Dla tych, co biją dzieci, jestem bezwzględna

Podczas przygotowywania zdjęć do swojej nowej książki była dla swoich dzieci podłogą, odkurzaczem, piłką... Marzy, żeby zostać pediatrą. Codziennie walczy ze słabościami, czekając na ''Kocham cię mamuniu''. Paulina Smaszcz - Kurzajewska opowiada o tym, jaką jest mamą.

- Kiedy czytałam Pani nową książkę, doszłam do wniosku, że jest ona pisana z punktu bardzo autorytarnego. A tymczasem przekaz w mediach jest taki, że zwyczajna mama, która więcej wie z racji swego zawodu czy zainteresowań, ale nie jest profesjonalistką, się wypowiada, sięgając do rad specjalistów, ale tak jakby sama też dochodząc do pewnych rzeczy.

- Przeważnie mama która ma dziecko do trzeciego roku życia, jest tak bombardowana liczbą informacji, reklam i specjalistycznych porad, że tak naprawdę sama musi sobie radzić. I to w tej książce chciałam zawrzeć.

P. Smaszcz - Kurzajewska: o drugim dziecku

- Ja właśnie tak rozumiałam ideę tej książki, żeby rodzice byli sami sobie tym ostatecznym autorytetem.

- Nie, na to ja sobie nie mogłam pozwolić. Założenie tej książki jest takie, żeby zniwelować sprzeczność informacji płynących od specjalistów.

P. Smaszcz - Kurzajewska: Zmień lekarza

- Czyli pani chciała żeby ta książka była taką gotową receptą.

- Tak, dlatego ja od razu zastrzegam, że jestem po prostu mamą i zbierałam opinie mam i wybrałam te recepty, które były najlepsze. Mamy dawały mi wskazówki, które były bardzo cenne. Wiadomo, gdybym miała zrobić tak, wziąć 20 specjalistów - każda opinia byłaby inna. Mnie zależy, żeby ułatwić życie mamom i powiedzieć im, że warto być mamą, że nie wolno się przerażać, że jak się raz zostało rodzicami, a były problemy, bo dziecko miało kolki na przykład i nie dało się wytrzymać, to nie można powiedzieć: nie, to ja już nie chcę tego przechodzić, bo drugie dziecko będzie zupełnie inne. Myślę że ja chciałam zawrzeć podstawowe informacje, które pomogą przetrwać wątpliwości. Teraz moim trzecim marzeniem stało się skończenie medycyny. Uwielbiam temat żywienia dzieci - praca z Agnieszką Piskałą była naprawdę wspaniała, ona zaskakuje swoją wiedzą lekarzy! Ja jestem cienka dupa, kiedy opowiadają mi mamy historie chorób swoich dzieci, to czasem aż płaczę. Więc chyba pediatrą nie mogłabym być, bo bym była za słaba. Mam taki rozdział: ''Uciekaj opryszczko!'' Kiedy zobaczyłam zdjęcia dzieci urodzonych z opryszczką... To naprawdę była przerażona. Profesor Teresa Jackowska i profesor Sławomir Majewski opowiedzieli mi takie historie o dzieciach urodzonych z opryszczką, że ja tydzień chodziłam do tyłu i bałam się czy w ogóle napiszę ten rozdział!

P. Smaszcz - Kurzajewska o innych mamach

- Ale ja widzę też parę niekonsekwencji. Na przykład wszędzie podkreśla Pani, że dorosłym nie wolno brać do ust dziecięcych butelek ani smoczków, a jednocześnie ma pani zdjęcie, jak pani to robi: raz ma butelkę w buzi synek, raz pani.

- Podczas robienia zdjęć, żeby dzieci chciały w tym uczestniczyć, to ja podjęłam taką inwencję zabawową, że szkoda gadać. Ja byłam wszystkim: podłogą, odkurzaczem, garnkiem, piłką, no naprawdę wszystkim, żeby oni tylko po prostu chcieli brać w tym udział.

P. Smaszcz - Kurzajewska o zdjęciach dzieci

- Natomiast... Pewnie jest dużo niekonsekwencji w mojej książce... Jako mama też je popełniam - na przykład moje dziecko ma alergię na czekoladę: myśli pani że ja mu nie dam czasem, jak on mnie tak prosi? Mamusiu ale ten najmniejmniejmniejmniejmniejszy! No i dam mu... Kochamy te dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej, nawet jeśli popełniamy te błędy ale sprawimy im trochę przyjemności... No pewnie że ta książka nie jest kompendium wiedzy, że to nie jest encyklopedia medyczna. Chciałabym żeby mamy spojrzały na każdy z tych problemów z innej strony, nie szukały tych ciotek z których każda mówi co innego... To ja jestem mamą mojego dziecka, znam to dziecko najlepiej! Kto będzie lepiej znał te dzieci niż mama i tata? Nie opiekunka, nie babcia, nie lekarz, tylko ja, i ja muszę podjąć decyzję. Ale żeby podjąć jakąś decyzję, to też muszę mieć jakąś perspektywę, co to jest, z czym to się je, czym to grozi, do jakiego lekarza muszę się udać... Tak więc moją książkę należy traktować tak trochę z przymrużeniem oka.

P. Smaszcz - Kurzajewska o przesadzie i o luzie

- Dla mnie pewne rzeczy w książce są kontrowersyjne. Na przykład spanie z dziećmi. Ja uważam to za świetną rzecz, a pani pisze w książce żeby absolutnie nie spać z dzieckiem.

- Gdy poczyta pani badania które dotyczą śmierci łóżeczkowej, to okaże się, że duża część przypadków w Polsce dotyczy przyduszenia dziecka, albo spadnięcia dziecka z dorosłej kanapy. Zastanawialiśmy się z Pawłem Zawitkowskim, jak sformułować ten problem, no i doszliśmy do wniosku, że dużo bezpieczniej będzie napisać kategorycznie, że nie wolno z dzieckiem spać. Ale to musi być rozdział dla każdego. To też mi mówiła Dorota Zawadzka: Każde dziecko, które ja opisuję w książce, jest inne. Ale ja muszę dać jedną ogólną radę. Ja nie mogę podzielić tej rady na dziesięć i ty się nie rozdrabniaj, bo zwariujesz. Napisz jedną, uzgodnioną z psychologiem, ogólną.

Paulina Smaszcz - Kurzajewska o stulejce

- Ale z tego co ja wiem to śmierć łóżeczkowa nie polega na tym, że dziecko zostaje przyduszone, tylko zostaje zostawione samo w łóżeczku i po pewnym czasie okazuje się, że nie żyje.

- Tak, bo na przykład zostało zostawione na brzuszku, a jeszcze nie umie się podnosić na tyle, żeby złapać oddech, kiedy tego potrzebuje. No to trzeba napisać drugą książkę [śmiech]. Ale wbrew pozorom spanie z dzieckiem wcale nie bardzo interesuje rodziców. A wie pani co jest najbardziej interesującym tematem? Jak odstawić dziecko od butelki. Jak odstawić dziecko od piersi. Jaki wybrać smoczek, kiedy go dziecku zabrać, co zrobić kiedy nie śpi w nocy, co zrobić kiedy dziecko ma kolki... Na stronę tygodniowo przychodzi do mnie około 500 mejli. Ile tych mejli dotyczy żywienia?

Paulina Smaszcz - Kurzajewska o żywieniu

- Dużo czy mało?

- Bardzo mało! Dwa - trzy. No więc tematy do książki wybieraliśmy też na podstawie tego zapotrzebowania na rady. Często było tak, że różne mamy przychodziły do mnie na herbatę, no więc pijemy herbatę i jak zwykle o dzieciach. No to ciocia Paulina wyciąga notatniczek i sobie notuje problemy. Z drugiej strony to jest moja pierwsza książka. Jak ją teraz przeglądam to mówię tak: o Jezu, jeszcze tego nie napisałam, jeszcze tego, albo: a nie, to w ogóle nudne i niepotrzebne. Teraz bym napisała zupełnie inaczej. Myślę że, jeśli będzie następna część - nie wiem jeszcze tego, jeszcze się muszę zastanowić - to psychologiczna, i myślimy o tym z Małgosią Ohme, ale z drugiej strony, jak rozmawiam z mamami i ojcami, to wcale nie są takie frapujące te tematy psychologiczne. Bardziej rodzice trapią się tą stroną medyczną.

- A może to są rodzice takich młodszych dzieci. Bo to siłą rzeczy, kiedy się ma starsze dzieci to dopiero się skupia na sprawach takich właśnie psychologicznych.

- Tak, więc pewnie tę część poszerzymy wiekowo, nie będzie tylko do trzeciego roku życia, ale dalej, w wiek przedszkolny też. Bo nie ma poradników psychologicznych napisanych dla polskich rodziców. Wszystko to są przedruki amerykańskie bądź angielskie - może trzeba by spróbować, taką polską rodzimą psychologię.

- Ja myślę że poważnym problemem, typowym dla Polski, jest bardzo niska edukacja personelu przedszkolnego. Przedszkolanki już na starcie karmią dzieci taką dawką stereotypów i uprzedzeń...

- I właśnie dlatego z każdej książki złotówka idzie na szkolenie. Wszyscy mnie pytali, dlaczego nie chcę przeznaczyć tych pieniędzy na jakiś superkomercyjny cel. Ale ja nie chcę na jakiś superkomercyjny cel. Ja chcę na szkolenie. I poprosiłam Komitet Ochrony Praw Dziecka, żeby przedstawili mi programy szkoleniowe które mają. I przeznaczyłam te wszystkie pieniądze na program szkoleniowy, który dotyczy szkolenia personelu żłobków - bo niech mi pani wierzy że również w żłobkach są dzieci molestowane seksualnie - i przedszkoli, żeby umieli rozpoznać symptomy u takiego dziecka. Ponieważ ten temat jest w ogóle nieruszany ani w żłobkach ani w przedszkolach. Ten personel nie jest w ogóle szkolony. Mało tego, nasz system edukacyjny nie zajmuje się edukacją personelu żłobków i przedszkoli. To nie jest tak, że oni nie chcą się szkolić. Oni chcą! Tylko nikt nie myśli o tym, żeby tworzyć takie programy. Więc jeżeli ja mogę pomóc - i tak będzie - a dzieci molestowanych w żłobkach i przedszkolach jest naprawdę tysiące - to chcę pomóc.

- W jaki sposób to w ogóle się wykrywa?

- Komitet Ochrony Praw Dziecka ma cały program stworzony przez psychologów. A ja czytając ten program dowiedziałam się wręcz, że często psycholodzy, którzy pracują w żłobkach i przedszkolach, nie są przeszkoleni, żeby rozpoznać symptomy dziecka molestowanego. Nie ma w ogóle takiego myślenia, że takie małe dzieci może ten problem dotknąć. W programie są filmy pokazujące zachowanie dziecka molestowanego, jest przekazywany sposób zadawania pytań, wskazówki do analizy rysunków, reakcji dzieci, sposobu wchodzenia w grupę, jak obejrzeć ciała dziecka w celu zweryfikowania podejrzeń... Edukowanie ma się odbywać w przedszkolach państwowych, bo tam są największe braki. Jeżeli te pieniądze mają pomóc, to ja powiedziałam że mogę napisać jeszcze jedną książkę i namalować jeszcze kilkadziesiąt śmiesznych rysunków. Ale to co ja widziałam chodząc po tych przedszkolach... Wchodzi mama, a opiekunka: Och proszę pani, wspaniały cudowny i tak dalej, drzwi się za mamą i za tatą zamykają - wrzask na dzieci i jest afera. Ja mówię: pani się nie nadaje do pracy z dziećmi!

- No to jest pani ostra...

- Ja jestem śledczy... Jak widzę na ulicy że mama bije dziecko, to podchodzę i interweniuję. Dostaję takie czasem paszkwile na skrzynkę mejlową: "To nie jest pani sprawa, że ktoś bije dziecko! Ja jestem za tym żeby dzieciom przylać" i tak dalej. No ja odpowiadam że jestem ciekawa jakby pani szef podszedł do pani i powiedział: nie podoba mi się twoje zachowanie, lub twoja praca, ściąga pani majtki i trzepie panią po tyłku! Po twarzy, po głowie i tak dalej. Czy ktoś chciałby żeby szef go tak traktował? I to dziecko też nie chce być tak traktowane i na pewno na to nie zasłużyło. Ale ja podbiegam wtedy gdy ktoś bije i mówię: "A bij się ze mną!" - "A co to panią obchodzi!". Najpierw jest na "pani", a później jest od najgorszych. Ja mówię: "A właśnie mnie obchodzi. Bo ja żyję w tym kraju, to dziecko się wychowuje w tym społeczeństwie, to jest moja sprawa!" - "Wynoś się, ty taka i owaka". Ja mówię: "A teraz ja cię będę śledzić, i będę wiedzieć gdzie mieszkasz, i zgłoszę cię, że znęcasz się nad swoim dzieckiem i ci je zabiorą!" Ja jestem okropna, ja jestem po prostu bezwzględna dla takich zachowań. Ja nie wiem czy to coś da. Mój mąż mówi że to nic nie da, ale z drugiej strony jeżeli damy przyzwolenie na to, żeby bito dzieci, i przejdziemy obok tego obojętnie...

- Warto zareagować nawet jeżeli się nie liczy na to że to pomoże.

- Dzieci są bite w domach a sąsiedzi udają że nic się nie dzieje. Jeżeli wszyscy bylibyśmy mniej głusi na takie wydarzenia i bardziej reagowali na to to może by było tego mniej! Ja wierzę w to. Dlatego ja wyskakuję natychmiast. Mam taki wpis na swoim blogu, bo mój mąż wziął udział z moim synem w takiej kampanii "Kocham. Nie biję." I rozmawialiśmy z Franiem czy on ma ochotę wziąć w tym udział, i on powiedział że tak. I napisałam na blogu, że strasznie bym chciała, żeby te dzieci, które były bite, poniżane, żeby dorosły godnie i żeby temu dorosłemu który je lał - tak z godnością przywaliły - naprawdę, ja do tego wzywam! - żeby ta dorosła osoba wiedziała co to znaczy poniżenie, ból, cierpienie i sprawienie krzywdy przez najbliższą osobę której ufasz. I burzyć tę miłość, którą dostałam za darmo, tym że je walę?! Dzieci, rośnijcie w siłę a później z godnością przywalcie! Ale, jest warunek: nigdy nie powtarzajcie tego w stosunku do swoich własnych dzieci. Tato, ty mnie poniżałeś? To teraz masz z liścia!

- Tyle że istnieje niebezpieczeństwo że wtedy ten tata już będzie biedny chory i stary...

- A, nieważne! Uważam że sprawiedliwość jest najważniejsza.

- A wybaczanie?

- Oj ja to nie jestem za wybaczaniem, wie pani? Ja uważam jednak że jak krzywdzi się dzieci... Ja nie wierzę w resocjalizację. Bo zwierzę nie porzuci swojego maleństwa...

- Ale właśnie człowiek jest dużo bardziej skomplikowaną istotą niż zwierzę...

- Eliminować!

- Czyli jest pani też za karą śmierci [śmiech].

- Dla tych którzy krzywdzą dzieci, gwałcą - tak. Dostaję często takie mejle, od mam które na przykład piszą: ojciec tam ją bije, i dzieci bije, i ona chodzi po instytucjach i tak dalej. No ja nie mam litości. No w każdym razie na ulicach doskakuję i bronię tych dzieci. I to się spotyka z ogromną agresją. Śledzę też kierowców którzy źle parkują, tak, że mamy z wózkiem czy ludzie na wózkach nie poradzą sobie z przejazdem po chodniku. Wykręcam wentyle i wyrzucam!

- [śmiech] Ale pisze pani chociaż karteczkę za co? Bo oni się mogą nie zorientować.

- Ale oczywiście! I to w niewybrednych słowach! Mój mąż się śmieje że lista tych co mają wykręcone wentyle rośnie, zastraszająco, ale coś ich może to nauczyć. Bo my jesteśmy nauczeni że myślimy tylko o sobie. A taka mama, z jednej strony ma samochód, a z drugiej ruchliwą ulicę, którą nie może przejechać. Wykręcam wentyle i zostawiam kartkę! Albo jak widzę samochód, który nie przepuszcza dzieci na pasach - gonię go! Jadę za nim tak długo, aż dopadnę tę osobę. Jak widzę że jest osiłek, to się trochę boję - bo już mnie kiedyś psem poszczuto - ale zostawiam wspaniałą kartkę za szybą, wykręcam wszystkie wentyle, a jeszcze jak mam czym obrzucić ten samochód to obrzucam. Niech mi pani wierzy, robię tak. Mój mąż się śmieje że mnie podziwia... Ale to nie jest upust mojej złej energii. Ja po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że debil widząc dzieci na pasach nie pomyśli żeby te dzieci przepuścić! No mnie się to po prostu w głowie nie mieści!

P. Smaszcz - Kurzajewska o reklamach

Więcej o:
Copyright © Agora SA