Marzenia senne

Liczę oddechy. Jak będzie sto, to znaczy, że Tosia usnęła.

Najpierw jest nadzieja.

No, bo Tośka jest już taka zmęczona, że ledwo raczkuje. Bo jak wstaje, to chwieje się jak pijana. Bo w dzień spała bardzo krótko. Bo byliśmy na dwóch długich spacerach...

Zbieram resztkę sił, biorę wanienkę, napełniam ją wodą, wlewam płyn.

Agnieszka w tym czasie rozbiera Tosię.

A potem jest kąpiel, podczas której moja córeczka śmieje się i chlapie wodą.

- Jaka ona śliczna, jaka wesoła - myślę i na chwilę zanurzam się w teraźniejszości. Zapominam o zmęczeniu, ze szczęścia całuję Agę.

A potem wyciągam Tośkę z wody i niosę do pokoju.

Agnieszka ją wyciera, oliwi, przewija, a ja zbieram porozrzucane po całym pokoju zabawki. Jeszcze miś, jeszcze fioletowa żyrafa, gumowy piesek.

Zabawki układam w kącie. Robię to starannie, tak by potem jakiś nieopatrzny ruch nie włączył grającego kotka, piszczącego pieska i nie obudził Tośki.

Potem przynoszę wyparzone smoczki, Aga zdejmuje Tosię z przewijaka, kładzie ją na łóżku, a ja zaczynam zakładać jej śpioszki. Tośka jest niezadowolona. Płacze.

- Zmęczona - mówi Aga.

- Zmęczona - mówię ja. I patrzę na Agę. Zaciśnięte usta, podkrążone oczy.

Aga zdejmuje bluzkę, Tosia przytula się do piersi. Zajada, a ja gaszę światło i wychodzę do drugiego pokoju.

Kładę się na łóżku i marzę o tym, że Tosia zjada, kleją jej się oczka, Aga odkłada ją do łóżeczka, a ona zasypia spokojnie i smacznie. Czasem tak się zdarza.

Leżę i nasłuchuję.

Czy ta cisza oznacza, że już jestem wolny, że mogę poleżeć, poczytać lub pooglądać telewizję?

Moszczę się na łóżku. Boli mnie głowa, plecy, oczy, ręce.

I patrzę na zegarek. Już pięć minut ciszy, sześć, siedem, nadzieja rośnie. A jednocześnie pojawia się niepokój. Bo przecież nie wiem, czy zasnęła. Ucho łowi każdy dźwięk. Nagle słyszę szczebiotanie Tosi. Wesołe, radosne. A potem płacz, przepełniony złością.

Czyli się nie udało, czyli hasa, czyli nici z leżenia, odpoczywania.

I znowu szczebiot. I znowu płacz.

Minęło już prawie dwadzieścia minut. Zaraz Aga wyjdzie i powie, żebym ją zastąpił. Ale na razie jest cisza, więc może się udało, może zasnęła. Znowu pojawia się nadzieja. A z nią niepokój. I myśl, że Aga tam siedzi, wykończona, a ja tu leżę i odpoczywam. Ale przecież nie odpoczywam, bo nasłuchuję. Denerwuje mnie to, że nie potrafię się odprężyć.

Znowu szczebiotanie, a potem otwierają się drzwi. Aga mówi, żebym ją zastąpił. Jest blada, zmęczona, patrzy na mnie takim wzrokiem, że zaczynam czuć się winny. Mam wrażenie, że ona ma do mnie pretensje, bo ja leżałem, bo znowu ona pierwsza próbowała usypiać Tośkę.

Wstaję i idę do pokoju. Po drodze tłumaczę sobie, że Aga nie ma do mnie pretensji, że to tylko moje zmęczenie, moje wyobrażenie. Otwieram drzwi, a Tośka stoi, trzymając się szczebelków łóżka. Uśmiechnięta, szczęśliwa, śliczna. Ja też się uśmiecham.

- Dam radę - myślę i czuję, jak ogarnia mnie ciepło. To miłość i czułość.

Kładę ją w łóżeczku.

Tośka się uśmiecha. Wyciąga smoczek i rzuca na podłogę.

Podnoszę.

A ona znowu. I patrzy na mnie, i czeka, co ja zrobię.

Podnoszę.

A ona się uśmiecha. I znowu go wyrzuca. I tak śmiesznie na mnie patrzy.

Podnoszę.

I teraz ona trzyma go w rączce, balansuje nim między szczebelkami. Wyrzucić, czy nie wyrzucić? Wyrzuca.

Podnieść, czy nie podnosić?

Tośka przewraca się na brzuch, wyciąga łapki w stronę leżącego smoczka.

- Tak to ona nie zaśnie - myślę i podnoszę smoczek. Ale już jej nie daję. I wtedy ona próbuje wstać. To ją kładę. A ona znowu. Przytrzymuję ją. Chwilę się siłujemy. Ona zaczyna płakać, a mnie serce pęka, bo przecież nie chcę siłować się z córeczką. Daję jej smoczek, ale ona nie chce. Wyjmuje z buzi i natychmiast wyrzuca. Czuję, jak zaczynam się denerwować. Po plecach spływa stróżka potu.

A Tośka znowu próbuje wstać. Znowu ją przytrzymuję. Zaczyna płakać. Czekam chwilę, a potem znowu daję smoczek. Teraz już nie wyrzuca. Pojawia się nadzieja. Zamykam oczy. Udaję, że śpię.

Tosia kręci się w łóżeczku. Prawy boczek, lewy boczek. Zamiera. Oddech się uspokaja. Zasnęła?

Boję się poruszyć, bo podłoga trzeszczy. Liczę oddechy. Jak będzie sto, to znaczy, że usnęła. Ocieram pot z czoła i liczę. A przy okazji myślę, że zaraz się położę, że odpocznę. Myślę też o tym, co dzisiaj było, że to był dobry dzień.

- 39,... jak ona wolno oddycha,...44,... już chyba wystarczy,...50,... już dość. Już śpi - delikatnie odstawiam nogę i wtedy Tośka zaczyna płakać.

- Kurde, kurde - złoszczę się na siebie, że nie doliczyłem do stu.

- Kurde, kurde - złoszczę się na Tosię, że się obudziła i płacze. Bo niby co ja mam, kurde, zrobić?

- Przecież jesteś zmęczona. Zaśnij, będzie ci lepiej - mówię sobie w głowie, bo przecież nie można krzyczeć na dziecko, bo przecież ono niewinne: kurde, kurde, w mordę, w mordę.

A Tosia siorpie noskiem. Biedactwo! To przez ten katar! Czuję, jak ogarnia mnie współczucie, czułość, miłość. Pochylam się, poprawiam poduszkę, głaszczę ją po pleckach.

Tosia się uspokaja, łapie mnie za palec.

Stoję w bezruchu i czuję wszechogarniające ciepło. Moja córeczka kochana nie może zasnąć.

- Będę tu stał do końca świata - myślę.

Warto przeczytać

"Dziennik ciężarowca" to zapis pamiętnika prowadzonego w internecie przez Tomka Kwaśniewskiego, znanego dziennikarza Dużego Formatu (dodatek Gazety Wyborczej). Autor dzieli się z nami swoimi niepokojami i radościami w czasie oczekiwania na dziecko. Polecamy do czytania wszystkim oczekującym parom!

wyd. WAB

Więcej o:
Copyright © Agora SA