Szansa na szczęście

Chyba każdy chciałby, aby jego dzieci były szczęśliwe. I każdy z nas ma na to szansę. - rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem

Według instrukcji

"Dziecko" stara się pomóc rodzicom jak najlepiej zaspokajać potrzeby dzieci: radzi, jak je karmić i ubierać, jak się z nimi bawić, co robić, kiedy się boją, jakie kupować zabawki, jak urządzić im przyjęcie. Czy postępowanie zgodne z tymi wszystkimi radami i wskazówkami wystarczy jednak do tego, aby nasze dzieci były szczęśliwe?

W działaniu zgodnym z instrukcjami widzę dwa możliwe niebezpieczeństwa. Pierwsze z nich jest właściwie teoretyczne: gdyby wszyscy rodzice dostosowali się do tych rad i zaleceń, to nasze dzieci byłyby wychowywane na jedną modłę, jakby wszystkie wychodziły spod jednej sztancy. Już samo to stanowiłoby tragedię, nawet gdyby ta sztanca była teoretycznie dobra. A w dodatku rodzice mogą ją zniekształcić, wywołując fatalne skutki.

Pokazuje to przypadek doktora Spocka. Zgodnie ze stworzoną przez niego koncepcją pedagogiczną zostało wychowane niemal całe pokolenie młodych Amerykanów. Podstawowym zaleceniem tej koncepcji była - w dużym uproszczeniu - bezwarunkowa akceptacja, na ogół rozumiana bardzo powierzchownie, czyli pozwalanie dzieciom na wszystko. W praktyce okazało się to równoznaczne z pozostawieniem dzieci samym sobie i zaowocowało pokoleniem ludzi nieszczęśliwych, które sam Spock określił z czasem mianem pokolenia dzieci-samobójców.

Z instrukcjami trzeba więc uważać. Żadne modele, teorie czy rady nie mogą wyczerpywać pomysłów rodziców na wychowanie dziecka. Stosunki między rodzicami a dzieckiem są zawsze niepowtarzalne, i to dobrze - dzięki temu ludzie się różnią, w różny sposób próbują sobie radzić z życiem.

Drugie niebezpieczeństwo dotyczy głównie rodziców bezradnych, a korzystanie z instrukcji ma tej bezradności przeciwdziałać. To zbyt łatwy, a na dłuższą metę nieskuteczny sposób. Instrukcje i porady właściwie tylko powiększają poczucie bezradności.

Książki i czasopisma mogą pomóc w wychowaniu dzieci, ale tylko jako źródło pomysłów, które trzeba samemu przetworzyć. I to nawet wtedy, gdy urządza się przyjęcie dla dziecka, a co dopiero, gdy chodzi o sprawy poważniejsze. Nie ma więc sensu tworzenie jakiegoś masowego standardu wychowania dzieci, który wszyscy bezkrytycznie powielają.

Zrób coś ze sobą!

Co wobec tego zrobić, jeśli się jest bezradnym i nie chce się powalać wzorców wyniesionych z domu rodzinnego ani robić wszystkiego na odwrót?

Przede wszystkim zrobić coś ze sobą. Przypomnieć sobie, ponownie przeżyć i przezwyciężyć swoją przeszłość. Wtedy można przebić się przez bezradność i znaleźć własną, indywidualną odpowiedź. Mówię o tym w książce "Jak wychować szczęśliwe dzieci".

Na tytułowe pytanie odpowiadasz w niej, że trzeba samemu być szczęśliwym. Ostatnio byłam na spotkaniu z matkami, które na co dzień zajmują się małymi dziećmi i świetnie sobie radzą. Wydaje się, że czerpią radość i poczucie satysfakcji z tego, że są matkami. Spełniają się w tej roli, która jest w tym momencie podstawowa w ich życiu, i robią wszystko, co można, aby ich dzieciom było dobrze. Czy to wystarczy, aby te dzieci były szczęśliwe?

Mniej więcej do trzeciego roku życia wychowanie dziecka jest łatwe. Oczywiście nie pozbawione uciążliwości, takich jak nocne wstawanie czy zapracowanie. Jeśli matka jest osobą w miarę zrównoważona to samo wychowanie przebiega niemal instynktownie. Dopiero potem zaczyna ono wymagać pewnej sprawności i wiedzy psychologicznej. Nie jest już tak cudownie, dziecko zaczyna mówić "nie", zaczyna się powoli uniezależniać i stawać odrębną osobą. I wtedy właśnie trzeba się umieć odnaleźć, bo wychowanie dziecka to nie tylko te pierwsze trzy lata, ale co najmniej 15 lat pracy.

Małe znaczy ważniejsze?

Na początku dziecko w sposób naturalny stanowi centrum świata, przynajmniej dla matki, jego potrzeby są najważniejsze, one wyznaczają rytm życia innym domownikom. Czasem taka sytuacja utrzymuje się przez długie lata. W wielu znanych mi domach potrzeby dzieci, nawet już całkiem dużych, są znacznie ważniejsze od potrzeb dorosłych. Rodzice są gotowi wiele poświęcić dla swoich dzieci.

Nie zalecam takiego podejścia, ponieważ jest to zaniedbywanie siebie. Naprawdę warto dbać o własne szczęście. I niedobrze, jeśli utożsamia się je ze szczęściem dziecka. Jeżeli ktoś czuje, że jego szczęściem jest szczęście dziecka, to uprawia jakąś formę przemocy. Dziecko nie ma wtedy prawa do własnego szczęścia. ponieważ matka czy ojciec są strona silniejszą, dziecko jest zobowiązane - wprost czy nie, świadomie czy nieświadomie - do realizowania modelu szczęścia, który wymyślili sobie rodzice.

Dzieckiem trzeba się opiekować i trzeba je wspierać, godząc się jednocześnie z tym, że w miarę dojrzewania staje się ono całkowicie odrębną osobą. My, rodzice, powinniśmy dbać o własny rozwój, o własne szczęście, o spełnienie własnych aspiracji, Mówiąc słowami Paulo Coelho, autora "Alchemika", powinniśmy spełniać własną legendę i pozwalać dziecku na to, aby powoli spełniało swoją. W tym sensie nie należy poświęcać swojego życia dla dziecka. Najlepiej poświęcić swój czas i uwagę. Najważniejszy jest stosunek do dziecka, to, co nazywa się miłością. Na pewno nie o to chodzi, by rodzice budowali wokół dziecka iluzję, że stać ich na więcej niż ich stać naprawdę, czy też żeby poświęcali się, za cenę wielkich wyrzeczeń, bez radości.

Rodzinne niewolnictwo

Ale przecież na początku musimy zaspokajać wszelkie potrzeby dziecka, nawet kosztem własnego zmęczenia czy wyrzeczeń. Czy można określić jakąś granicę, do której warto robić różne rzeczy dla dziecka, a poza którą już nie warto, bo nie słuzy to ani nam, ani dziecku?

Tą granicą może być wiek dziecka. Ktoś powiedział, że do trzech, może pięciu lat rodzice są niewolnikami dziecka, a potem - od pięciu do kilkunastu lat - dziecko jest niewolnikiem rodziców. W tej drugiej fazie nie chodzi oczywiście o to, żeby rodzice traktowali dziecko jak swoją własność. Chodzi o podkreślenie faktu, że dziecko czuje coraz wyraźniej, iż jest odrębną osobą, a jednak musi się rodzicom podporządkować, bo nie jest jeszcze gotowe do podjęcia samodzielnego życia. Jest to więc rodzaj niewoli, z której młody człowiek wyzwala się na ogół w wieku 16-18 lat (dobrze, jeśli nie później niż mając lat 20) i staje się dla rodziców partnerem. To bardzo trudny proces, rzadko kiedy przebiega bez zakłóceń. Jeśli jednak dziecko dostanie do trzeciego, piątego roku życia wszystko, co jest mu potrzebne, to będzie potem w stanie sprostać wymaganiom i frustracjom związanym z dorastaniem, będzie też rozumiało potrzeby rodziców, będzie umiało kochać, dawać, rezygnować z czegoś dla nich.

Czy to oznacza, że przez te pierwsze lata w każdym momencie powinniśmy być do dyspozycji dziecka?

Bez przesady. Tak powinno być jedynie w pierwszym roku życia, aby dziecko nasyciło się poczuciem bezpieczeństwa, aby poczuło, że jego potrzeby są dostrzegane i możliwie bezzwłocznie zaspokajane. To pozwoli mu później znosić pewne frustracje, a także uwzględniać potrzeby rodziców, początkowo choćby w jakiejś minimalnej formie. Mama może, na przykład, powiedzieć: "zaraz", "poczekaj", "jeszcze nie możesz jeść, musi ostygnąć" - wtedy dziecko się uczy, że świat nie zaspokaja jego potrzeb natychmiast. W miarę dorastania może znosić coraz większe frustracje, ale ważne, żeby nie było to zbyt bolesne, żeby nie przerastało jego możliwości w danym momencie.

Jak bardzo w tym pierwszym roku, kiedy matka powinna niemal natychmiast zaspokajać potrzeby dziecka, ważne są i jej potrzeby? Jeśli chce wyjść na spacer, porozmawiać z kimś albo po prostu być sama ...

To bardzo ważne, szczególnie jeśli dziecko na przykład nie śpi po nocach albo tych dzieci jest jednocześnie dwoje czy troje. Matka ma wręcz obowiązek zadbać o siebie, o swój wypoczynek, a zadanie ojca polega na zapewnieniu jej takiej możliwości. Może to zrobić albo zastepując ją, albo organizując i opłacając jej pomoc. Matka, która nie odstępuje dziecka na krok i boi się powierzyć je komuś innemu, działa na niekorzyść i swoją, i dziecka. Doprowadzi ją to bowiem do stanu wyczerpania i w którymś momencie wybuchnie albo nie będzie w stanie obudzić się w nocy, gdy dziecko zapłacze.

"Jestem niezastąpiona!"

W tym wczesnym okresie życia dziecka rola matki jest zwykle najważniejszą rolą życiową kobiety, polem jej sukcesów, satysfakcji, poczucia, że jest potrzebna i niezastąpiona. Może być tak, że - świadomie czy nie - dąży do utrzymania tej sytuacji ...

Oczywiście. Dlatego warto pamiętać o tym, że w gruncie rzeczy w sensie psychologicznym matką się jest bardzo krótko - mniej więcej 12-15 lat. Potem staje się przed pytaniem, co robić ze swoim życiem. Jeśli nie ma się na to pytanie odpowiedzi, to będzie się unieszczęśliwiać swoje dzieci, z uporem trzymając się tej rolo. Oznacza to bowiem konieczność podporządkowania sobie dziecka i uzależnienia go. Czyli działania na jego szkodę. Lepiej nie stawiać w swoim życiu na bycie wyłącznie matką, chyba że ma się ciągle nowe dzieci. Wtedy matka wciąż odnawia relację z małym dzieckiem, a te starsze w sposób naturalny wypuszcza w życie.

A jeśli jest jedno dziecko i matka, która realizuje się w macierzyństwie i nie ma innego pomysłu na życie?

To rzeczywiście tragedia.

Jak może ona poznać, że działa na szkodę dziecka, że uzależnia je od siebie? Przecież w swoim przekonaniu działa zwykle dla jego dobra ...

Może je uzależniać na wiele różnych sposobów. Najogólniej można powiedzieć, że uczy dziecko tego, iż samo nie jest w stanie zaspokajać swoich potrzeb, że świat jest bardzo groźny i najbezpieczniej jest przy niej. Dziecko nie staje się samodzielne, boi się świata, boi się kontaktów z rówieśnikami. I tu bardzo ważny jest ojciec, niezwykle potrzebny, żeby zapobiec takiej sytuacji.

Bardzo bliski związek dziecka z matką jest dobry i naturalny przez pierwsze dwanaście do piętnastu miesięcy. Ojciec ma pomóc dziecku i matce wyjść z tego układu w odpowiednim momencie. Matka może mieć monopol na nieomylność w tym pierwszym okresie życia dziecka, ale później już ten monopol traci. I dobrze jest dopuszczać ojca do głosu, choć to, co on proponuje, nie musi się matce podobać, może być dla niej trudne, a czasami nawet bolesne. Gdy dziecko zaczyna chodzić i wyrusza w świat, to ojciec staje się przewodnikiem po tym świecie, który istnieje poza domem. Na tym polega rola ojca w tradycyjnej rodzinie. Niestety, zbyt często ojcowie się zniechęcają, wycofują, machają ręką: "Ach, to ty już się zajmuj dzieckiem".

Ojciec to też mąż

Cały czas mówimy: "matka", "ojciec", a przecież ci ludzie sa również małżeństwem - mężem i żoną. Podczas spotkania z matkami odniosłam wrażenie, że nieporównanie bogatsze są ich relacje z dziećmi niż z mężami. Mężowie pozostają gdzieś z boku, mało bywają w domu, bo późno wracają z pracy. Obie strony akceptują ten podział ról, ale wydaje się, że prowadzi on do oddalania się rodziców od siebie.

Mąż i żona powinni dbać o swój związek, i to niezależnie od tego, czy mają dzieci, czy nie. Jeśli mają, to nawet bardziej, gdyż siła i trwałość małżeństwa dają dziecku poczucie bezpieczeństwa. Dla dziecka jest bardzo ważne, aby rodzice byli blisko ze sobą i potrafili się porozumieć. Tym samym pokazują mu, na czym polega związek dwojga ludzi. Ojciec musi więc w pewnym momencie oderwać matkę od dziecka i z powrotem przyciągnąć do siebie. Ze względu na nią, na siebie, ale także ze względu na dziecko, bo wówczas będzie ono mogło swobodniej się rozwijać.

Dziecko, pieniądze i seks

Ojciec może zwyczajnie nie mieć czasu na taką interwencję, bo go nie ma w domu. Przecież musi zarabiać na życie.

Bardzo niedobrze, jeśli ojciec da się wyrzucić poza nawias rodziny. Wtedy traci emocjonalną więź z żoną i z dzieckiem. Dlatego lepiej nie ulegać iluzji, że być szczęśliwym znaczy być bogatym, a tym samym - że im bogatsi rodzice, tym szczęśliwsze dziecko. W którymś momencie trzeba zatrzymać ten konsumpcyjny rozpęd i ustabilizować materialnie rodzinę na jakimś wystarczającym poziomie, tak żeby ojciec miał czas dla dziecka i dla żony. Wiem, że to jest trudne, ale nie ma innego wyjścia, trzeba to zrobić, bo inaczej ojciec stanie się kimś obcym w domu, a matka będzie zdana tylko na siebie. Powtarzam: dla dziecka jest bardzo istotne, żeby związek rodziców był trwały, bliski, oparty na szacunku i miłości, żeby matka i ojciec cieszyli się sobą nawzajem. W pierwszym okresie życia stanowi to i poczuciu bezpieczeństwa dziecka. Potem przez cały czas nasiąka ono tym klimatem i dzięki temu samo staje się zdolne do tworzenia podobnych związków z ludźmi.

Jeśli rodzice się kochają, to w domu jest po prostu więcej szczęścia i dziecko też będzie szczęśliwe. Dlatego trzeba się troszczyć o relację ze swoim partnerem, wspólnie ponosić odpowiedzialność, udzielać sobie wsparcia, dzielić się obowiązkami, razem tworzyć w domu atmosferę przyjaźni, harmonii, zgody. Po to, by dom był miejscem, w którym można odpocząć, do którego chce się wracać, z którego czerpie się siły. Trzeba mieć czas dla siebie nawzajem, być ze sobą, rozmawiać, budować wspólnotę rodzinną. To jest podstawowa sprawa: rodzina jest i pewnie zawsze będzie niezbędnym elementem w procesie wychowania, a przyszłość narodów i świata decyduje się w dziecinnym pokoju. Model życia, w którym matka jest całkowicie pochłonięta dzieckiem, a ojciec pozostaje z boku, jest bardzo niedobry, nie sprzyja ani rodzicom, ani dziecku.

Jak dalece ważny jest seks w relacji rodziców? Często bywa tak, że matki śpią z dzieckiem przez pierwszy rok życia albo i dłużej, bo jeszcze karmią, a ojciec śpi osobno i na seks niewiele jest miejsca.

To kwestia szerokości łóżka. Jeśli jest ono dostatecznie szerokie, to nie ma przeszkód do uprawiania seksu w obecności rocznego dziecka. Atmosfera, jaka temu towarzyszy, może wręcz dobrze na nie działać. Jestem zwolennikiem koncepcji gniazda rodzinnego - dobrze, jeśli do końca pierwszego roku albo dłużej dziecko ma możliwość spania z rodzicami i seks w tym nie przeszkadza. Tylko wtedy, gdy rodzice nie potrafią okazywać sobie miłości także poza łóżkiem, seks rodziców może się wydawać dziecku niezrozumiały i groźny.

W pojedynkę

Jeśli relacja między rodzicami jest tak ważna, to wobec tego, co z matkami samotnymi? Czy i one mogą mieć nadzieję, że uda im się wychować szczęśliwe dzieci?

Wiele zależy od tego, dlaczego w rodzinie nie ma ojca. Jeśli porzucił matkę z dzieckiem, jest to dla dziecka trudna psychologicznie sytuacja. Ale to nie znaczy, że te matki są na przegranej pozycji. Zwykle jest im trudno, ponieważ nie mają wsparcia, są przemęczone, często ich sytuacja finansowa siłą rzeczy bywa gorsza. Ważne jednak żeby potrafiły też w którymś momencie zadbać o własne szczęście, żeby nie wchodziły w schemat: "całe swoje życie poświęcam dziecku". Dzieci tego nie potrzebują, staje się to dla nich nadmiernym, nie chcianym zadłużeniem, taki znój wychowawczy kosztem wszystkiego staje się ich utrapieniem, krzyżem. Dzieciom naprawdę zależy na tym, żeby ci, których kochają, byli szczęśliwi. Sprawia im to wielką radość, a czy jest to tylko mama czy dwoje rodziców, to w gruncie rzeczy mniej ważne.

A czy samotna matka albo samotny ojciec mogą być szczęśliwi?

Oczywiście. Mogą zadbać o to, żeby udało im się zbudować jakiś nowy związek.

A bez związku?

nie każdy musi być w związku, czasami życie samotne może być szczęśliwsze, łatwiejsze. Nie znaczy to, oczywiście, że trzeba się skazywać na samotność, ale jeśli już tak się stało, że jesteśmy sami, warto doceniać dobre strony tej sytuacji i nie robić z niej tragedii. Lepiej wychowywać dzieci samotnie niż w związku pełnym nienawiści i pogardy. Jesteśmy w stanie sprostać tej sytuacji niezależnie od płci. Spotkałem paru ojców, którzy dzielnie i odpowiedzialnie zajmowali się swoimi dziećmi, gdy z jakiegoś powodu zabrakło matki.

Wierzę, że jeśli tego wymaga sytuacja, w każdym z nas jest taka zdolność, aby dla swoich dzieci być i matką, i ojcem, aby w wystarczającym stopniu dawać im wszystko, czego potrzebują.

Czy to znaczy, że każdy z nas ma szansę wychować wystarczająco szczęśliwe dzieci, niezależnie od tego, jak ułożyła się jego sytuacja życiowa?

Zdecydowanie tak. I tylko od nas zależy, czy z tej szansy skorzystamy. Czy zadbamy o własny rozwój i własne szczęście. Czy nie będziemy za bardzo przeszkadzać swoim dzieciom. Czy swoim przykładem zachęcimy je do życia i damy nadzieję.

Dziecko 12/1996

Więcej o:
Copyright © Agora SA