"Jestem pracującą mamą. Wyrzuty sumienia niedługo mnie wykończą"

"Chciałabym być mamą na pełen etat, móc całkowicie poświęcić się dzieciom. Ale nie jest to możliwe. I codziennie zadręczam się, że nie mogę dać z siebie stu procent" - pisze w swoim liście Marta.

Trafiłam ostatnio na historię pani, która zastanawiała się, co zrobić ze swoim dzieckiem w czasie wakacji, gdy przedszkole jest zamknięte. W komentarzach głównie hejt na matkę, po co w ogóle "robiła" dzieci, skoro nie chce z nimi przebywać [Chodzi o: W wakacje przedszkole zamknięte. "Zero odpoczynku, tylko para z uszu" [LIST] - przyp. red.]. Za każdym razem, gdy czytam takie rewelacje, brak mi słów. Chciałabym być mamą na pełen etat, móc całkowicie poświęcić się dzieciom. Ale to nie jest możliwe. I codziennie zadręczam się, że nie mogę dać z siebie stu procent.

Mogłabym rzucić pracę. Ale co wtedy? Dla internetowych śmiałków byłabym wtedy "madką", dla której liczy się tylko 500 plus i inne profity. Z jednej pensji się nie utrzymamy, a na zasiłki nie zasługujemy, bo według widełek i tak mamy za dużo. A 1000 zł miesięcznie, które mamy otrzymywać z 500 plus, to nie są wielkie pieniądze, naprawdę. Muszę pracować.

Zobacz wideo

Jestem pracującą mamą. Wyrzuty sumienia niedługo mnie wykończą. Chciałabym tryskać energią, wymyślać dzieciom różne zajęcia, ciągle je gdzieś zabierać. Dziś zajęcia w domu kultury, jutro plac zabaw na drugim końcu miasta.

Wracam z pracy i jedyne, o czym myślę to to, żeby nikt niczego ode mnie nie chciał. Żeby usiąść i móc nic nie robić, odetchnąć. Tak, włączam dzieciom bajki, daję im telefon. I zadręczam się za każdym razem, gdy to robię.

Ale gry i zabawy zajmują je tylko na chwilę, a ja czasem potrzebuję więcej niż 15 minut, aby się zregenerować. W pracy się nie nudzę, musi ze mnie zejść napięcie. Nie jestem robotem, nie potrafię w jednej chwili przestawić się z trybu praca w tryb dom.

Weekendy są nasze. Wtedy naprawdę spędzamy czas razem. Bez telefonów, bez zapychaczy. Jest naprawdę fajnie i chciałabym, aby cały czas tak było. Uśmiechnięte dzieci, zrelaksowani dorośli. Odkrywamy nowe rzeczy, rozmawiamy, mamy czas, aby przygotować razem obiad, zaplanować, co chcemy robić. A później przychodzi poniedziałek i znów trzeba działać na czas. I nawet jeśli mamy wielkie plany, myślimy, że uda nam się gdzieś wyjść, zrobić razem coś fajnego, to i tak nic z tego nie wychodzi. Po dniu w pracy jedyne, na co mnie stać, to plac zabaw pod domem.

Chciałabym spędzić z dziećmi dwa miesiące wakacji. Nie martwić się niczym, po prostu spakować się po zakończeniu roku szkolnego i wrócić dopiero przed 1 września. Ale urlopu wystarczy mi ledwie na dwa tygodnie. To będzie nasz czas. Ale reszta wakacji będzie taka, jak inne dni w roku. Popołudnia pełne wyrzutów sumienia i weekendy pełne planów.

Wydaje mi się, że jestem dobrze zorganizowana, dobrze łączę pracę z macierzyństwem. Wiem, co się dzieje u moich dzieci, rozmawiamy, opowiadamy sobie różne rzeczy przed snem. Bawimy się, śmiejemy. Ale mówię też "zaraz", "może jutro". A wiem, że jutro też powiem "jutro".

Czy praca jest powodem, aby nie mieć dzieci? Nie chciałam, aby tak było. Nie sądziłam, że to będzie tak trudne. Nawet nie organizacyjnie, bo ten rytm można jakoś ustalić. Ale psychicznie. Może jestem za słaba, może niepotrzebnie się zadręczam. Ale patrzę na dzieci i czuję, że wiele mi ucieka. Za chwilę nie będą mnie już potrzebować. A ja teraz nie mogę dać im siebie tyle, ile bym chciała.

Marta

Od redakcji: Łączycie pracę z macierzyństwem? Jak wygląda wasz dzień? Czekamy na wasze wiadomości, piszcie na edziecko@agora.pl. Najciekawsze historie opublikujemy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.