Napisaliśmy o szelkach i wywołaliśmy ostrą dyskusję. "Lepsze dziecko na smyczy niż w szpitalu"

Niedawno opisaliśmy przypadek ojca, który spaceruje ze swoją córką na szelkach. Metoda ta nie spodobała się wielu odbiorcom jego posta na FB. Okazuje się jednak, że polscy czytelnicy mają inne zdanie na ten temat.

Ten wątek wzbudził wśród was duże zainteresowanie. Co zaskakujące, prawie wszyscy pisaliście to samo: szelki do wyprowadzania dzieci to świetny sposób i gwarancja uniknięcia wypadku.

Kontrowersyjny tata

Przypomnijmy, że jakiś czas temu ojciec trójki, dzieci Clint Edward, pochwalił się, że spaceruje z najmłodszą córeczką na szelkach. Jak wyraźnie podkreślił, robi to dla jej bezpieczeństwa. Zapanowanie nad całą trójką w trakcie spacerów bywa bardzo trudne, zwłaszcza że najmłodsza dziewczynka jest ponoć bardzo energiczna. Właśnie z tej przyczyny od jakiegoś czasu tata zakłada jej szelki i prowadzi na smyczy.

Mimo że w wielu krajach to już dosyć popularna metoda, w Polsce "dziecko na smyczy" nadal jest rzadkim widokiem. Najważniejszym celem dziecięcych szelek jest ochronienie malucha przed licznymi niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nie na ulicach. Korzystanie z szelek poleca się m.in. kobietom w zaawansowanej ciąży oraz rodzicom przebywającym z dziećmi w zatłoczonych miejscach.

Tata spaceruje z córką na szelkach. "Uprząż to zło"? Pytamy pedagoga

Po opublikowaniu posta ojciec został skrytykowany przez wiele osób. Zarzucano mu m.in. ignorowanie własnego dziecka. Jak jednak podkreśla Clint Edward, krytyka go nie rusza, gdyż najważniejsze jest bezpieczeństwo jego córeczki.

"Lepiej mieć dziecko na smyczy niż w szpitalu" 

Pod naszym postem zapowiadającym tekst na temat kontrowersyjnej metody pojawiło się ponad sto komentarzy. Zdecydowana większość z was poparła metodę promowaną przez Clinta Edwarda. Co więcej, wielu z was ją stosuje.

Do czasu urodzenia trzeciego dziecka śmiałam się z tego, tak jak inni rodzice i mówiłam oburzona, że moje dzieci to nie psy, aby chodziły na smyczy. Córkę urodziłam, gdy mój średniak miał półtora roku. Wychodząc na spacer czy do sklepu w pewnym momencie nie wiedziałam, czy mam trzymać wózek, czy uciekającego wszędzie goniącego za starszym bratem (autysta) urwisa i....zakupiliśmy szelki. To była pomoc! Nie interesowały mnie wtedy komentarze ludzi i opinie innych. Moje dziecko było bezpieczne.
U mnie się to sprawdza - mamy plecaczek, a z niego wystają skrzydła motyla. Córka ma 4 lata, używaliśmy ich do 2,5  roku życia. Wolę dziecko 'na smyczy' niż w szpitalu.

Podobnie jak Clint Edward, inni rodzice, którzy zaufali tej metodzie, nie przejmują się krytyką i dziwnymi spojrzeniami innych osób.

Mam i polecam. Super sprawa - w każdej sytuacji się sprawdza. Przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo dziecka. Lepiej mieć dziecko 'na smyczy' i pod kontrolą niż pod kołami samochodu. Zawsze się znajdzie ktoś, kto to skrytykuje bądź padną dziwne spojrzenia. Ja mimo wszystko polecam i się tym nie przejmuję, co myślą o mnie inni.

Zwolennicy metody często podkreślają, że to idealne rozwiązanie dla rodziców, którzy przebywają z małymi dziećmi w zatłoczonych miejscach.

Nie wyobrażam sobie dziecka bez szelek w portach morskich. Oczywiście zawsze wzbudzamy pozytywne, jak i negatywne reakcje... ale mam to gdzieś! Najważniejsze, że dziecko jest bezpieczne na pomostach, podczas wchodzenia na łódkę, podczas spacerów nad jeziorem oraz w tłumie turystów.

Pojawiają się też opinie osób, które były świadkami niebezpiecznych sytuacji na ulicach z udziałem najmłodszych.

Popieram szelki. Jakiś czas temu pewne dziecko prawie wybiegło na ulicę. Złapałam szkraba, bo widziałam matkę tego dziecka biegnąca z wózkiem z drugim dzieckiem, wrzeszczącą, aby się zatrzymał. Wole nie myśleć, co by się stało, gdybym akurat tamtędy nie przechodziła. W tym momencie jechał autobus, nogi mi się wtedy ugięły.

"Nie akceptuję i nie mam zamiaru testować"

W komentarzach naszych czytelników pojawił się tylko jeden głos krytyczny. Jednak nie jest to tylko bezrefleksyjne potępienie omawianej metody. Ta mama zwraca uwagę na aspekt, o którym powinni pamiętać także zwolennicy szelek czy smyczy.

Ja tego nie akceptuję i nie mam zamiaru testować - mam jedno dziecko i uważam, że moim obowiązkiem jest go pilnować w taki sposób, aby nauczyło się bezpiecznego poruszania po chodniku czy przejściu dla pieszych bez sygnału 'ciągnięcia'. Kiedyś dziecko może iść na spacer z kimś, kto by tych szelek mu nie założył i stałaby się tragedia, bo dziecko czekałoby na ten sygnał 'ciągnięcia' zamiast iść grzecznie za rękę. Nie krytykuję jednak rodziców wybierających szelki, bo to nie moja sprawa.

Pedagog: rodzic nie bez powodu wybrał taką metodę

Po tym, jak post Clinta Edwarda wzbudził tak duże zainteresowanie, postanowiliśmy zapytać specjalisty, co sądzi na temat kontrowersyjnej metody.

- Nie widzę w tym żadnych negatywnych konsekwencji dla psychiki dziecka. To dorośli, gdy widzą takie dziecko z rodzicem, niepoprawnie porównują to do spaceru z psem. Proszę pamiętać, że rodzic nie bez powodu wybrał taką metodę w zakresie bezpieczeństwa. On zna najlepiej swoje dziecko i wie, co jest dla niego w danym momencie dobre - powiedziała w wywiadzie dla naszego serwisu pedagog dr Marta Majorczyk.

Jak dodaje ekspert, wykorzystywanie szelek czy smyczy przez rodzica powinno być tymczasowe i stosowane wówczas jeśli metody słowne nie działają na dziecko.

Trampolina: tradycyjny już hit lata. I lawina wypadków

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.