"Znajomi zabierają małe dzieci na sylwestra. Jako bezdzietna uważam, że to nie w porządku"

Jak z perspektywy osób bezdzietnych wyglądają imprezy, na które przychodzą - często nieoczekiwanie - znajomi z małymi dziećmi. Czy taki miks imprezowy ma szanse powodzenia? Jak bawią się osoby bezdzietne np. na sylwestrze, na którym obok szampana stoi stolik z galaretką dla najmłodszych uczestników balu?
Rzeczy, których nie cierpią twoi bezdzietni znajomi Rzeczy, których nie cierpią twoi bezdzietni znajomi Shutterstock/Tursk Aleksandra

"Znajomi zabierają małe dzieci na sylwestra. To nie w porządku". Pięć imprezowych sytuacji, których nie lubią bezdzietni

Jak z perspektywy osób bezdzietnych wyglądają imprezy, na które przychodzą - często nieoczekiwanie - znajomi z małymi dziećmi. Czy taki miks imprezowy ma szanse powodzenia? Jak bawią się osoby bezdzietne np. na sylwestrze, na którym obok szampana stoi stolik z galaretką dla najmłodszych uczestników balu?

Sytuacja pierwsza: spotkanie w restauracji lub w domu

Magdalena: 30-letnia singielka:

Dzieci w restauracjifot: istockphoto/grafika: gazeta.pl

- Nie podoba mi się, kiedy szczególnie dalsi znajomi, którym czasem głupio wprost zwrócić uwagę, nie pilnują swoich pociech. Zdarzyło mi się być lekko zażenowaną, kiedy w restauracji dziecko znajomych biegało, krzyczało, a rodzice nie reagowali. Chłopiec biegał za kelnerką, która dość cierpliwie to znosiła, ale w pewnym momencie wypadła jej taca z rąk. Wtedy podeszła do rodziców i zaproponowała, żeby zaprowadzili dziecko do kącika zabaw, który na szczęście był w tej knajpce.

Inna sytuacja miała miejsce w moim domu. Rodzice dziecka nie reagowali, kiedy to celowo rysowało sztućcami drewnianą podłogę w salonie. Wiadomo, na podłodze są rysy od krzeseł, stołu, czyli od normalnego użytkowania. Ale rodzice powinni zareagować, kiedy dziecko niszczyło coś celowo. A rozwiązanie było proste. Dałam dziecku kartki, kredki i zajęło się czymś innym.

Spotkanie z przyjaciółmi Spotkanie z przyjaciółmi fot: istockphoto/grafika: gazeta.pl

Sytuacja druga: spotkanie najbliższych przyjaciółek

Paulina: 32-letnia bezdzietna, w szczęśliwym związku:

- W ostatnich trzech latach rozmnożyły się obie moje przyjaciółki. Ich dzieci są super i lubię być ciocią, ale są sytuacje, kiedy tęsknię za czasami, gdy były sobą, a nie... matkami. Widujemy się teraz bardzo rzadko (mniej więcej raz na 2 miesiące), zawsze z nastawieniem, że maluchów nie będzie, żeby dało się spokojnie porozmawiać (a przez taki czas zawsze nazbiera się tematów). Ale jeszcze się tak nie zdarzyło, żebyśmy faktycznie były same, zawsze któraś przyprowadza dziecko, bo nie ma go z kim zostawić.

W teorii i tak powinno dać się pogadać, w praktyce to niemożliwe: żadna nie może mówić szczerze i głośno o swoich problemach, bo dzieci już dużo rozumieją, a ja nie czuję się wysłuchana, bo wiem, że kiedy mówię, mama cały czas zerka, co robi jej synek, i czasem tylko przerywa: ''Przepraszam, co mówiłaś?''. Staram się być wyrozumiała, ale to złości i frustruje. Nie wiem też, co mogłabym z tym zrobić. Nie powiem żadnej z nich, że na ten jeden wieczór raz na dwa miesiące mogłyby się postarać o lepszą opiekę nad dziećmi, bo przecież żadna nie robi tego celowo, więc widocznie łatwo nie jest.

Niestety, powoli przestaję mieć ochotę na wspólne spotkania, chyba czekam, aż dzieci trochę podrosną, mając nadzieję, że nasza przyjaźń przetrwa trudniejszy czas. Życie się zmienia, ale brakuje mi ich.

Sylwester z dziećmi 2017 Sylwester z dziećmi 2017 fot: istockphoto/grafika: gazeta.pl

Sytuacja trzecia: sylwester

Paulina: 28-letnia mężatka, na razie bez dzieci:

Ogólnie nie mam problemu ze spotkaniami, na które znajomi przyprowadzają dzieci. Pod jednym małym warunkiem - o ile wiem o tym wcześniej. Można się wtedy nastawić na "typ" imprezy, a nie przeżyć rozczarowanie. Wiadomo, że na domówce z dziećmi to one będą grały pierwsze skrzypce. Wszystko kręci się wokół nich.

Ostatnio znajoma wysłała e-mail z zaproszeniem na sylwestra u siebie w domu. Ma troje dzieci, ale uprzedzała, że zamierza "sprzedać" teściom. Rozważałam z mężem wybranie się na tę imprezę. Ale inna koleżanka oznajmiła, że bierze swoją dwójkę i dla wszystkich dzieci zrobi jakąś galaretkę. Wymiksowaliśmy się z tej imprezy. Sylwester z dziećmi to jeszcze nie mój etap w życiu. Nie w porządku było jednak to, że owa mama założyła, że może wziąć ze sobą dzieci, tylko dlatego że zapraszający też mają dzieci. Nie patrzyła na to, że gospodarze cieszą się na pierwszy od dawna wieczór bez pociech.

Koniec końców wybieram się na imprezę, na której będzie jedno dziecko. Jest to córka moich najbliższych znajomych. Wiele razy imprezowałam z nimi i wiem, że ich pociecha jest niekłopotliwa, nie oczekuje, że wszyscy goście będą się z nią bawić, a kiedy przychodzi na nią czas, grzecznie zasypia.

Wesele z dziećmi Wesele z dziećmi fot: istockphoto/grafika: gazeta.pl

Sytuacja czwarta: wesele

Joanna, 38-letnia mama dwójki dzieci, wspomina wesele, które organizowała pięć lat temu, kiedy jeszcze nie miała dzieci:

- Chciałabym, żeby dzieciaci zrozumieli, że zapraszanie "bez dzieci" często nie wynika ze złej woli. Kiedy kilka lat temu organizowałam własne wesele, jasno komunikowałam wszystkim dzieciatym gościom, że życzymy sobie, aby przyszli bez dzieci. Wynikało to przede wszystkim z dwóch rzeczy.

Po pierwsze, właścicielka oranżerii, w której odbywało się przyjęcie, jasno postawiła sprawę - będą dzieci, musi być dla nich przynajmniej jedna animatorka i opiekunka. W pełni ją rozumiem, zarówno w środku, jak i na terenie dookoła było mnóstwo roślin. Dzieci mogły je zniszczyć, a ona miałaby zniszczone "dekoracje" na następne imprezy. Dzieci mogłyby też najeść się np. trujących roślin, po co komu takie atrakcje na weselu? A nie jestem przekonana, czy rodzice pod wpływem alkoholu są w stanie w 100 proc. upilnować dzieci.

Po drugie, to jednak wesele. Dzieci na takich imprezach się nudzą, biegają, wymagają więcej uwagi niż zwykle. Na weselu powinien się człowiek bawić, także ci, którzy mają dzieci. To okazja, żeby choć na chwilę oderwać się od codziennych obowiązków. Z zaproszonych gości wyłamała się tylko jedna para. Ale oni mieli bliźniaki - niemowlaki. I od razu zakładali, że wpadną tylko na chwilę. Ich pociechy leżały sobie grzecznie w wózku, a kiedy zaczęły marudzić, wszyscy pojechali do domu.

Domówka z dziećmi Domówka z dziećmi fot: istockphoto/grafika: gazeta.pl

Sytuacja piąta: domówka

Iwona: 33-letnia mężatka, na razie bez dzieci:

Zdaję sobie sprawę, że po urodzeniu dziecka rodzice chcieliby chociaż od czasu do czasu gdzieś wyjść, pobawić się, odpocząć. Niestety, imprezy łączone, w których uczestniczą dzieci i osoby dorosłe (bezdzietne), po prostu nie wypalają. Dlaczego?

Po pierwsze, imprezy dorosłych, gdzie na stole jest mocny alkohol, to nie miejsce dla dzieci. Po prostu. Sama do dziś pamiętam wujka po "kilku głębszych", który opowiadał coś od rzeczy, przy tym mocno się zataczając.

Po drugie, dzieci mają swoje prawa i domagając się uwagi, powinny choć w pewnym stopniu na tę uwagę liczyć. Dobry rodzic jest w tej sytuacji w kropce, bo próbuje otoczyć malucha opieką i jednym uchem przysłuchuje się temu, o czym opowiadają pozostali goście. Frustracja rośnie, a to prędzej czy później odbija się na reszcie uczestników zabawy.

Po trzecie, przychodząc na imprezę, chciałabym się czuć swobodnie. Przy dzieciach nie poruszę każdego tematu, bo o niektórych rzeczach powinny dowiedzieć się z biegiem czasu.

I po czwarte, taka impreza dorosłych to dla dzieci wielka nuda (chyba że dzieci jest dużo, wtedy są w stanie zająć się same sobą, ale i tak trzeba na nie regularnie "zerkać"). A im większa nuda, tym większy lament. A marudzenie, płacz i krzyk to ostatnie, co chciałabym słyszeć na imprezie.

Podsumowując: spotkania, wyjścia, krótkie imprezy towarzyskie - tak. Dzieci powinny się stykać z różnymi sytuacjami, poznawać innych dorosłych, uczyć się zachowań w towarzystwie. Ale huczne imprezy, na których dorośli planują się bawić do białego rana, do tego zakrapiane alkoholem - zdecydowanie nie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA