Jaka powinna być książka dla dzieci? "Nie wolno upraszczać historii, pisać w dziecinny sposób" [ROZMOWA]

W księgarniach ukazała się właśnie książka "William Wenton. Instytut szyfrów". Do Warszawy przyjechał jej autor, Bobbie Peers, a my mogliśmy zadać mu kilka pytań.

Recenzję książki Bobbiego Peersa znajdziecie na eDziecku niedługo. Tymczasem zapraszam do przeczytania wywiadu z twórcą przygód Williama Wentona. Bobbie Peers ma na swoim koncie już nagrody, ale z innej dziedziny - jego animowany "Wąchacz" zdobył Złotą Palmę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes.

"William Wenton. Instytut szyfrów", jego pierwsza powieść, zdobyła wiele nagród, m.in. została norweską Książką Roku 2016, zdobyła także Ark’s Children’s Award – nagrodę przyznawaną przez czytelników. 

Książka naprawdę wciąga, chociaż jestem (odrobinę) poza grupą docelową, przeczytałam ją błyskawicznie. Ale o tym w oddzielnym wpisie. Bobbie Peers jest pierwszym pisarzem dziecięcym, z którym kontrakt podpisała renomowana skandynawska agencja Salomonsson, posiadająca w swojej stajni takie nazwiska jak: Jo Nesbø, Liza Marklund i Sofia Oksanen. A przed nami także jej ekranizacja. Przeczytajcie, dlaczego właśnie książki dla dzieci i jakie - zdaniem Bobbiego Peersa - powinny one być.

Dlaczego zdecydował się pan pisać książki dla dzieci?

Bobbie Peers: Jeśli zastanowić się, dlaczego teraz i dlaczego w ogóle dla dzieci, cóż, sam mam w sobie coś z dziecka - to po pierwsze. A po drugie - mam trójkę dzieci, które są w tej grupie wiekowej, mają 6, 11 i 13 lat. Myślę, że one też były przyczyną, dla której zdecydowałem się na ten krok.

Książka "William Wenton. Instytut szyfrów" jest porównywana z "Kodem Leonarda da Vinci" czy też z Hogwartem z robotami, zgadza się pan z tym? William Wenton z kimś się Panu kojarzy?

Tak, bardzo mi się podoba to porównanie. Rzeczywiście często myślę o swojej książce jako o "Kodzie da Vinci" dla młodych ludzi. William Wenton jest młodszą wersją Roberta Langdona. Obaj zajmują się rozszyfrowywaniem kodów, zagadek, tajemnic. U Williama jest to może bardziej związane z podróżowaniem, bardziej z fizyczną stroną: podróże, rozwiązywanie zagadek, dążenie do rozwiązania pozostawionych przed nim szyfrów i kodów.

Jeśli chodzi o samą postać, to dziwi mnie to, że nie ma więcej osób, które porównywałyby mojego bohatera do bohatera książki "Gra Endera", która opowiada o chłopcu, który jest specem od gier komputerowych. Tam też mamy do czynienia z rozwiązywaniem różnego rodzaju trudności, tajemnic. Jak ja myślę o Williamie, to bardziej widzę go jako bohatera "Gry Endera", niż "Harry’ego Pottera".

To pana pierwsza książka dla dzieci - i pierwsza książka w ogóle - czy było ją ciężko napisać? Skąd pan wiedział, jak to robić - aby była książką dla dzieci, na co zwracać uwagę?

Przyznam szczerze, że nie do końca lubię, jak dorośli, szczególnie pisarze, twórcy filmów, starają się ekranizować, pisać książki dla dzieci i sprawiać, że oni sami czują się dużo bardziej inteligentni od dzieci, więc chcą upraszczać historie, robić je w sposób dziecinny. Ja kompletnie nie starałem się tego robić, wręcz odwrotnie. I mam wrażenie, że mi się to udało. Starałem się stworzyć złożoną i w sumie niełatwą historię, natomiast nie komplikować języka. To znaczy dostosować język rzeczywiście do wieku czytelnika, ale absolutnie nie iść na kompromis, jeśli chodzi o historię i upraszczać ją w jakikolwiek sposób. Wydaje mi się, że udowodniłem to, że dzieci absolutnie rozumieją to, o co tu chodzi, widzę to po reakcji czytelników. Prawda jest też taka, że to się podobało też ludziom, którzy przyjechali do mnie z Hollywood i rozmawialiśmy o prawach do filmu. Powiedzieli mi, że wreszcie mają do czynienia z ciekawą, złożoną historią, a nie prościzną, dostosowaną specjalnie do dzieci.

Książka otrzymała mnóstwo nagród, któraś jest dla pana szczególnie ważna?

Rzeczywiście, tych nagród jest sporo. Muszę przyznać, że najważniejszym aspektem jest dla mnie to, że to dzieci w większości zadecydowały o ich przyznaniu. Każda z tych nagród jest dla mnie tak samo ważna, o ile to jest tak, że to dzieci są w jury i one mają głos decydujący i przyznają tę nagrodę. Oczywiście jest tak, że niektóre nagrody są większe niż inne, generują większe zainteresowanie, prasa zaczyna się interesować książką. Taką nagrodą jest Ark’s Children’s Book Award, bardzo prestiżową w Norwegii nagrodą, kolejną jest ta, o której przyznaniu decyduje aż 25 tys. dzieci. To jest naprawdę konkretne i poważne jury. To jest dla mnie niezwykle cenne i, tak jak mówię, każda taka nagroda daje mi mnóstwo radości.

Filmy to także pana zajęcie i tutaj także ma pan na koncie nagrody. Co jest ważniejsze: książka czy film?

Najważniejsza od zawsze, a dokładniej od kiedy skończyłem 10-12 lat, była dla mnie możliwość opowiedzenia historii. Gdy byłem nastolatkiem, to przyjmowało głównie formę komiksów, potem animacji, później filmów, a na końcu - książek. Prawda jest taka, że każdy środek przekazu, który umożliwia mi podzielenie się historią, sprawia mi radość. Z chęcią napisałbym też sztukę teatralną, czy sztukę dla radia. Jakiś czas temu zauważyłem, że to, czego nauczyłem się przy okazji robienia animacji, bardzo przydaje mi się później przy tworzeniu scenariuszy. To, czego nauczyłem się przy robieniu filmów, mogę zastosować pisząc książki. I odwrotnie. Teraz, podczas pracy nad książkami o Williamie Wentonie, widzę że wiele rzeczy, które były dla mnie nowe i których się nauczyłem, będę mógł zastosować przy robieniu filmów. Powiedziałbym, że to jest jeden wielki "pakiet" i poszczególne jego części składają się na jedną całość, która się momentami przenika.

Obejrzyj zdjęcia z pobytu autora w Warszawie >>

A ma pan swoje ulubione filmy?

Tak jak przy książkach, tak samo w przypadku filmów, uwielbiam takie epickie opowieści, serie filmów, które kreują własny świat, własne uniwersum. "Władca pierścieni", "Gwiezdne wojny" - szczególnie trzy pierwsze części. Te filmy to bardzo ważna część mojego życia. Również inne filmy Spielberga z lat 80. - "E.T.", "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" czy "Szczęki". To wszystko są filmy, które rozbudziły też we mnie zainteresowanie i chęć do tworzenia swoich własnych produkcji. Tego rodzaju filmy, epickie opowieści, sagi ze swoim własnym światem, to jest to, co lubię najbardziej.

A są jakieś książki, które nie zostały sfilmowane, a - pana zdaniem - powinny?

Przyznam szczerze, że jest dużo książek, które nie są znane aż tak szerokiej publiczności, które sam z chęcią przekształciłbym w film. Ponieważ to są dość niszowe tytuły, to nie będę ich tu wymieniał. Z takich bardziej znanych i większych rzeczy to na pewno przychodzi mi tu do głowy "Gra Endera", o której już wspominaliśmy. Wydaje mi się, że ten film, który został zrobiony, mógł zostać zrobiony lepiej.  Po pierwszej części miałem wrażenie, że jest taki bardzo niepełny i wydaje mi się, że można to było o wiele lepiej zekranizować. Wydaje mi się, że jest też dużo książek, które zostały przekształcone w bardzo dobre filmy. Myślę, że takich przypadków jest na szczęście więcej.

 Co jest najtrudniejszego w pisaniu książek?

Wydaje mi się, że tak, jak w przypadku pisania scenariusza, najtrudniejsze jest tak naprawdę podjęcie decyzji o tym, co chcemy zawrzeć w naszej historii, a czego nie. Ja zawsze - i to też wzięło mi się ze sposobu pisania scenariuszy - planuję z góry jak będzie generalnie wyglądać cała historia. Nie robię tak, że mam nagle pomysł, siadam i od razu piszę. Przyznam szczerze, że ten etap planowania uwielbiam, ale to jest też bardzo trudne. To jest proces, który wymaga szerszego spojrzenia na treść, pomysł, wątki, które chcemy zawrzeć oraz wymaga myślenia o tysiącu szczegółów na raz. To nie jest proste, ale - tak jak mówię - ja to bardzo lubię.

William Wenton. Instytut szyfrów, Bobbie PeersWilliam Wenton. Instytut szyfrów, Bobbie Peers okładka książki, wydawnictwo Znak Emotikon

Woli pan pisać duże fragmenty, czy lepiej robić to po kawałku?

Potrafię siedzieć długo i pisać, natomiast sposobem, który przyjąłem, jest to, że piszę przez pół godziny, a potem robię przerwę na dziesięć minut. Oglądam kawałek ulubionego serialu na Netflixie, robię pompki, przygotowuję sobie coś do jedzenia, kawę... Cokolwiek, żeby oderwać umysł od pisania, po czym wracam po dziesięciu minutach i znów siadam na pół godziny. Wygląda to tak, że pracuję całościowo w ciągu dnia bardzo dużo, ale właśnie w takich półgodzinnych kawałkach to mi najlepiej wychodzi.

Co może okazać się bliskie młodemu czytelnikowi w pana książce? Z czym może się identyfikować?

Jeśli chodzi o to, z czym dzieci, czy w ogóle czytelnicy, mogą się utożsamiać w książce, to wydaje mi się, że to jest ta kwestia z rozwikływaniem zagadek. Patrząc na swojego najmłodszego syna, który ma w tej chwili sześć lat, widzę, że dla niego wszystko jest jedną wielką tajemnicą. Patrzy na Słońce, zastanawia się, co ono tam robi, patrzy na Księżyc, zastanawia się czemu wisi, nie spada. Cały czas chodzi, rozmyśla co dorośli knują, dlaczego rzeczy spadają, gdy się je puści - wszystko jest dla niego, w jakimś sensie, pytaniem. Zauważyłem, że w momencie, gdy uda mu się samemu do czegoś dojść i samemu coś rozwiązać, to jest super osiągnięcie, wzbudza to wielką radość, to jest jego wielki sukces. Takim samym dzieckiem jest William. Jest oczywiście trochę starszy, natomiast także jest bardzo ciekawski, nieustępliwy w dochodzeniu do różnych rozwiązań, w rozwikływaniu szyfrów, kodów, wszystko stara się robić sam. Tak naprawdę jest trochę w opozycji do dorosłych, którzy bardzo często mówią różne rzeczy bez większego zastanowienia się nad nimi. Dlaczego jabłko spada? Bo takie jest prawo grawitacji. Dla dziecka to nie jest odpowiedź, nic mu to nie mówi. Mam wrażenie, że im stajemy się starsi, tym mniej zadajemy pytań, tym więcej rzeczy traktujemy jako oczywiste. A William taki nie jest i przypomina o tym i dzieciom, i dorosłym czytelnikom, którzy mieli okazję zetknąć się z historią. Myślę, że to jest wielka wartość.

 A który bohater jest Pana ulubionym?

Chyba z powrotem wrócimy do "Gry Endera" i do samego bohatera tej książki. Chociaż czytałem ją już bardzo dawno temu, to ta postać nadal bardzo mocno siedzi w mojej głowie. Myślę, że jednym z powodów jest właśnie to, że jest to dziecko. Już wspomniałem, nie lubię, gdy dorośli traktują dzieci z góry, jako mniej inteligentne niż są tak naprawdę. Dzieci są tak samo mądre i inteligentne jak dorośli, po prostu mają mniej doświadczenia życiowego. Bardzo lubię postaci, które są traktowane poważnie i docenia się to, co potrafią zrobić, pomimo tego, że są dziećmi.

Gdyby mógł Pan cofnąć czas, czy coś by Pan zmienił w tej książce?

Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi "nie". To jest historia, którą bardzo dobrze przemyślałem, bardzo szczegółowo. Teraz, przy okazji wydawania tłumaczeń angielskich, mam możliwość ponownego ingerowania w treść, natomiast to są jakieś drobne zmiany. Ta historia jest cała i bardzo dobrze przemyślana od początku do końca, więc nie czuję takiej potrzeby, żeby coś w niej zmieniać.

A zdradzi Pan, co nas czego w kolejnych częściach?

Cała seria będzie składała się z sześciu lub siedmiu książek, mogę zdradzić, że to uniwersum będzie się rozrastało. Iskier i William, którzy pozostaną głównymi bohaterami serii, będą zdobywać coraz to nowe lądy, miejsca na świecie. W pierwszej książce zaczynamy od Norwegii, William, który tam mieszka zastanawia się nad swoją przyszłością, potem mamy jeden wątek w Londynie. W drugiej części, to mogę już ujawnić, przeniesiemy się w Himalaje. W trzeciej pojedziemy jeszcze dalej i na przestrzeni całej serii będziemy też lecieć w kosmos, zwiedzać absolutnie każdy zakątek świata, pływać w oceanach, schodzić pod ziemię i znajdować się też w różnych innych wymiarach. To, co stworzyłem to jest naprawdę, taki epicki świat i swojego czasu żartowałem, że moim celem jest zrobienie największej w historii epickiej powieści, jaka w ogóle powstała - dokładnie tak, jak lubię.

Kim pan chciał zostać jako dziecko?

Cóż, zdecydowanie chciałem być Waltem Disneyem. To był mój absolutny idol i pamiętam, że w którymś momencie wpadła mi w ręce jego biografia i okazało się, że on też zaczął od rysowania komiksów, różnych animacji i dopiero potem powstało studio Walta Disneya, zaczęło się robienie filmów. Przyznam szczerze, że jak czytałem tę książkę to miałem wrażenie, że on zrobił to wszystko dokładnie tak, jak ja bym chciał to zrobić. Był dla mnie naprawdę wielką inspiracją.

Teraz jest pan pisarzem, poleca pan to innym?

Tak, ja bym polecał ten zawód. Chociaż jest oczywiście mnóstwo ludzi ze świata filmowego i literackiego, którzy odradzają tę karierę. Jest to ścieżka, która na pewno wymaga mnóstwo pracy. Jest cytat jednego z reżyserów, który kiedyś powiedział, że jeżeli jesteś osobą, która, jeśli mówi się jej, że nie powinna zabierać się za filmy, za książki, za sztuki teatralne i ona przytakuje, to znaczy, że rzeczywiście nie powinieneś się za to zabierać. W tym biznesie trzeba być przygotowanym na bardzo ciężką walkę, na ryzyko, na to, że przez pół życia będziesz miał pod górkę. Aż w końcu ci się uda. Albo nie. Jeśli jesteś osobą, która jest zdecydowana, zdeterminowana, ciężko pracująca, a mimo wszystko wiesz, że może jej się nie powieść - to jest zawód dla ciebie.

Gdyby mógł Pan coś powiedzieć młodszemu sobie, co to by było?

Byłoby to po prostu: "idź dalej, walcz, bo jesteś na dobrej drodze".

Książka "William Wenton. Instytut szyfrów" Bobbiego Peersa zadebiutowała w Polsce 12 czerwca, nakładem wydawnictwa Znak emotikon.

Obejrzyj wideo:

"Kiedy zobaczyłem ciebie po raz pierwszy..." Znani ojcowie o najważniejszym momencie w swoim życiu [WIDEO]

To także może cię zainteresować:

"Wielu ludzi marzy o tym, by spotkać psa" - opowieść o odnalezieniu wyjątkowego przyjaciela

Książki dla dzieci, czyli co czytaliśmy w maju (i na początku czerwca)

"Wspólne czytanie buduje najpiękniejszą więź z dzieckiem", czyli wraz z Bolkiem i Lolkiem wyruszamy w podróż po Polsce

Więcej o:
Copyright © Agora SA