Mam dwoje dzieci, między którymi jest pięć lat różnicy, na dodatek dzieli ich także różnica płci. Usypiam dzieci równocześnie, czytając obojgu tę samą książkę. Czasami rutyna się zmienia, starszy brat łaskawie pozwala sięgnąć po opowieść o kucykach Pony. Generalnie jednak muszę wybrać na wieczorną lekturę bajeczki, które spodobają się obojgu, nie będą za długie (czytanie na głos męczy mnie), w razie potrzeby będę mogła dołączyć drugą bajkę i głos mi nie padnie.
Kompromisem pasującym wszystkim okazały się kultowe przygody Mikołajka Rene Goscinnego z rysunkami Jean-Jacques Sempé. Od strony formy idealne: dość krótkie, napisane dużą czcionką. Im więcej ich jednak tych opowiadań czytam, tym wiele rzeczy przestaje mi leżeć. Do tego stopnia, że po skończonym rozdziale tłumaczę dzieciom, że:
W książce ciosy rozdaje Euzebiusz - „jeden kolega, który jest bardzo silny i daje wszystkim fangi w nos”. Jak wynika z fabuły, Euzebiuszowi ręce lecą do każdego, od czasu do czasu musi się jednak hamować, bo taki np. Ananiasz „nosi okulary i nie zawsze można go bić”.
Chwalenie się bogatym ojcem i prezentami, które od niego dostaje, kierowcą, który go wodzi, samochodami, które ma to już domena Gotfryda. A ten ma wszystko i na dodatek wciąż się swoim stanem posiadania chwali, udowadniając, że jest od reszty świata lepszy. „Ja jestem najlepiej ubrany” - mawia często.
Ofiarą zjawiska zwanego z angielska „body shamingiem”(obśmiewaniem ze względu na wygląd) pada Alcest - „jest bardzo gruby”, „ten kolega, który jest bardzo grupy i bardzo lubi jeść”. Właściwie za każdym razem kiedy pojawia się Alcest, pada także określenie dotyczące jego tuszy.
„Zawołam mojego tatę (policjanta) i tata zabierze was wszystkich do więzienia!” - straszy kolegów Rufus. Zresztą nie tylko kolegów, ich rodziców także. Zresztą Rufusa ojciec chętnie konfrontuje wystawione przez syna cele i nie waha się przed używaniem atrybutów władzy.
Przy Ananiaszu zazwyczaj pojawiają się określenia „pierwszy uczeń i pieszczoszek naszej pani”, „nie lubimy go zanadto”, „nosi okulary i nie można go bić”, „to zły kolega, bo ciągle się marze i nosi okulary, i przez to nie można go uderzyć”. Tutaj chyba nie trzeba dodawać stosownego komentarza.
„Tłusta gęba”, „idiota”, „kretyn”, „wyglądał jak tłusty kurak”, „zamknij się”, „jesteś bałwan”, „Te, błazen”. Żeby było jasne. Sama nie mówię pośladki, tylko dupa. Ostrzejsza wersja słów o tym samym znaczeniu to jednak nie to samo, co słowa obraźliwe i oceniające.
A tych w Mikołajku niestety pełno. I ja wiem, że to jest relatywizm - świat widziany oczami dziecka, ale moje dzieci nie wychodzą poza pierwszy - dosłowny - poziom interpretacji.
Z powodów zbyt dużego rozdźwięku między tym, jak myślało i mówiło się kiedyś, a mówi i myśli się współcześnie, porzuciłam czytanie dzieciom przygód Koziołka Matołka. Korekta na bieżąco wiersza to nie jest zadanie na 20:30. Mikołajek na razie jest na obserwowanym, ale jak zobaczę, że ma przełożenie na zachowanie moich dzieci, trafi na cenzurowane.