Grzegorz ma 53 lata. Jego syn Maciek - 31. Ich wspólny interes - 11. Zatrudniają około 30 osób
Interes to Klub 97 - pub i
restauracja w
Łodzi. Dwa piętra w secesyjnej kamienicy, jedenaście sal (m.in. grillowa, królewska, house'owa, fortepianowa), stylowe meble, grafiki łódzkich pałaców i coś ekstra: oszklony, również piętrowy ogródek z widokiem na Piotrkowską. Ten widok zna dobrze stały klient - reżyser David Lynch. Wpadają też Aleksander Kwaśniewski, Lech Wałęsa, Anna Maria Jopek, Jan Machulski, Beata Tyszkiewicz.
Klub był pomysłem ojca. Nienowym. 11 lat temu Grzegorz Zieliński miał w Łodzi już kilka restauracji. Maciek miał wtedy 20 lat, był na pierwszym roku studiów ekonomicznych. W klubie - wtedy dużo mniejszym niż dziś - stanął za barem. Nalewał
piwo, pomagał w księgowości. Po dyplomie wahał się: robić coś na własny rachunek czy zostać wspólnikiem ojca. Wybrał drugie. - Było prościej - przyznaje. - Wcześniej bardziej bawiłem się niż pracowałem. Jako wspólnik spoważniałem. Zobaczyłem w klubie coś własnego. Poczułem odpowiedzialność.
Ojciec i syn tylko na papierze są wspólnikami. Ostateczne słowo w biznesie ma Grzegorz. Maciek odpowiada za katering. Kontraktuje i dostarcza obiady robotnikom budującym siedzibę Della, żywi uczestników konferencji i gości bankietów. Zarabia "więcej niż średnią krajową". Ile konkretnie?
- Trudno powiedzieć - wtrąca się ojciec. - Nie ma stałej pensji. Zysk dzielimy w zależności od potrzeb. Teraz większe potrzeby są u Maćka. Niedawno urodziło mu się drugie dziecko, buduje dom, spłaca kredyt.
To, że są rodziną, pomaga w interesach. Grzegorz: - Obcego wspólnika musiałbym kontrolować. Nawet przyjaciela. Syn nie może być nieuczciwy. Ale najbardziej się cieszę, że biznes nie pójdzie kiedyś w obce ręce.
Maciek: - Szef ojciec pomaga nie tylko w biznesie. Dzięki klubowi przestałem się martwić o pracę. Miałem komfort. Rzuciłem nudny marketing i zacząłem studiować coś, co mnie interesowało. Antropologię.
Ale są też minusy. Grzegorz: - Normalnie, jak pracownik nawali, lecisz mu po premii albo wymieniasz na innego. W rodzinie trudno o taki manewr. Nie powiem przecież synowi: "Zwalniam cię". Zawsze bardziej będę ojcem niż pracodawcą, a ojciec chce dla dziecka dobrze.
Maciek mówi, że czasem się z tatą sprzeczają. - W tradycyjnej firmie, gdy masz konflikt z szefem, możesz iść do ojca po wsparcie czy radę. Ja nie mam do kogo iść. I jeszcze coś. Żałuję, że nigdy nie będę mógł powiedzieć jak Bill Gates: Zrobiłem coś z niczego, od początku.
- Ja też dostałem od ojca coś na talerzu - pociesza syna kulinarnym porównaniem Grzegorz. I opowiada, jak skończył studia na turystyce i został zastępcą kierownika schroniska Pod Łabskim Szczytem w Szklarskiej Porębie. Potem roznosił ulotki w Austrii. W końcu pracę dał mu jego ojciec Zenon w restauracji Dworek - pierwszej łódzkiej restauracji rodu Zielińskich.
- Maciek zawsze był spokojny. Ale dopiero w klubie odkryłem w nim talent do negocjacji, prawdziwy dar przekonywania ludzi! Codziennie widzę też, jak z trudem uczy się punktualności - śmieje się tata.
Dzięki wspólnej pracy Maciek odkrył w ojcu olbrzymią wiedzę o gastronomii i upór. - W klubie tata więcej ode mnie wymaga niż w domu. Zresztą co ja mówię! Odkąd stanąłem za barem, w domu prawie się nie widujemy.