Oddała tkanki syna na cele naukowe. Po dwóch latach sprawdziła, do czego naprawdę posłużyły

Sarah, której dziecko zmarło sześć dni po narodzinach, stanęła przed jednym z trudniejszych wyborów w życiu - mogła pochować Thomasa lub przekazać jego tkanki do badań naukowych. Wybrała to drugie. Ta decyzja zmieniła jej życie.

Ludzie radzą sobie ze śmiercią bliskiej osoby na różne sposoby - zachowują pamiątki po zmarłym, oprawiają jego zdjęcia lub wręcz przeciwnie - starają się odciąć od tragicznego wydarzenia. Niektórzy jednak nie chcą czynić ze śmierci wyłącznie końca - oddzielającej od życia granicy. Decydują się nadać jej istotne znaczenie.

Anencefalia u dziecka

Sarah Gray z trudem przyjęła od lekarzy wiadomość, że jedno z bliźniąt, z którymi była w ciąży, cierpiało na anencefalię, co oznaczało, że u płodu nie wykształciła się znaczna część mózgu. Dowiedziawszy się o tym, załamana kobieta zaczęła zastanawiać się, czy organy dziecka mogłyby być wykorzystane do transplantacji. Po rozmowie ze specjalistami okazało się, że dziecięce narządy będą zbyt małe, by mogły posłużyć temu celowi.

Donacja na cele naukowe

Jeden z synów urodził się zdrowy, jednak drugi, któremu Sarah nadała imię Thomas, zmarł po sześciu dniach. Matka postanowiła, że krew pępowinową oraz część jego organów - oczy i wątrobę - przekaże na cele naukowe.

Pani Gray chciała się jednak dowiedzieć, czy trudna dla niej donacja jest faktycznie znacząca dla nauki. Od naukowca z Harvardu dowiedziała się, że oczy niemowlęcia są na wagę złota.

"Myślę, że ludzie nie rozumieją, jak ważne jest takie przekazanie organów na cele naukowe" - wyznała Sarah, która sama nie była świadoma znaczenia podobnej donacji, póki nie zaczęła kontaktować się z naukowcami wykorzystującymi otrzymane tkanki do badań.

"Tkanki drugorzędne nie istnieją"

Przekazywanie organów do transplantacji jest dużo bardziej popularne, ponieważ rodziny zmarłych mają poczucie, że fragment ukochanej pomógł uratować życie drugiemu człowiekowi. Efekt transplantacji jest praktycznie natychmiastowy, natomiast badania naukowe prowadzone są latami, dlatego też uważa się donację organów na nie za mniej znaczącą. James Zieske, specjalista z Harvardu, uważa, że organy przekazane na cele naukowe nie są w niczym gorsze od tych, które zostały użyte do transplantacji:

Wielu ludzi myśli, że tkanki, które nie zostały użyte do transplantacji, są tkankami drugorzędnymi, gorszymi. Chciałbym, żeby było powszechnie wiadomym, że naukowcy, którzy robią badania na ludzkich tkankach, robią wartościowe rzeczy, które, mam nadzieję, doprowadzą do znalezienia remedium na wszystkie rodzaje chorób.

Życie trwające wiecznie

Sarah Gray wiedząc, jak ciężkie jest stawienie czoła decyzji o przekazaniu organów bliskiej osoby na cele naukowe, postanowiła napisać książkę ("A Life Everlasting, The Extraordinary Story of One Boy's Gift to Medical Science" - "Życie trwające wiecznie. Niezwykła historia daru, który jeden chłopiec przekazał nauce"), która pomaga rodzinom zmierzyć się z problemem donacji.

Dowodem na to, jak istotne są donacje tkanek na cele naukowe, może być doktor Arupa Ganguly z Uniwersytetu w Pensylwanii, która prowadziła badania nad siatkówczakiem, nowotworem oczu atakującym małe dzieci. Zanim otrzymała tkankę Thomasa, badaczka czekała sześć lat na donację zdrowej, młodej siatkówki, żeby móc ją porównać z tymi dotkniętymi chorobą.

Doktor Zieskie twierdzi, że komórki z młodszej tkanki zazwyczaj rosną znacznie lepiej niż z tkanki dorosłego człowieka. Rogówka zmarłego syna pani Gray posłużyła też badaniom nad naprawą powodujących ślepotę zniszczeń rogówki.

Wizyta po latach

Dwa lata po donacji Sarah z mężem i sześcioletnim już Callumem zdecydowali się odwiedzić laboratorium w Bostonie, w którym badane były tkanki Thomasa. Kobieta wyjaśniła naukowcom, kim jest i poprosiła o oprowadzenie jej po laboratorium. Zobaczyła wszystkie miejsca, które miały kontakt z tkanką Thomasa.

Doktor Ganguly była poruszona wizytą:

Zawsze dostajemy próbkę, ale nie widzimy za nią człowieka. Teraz laboratorium ma naprawdę ugruntowaną więź z tą rodziną. I myślę, że to czyni naszą pracę o wiele bardziej znaczącą.

Sarah zmieniła swoją ścieżkę kariery. Pracuje teraz dla Amerykańskiego Stowarzyszenia Banków Tkanek. Kiedy zaszła w kolejną ciążę i urodziła córeczkę, kobieta przekazała swoje łożysko do celów naukowych.

To też może cię zainteresować:

Zrobiła córce szkolne zdjęcie. Nie wiedziała, że będzie ostatnim. Skleiła je z czymś, co ściska za gardło

"Mąż był w szoku, kiedy się dowiedział". Nic dziwnego, taka ciąża zdarza się raz na 100 tysięcy

Matki-karimatki, czyli w jakich warunkach żyją rodzice opiekujący się dzieckiem w szpitalu

Copyright © Agora SA