W wakacje przedszkole zamknięte. "Zero odpoczynku, tylko para z uszu" [LIST]

Wakacje to zmora dla wielu rodziców - urlop nie jest z gumy, a dzieciom trzeba zapewnić opiekę na dwa miesiące. Nasza czytelniczka, jak co roku, zastanawia się, jak ma zaplanować nadchodzące tygodnie.
Zobacz wideo

Zacznie się kombinowanie. Wakacje to dla uczniów czas odpoczynku, dla mnie - kilka tygodni harówy. Niestety nie stać nas, aby płacić 1500 zł za prywatne przedszkole, a państwowe zamyka się na wakacje.

A nie, przepraszam - są jeszcze dwa tygodnie dyżuru w naszym przedszkolu. Co roku w innym terminie. Mogą to być dwa tygodnie na początku lipca albo dwa tygodnie na koniec sierpnia. W sumie te opcje wydają się najsensowniejsze, bo gdy dyżur wypada w środku wakacji, zazwyczaj i tak nie opłaca się już z niego korzystać. Domowe dyżury opieki nad dzieckiem są już wtedy tak dobrze ustalone, że nie ma co przestawiać misternie stworzonego grafiku.

W wakacje trzeba się nakombinować. W sumie nie wiem, czy to, że mam całą rodzinę w jednym mieście, to plus, czy minus. Może lepiej byłoby mieć przysłowiową babcię na wsi i wywieźć do niej dziecko na dwa miesiące? Jeździć na weekendy, dowozić czyste ubrania? Teraz musimy szczegółowo dopracować grafik, ustalić każdy dzień: kto kiedy pracuje, kto zajmuje się dzieckiem rano, kto po południu. Kto może pracować z domu, a kto musi wziąć urlop.

A ten nie jest przecież z gumy. W czasie roku szkolnego znika jego spora część (w dodatku ten rok nie był specjalnie łaskawy - nakombinować musieliśmy się już wcześniej, podczas strajku). Chcielibyśmy mieć też chociaż chwilę "prawdziwego" urlopu, a nie takiego wykorzystywanego wtedy, kiedy w przedszkolu o 15.30 jest przedstawienie lub w normalne dni w okolicach świąt, kiedy słyszymy "lepiej niech nie przychodzi, będzie może dwoje lub troje dzieci, smutno im będzie". A mi nie jest smutno, kiedy wybieram kolejne dni urlopu, choć na urlopie wcale nie jestem? Zero odpoczynku, tylko para z uszu.

Może jednak trzeba być wyrodną matką? W końcu dyżury są w każdym przedszkolu w mieście. Można zapisać dziecko do wszystkich. Później liczyć, że będzie miejsce, a jak się dostanie - wozić raz tu, raz tam jak kukułcze jajo. Szkoła życia. I tylko sumienie gryzie.

Wiem, że są rodzice, którzy nie mają wyjścia. My się nagimnastykujemy, ale jakoś tę opiekę zorganizujemy. A są tacy, którzy są zdani sami na siebie. I co im zostanie? Rzucenie pracy, bezpłatny urlop, wakacyjne dyżury. I nieważne, że myślimy, że to wcale nie jest dobre, że widzimy, jak fatalnie znosi to nasze dziecko. Inaczej się po prostu nie da. Trzeba przetrwać.

No tak, można też próbować pracować z dzieckiem. "Próbować" to dobre słowo. Nie znam dziecka, które wysiedzi osiem godzin przy biurku, rysując szlaczki. Może co prawda przez osiem godzin oglądać bajki na tablecie, ale... To już chyba ten dyżur lepszy.

Czy nie dałoby się zrobić tak, aby i państwowe placówki funkcjonowały przez cały rok? Na bank w wakacje w przedszkolu nie ma tylu dzieci, w końcu większość jednak na jakiś czas wyjeżdża. Spokojnie można by było łączyć grupy, a dzieci nie musiałyby się tułać to tu, to tam. Nie da się? Przecież normalnie grupy są łączone i jakoś dzieci (i panie) sobie radzą. Wydaje mi się, że nie kolidowałoby to z urlopami pracowników, musieliby jedynie ze sobą ustalić terminy. Rodzice i dzieci na pewno byliby szczęśliwsi.

Mama

Od redakcji: Jak to wygląda u was? Jak organizujecie opiekę nad dziećmi w czasie wakacji? Piszcie na adres: edziecko@agora.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.