8 miesiąc: Szczęki II

W naszym życiu pojawił się nowy temat: zęby - pisze Magda Szczypiorska-Mutor.

Temat zaistniał dosyć nagle, bardzo intensywnie i powiedziałabym, dwutorowo.

Mamo, ząb mi się rusza - oznajmiła któregoś ranka Julka, demonstrując

wyszczerzone mleczaki.

Była wniebowzięta. Od dwóch tygodni chodziła na trochę do przedszkola i miała tam kilka starszych koleżanek. A problemy wypadających zębów były głównym tematem przedszkolnych rozmów. Julka poczuła się bardzo ważna. Od tej pory nasze domowe dialogi były dość monotematyczne.

Kiedy on wreszcie wypadnie? - powtarzała w kółko Julka. Czytałyśmy akurat "Dzieci z Bullerbyn".Rozdział o tym, jak Ollemu ruszał się ząb, wałkowałyśmy co wieczór.

Jaś nie podzielał zębowych pasji siostry. Zajęty był ćwiczeniem nowych umiejętności. Czołgał się z pasją, przewracał z brzuszka na plecy i odwrotnie, próbował stawać na czworakach, gibając się niepewnie w przód i w tył. Wyraźnie szykował jakieś większe przedsięwzięcie, bo uwielbiał łapać się szczebelków łóżeczka i podciągać do stania. Miał już 8 miesięcy i

jakiś ząb

powinien mu wreszcie wyrosnąć. Powoli przyzwyczajaliśmy się do myśli, że Jaś na zawsze pozostanie człowiekiem bezzębnym

("W końcu można mu wstawić implanty" - pocieszał mąż). Tymczasem któregoś dnia przy piersi Jaś nagle się rozpłakał. Pakował do buzi obie raczki i gmerał w bezzębnych dziąsłach z zadumą i zacięciem. Obejrzałam mu dziąsła - na dole były czerwone i opuchnięte. Mąż kupił w aptece specjalny żel na ząbkowanie. Jaś go uwielbiał i natychmiast zjadał, ciamkając, mlaszcząc i przewracając oczami. Julka obserwowała spod oka rytuał smarowania Jasiowych dziąseł i zażądała:

Ja też chcę krem na zęby.

Ale to jest żel dla dzieci, którym zęby rosną, a nie dla tych, którym wypadają - tłumaczyliśmy.

Moje też rosną, tylko że pod spodem, pod tymi, które wypadną - wyjaśniała logicznie i z namaszczeniem smarowała zęby. - Może od tego kremu szybciej mi wypadnie? Tosi już prawie wypadł - wzdychała ponuro.

Jasiowi żel pomagał, ale tylko na trochę. W nocy nasz syn budził się i płakał, w dzień nie chciał jeść niczego oprócz mojego mleka, złościł się na bolące dziąsła i marudził.

Któregoś dnia z jęczącym Jasiem w nowej spacerówce wybrałam się do sklepu z rzeczami dla dzieci, żeby

kupić gryzaczek

z wodą w środku. Można go chłodzić w lodówce i (podobno) pomaga na zębowe przypadłości.

Julka zrobiła w sklepie szybki przegląd gryzaczków.

Ja poproszę ten w kształcie cytryny - zdecydowała się błyskawicznie.

Chcesz ten gryzaczek dla Ewelinki (to ukochana lalka)? - upewniłam się - Czy nie będzie trochę za duży?

Nie, chcę go dla siebie - wyjaśniła Julka. - Przecież niedługo wyrośnie mi nowy ząb.

Wyszłam ze sklepu z niebieską rybką Jasia i żółtą cytrynką Julki, przerywając długą historię o zębach wszystkich znajomych dzieci, którą moja córka uraczyła ekspedientkę.

Jaś zasnął w wózeczku z rączką w buzi, więc postanowiłam skorzystać z okazji i spokojnie (naiwna!) zrobić zakupy w sklepie warzywnym oraz wpaść na pocztę. Właśnie oglądałam pomidory, kiedy usłyszałam, jak ogarnięta stomatologiczną pasją Julka pyta sprzedawcę:

A co trzeba zrobić, żeby wyrósł człowiekowi taki złoty ząb jak ten, który pan ma tu, na dole?

Zrobiło mi się gorąco. Sprzedawca roześmiał się nerwowo.

Może trzeba jeść dużo żółtego sera - dociekała Julka - albo wystawiać zęby na słońce, o tak? - wyszczerzyła się w stronę okna.

Pójdziesz do dentysty, to ci taki zrobi - wyjaśnił sprzedawca.

Taaak? A zrobi mi

kolorowe zęby?

Każdy inny?

Pomyślałam, że pomidory mogę kupić gdzie indziej i czym prędzej wyszłam ze sklepu.

Słyszałaś, mamo? - wybiegła za mną Julka - Każdy inny! Ale fajnie!

Znużona przymknęłam oczy i zobaczyłam tęczowo kolorowe zęby. Czułam, że i mnie ogarnia zębowe szaleństwo.

Mimowolnie patrzyłam ludziom w zęby - kasjerce (mostek na lewej trójce), sąsiadce (nieznaczny ubytek w górnej dwójce), pani w kwiaciarni (srebrny kieł).

W domu Julka przesłuchała babcię, która akurat nas odwiedziła. Ja nosiłam marudzącego i śliniącego się Jaśka, a Julka wzbogacona o świeżo nabyte wiadomości z dziedziny protetyki i stomatologii zachowawczej przystąpiła do ataku.

Babciu, a czy ty masz wszystkie zęby?

No jasne - zapewniła zaskoczona babcia.

Ale czy masz wszystkie prawdziwe? - drążyła kochana wnuczka. - Może

masz sztuczną szczękę,

tak jak babcia Kasi?

- Nie mam sztucznej szczęki - zapewniła z mocą babcia.

Ooo, szkoda - jęknęła rozczarowana Julka. - Bo chciałabym zobaczyć ją z bliska. Ale Kasia obiecała, że któregoś dnia przyniesie tę szczękę do przedszkola i da nam wszystkim przymierzyć. Będzie fajnie - pocieszyła się szybko Julka.

Babcia zaniemówiła.

Taka szczęka przydałaby się Jasiowi - rozważała dalej Julka - bo on nie ma żadnego prawdziwego zęba.

Właśnie robiłam dla Jaśka zupkę. Do karmienia małego łyżeczką zgłosiła się Julka, która koniecznie chciała popisać się przed babcią swoimi pedagogicznymi talentami. Usadziła babcię na widowni, nabrała trochę zupki na łyżeczkę i teatralnym głosem oświadczyła:

- Proszę, Jasiu, oto twoja pyszna zupka.

A Jaś, który od tygodnia odmawiał jedzenia zupek, o dziwo, zjadł.

- Brawo, Jasiu - komentowała z namaszczeniem Julka. Przy piątej łyżeczce zawahała się.

- Coś stuka w tej zupce - zaanonsowała z dziwną miną.

Co może stukać w przetartym kartofelku, marchewce i kleiku kukurydzianym? - zapytałam sama siebie. Nic.

Pokaż, Jasiu - powiedziała z miną cierpliwej niani Julka i wsadziła małemu palec do buzi. - Aaaaau!!! - zapiszczała i usiłowała cofnąć palec. Jaś, jak buldog ze szczękościskiem, nie puszczał przez dobrą minutę.

Ugryzł mnie, ugryzł!

- krzyczała Julka, a ja ze zdumieniem oglądałam jej palec z wyraźnym śladem po ugryzieniu. Pomacałam dziąsła Jasia. Rzeczywiście - dolna lewa jedynka. W porę dostrzegłam figlarny błysk w oku Jasia i wyrwałam palec z zaciskającej się paszczy. Nowa zabawa bardzo się Jasiowi podobała.

Kilka dni później Julce wypadł ząb - dolna lewa jedynka. I od tej pory straciłam kontrolę nad stomatologicznymi zabawami moich dzieci - Jaś przygryzał Julce palce albo pakował własny w Julki szczerbę, a ona udawała, że gryzie, groźnie kłapiąc szczęką. Bawili się wyśmienicie. Julka rysowała Jasiowi uśmiechnięte gęby pełne zębów i pokazywała mu szczęki w starych medycznych podręcznikach swojego pradziadka. Więc kiedy któregoś dnia usłyszałam "Mamo, drugi ząb mi się rusza", a Jasio zaczął ślinić się i popłakiwać, poczułam nagłą i nieprzepartą potrzebę ucieczki z domu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.