warunek: "My możemy, ale ty też musisz".

I tak zaczęliśmy nasz eksperyment

Gdy jesteśmy razem, mój telefon ląduje wysoko na półce i po prostu staram się nie zwracać na niego uwagi.

Teraz dzieciom podoba się przede wszystkim to, że częściej robimy coś razem. Momentami mam wrażenie, że córka jest bardziej rygorystyczna niż ja. Jak tylko mnie przyłapie z telefonem w ręku, słyszę: „Mamo, chyba zapomniałaś, mamy detoks”. I syn: „To nie fair, że tobie wolno, a nam nie”. Już rozumiem, że detoks dotyczy przede wszystkim mnie. Dzieci o wiele lepiej sobie z tym radzą.

Dziecko ma prawo do informacji

Ostatnio czytam z dziećmi książkę „12 ważnych praw. Polscy autorzy o prawach dzieci”. Jest tam rozdział o tym, że dziecko ma prawo do informacji. Nigdy nie uważałam, że radykalizm jest potrzebny i cokolwiek załatwi. Co najwyżej eskaluje problem. Nie śmiałabym "odebrać" dzieciom całkowicie oglądania Youtube'a, serwisu który - czy nam się to podoba, czy nie - jest częścią naszej rzeczywistości i naszych dzieci.

Od czasu do czasu włączamy im ten serwis na telewizorze. Każde wybiera sobie po jednym filmiku. Obecnie coś z serii „Patrol policyjny z Tomem Holownikiem”, bo moja córka lubi filmiki o tym, jak "zrobić coś z niczego".

Powrót do przeszłości

Nie wiem na ile nasz detoks ma sens, skoro od lat jesteśmy świadkami tego, jak technologia zmienia sposób naszego funkcjonowania w codzienności. Nie chcę wychować dzieci na odklejonych od rzeczywistości dziwaków. Nie uniknę tego, że bez telefonu nie będą potrafiły za kilka lat funkcjonować. Już dzisiaj pewnie 90 proc. z nas nie ma tradycyjnych budzików, bo budzą nas nasze ukochane telefony.

Nasz detoks do smarfona sprawił jednak, że zima 2018 w naszym domu jest jakby bardziej rodzinna. Dzieci więcej razem się bawią, czytamy sporo książek, dużo ze sobą rozmawiamy i jest jakoś tak... zwyczajnie.

Uwielbiam te chwile, kiedy po pracy i po przedszkolu wszyscy się nudzimy, w domu nic nie gra, nie "buczy" i w tej pozornej nudzie rodzą się takie proste i wspaniałe pomysły na wspólne popołudnia. Wyciągam z szafki zakurzone książki z przepisami – odkąd jestem na komórkowym detoksie staram się nie szukać przepisów w sieci – i wspólnie pieczemy ciastka. Zawsze daje o połowę mniej cukru niż w przepisie.

Dzieci potrafią godzinami bawić się razem, wchodzą pod stół, wnoszą tam koce, klocki i autka i budują swoje imperium. Zupełnie tak samo jak ja z bratem wiele, wiele lat temu... Pomysły te same, tylko może zabawki bardziej kolorowe i nowocześniejsze.

Nie jest łatwo...

To, że plan odklejenia się od telefonów w jakimś wymiarze zadziałał, jest zasługą przede wszystkim tego, że sama zmieniłam swoje nawyki. Nie przyszło mi to łatwo. Przy dzieciach nie wpatruję się w telefon, kiedy nie muszę nie odpisuję w ich towarzystwie na „ważne” maile i sms-y. Niestety, wiele razy złapałam się na tym, że bezwiednie sięgałam po telefon, albo chowałam się w kącie w kuchni i czytałam w ukryciu przed dziećmi nowe posty na Facebooku.

Zaniepokoiła jeszcze jedna rzecz. Moje dzieci zadają codziennie mnóstwo pytań. Ciekawe świata chcą wiedzieć, kiedy dokładnie wyginęły dinozaury, dlaczego miasto Łódź ma taka nazwę, dlaczego Cyklop ma jedno oko, za co właściwie pokarali Syzyfa, ile jest gatunków kotów, itp. Jeszcze niedawno po każdym "trudniejszym" pytaniu dzieci sięgałam do Wikipedii i odpowiedz znajdowała się w mig. Dzisiaj staram się szukać odpowiedzi w głowie, która przyzwyczaiła się do tego, że nie opłaca się dzisiaj niczego pamiętać, bo wszystko jest na wyciągniecie ręki... w telefonie.

Przyszedł marzec

Minęły prawie trzy miesiące od początków naszego detoksu. Zdarzyło się kilka razy, że dzieci miały telefon na wyłączność, już nie podchodzimy do tematu tak rygorystycznie jak na początku. Telefon jest wciąż obecny w naszej codzienności. Dzięki naszemu eksperymentowi zrozumiałam jednak, że zmiana nawyków była najbardziej potrzebna mi, nie dzieciom. Odkąd dzieci nie widzą mnie za często z telefonem, przestały o niego prosić. Jakie to proste.

Staram się trzymać zasady, że kiedy jestem z dziećmi, to jestem z dziećmi na 100 procent. Do telefonu przy dzieciach zaglądam tylko wtedy, kiedy widzę, że dzwoni ktoś "ważny". Załatwiam sprawę, kiedy dzwoni babcia lub dziadek, pytam przy okazji dzieci, czy chcą pogadać. Potem odkładam telefon wysoko na półkę, żeby mnie nie kusił. Dzieci się bawią, a ja czytam książkę. Albo bawimy się razem. 

Powinno cie również zainteresować: "Cyberdzieci i ich ojcowie: trzylatki obsługują YouTube, a sześciolatki uczą się programowania"

Copyright © Agora SA