Pamiętam kolonie, na które ja wyjeżdżałam. Chociaż było to ćwierć wieku temu i tak były "nowoczesne", jeśli porównywać z tym, co działo się w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Do dyspozycji mieliśmy prawdziwe ośrodki, a nie szkolne klasy, z których po prostu zabrano ławki. Pamiętam masło pokrojone w kostkę czy porcje białego sera formowane łyżką do lodów (dokładnie wyliczone, dla każdego po jednej), herbatę, która była gorzka lub przesadnie słodka i kompoty, w których pływało pełno miękkich owoców. Wtedy nie wszystko zachęcało, aby po to sięgnąć i zjeść - ale dziś wszystko wspominam z sentymentem. Podobnie mają ci, którzy jeździli na kolonie, gdy mnie jeszcze nie było na świecie.
Dziś mamy mnóstwo możliwości, wakacyjne wyjazdy organizują biura podróży czy placówki, do których dzieci chodzą na zajęcia pozalekcyjne. Można jechać na kolonie językowe, sportowe, czy takie, na których udoskonalimy inne umiejętności. Dawniej dzieci najczęściej wyjeżdżały na kolonie organizowane przez zakłady pracy czy obozy harcerskie. Często rok w rok wakacje spędzało się w tym samym miejscu, tam, gdzie zakład pracy miał ośrodek wczasowy. Ale nikt nie narzekał - ważna była zmiana otoczenia.
Gdy nie było ośrodków wczasowych, baza noclegowa była w szkołach. Dzieci, które mieszkały w miastach, na kolonie wyjeżdżały na wieś, a ci ze wsi kilka tygodni spędzali w mieście.
- wspomina jedna z uczestniczek dyskusji na naszym forum.
Dawniej dzieci wakacje spędzały w mieście, czy dziś mają więcej możliwości? Zdaniem forumowiczów, to w czasach PRL o wyjazdy było łatwiej. Zakłady pracy dofinansowywały nie tylko tzw. wczasy pod gruszą, ale i kolonie dla dzieci pracowników. Jeśli rodzice pracowali w dwóch różnych miejscach, a terminy wyjazdów nie pokrywały się, uczniowie mogli dwa razy pojechać na kolonie w czasie wakacji. Do tego jeszcze wyjazdy z rodzicami czy pobyt u krewnych - zazwyczaj nie narzekali na nudę.
"Kiedyś to się właśnie jeździło. Moja mama czasem całe wakacje spędzała poza miastem, bo jechała na kolonie z zakładu swojego ojca, obóz szkolny i dodatkowo wakacje z rodzicami. Wszystko za grosze".
"Na kolonie jeździłam przez całą podstawówkę, potem doszły jeszcze obozy harcerskie (26 dni!!!). Praktycznie w czasie wakacji nie było mnie w domu. Rodzice mieli luzik".
- wspominają użytkownicy naszego forum.
Forumowicze, którzy wyjeżdżali dawniej na kolonie, najczęściej dobrze je wspominają. Uważają, że to była bardzo dobra forma wypoczynku.
"Ja jeździłam od wczesnej podstawówki na kolonie z zakładu pracy taty i tam spotykałam dzieci z innych miast Polski. Potem, jak wstąpiłam do harcerstwa, to aż do zakończenia studiów jeździłam na biwaki, zimowiska i letnie obozy harcerskie. Były to wspaniałe i niezapomniane przeżycia. Przyjaźnie z tamtych czasów przetrwały do dziś".
"Ośrodki miały dobrą opinię, opieka była odpowiednia, jedzenie smaczne i, z tego co wiem, nie było drogo - zakład pracy dopłacał do każdego dziecka. Każdy mógł się starać i, o dziwo, każdy kolonie dla dzieci dostawał. Mam świetne wspomnienia, znajomych z tamtych czasów oraz przekonanie, że warto dziecko na takie kolonie wysyłać".
A warunki? Większość dzieci w ogóle nie zwracała na nie uwagi.
"Obozy miałam fantastyczne, tylko że widzę, że ja nie muszę mieć jakiś super wygód, żeby wyjazd uznawać za udany, liczy się dla mnie coś innego. Więc nie przeszkadzało mi np. mycie się w namiocie rozbitym nad rzeką albo grupowe obieranie ziemniaków" - wspomina forumowiczka.
Ci, którzy kolonii nie wspominają dobrze, zazwyczaj nie mają na myśli warunków, jakie na nich panowały.
"Byłam w życiu na czterech koloniach. Niestety, wspomnienia mam okropne, głównie dlatego, że nigdy nie lubiłam "spędów", przymusowych zabaw integracyjnych i narzucania z góry, co i kiedy mam robić. Dlatego te wyjazdy traktowałam jako karę i tylko czekałam na zakończenie turnusu, żeby odwalić tę pańszczyznę. Po koloniach zawsze były jeszcze wyjazdy z rodziną nad morze i to trzymało mnie przy życiu, bo zawsze było fantastycznie" - wspomina forumowiczka.
Wiele osób, które wyjeżdżały na kolonie w dzieciństwie, nie wyobraża sobie, żeby ich dzieci na nie nie jeździły. Dobrze wspominają swoje wakacje, wiedzą, ile im letnie wyjazdy dały. Starają się wyjeżdżać też razem, aby było tak, jak dawniej.
- podsumowuje jedna z forumowiczek.
Bo chociaż czasy się zmieniły, dziś dzieci nie podróżują bez pasów, z ręcznikami pod pupą, to i tak najlepsze są wspomnienia z najmłodszych lat.
A wy, jakie macie wspomnienia? Jeździliście w dzieciństwie na kolonie i obozy? Co jeszcze z nich pamiętacie? A może wciąż utrzymujecie kontakt ze znajomymi sprzed lat? Czekamy na wasze wiadomości - piszcie na edziecko@agora.pl.