Facebookowa matka

Z kim się spotkała, co zrobiła na obiad, jak urosło jej dziecko, gdzie pojechała na wakacje i za co dostała burę od szefa? Na podstawie aktywności na portalu można prześledzić całe życie prywatne, rodzinne i zawodowe facebookowej matki. Niektóre nawet rozpoczynają i kończą związek zmianą swojego profilu. Czy ty też jesteś zwariowaną facebookową matką?

Rodzi dzieci na portalu

"Jedziemy do szpitala, trzymajcie kciuki!" - pisze rodząca znajoma na portalu w przerwie między jednym skurczem a drugim. Obowiązkowe dla facebookowej matki jest nie tylko zawiadomienie o narodzinach, wymiarach, pierwszym karmieniu, ząbku i kroku swojego potomstwa ale też obchodach urodzin, piątce z matematyki, powiedzonku na dobranoc i kłopotach logopedycznych. A jego przyjście na świat to już sprawa absolutnie priorytetowa! Hardkorowcy wrzucają na profil nawet zdjęcia noworodka nie obmytego jeszcze z mazi płodowej - liczy się szybkość przekazu!

Przemoc i nałogi rządzą

Obleśne, uwłaczające godności dzieci, poniżające je albo ośmieszające - takie są często materiały foto, których bohaterami na pierwszym czy drugim planie są maluchy. Rodzice prześcigają się w bezsensownych albo niedwuznacznych pozach, sytuacjach i komentarzach pod fotkami. Zamieszczają nagie zdjęcia maluchów i półobnażone, prowokacyjne swoje, ciężarne fotografują się z piwem w ręku i papierosem w drugiej, młode matki prężą się w wyuzdanych pozach obok patrzących na to kilkulatków. W opinii "dowcipnych" rodziców wszystko uchodzi. Nierzadkie jest narażanie na niebezpieczeństwo i propagowanie przemocy - na przykład na fotkach uwieczniono niemowlę z wężem na szyi, kilkulatki pozujące z bronią, mamę celującą z pistoletu w malucha z podniesionymi w geście poddania rękami. Mali chłopcy z piwem, wódką czy papierosem w ustach to już klasyka. Nierzadko przebrani za raperów, gangsterów, młodocianych kiboli, członków mafii. Obowiązkowo z alkoholem, obwieszeni biżuterią. Rekord głupoty pobiła mama, która sfotografowała swój duży ciężarny brzuch, obok którego z dumą trzyma papierosa i piwo. Niektóre dzieci udają, że zasnęły pijane przy stole.

Podróżuje zmieniając pozycje w facebookowej aplikacji

Nawet jeśli przyjaciółka mieszka na stałe mieszka w USA, to bez problemu ustalisz co robi i gdzie była ostatnio. Niepotrzebny jest prywatny detektyw: "Anna była z użytkownikiem X (uff, na szczęście jej mąż) w Las Vegas. Potem z koleżanką na placu zabaw w Chicago i wystawie architektonicznej. Znajoma trafiła do kliniki, tu nazwa i miejsce, ( "Czyżby miała jakieś problemy zdrowotne? - zastanawiasz się). Potem widzisz kolejną zmianę statusu, bo zlokalizowano ją na lotnisku ("Haha jednak chyba nie, bo sobie podróżuje dużo"). Facebookowa matka, nawet gdy jest na wsi pod Ostrołęką i tak wrzuci fotę pokazującą jak jej dzieci ciągną krówkę za ogon i wszystko jasne.

Mama cyberchondryczka zawsze wynajdzie chorobę

Zamiast udać się z niepokojącymi objawami do lekarza sami szukamy diagnozy w sieci. To mniej czasochłonne i darmowe ale kryje w sobie wielką pułapkę - cyberchondrię, zachowanie, które polega na doszukiwaniu się poważnych chorób na podstawie wyszukiwanych w internecie objawów.
Badacze ustalili, że autodiagnoza za pomocą wyszukiwarki często prowadzi do konkluzji, że cierpimy na poważną albo nieuleczalną chorobę. Zdaniem ekspertów cyberchondrycy traktują np.Google jak żywego człowieka, który udzieli im szybkiej odpowiedzi co im dolega. - To niebezpieczne, bo wyszukiwarka wypluwa kilka pierwszych wyników pasujących do objawu, które mogą być kompletnie nietrafione ale nas podłamią psychicznie - mówi Mariusz, pracownik dużej firmy informatycznej z Warszawy. Poza tym wiele objawów można przypisać wachlarzowi chorób - od banalnego stresu i zmęczenia przez nerwice po bardzo poważne jednostki chorobowe. Na przykład ból głowy może być wynikiem głodu czy przemęczenia albo oznaką poważnej choroby mózgu, co jednak zdarza się dużo rzadziej. Cyberchondryk zawsze wynajduje najgroźniejszy przypadek i zamartwia się rokowaniami, choć dolegliwość nie została nawet potwierdzona przez lekarza. - Nie można traktować internetu jak lekarza. Tymczasem cyberchondrycy nie tylko diagnozują i leczą samych siebie za pomocą internetu. Co gorsza, choroby potrafią wmówić poważne schorzenia swoim dzieciom - tłumaczy Mariusz.

Prowadzi życie rodzinne na Facebooku

"Marysia jest odpieluchowana!", "Zyzio strzelił gola w turnieju piłkarskim", "Lenka zjadła pierwszą zupkę - oto dowód" i fota. Facebookowe mamy zamieszczają zdjęcia każdej chwili dziecka, śmiesznej minki, prezentu gwiazdkowego. Wiemy jakie przeczytała artykuły z prasy zagranicznej i kiedy szukała alergologa dla starszaka. Nie wychodząc z domu wiemy więcej nawet o swoich dalekich znajomych niż udałoby nam się omówić podczas spotkania przy kawie. Na którą i tak nikt nie mamy czasu. W końcu kto by wtedy siedział na Facebooku?

Więcej o:
Copyright © Agora SA