Uzależniony?

Pewien bardzo mądry pan powiedział mi kiedyś: ?Proszę uważać, od dzieci można się uzależnić?.

Czasem o tym myślę. Na przykład ostatnio. W poniedziałek ciężko pracowałem, tak samo we wtorek i w środę. Zaniedbujesz dzieci, pomyślałem w czwartek. Za mało się z nimi widujesz!

- Ależ to nieprawda. Przecież poranek jest wspólny. Tak samo wieczór.

- Cały czas myślisz o pracy. Jesteś zmęczony, sfrustrowany, opędzasz się od dzieci.

- Ależ to tylko kilka dni.

- Zaniedbujesz!

Tego dnia byłem w domu dużo, dużo wcześniej. Wycałowałem, wyściskałem, powiedziałem im, jak bardzo są dla mnie ważne. A potem się bawiliśmy.

Pracowałem w nocy. W piątek zrobiłem tak samo. W sobotę, zaraz po śniadaniu, poszedłem na urodziny kilkuletniego bratanka. Sam. Dopiero co bardzo poważnie chorował, więc ustaliliśmy, że na razie będziemy separować dzieci.

A potem była niedziela. Śliczna, ciepła, słoneczna, wprost wymarzona na rodzinny spacer. Sęk w tym, że miałem grać w koszykówkę. Już dawno się umówiłem. Poza tym czułem, że tego potrzebuję. Że jak sobie pogram, pobiegam, to się wyluzuję, odstresuję i będę lepszym tatą. Mężem zresztą też. Gdy wychodziłem z domu, czułem się jak złodziej. Normalnie się wymknąłem.

- Jakbyś szedł na wódkę? - zapytał kolega, z którym miałem grać.

- Żebyś wiedział. W niedzielę, po kościele, a dzieci w domu płaczą. Skaranie boskie z tym facetem.

Pokiwał głową ze zrozumieniem. On też ma dzieci.

- A ta żona się tak morduje. Tak się z tymi dziećmi szarpie - dorzucił. - Zlituj się nad nią! Zlituj się nad dziećmi! - Zaczęliśmy się śmiać.

A potem było już tylko lepiej. I w poniedziałek. I we wtorek. I w środę. I w czwartek też. Bolały mnie wszystkie mięśnie, ledwo się ruszałem, ale byłem wyluzowany, cierpliwy, a pracę miałem gdzieś. To znaczy bez przesady.

W piątek się pogorszyło. W sobotę jeszcze bardziej. W niedzielę to już w ogóle. I znowu ten dylemat: iść na koszykówkę czy nie? No, bo jak? Drugi raz z rzędu? I to w taką wspaniałą pogodę?

- Może rzeczywiście jesteś uzależniony. Może powinieneś pójść do specjalisty - podsunął kolega.

Nie poszedłem, ale zrobiłem sobie test. To znaczy wziąłem taki dla pracoholików - wydał mi się najbardziej adekwatny - trochę go przerobiłem i zacząłem wypełniać. Im więcej odpowiedzi na "Tak", tym większy ma się problem.

Czy jesteś bardziej podekscytowany swoimi dziećmi niż czymkolwiek innym? - Tak.

Czy bycie z dziećmi jest zajęciem, które najbardziej lubisz lub/i o którym naj-częściej mówisz? - Tak.

Czy zajmujesz się dziećmi więcej niż 40 godzin tygodniowo? - Bywa.

Czy zamieniasz ulubione zajęcia na bycie z dziećmi? - Tak.

Czy partnerka, przyjaciele, rodzina przestali liczyć na to, że znajdziesz dla nich wolny czas? - Być może.

Czy jesteś przekonany, że wszystko jest w porządku, gdy poświęca się bardzo dużo czasu dzieciom, o ile robi się to dlatego, że to się lubi? - Tak.

Czy denerwują cię ludzie, którzy mają ważniejsze sprawy niż dzieci? - Nie.

Czy sądzisz, że jeżeli nie będziesz wystarczająco dużo zajmował się dziećmi, to możesz je stracić? - Hm...

Czy przyszłość jest dla ciebie wiecznym zmartwieniem nawet wtedy, kiedy sprawy mają się dobrze? - Nie.

Czy drażni cię, kiedy ktokolwiek sugeruje, że należy ograniczyć bycie z dziećmi i znaleźć czas na coś innego? - Zależy.

Czy myślisz o dzieciach nawet wówczas, gdy jedziesz samochodem, rozmawiasz z innymi, wybierasz się do snu? - Hm...

Czy w czasie posiłków zajmujesz się sprawami związanymi z dziećmi lub czytasz na ten temat? - Tak, bo je karmię i do tego im czytam. Do cholery jasnej!

No i co ja mam teraz zrobić?

Więcej o:
Copyright © Agora SA