8 miesiąc: Mama, baba, patataj

Raczkuję! To niesamowite uczucie móc się przemieszczać z jednego kawałka podłogi na drugi, gdy tylko przyjdzie mi na to ochota.

Podpieram się kolanami i łapkami, biorę odpowiedni rozpęd i fiuuu! - już mnie nie ma. Biedna Mama jest już wykończona. Oczywiście bardzo się cieszy z mojej nowej umiejętności, ale naprawdę nie jest jej łatwo. Po pierwsze dlatego, że poruszam się po domu z zawrotną prędkością i Mama nigdy nie wie, gdzie mnie zastanie, jeśli zostawi mnie na chwilę zajętą w kącie darciem papieru. Czasami nadal jestem w tym kącie, a czasami zupełnie gdzie indziej. Tak też się stało ostatnio. Mama o mało nie oszalała z tego powodu. Po obiedzie położyła mnie

spać na materacu

na podłodze - w dzień nigdy nie śpię w łóżeczku. Mama otworzyła wszystkie okna (są okratowane, więc bezpieczne), przykryła mnie kocykiem i poszła sobie poczytać. Trochę sobie pospałam, a gdy się obudziłam, zobaczyłam, że pod łóżkiem Mamy i Taty leży moja zielona piłeczka. Sturlałam się więc z materacyka i wczołgałam pod łóżko. Gdy wreszcie udało mi się dotrzeć do piłeczki, włożyłam ją do buzi, by zbadać, co to jest. I wtedy poczułam się znowu senna. Pod łóżkiem było tak miło - ciepło, ciemno i zacisznie. Więc zasnęłam.

Obudziły mnie straszne hałasy. To moja Mama szukała mnie wszędzie, dzwoniła do Babci i do Taty do pracy. Była przerażona. Biegała po całym domu i wołała mnie. Właśnie kiedy tyłem wyczołgiwałam się spod łóżka, Mama wbiegła do pokoju, a zaraz za nią Tata, który uciekł z pracy, żeby mnie szukać. Mama wyciągnęła mnie spod łóżka, przytuliła i długo nie mogła się uspokoić. Też się tym wszystkim przejęłam i postanowiłam już więcej nie być aż tak zupełnie gdzie indziej.

Drugi powód, dla którego Mama była ostatnio trochę nie w formie, to bałagan. Od kiedy zaczęłam raczkować po całym domu,

wszystko ściągam

na podłogę, rozrzucam i demoluję. Rodzice oczywiście są bardzo zadowoleni, że jestem taka niezależna, i nie czepiają się, że nie wolno mi czegoś ruszać. Tym bardziej że już kilka miesięcy temu tak urządzili dom, że ani nic mi nie grozi, ani ja nie zagrażam niczemu. Ale Mama bardzo przejmowała się bałaganem.

Jeden dzień miałyśmy naprawdę kryzysowy. Zaczęło się od tego, że wywaliłam z miski Lucka jego jedzenie i wysmarowałam ścianę. Kiedy Mama zajęła się sprzątaniem, mnie udało się przechytrzyć blokadę w jednej z kuchennych szafek i wysypałam torebkę mąki, wzbijając tumany białego pyłu. Było fantastycznie.

Zanim Mama uporała się z zababraną kuchnią, zdążyłam już się przenieść do sypialni. Tam ściągnęłam koc z łóżka rodziców. Często to robię, bo czasem razem z kocem zjeżdżają różne ciekawe rzeczy. Miałam rację - tym razem zjechała cała góra świeżo upranych koszul Taty. Trochę się rozczarowałam, bo guziki miały małe i nijakie, ale chociaż przez chwilę miałam zajęcie. Gdy już wysmarowałam te koszule ciastem, powędrowałam do łazienki. Po drodze spotkałam Mamę, która właśnie zastygła z dziwną miną, gdy zobaczyła upaćkane koszule.

Na szczęście przyszedł Tata i przywiózł ze sobą Dziadka. Mama miała nadal dziwną minę, podobną do tej lokomotywy z mojej książeczki - była taka nadęta. Gdy Tata obejrzał moje wyczyny, zaczął się śmiać, ale Mama robiła się coraz bardziej podobna do lokomotywy, aż w końcu powiedziała, że musi natychmiast pójść pobiegać, i szybko wyszła.

Tata zabrał się do sprzątania i chociaż wyglądał miło, to już się tak bardzo nie śmiał. A Dziadek napuścił wody do wanny, wrzucił tam różne kubeczki, sitko i foremki i zrobił mi fantastyczną kąpiel.

Ostatnio bardzo lubię

bawić się w wodzie,

mogłabym tak nalewać i przelewać całymi godzinami. Dziadek opowiadał mi o morzu i statkach, a kiedy wyciągnął mnie z wanny, Tata już skończył sprzątanie, a Mama wróciła z tych biegów. Tata dał mi kolację - kleik ryżowy z brzoskwiniami - pycha! A potem possałam Mamę i zasnęłam.

Rano Mama i Tata ustawili w każdym pokoju, w kuchni i łazience tekturowe pudła z napisem "BAŁAGAN". Teraz Mama wrzuca tam wszystko, co poniewiera się po podłodze - papiery, zabawki, skarpetki, torebki, łyżeczki, kubeczki i inne. Wieczorem, kiedy wraca Tata, kładą wszystko na miejsce, ale wcale nie codziennie.

W przedpokoju musieli postawić drugie pudło, bo do tego pierwszego wlazł Lucek i w nim zamieszkał. Tata wyciął mu dziurę, żeby mógł wchodzić. Czasem ja też wchodzę przez tę dziurę, a raz nawet zdrzemnęłam się w pudle razem z Luckiem.

Poza raczkowaniem mam na koncie jeszcze jeden sukces - potrafię sama usiąść. Kiedy leżę na plecach, podnoszę się tak boczkiem, boczkiem, podciągam i hops! -

siedzę.

Od kiedy się tego nauczyłam, Mama zaczęła dawać mi do rączki różne jedzonka - chrupki kukurydziane, sucharki albo banana. To bardzo przyjemne. Najbardziej lubię kukurydziane chrupki, bo natychmiast rozpuszczają się w buzi. Z tym jedzeniem to jest tak - wszystko idzie dobrze, dopóki z rączki coś wystaje. Ale kiedy przestaje wystawać - zaczyna się problem. Po prostu nie umiem wyjeść tego kawałka, który jest w mojej zaciśniętej piąstce.

Z czasem nauczyłam się dwóch sposobów - albo otwieram piąstkę i zlizuję ten rozgnieciony koniec, albo odkładam i biorę jeszcze raz (wychodzi mi to całkiem nieźle, bo umiem już chwytać, używając kciuka i reszty palców, a nie tak jak do tej pory - całej łapki).

Mówię już "mama" i "tata", "baba" i "dada". Najpierw było "tata". Mój Tata oszalał z radości. Wszystkim o tym opowiadał. Dopiero wtedy połapałam się, że on myśli, że ja mówię o nim. A ja po prostu chciałam, żeby pobawił się ze mną w "patataj". Może nie wyraziłam się dostatecznie jasno. Kiedy zaczęłam mówić "mama" , Mama też była bardzo wzruszona. Tym razem chodziło rzeczywiście o Mamę, to znaczy o to, żeby dała mi possać mleko.

Wczoraj zrobiłam rodzicom niespodziankę. Przymierzałam się do tego od jakiegoś czasu, ale specjalnie wybrałam odpowiedni moment. Moje łóżeczko stoi obok łóżka Mamy i Taty. Zawsze rano ich budzę. Tym razem sama obudziłam się po cichutku, podciągnęłam się z całych sił i

wstałam,

trzymając się szczebelków łóżeczka! Mama obudziła się pierwsza i jeszcze z zamkniętymi oczami wymamrotała: "Wyspałaś się kochanie? Czas na mleczko?". "Cy" - potwierdziłam, bo tak nazywam pierś Mamy.

Mama otworzyła oczy zdziwiona, że mój głos dochodzi z innej wysokości - zamarła. Obudziła Tatę, który wyskoczył z łóżka jak oszalały i pobiegł po aparat, żeby zrobić mi zdjęcie. Potem wzięli mnie do łóżka, ja ssałam Mamę, a oni zachwycali się, jakie mają fantastyczne dziecko.

Copyright © Agora SA