Blog miesiąca. Jeden facet i pięć kobiet

Blogów rodzicielskich jest mnóstwo. Wielu rodziców czuje potrzebę pisania o dzieciach, pokazywania, jak wiele radości i wartości wnoszą do życia. W ?Dziecku? prezentujemy blogerki i blogerów, którzy nas rozśmieszyli, poruszyli, zainspirowali.

Marcin Perfuński - mąż jednej żony, tata czterech córek, dziennikarz, krytyk kulturalny. Jak mówi, blogosferą ojców zaczął się interesować, by poznać męskie spojrzenie na wychowanie dzieci (sam był wychowany przez mamę, tata zmarł, gdy Marcin miał 4 lata). W tym, co pisze i mówi o rodzicielstwie, widać i wrażliwość, i energię, i świadomość, że ojcem to się człowiek cały czas uczy być.

Dzieci otwierają mi oczy na świat

Zwykły spacer może nieoczekiwanie zamienić się w przygodę życia. Pojechaliśmy kiedyś do dziadka na wieś. Wiecie, sto razy tam byliśmy i wydawało się, że okolicę znamy jak własną kieszeń. Wystarczyło jednak zboczyć z głównej drogi, żeby dojść do legowiska bobrów. Czujecie to? Jeździcie kilkanaście lat w to samo miejsce i nagle dowiadujecie się, że obok mieszkają bobry!

Gdyby nie córki, które odważnie przekroczyły niepozorne chaszcze, nigdy bym się o tym nie dowiedział. Relacja z tego odkrycia to pierwszy wpis na moim blogu.

Przygoda czai się tuż za rogiem

Innym razem wybraliśmy się na wycieczkę rowerową po naszej okolicy. Mieszkamy na wsi i do najbliższego pola mamy 300 metrów. Ja szukałem prostej i wygodnej trasy, córki koniecznie chciały eksplorować zarośnięte nieużytki. W trawie wyższej od nich szybko się zgubiły. Wyjaśniałem im, jak w takiej sytuacji znaleźć drogę do domu, gdzie szukać punktu orientacyjnego i dlaczego mech rośnie po północnej stronie drzewa. Do tego spadł nam łańcuch i trzeba było poprowadzić rowery przez dziurawy mostek - ten strach w oczach dzieci i radość z pokonania przeszkody!

Przejechanie rowerami 800 metrów zajęło nam jakieś dwie godziny. Dziecięca intuicja mówiła, by wybrać okrężną trasę. Przygody, jakie przeżyliśmy, dzieciaki wspominają do dziś.

Masz tę moc!

Staram się regularnie uprawiać z dziećmi jakiś sport, np. w lecie bieganie, w zimie karate. Uczą się panowania nad emocjami, kontrolowania siły, znoszenia porażek i wyciągania z nich wniosków na przyszłość. Najważniejsza jednak jest lekcja pewności siebie i uświadomienia sobie własnych możliwości - że każdy z nas ma w sobie moc, by pokonać trudności.

Lubię obserwować, jak ze sobą rywalizują albo sobie pomagają, gdy jedna już nie może. Ich zapał mobilizuje również mnie, a satysfakcja z osiągniętych wyników motywuje do dalszej pracy. Poza tym sport stwarza warunki do fajnego fizycznego kontaktu z tatą: trochę przytulania, trochę przepychania, trochę przekomarzania. Dla facetów, czasami nieporadnych w okazywaniu czułości, to doskonały sposób na budowanie bliskości z dzieckiem.

Pozorna przegrana, realna wygrana

Pół roku temu zostałem zaproszony do wzięcia udziału w biegu The Color Run. Wziąłem ze sobą dwie najstarsze córki. To bieg 5-kilometrowy, musieliśmy więc się do niego dobrze przygotować. Zalecany dystans dla takich maluchów to 500 metrów, a tu było 10 razy więcej! Podczas przygotowań starałem się stworzyć im warunki do czerpania satysfakcji z treningu, by nie traktowały go, jak przykrej konieczności. Było więc trochę biegu, trochę chodzenia. Przybicie piątki po każdym etapie. Chwila zwątpienia, bo kolka. Pokonanie zmęczenia i bieg dalej. Przeżyliśmy zrywy i załamki, powstania i zniechęcenia. Zaliczyliśmy nawet upadek i interwencję medyczną, a potem bieg z dzieckiem na rękach. To był ogromny wysiłek, ale za to jaka satysfakcja na mecie!

Najważniejsze jednak było co innego. Po biegu odpoczęliśmy, zjedliśmy razem kolację, rozmawiając przy okazji o wszystkim i o niczym. A potem zasnęliśmy przytuleni. Może i na metę The Color Run dobiegliśmy jako jedni z ostatnich, ale mam poczucie, że wygraliśmy coś znacznie ważniejszego.

Więcej o:
Copyright © Agora SA