-
-
ciekawe - nikt nie wspomniał o wizytach w przychodni, chodzeniu na szczepienia, zastrzyki i do dentysty? Nikt nie wspomniał o tym, jak ciężko jednemu rodzicowi upilnować jednocześnie dwoje małych dzieci na ulicy, albo w autobusie? Nikt nie wspomniał o tym, jak to jest gdy akurat rano w dniu wyjazdu na wymarzone wakacje dziecko budzi się z biegunką i gorączką, albo w drodze na ważne spotkanie wymiotuje w samochodzie? Nikogo nie stresuje, jak dziecko wbija sobie nożyczki w rękę, wkłada palce do kontaktu, albo prasuje dywan włączonym żelazkiem? To są przecież sytuacje dnia codziennego znane mi z opowiadań dzieciatych koleżanek, z własnego dzieciństwa - naprzeciwko których te opisane powyżej, to drobiazg.
Nie chce iść spać - niech nie idzie, najwyżej zaśnie na podłodze między zabawkami. Nieumyte, niepotrzymane za rękę i bez obowiązkowej książeczki, ale za to prawdziwie zmęczone. Wyje na zakupach - nie brać je na nie. Nie chce się rano ubierać - idzie w piżamie, jak go w przedszkolu wyśmieją parę razy i zmarznie, to się nauczy. Raz tak długo miałam dylemat, czy najpierw ubrać sweterek, a potem spodenki, czy odwrotnie, że mama się wkurzyła i poszła na spacer tylko z siostrą, a ja zostałam sama w domu. Miałam 4 lata. Położyłam się spać, bo co innego było do roboty. Oczywiście byłam rozżalona, ale nauczyłam się, że jak mi zależy, to muszę się zbierać. Nie ma rzeczy nie do załatwienia, nawet z dzieckiem. Rodzice sami się nakręcają w tych swoich "stresach" - dziecko mruczy pod nosem "mama, tata, mama..."itd i tak w kółko. Mama reaguje "chcesz pić?" - "nie" pada zwięzła odpowiedź. I dalej "mama, mama, tata". "Czyli jednak chcesz pić?" - dopytuje upierdliwa mamusia. Dziecko nie odpowiada, przecież raz już powiedziało, że nie. "To chcesz, czy nie?!" traci równowagę matka. Głucha? Durna? Histeryczka? Ktoś ją opieprzył i teraz odreagowuje? Wydaje mi się, że czasem "nie, to nie" to najlepsza metoda dogadania się z dzieckiem. Upierdliwe zachęcanie, dopytywanie - nie dość, że stawia dzieciaka i jego potrzeby w centrum wszechświata, to odbiera mu możliwość nauczenia się, czym jest prośba. -
może jestem dziwna, ale z każdą z tych sytuacji radziłam sobie koncertowo, na rozmaite sposoby, i nie uważałam ich z adopust boży';
zgadzam się z szary_user( mamy nicka in common), że najgorsze to choroba dziecka, ale dla mnie taka "w środku", kiedy nie wiem, o co chodzi, jest źle; krew, rany, itp, nigdy mnie nie stresowały, zawsze reagowałam b. spokojnie, i moje dziecko teraz samo sobie tamuje krew, kiedy poleci z nosa, i nie wyje na widok wody utlenionej, ani strzykawki, gdy ma mieć pobieraną krew; ale ukryta choroba, która nie wiadomo, w co pójdzie, to mój stres największy...i jeszcze obawa, czy moje dziecko będzie dobrym człowiekiem -
-
W portalu edziecko w całej Wyborczej posiadanie dzieci to patologia. W ogóle macierzyństwo to patologia, uczucia ojcowskie to już coś niemożliwego i patologia absolutna.
A te kobiety i mężczyźni, którzy z jakiś powodów jednak decyduja się na dzieci, to nie wiedzą co robią, nie wiedzą, że szczęśliwe może być tylko życie bez dzieci.
Tak trzymaj Gazeto - dalej uszczęsliwiaj ludzi na siłę - żeby było postępowo. -
Ten, kto pisał ten artykuł chyba nie ma dzieci, albo ich nie lubi. Nic z tych rzeczy dla normalnego rodzica nie jest stresujące. Jeśli dziecko bardzo krzyczy na zakupach, to mu ich oszczędzamy, może zwyczajnie się męczy i to dla niego one są stresujące! Karmienie, mycie, ubieranie.... to zwyczajne sytuacje, które należy dziecku umilać a nie uprzykrzać. Jeśli dziecko dostanie smaczny posiłek, to chętnie go zje, jeśli pomożemy dziecku się ubrać, to będzie to szybkie! Myślę, że każdy kochający rodzic wie o czym piszę.... Czasami jesteśmy zestresowani, ale to nie wina dzieci, one zwyczajnie nie rozumieją naszego napięcia, a my wtedy tracimy siły.... Pamiętanie, że dzieci są błogosławieństwem zawsze pomaga! a stresująca jest choroba i bezradność, wobec nieszczęścia dziecka!
-
-
Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX
sapiens_h
Oceniono 11 razy 5
Normalni rodzice się nie stresują byle pierdołą. Stres powinna wywoływać choroba, nic więcej. Do trudnych może zaliczać się sytuacja, gdy w zatłoczonym autobusie zaczyna płakać, gdyż jest ciasno, duszno i gorąco, i choćby nie wiem co nie można w danej sytuacji nic zrobić. Reszta to pikuś, który rozwiązuje magiczna sztuczka zwaną: "wychowanie" (tak, wiem, dla niektórych to czarna magia). Chyba że ktoś jest histeryczną łajzą, która nie powinna mieć chomika, o dziecku nie wspominając. Potem tacy "zesrawani" rodzice trafiają do szkół i wtedy zaczyna się wesołe miasteczko.