Ojciec nastolatki: córka jeździ na wózku, ale na nic się nie skarży. Pękła dopiero po tym, co zrobiły dzieci w klasie

- Marysia chodziła do szkoły, ile mogła i ile dawała radę. Teraz to już raczej za trudne i nie chodzi tylko o nowe przepisy. "Za mną nikt nie tęsknił", powiedziała przed pierwszym września - napisał w poruszającym liście tata chorej córki.

Napiszę krótko, bo smutno bardzo i w złości, bezsilności. Ale też, żeby nie zaszkodzić, żeby nie dać powodu do kolejnych okrucieństw. Bo tak, dzieci takie są. Dziecko niepełnosprawne naprawdę nie oczekuje od rówieśników poświęcenia. Nie musi być najlepszą przyjaciółką, do której się często dzwoni i się odwiedza. Nie spodziewa się też wyjątkowego traktowania, otrzymywania prezentów, zmieniania pod nie planów. Zapraszania na imprezy, wspólnych rozmów po nocy i nastoletnich tajemnic. Nawet wspólnego szlajania się po podwórku się nie spodziewa, bo wie, że czasem cholerny wózek jest barierą.

Zobacz wideo Psycholożka: Manipulacja emocjonalna jest najbardziej niebezpieczna

Ale między tym, co powyżej lub nawet nijaką normalnością, a wymierzonym w sprawienie bólu grupowym, umówionym ignorowaniem, odwracaniem się, przechodzeniem na drugą stronę ulicy, nieodpowiadaniem na "cześć" - jest przepaść! To zachowanie chamskie, wredne, bezczelne i okrutne, bo ból jest większy od tego w szpitalu. Nastoletni wiek tego zachowania nie usprawiedliwia. Z każdym takim zachowaniem moja córka musiała się zmierzyć w ciągu ostatnich dosłownie dni, u schyłku wakacji, po dwóch miesiącach niewidzenia się z rówieśnikami. Bez powodu, bez winy.

Ani wymyślona i, jak się domyślam, rozpowszechniona plotka, jakoby poskarżyła się na to odrzucenie dorosłym, nauczycielom, jeszcze przed wakacjami, po nieudanej (lekko pisząc) wyprawie na zieloną szkołę, kiedy to dobitnie odczuła, że nie umie stać się częścią swojej klasy. To bzdura! Marysia na nic się nie skarży, co jest aż dziwne. Nie umie. Lata w szpitalach i inne problemy na głowie sprawiły, że w kontaktach z rówieśnikami i w wyrażaniu emocji jest zupełnie gdzie indziej.

Jednak nastolatki powinny chyba odróżniać czym jest skarga na ich zachowanie, a czym potworny, niezrozumiały i niezawiniony smutek, że się nie ma do kogo odezwać. I że ten żal mógł ktoś zauważyć i próbować go złagodzić. Bez skarg.

Strasznie to smutne, że niejakim pozytywem zbliżającej się szybko trudnej operacji jest uniknięcie spotkania z klasą w nowym roku szkolnym. A nawet nie z klasą, bo na pewno by chciała. Ale z tym udawaniem, że jej nie widzą. Powszechnym ogłuchnięciem. Tak jakby wzrost 160 cm nie pozwalał na zerknięcie na kogoś siedzącego na wózku, może inaczej mówiącego, nie nadążającego za trendami, mającego inne zainteresowania, zwyczajnie dlatego, że nieobecnego w szkole, uziemionego z racji choroby w domu, przynajmniej w wymiarze edukacyjnym.

Otwarcia nowego roku chyba też nie będzie (dopisek 3.09 - rzeczywiście wolała nie iść). Marysia chodziła, ile mogła i ile dawała radę na lekcje w zeszłym semestrze, te łatwiejsze, niewymagające długiego pisania, z którym nie daje sobie rady. Była też na wręczeniu świadectw. Teraz to już dla niej raczej za trudne i nie chodzi o chorobę, tylko o ten strach przed smutkiem. Nowe przepisy i tak teoretycznie nie pozwolą jej na udział w lekcjach na terenie szkoły przy nauczaniu domowym, choć tu pewnie dużo dałoby się nagiąć. Lubiła to. Długo. Dopiero w maju pękła, traktowana na lekcjach jak powietrze.

Mówiła teraz przed uroczystością otwarcia nowego roku szkolnego: Dyrektor pewnie jak zwykle spyta, czy się za sobą stęskniliśmy. Ale za mną, jak widać, nikt nie tęsknił. Operacja już 7 września, po niej niestety długi pobyt w szpitalu, znów nie bez bólu i znów z niewiadomą na koniec. Wiem, że Marysia ma przyjaciół, także rówieśników, którzy będą za nią trzymać kciuki i to pomoże jej przejść kolejny raz przez najgorsze nawet cholerstwo.

Chcesz odpowiedzieć Autorowi listu lub opowiedzieć swoją historię? Pisz: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA