Prawdziwy obraz macierzyństwa - co to znaczy?

Dużo miejsca w dyskusji nad macierzyństwem poświęca się jego prezentacji w mediach, zarzucając przy okazji dziennikarzom, agencjom reklamowym i celebrytkom kreowanie fikcyjnej wizji opieki nad dzieckiem. Czy można mówić o prawdziwym obrazie macierzyństwa?

W mediach i w Internecie trwa dyskusja na temat zakłamanego obrazu macierzyństwa, który króluje w świadomości publicznej. Dowiadujemy się, że młode mamy nie mają odwagi się skarżyć i że nikt nie ostrzega bezdzietnych i ciężarnych przed tym, jak trudno i ciężko im będzie po narodzinach dziecka. Co prawda garstka osób pamięta jeszcze opublikowany w zamierzchłej przeszłości felieton Agnieszki Chylińskiej, w którym tryumfalnie ogłosiła światu, że macierzyństwo to ściema, ale niektóre współczesne mamy same były wtedy dziećmi, a inne niekoniecznie czytały "Machinę".

Jest też książka "Zła Matka", są blogi, są nawet udzielające szczerych wywiadów aktorki (nieliczne, to fakt!), a jednak co jakiś czas wybucha kolejna dyskusja z cyklu "Nikt nie mówi, jak jest naprawdę". Gdzie leży ta prawda? Czy każda matka nie ma swojej własnej wersji macierzyństwa?

Przewidzieć swoje emocje

Kiedy moje pierwsze - upragnione i wyczekane - dziecko miało dwa miesiące, usiadłam na podłodze w kuchni i zaczęłam histerycznie płakać, powtarzając w kółko: "Już nie dam rady, mam dość, mam dość, ja już nie chcę". Wszystko za sprawą wyśnionej Zofii, która trzeci dzień z rzędu wyła bez opamiętania. Wcześniej nie miewała takich epizodów. Pięknie jadła, pięknie spała, tworzyłyśmy ładny obrazek wprost z kolekcji zdjęć agencyjnych, którymi mogłabym ozdobić ten artykuł. Czy byłam na to przygotowana? Trochę tak. Trochę nie.

Naiwnie sądziłam, że naturalne jest mówienie i pisanie o tym, iż bycie matką nie polega wyłącznie na słodkim gruchaniu do różowego bobasa i że to wiedza powszechna - wynikająca z życia pośród ludzi w różnym wieku, wiedza, którą przyswaja się bezwiednie - zakładając, że nie żyjemy w izolacji, mamy wzrok, słuch i na dodatek potrafimy czytać. Jeśli widzę w miesięczniku dla młodych rodziców tekst poradnikowy o tym, jak interpretować płacz niemowlęcia to z automatu uznaję, że niemowlę płacze, a skoro poświęca się temu zjawisku kilka stron w każdym piśmie to musi to być całkiem powszechne. W tym sensie byłam przygotowana - wiedziałam, że moje dziecko będzie płakać. Czy spodziewałam się, że emocje, które będą mi w tym momencie towarzyszyć, będą tak obezwładniające? Nie.

Macierzyństwo z Photoshopa

Wizja lukrowego macierzyństwa nie przekonuje mnie o tyle, że nie kupuję też reklam cudownych środków na wszelkie dolegliwości. Wydaje mi się, że nie jestem w tym osamotniona. Katarzyna Toczyłowska, anglistka, mama siedemnastomiesięcznej Hani, mówi o tym w ten sposób: - Myślę, że z tym jest trochę tak jak ze zdjęciami gwiazd w magazynach, po Photoshopie - raczej każda przeciętnie inteligenta i rozsądna osoba zdaje sobie sprawę z tego, że to ściema! Tak samo jak obrazy różowiutkich, uśmiechniętych, gruchających bądź słodko śpiących bobasków w reklamach. Więc ja miałam świadomość, że to ciężka praca i że dzieci płaczą, ale trud i wysiłek z tym związany dotarł do mnie tak naprawdę dopiero wtedy, gdy miałam z tym do czynienia w praktyce - jak to bywa z każdym nowym zajęciem, nową pracą czy sytuacją. Można sobie o czymś czytać i wiedzieć, ale dopiero doświadczenie czegoś w praktyce sprawia, że zdobywamy prawdziwą wiedzę na dany temat. Teraz myślę, że młode matki, takie, które mają po 18-20 lat, faktycznie mogą doznać większego szoku związanego z "obsługą malucha" niż kobiety dojrzałe, które po raz pierwszy zostają matkami po trzydziestce, bo siłą rzeczy osoba 30-letnia ma większe życiowe doświadczenie i lepiej rozpoznaje, co jest prawdą, a co wyidealizowanym obrazem rzeczywistości.

Internetowa ciemna strona mocy

- Są dwie zupełnie różne narracje na temat macierzyństwa - twierdzi Dominika Buczak, dziennikarka, mama trzyletniego Felka. - Pierwsza to świat telewizyjnych reklam, kolorowych magazynów, niektórych portali internetowych, pięknych bobasów w różu lub błękicie. To też świat wiecznie uśmiechniętych i lejących lukier celebrytek, które - jak pokazały ostatnie badania - wyjątkowo mocno irytują "zwykłe" polskie matki. To mainstream, który wwierca się w głowę i narzuca sposób mówienia o byciu matką i udawania, że minusy tego stanu nie istnieją. Ciemna strona mocy działa w Internecie - kontynuuje Dominika. - Na blogach i forach można znaleźć mnóstwo wypowiedzi - o frustracji, o utracie wolności, o zmianie ciała i życia. O tym wszystkim, o czym w oficjalnym nurcie mówi się rzadko i nie do końca szczerze.

Ja w końcu podniosłam się z podłogi i przestałam się nad sobą użalać. Otworzyłam swój laptop i założyłam na forum internetowym, które skupiało inne matki dwumiesięcznych niemowląt, wątek zatytułowany: MKD. Ten skrót szybko stał się popularnym wyrażeniem wśród innych internautek, które akurat przechodziły przez fazę "mam(k...)dosyć". Wylanie frustracji pomagało. Mniej więcej raz w tygodniu któraś z mam odgrażała się, że sprzeda swoje dziecko na aukcji internetowej. W moim doświadczeniu matki skarżą się i nie robią żadnej z tego tajemnicy. Fora internetowe to duże wsparcie w momencie kryzysu, tak samo jak blogi - z Królową Frustracji, autorką bloga "F jak Frustratka" na czele.

Surowy osąd otoczenia

Dominika Buczak podkreśla, że pewne tematy pozostają tabu: - Cesarka na życzenie, pracująca matka, karmienie butelką z wyboru, wyjazd z koleżankami, za to bez dziecka - to wszystko naraża na surowy osąd. Szczerze mówiąc żadna z ról, w których występowałam w życiu nie naraziła mnie na tyle krytycznych uwag, jak bycie mamą. I to jest coś, co mnie w moim macierzyństwie naprawdę zaskoczyło. Obcy ludzie surowo oceniają, jaką jestem mamą, radzą niepytani o zdanie i komentują. Rzadko ktoś zadaje pytanie: "dlaczego pani tak postępuje?", często ludzie wyrażają swoje zdanie "dziecko o tej porze w knajpie? To chore".

Czy w obawie przed takimi ocenami przestajemy się skarżyć, boimy się przyznać, że jest nam trudno w roli matek? A może po prostu wierzymy w to, że Polki się nie uskarżają, bo tak właśnie przyjęło się mówić? Kasia Toczyłowska twierdzi, że to nie takie proste. - Z jednej strony żyjemy w społeczeństwie, gdzie pierwsza lepsza pani w autobusie opowie Ci całą swoją historie medyczną i ponarzeka na sąsiada, męża, ciotkę, wnuki i całe to nowe pokolenie, a z drugiej strony jednak krąży jakiś mit Matki Polki, która z uśmiechem na ustach zajmuje się dziećmi dzień i noc, robi obiad, pranie, pasowanie i nie powie ani złego słowa o swojej niedoli... W takim razie ja chyba żyję wśród jakiś wyjątkowych ludzi w tej Polsce, bo moje koleżanki wcale nie lukrują trudów macierzyństwa!

Każda matka ma swoją wizję

Macierzyństwo nie daje się opisać jednym przymiotnikiem, stąd mój sprzeciw wobec nazywaniu go wyłącznie trudnym lub tylko radosnym. Czym w ogóle jest jego prawdziwy obraz? Wiele znajomych mi kobiet posiada potomstwo i u każdej to macierzyństwo wygląda inaczej. Widzę sprawnie funkcjonujące przedsiębiorcze mamy oraz kobiety, które z radością porzuciły pracę zawodową, żeby samodzielnie opiekować się dziećmi i po kilku latach wciąż nie planują powrotu, twierdząc, że lubią swoje życie takim, jakie jest. Mam koleżanki, które wróciły do pracy niemal od razu i takie, które wróciły po jakimś czasie - część z nich mówi, że rezygnacja z pełnoetatowej roli matki to było najlepsze, co mogły zrobić, a część tęskni za urlopem macierzyńskim.

Znam kobiety, które pracują po 12. godzin dziennie, a dzieci widują głównie w weekendy - i biją się z myślami, jest im źle, a jednocześnie nie chcą z pracy rezygnować, bo dzięki niej czują się spełnione. Mam koleżanki - matki, które są najlepszymi animatorkami życia swoich dzieci i takie, które zatrudniają nianie, mimo że nie pracują zawodowo w pełnym wymiarze. Znam mamy nieustannie zachwycone macierzyństwem i takie, które są nim strudzone do bólu. I każda z nich mówi o swoich emocjach otwarcie. Każda ze znanych mi matek ma chwile, kiedy jest zachwycona swoją rolą i takie, w których najchętniej uciekłaby z domu. Jakie więc jest to macierzyństwo bez fikcji? Może po prostu takie, jak każda z nas? Różnorodne?

Więcej o:
Copyright © Agora SA