Iluzja

Siedzimy we dwóch w tym Warsie i gadamy o nianiach, przewijaniu, gotowaniu, usypianiu i innych ważnych męskich sprawach.

Hurra! Jadę w delegację! Podróż, restauracja, nocleg w hotelu. Owszem będzie też praca, ale wreszcie nareszcie będę sam.

- Odpocznę sobie - myślę i biegnę na dworzec.

Na peronie spotykam kolegę. Dawno się nie widzieliśmy, dawno nie rozmawialiśmy. Umawiamy się na śniadanie w Warsie.

Zamawiamy kawę, herbatę, jajecznicę i parówki.

- W delegację jadę - zagajam rozmowę.

- A ja spotkać się kolegami. Żona dała mi trzydniowy urlop.

- Żona dała ci urlop?

- No tak, bo jak urodziło się nam drugie dziecko, to doszliśmy do wniosku, że ja zostanę w domu, a ona wróci do pracy - zaczyna wyjaśnienia. I opowiada, że to pierwsze, to jest jeszcze za małe, żeby pójść do przedszkola, a to drugie to jest jeszcze za małe, żeby zostać z nianią.

- To pierwsze to zostawiliśmy z nianią, gdy miało trzy miesiące, ale ja już tak drugi raz nie chciałem. No i w związku z tym, że żona lepiej zarabia, to ona wróciła do pracy, a ja wziąłem wychowawczy. To znaczy do wakacji tak będzie, bo we wrześniu starsze pójdzie do przedszkola, a młodsze już będzie na tyle stare, że będzie mogło zostać z nianią.

- Bohater - myślę i biorę się za parówki.

- Jakby mi żona nie dała tego urlopu, to chyba bym zwariował - mówi on i bierze się za jajecznicę.

Zajada i opowiada.

Na przykład o tym, jak wychodzi na spacer. Jak wszystko, co potrzebne, rozkłada na łóżku, potem zakłada spodnie i buty starszej córce, potem ubiera młodszą i wtedy ona robi kupę, więc zaczyna ją przebierać, a wtedy starsza się nudzi więc zdejmuje spodnie i buty.

- Sam ubieram się w windzie, bo wcześniej to bym się tak spocił, że musiałbym się przebierać - pogryzając chlebek kończy anegdotkę.

- Najgorsze jest te kilkanaście minut tuż przed powrotem żony. Dłużą się okropnie. Jak tylko wchodzi, to natychmiast chciałbym jej oddać dzieci, a ona, że jeszcze musi umyć ręce i coś zjeść.

- A jak już to zrobi?

- To chwilę mam dla siebie. To znaczy, to jest względne, bo dzieci są przyzwyczajone do mnie, więc cały czas na mnie włażą. I zaraz potem jest kolacja, trzeba je kąpać i kłaść spać. Po wszystkim jest koło 21, więc kompletnie odmóżdżony siadam przed telewizorem.

- A jak jest ze spaniem w ciągu dnia? - pytam, pamiętając, że świetnie odpoczywam w czasie drzemek Tosi.

- Ciężko to zsynchornizować, dlatego najczęściej jak młodsza śpi, spędzam czas ze starszą. Zresztą, wiesz, jak jest. Rodzi ci się drugie dziecko, to pierwsze czuje się jakby odrzucone, więc trzeba tak to zrobić, żeby się nie czuło. No to jak młodsza śpi, to bawię się ze starszą, cały jestem dla niej, a potem jak młodsza się budzi, to starsza jest nieszczęśliwa, że musimy przerwać. Zaczyna marudzić, więc ja...

- ... jesteś bohaterem! - stwierdzam dobitnie i biorę łyk herbaty.

- Eee tam - on też bierze łyk herbaty. I na dowód, że to żadne bohaterstwo zaczyna wyliczać plusy całej sytuacji. To znaczy, że dzieci uczą go cierpliwości, organizacji i robienia kilku rzeczy na raz. No to wchodzę mu w słowo i mówię, że córka też mnie wiele nauczyła. Na przykład bycia tu i teraz.

- Poza tym wystarczy, że Tosia się uśmiechnie - mówię. - Albo, że da buziaka, a już... No wiesz?

No pewnie, że on wie. I już się rozpływamy, bo każdy z nas opowiada, jakie to jego córeczki są świetne i kochane.

Gadamy sobie, gadamy, aż kątem oka dostrzegam, że pani przy sąsiednim stoliku, taka co wcześniej pisała coś na laptopie, teraz już nic nie pisze, tylko się gapi z przejęciem. I nic dziwnego, bo ten mój kolega to jest taki testosteronowy typ (włosy na gębie, włosy na klacie - widać, bo wyłażą każdą możliwą dziurą), a jednocześnie taki czuły, taki troskliwy. Normalnie chłop marzenie, więc zrozumiałe, że ta pani się gapi i gapi.

I niech się gapi, a my i tak będziemy gadać o nianiach, przewijaniu, gotowaniu, usypianiu i innych ważnych męskich sprawach. Szkoda tylko, że już trzeba kończyć, bo pociąg wjeżdża na stację.

- Nie wyobrażam sobie życia bez dzieci - mówi kolega na do widzenia. Potwierdzam z entuzjazmem i żegnam się serdecznie. I jak tylko zostaję sam, to natychmiast zdaję sobie sprawę, jak strasznie tęsknię za Tosią. I jakoś nie mogę odnaleźć tej radości, z którą biegłem na dworzec. I już nie cieszy mnie restauracja, bo co to za przyjemność samemu siedzieć przy stole. I już nie cieszy mnie hotel, bo co to za przyjemność spać w obcym hotelowym pokoju.

- Ja chcę do domu! Do żony i córki!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.