Rodzicu, w ten sposób nie zamęczysz (i nie stracisz!) znajomych na Facebooku

Czego nie powinni robić rodzice aktywnie korzystający z Facebooka, a co jest dobrym pomysłem?

Uwaga! Rodzic na Facebooku!

U niektórych zaczyna się już w ciąży: informowanie za pośrednictwem Facebooka o oczekiwaniu na potomka, zdjęcia i filmy z USG, odliczanie do daty porodu, informacje o porannych mdłościach i opuchniętych nogach. Aktualizacje statusu z porodówki, pomiędzy jednym skurczem a drugim. W kilka minut po pojawieniu się na świecie dziecka, jego zdjęcie ozdabia oś czasu dumnych rodziców, użytkowników Facebooka. Znacie takich ludzi? To wersja dość radykalna, lecz nie niespotykana. Jeszcze częstszym przypadkiem są rodzice, którzy na bieżąco informują na profilu społecznościowym o każdym postępie swojej pociechy, wrzucają miliardy zdjęć i cytują każde niemal powiedzenie swojego ukochanego dziecka.

Niewykluczone nawet, że część znajomych (i stęskniona rodzina!) z radością śledzi nasze wpisy i szczerze interesuje się naszymi dziećmi, ale to raczej mniejszość. Współpracownicy, szef, znajomi ze szkoły czy dawno zapomniani sąsiedzi, którzy z jakiegoś powodu wstąpili w szereg naszych facebookowych znajomych, z całą pewnością nie podzielają naszego zachwytu nad umorusaną marchewką twarzą dwulatka, śmiesznymi powiedzeniami trzylatki czy filmikiem wideo z wizyty na basenie... Dużo bardziej prawdopodobne jest to, że ziewają na widok kolejnego zdjęcia, które wrzuciliśmy do Internetu. Może nawet zablokowali nasze aktualizacje? Co możemy zrobić my, rodzice, żeby dzielić się z bliskimi informacjami o naszych dzieciach, folgować swojej potrzebie chwalenia się ukochanym potomstwem, a jednocześnie nie stać się takimi użytkownikami Facebooka, którzy irytują zebraną tam społeczność?

Zastanówmy się...

Warto zacząć od przejrzenia listy znajomych: z którą z tych osób rzeczywiście łączą nas bliskie więzi i która z nich może szczerze interesować się tym, co słychać u naszego dziecka? Spoglądam na listę moich znajomych i odhaczam dawnych kolegów i koleżanki ze szkół wszelakich, ludzi, z którymi pracuję oraz różnych "przypadkowych" znajomych, których zaproszenia z różnych powodów zaakceptowałam. Zostają krewni, przyjaciele i bliscy znajomi. Teraz przeprowadzam kolejną selekcję: kto z nich lubi dzieci, a kto jest zatwardziałym singlem, niebieskim ptakiem albo lubi mnie, ale nie interesuje go moja rodzina? Dzielę facebookowych znajomych na grupy: "praca", "rodzina", "bliscy", itd. Przy każdym wrzuconym zdjęciu, czy aktualizacji statusu, zaznaczam, kto może to zobaczyć/przeczytać. Niektórym ograniczam dostęp.

Czasem wrzucam zdjęcie, które mogą zobaczyć wszyscy znajomi - w końcu to moje życie: jestem matką, mam dzieci, lubię to. W myśl zasady: "Nie będę was zamęczać, ale trochę tych informacji możecie znieść, skoro chcieliście się 'zakolegować' na Facebooku. Zawsze możecie mnie zablokować (wiecie o tym?)". Kiedyś na Facebooku było prościej: kilkoro znajomych, wyłącznie bliskich, kilkunastu rozrzuconych po świecie lubianych krewnych i poczucie, że wszystko, co piszę, trafia do ludzi, którym naprawdę na mnie zależy. Wraz z rozwojem Facebooka to się zmienia, nie mogę już wrzucać informacji dostępnych dla wszystkich "znajomych", stąd grupy i dobór treści. Nie zmieniam ustawień w starych postach, ale w nowych kieruję się już nowymi zasadami. Dużo zachodu? Pewnie tak, ale jeśli ktoś, mimo wszystko, lubi tę formę komunikowania się ze światem, jest to warte zachodu. Trochę jak spotkania towarzyskie w realu: nie na wszystkie zabieramy swoją rodzinę. To samo powinno dotyczyć wszelkich treści, które zamieszczamy na Facebooku - musimy myśleć o odbiorcy.

Ustawienia niestandardowe

Zamiast zalewać swoją oś czasu zdjęciami z każdej eskapady i każdego wydarzenia, twórzmy albumy tematyczne: lato 2013, ferie zimowe, prace plastyczne, itp. W ten sposób nowe zdjęcia obejrzą zainteresowani ludzie i nikt nie będzie miał wrażenia, ze "spamujemy". Jak stosować ograniczenia dostępu? Dostęp do ustawień prywatności na Facebooku jest łatwy: w górnym prawym rogu znajdziecie ikonę, która pozwala na szybkie i niekłopotliwe kontrolowanie tego, kto może mieć dostęp do zamieszczanych przez nas treści. Wygląda to tak:

ustawienia prywatności FBfot. kadr z facebook.com

Inna ścieżka jest taka: wrzucając zdjęcie do Facebooka przez naszą "ścianę", możemy kliknąć na znajdującą się poniżej zamieszczanego zdjęcia ikonę, która określa odbiorców. Jeśli wybierzemy "ustawienie niestandardowe", możemy wpisać komu chcemy dane zdjęcie pokazać lub przed kim chcemy je ukryć - podajemy nazwiska konkretnych osób albo listy, które utworzyliśmy wcześniej. Tworzenie list jest proste: po wejściu na Facebooka najeżdżamy myszką na "znajomi" (z lewej strony ekranu) i klikamy w "więcej". Tam grupujemy ludzi na bliskich i dalszych znajomych, rodzinę, itd. Możemy też tworzyć własne listy i nadawać im własne nazwy, wystarczy wybrać opcję  "utwórz listę" i wpisać w okienko nazwę grupy i nazwiska jej członków.

Szanujmy prywatność

Rodzice udostępniający w Internecie zdjęcia swoich dzieci są często krytykowani za brak rozwagi. Przy wyborze zdjęć powinniśmy zawsze zastanowić się, czy nasze dziecko nie miałoby nic przeciwko pokazaniu konkretnej fotografii światu. Nie powinniśmy wrzucać zbyt prywatnych obrazków - dzieci na nocnikach czy w strojach kąpielowych, nie wspominając nawet o ich nagich zdjęciach! Tego typu fotografie nie dość, że naruszają prywatność naszego potomstwa i mogą wpaść w niepowołane ręce, są zwyczajnie krępujące dla niektórych znajomych.

Idealnie zapamiętałam moje zażenowanie i złość na mamę, kiedy, będąc uczennicą którejś z pierwszych klas szkoły podstawowej, znalazłam moje zdjęcia wakacyjne z czasu, gdy miałam 3 lata. Na tych zdjęciach biegam po ogrodzie na golasa. Teraz nie mam z tym problemu - lato było upalne, wokół sami najbliżsi ludzie, a zdjęcia były prywatne i nie mógł ich zobaczyć nikt niepowołany. A jednak mój wstyd po obejrzeniu tych zdjęć był kiedyś naprawdę silny i rzeczywisty. Moim dzieciom będę chciała zaoszczędzić takich uczuć, zwłaszcza teraz, w dobie Internetu i Facebooka.

Trzymajmy się ważnych wydarzeń

Łatwo być bezgranicznie rozkochanym w swoich dzieciach rodzicem (wiem coś o tym: moje własne dzieci są najśliczniejsze, najmądrzejsze i najbardziej rozkoszne na całym świecie!), trzeba jednak zachować odrobinę zdrowego rozsądku. Czy rzeczywiście kogoś, oprócz wąskiej grupy najbliższych znajomych, interesuje obrazek, który nasz przedszkolak namalował z okazji Święta Ziemi? Jak wiele osób uzna, że zdrobnienia, których używa nasza "kruszynka" są rzeczywiście rozkoszne? Filtrujmy treści, nie bombardujmy naszych facebookowych znajomych anegdotami z życia naszych dzieci, rozsądnie dobierajmy odbiorców każdej zamieszczanej przez nas treści. Nie warto informować o każdej nowej umiejętności naszego dziecka, o każdej nowej piosence, której się nauczyło.

Przy okazji myślę, że nie warto wpadać w inną skrajność: absolutne embargo na jakiekolwiek informacje dotyczące naszego prywatnego życia i naszych dzieci. Mam bliskich znajomych i krewnych, którzy dzielą się ze mną zdjęciami i wiadomościami z życia swoich dzieci i jestem im za to wdzięczna, bo szczerze interesuje mnie to, co słychać u nich i u ich potomstwa. Kocham moje siostrzenice i żałuję, że nie widuję ich częściej. Ogromną sympatią darzę też dzieci moich bliskich znajomych. Cieszę się, że Hanię zachwycił tort z sówką, a Nat nauczył się jeździć na nartach. I mam nadzieję, że świąteczna fotka moich dzieci też ucieszyła kilkoro bliskich mi ludzi. Przy okazji wiem jednak, dzięki ustawieniom dostępu, że moja sympatia z drugiej klasy szkoły podstawowej tego zdjęcia nie widziała i nie miała okazji fuknąć z poirytowania, że zaśmiecam Facebooka nudnymi obrazkami.

Kiedy jesteś "znajomym" własnego dziecka...

Ostatnia kwestia, nad którą warto się zastanowić, to sytuacja, w której nasze dziecko jest już na tyle duże, że ma własne konto na Facebooku (w świetle prawa  nie powinny go zakładać osoby poniżej 13 roku życia!). Jeśli twój nastoletni syn czy córka zaproszą cię do grona znajomych na Facebooku, musisz zachować daleko idącą rozwagę. Najlepiej po prostu udawać, że cię nie ma - nie warto komentować każdego wpisu dziecka, na pewno też musimy się powstrzymać przed używaniem naszych prywatnych, pieszczotliwych zwrotów, bo nastolatki łatwo jest wprawić w zakłopotanie i zawstydzić przed rówieśnikami. Idąc dalej tym tropem, nie zamieszczajmy na własnych profilach zdjęć i informacji o naszych nastoletnich dzieciach, o ile wcześniej same ich nie zaakceptowały. Udając, że nas nie ma w grupie facebookowych znajomych dziecka, przesyłamy mu ważną informację: nie jesteśmy "obciachowi" i natrętni, a przy okazji przynajmniej częściowo mamy wgląd w to, co robi nasze dziecko w Internecie. Oczywiście zakładając, że nie znaleźliśmy się na utworzonej przez nie liście osób, którym ogranicza się dostęp do zamieszczanych treści... Ale kto powiedział, że bycie rodzicem jest łatwe?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.