Jak się mądrze spierać w małżeństwie

Kiedy zostajemy małżeństwem lub rodzicami, musimy na nowo zorganizować swoje życie. Nic dziwnego, że sprzeczamy się o to, jak ono ma wyglądać. Jak toczyć te spory, by - zamiast ranić - prowadziły do lepszego porozumienia?

Ewa Pągowska: - "Przyjdź na chwilę do kuchni. Chciałabym, żebyś wcześniej wracał z pracy i pomagał mi przy dziecku". Czy to dobry początek rozmowy?

Monika Kozak: - Fatalny. Chociaż częsty. Nie byłabym zdziwiona, gdyby on odpowiedział: "Nie mogę wracać wcześniej, więc nie ma o czym mówić". Ona zadziałała z zaskoczenia. Oznajmiła, że chce rozmawiać tu i teraz. Nie dała partnerowi czasu na przygotowanie się i, jeśli to ona spędza więcej czasu w kuchni, zaprosiła na swój teren. Najgorsze jednak, że od razu zamknęła problem. Zasugerowała, że celem rozmowy ma być przekonanie partnera do jej pomysłu, a nie poszukiwanie rozwiązania dobrego dla obojga.

Jak więc dobrze zacząć taką ważną rozmowę?

- Chociażby: "Chciałabym porozmawiać o tym, jak podzielić obowiązki, żeby każdemu z nas to odpowiadało. Kiedy ci pasuje?". Tak sformułowany temat jest neutralny, a partner ma wpływ na to, gdzie i kiedy odbędzie się rozmowa.

Jakie miejsce i czas wybrać?

- Warto się spotkać wtedy, gdy obie strony nie będą się nigdzie śpieszyć, i tam, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał. Jeśli ta rozmowa ma być inna niż zwykle, warto odbyć ją w zupełnie innych okolicznościach, np. zamiast jak zawsze wieczorem w sypialni, podyskutować po południu w łazience. Albo wybrać się do kawiarni, gdzie obie strony są na neutralnym gruncie.

Zachęcałabym też do poruszania trudnych tematów wtedy, gdy między partnerami jest dobrze. Kiedy są na siebie wściekli, niech każdy napisze na kartce, co się stało i co czuje, ale z rozmową lepiej poczekać, aż emocje opadną. Wtedy obydwoje będą traktować się z większym zrozumieniem, więc dyskusja będzie bardziej owocna.

Kobiety często narzekają, że mężczyźni w ogóle nie chcą rozmawiać. Co, jeśli i nasz odmówi?

- Spytajmy go o powód. Może nie odpowiada mu, że rozmowy ciągną się godzinami albo kończą krzykiem lub płaczem? Może więc wystarczy ustalić, że to zajmie tylko pół godziny albo że nikt nie będzie podnosić głosu? Jeśli on twierdzi, że temat jest zbyt błahy, wytłumaczmy, jak bardzo istotny jest dla nas. Kiedy i to go nie przekona, zapytajmy wprost: "Czy naprawdę uważasz, że moje potrzeby nie są ważne?". Zwykle jeśli kobieta nie atakuje, tylko mówi o swoich uczuciach, partner godzi się na rozmowę.

Jak ją zacząć?

- Można zacząć od pozytywnego, ale koniecznie prawdziwego komunikatu, np. "Chciałam z tobą porozmawiać, bo do tej pory mogłam na ciebie liczyć...". Potem powiedzmy o tym, co czujemy i czego nam brakuje - np. wypoczynku, adoracji, towarzystwa... Skoncentrujmy się na sobie, nie na partnerze. Nie wyliczajmy, co on robi źle i co robić powinien. Zamiast: "Jest mi smutno, bo wieczorami siedzisz w pracy", powiedzmy: "Czuję się osamotniona, brakuje mi twojego towarzystwa."

A czy sprecyzować ("Kiedy w zeszłym tygodniu wróciłeś tak późno, byłam na ciebie wściekła.")?

- Jeśli chcemy szukać rozwiązania dla złożonego problemu, a nie rozmawiać o jednym spóźnieniu, nie wracajmy do przeszłości. Przynajmniej nie na początku rozmowy, bo zmieni się ona w wypominanie sobie win. Na tym etapie nie należy też proponować żadnych rozwiązań, tylko zapytać partnera, jak on widzi całą sytuację. Postarajmy się wysłuchać go z "ciekawością dziecka". Nie zakładajmy, że wiemy, co powie i co ma na myśli. Nie przerywajmy. Kiedy mówi, nie zastanawiajmy się, co odpowiedzieć. Możemy natomiast zadawać dodatkowe pytania, np. co rozumie przez czas dla siebie, którego mu brakuje. Kiedy każde opowie o swoich pragnieniach, można wspólnie myśleć nad rozwiązaniem.

Szukać kompromisu?

- Nie. Typowym przykładem kompromisu jest sytuacja, kiedy jedno chce jechać nad morze, a drugie w góry, i zapada decyzja: "Jedziemy nad jeziora" albo "Jedziemy na tydzień tu i tydzień tu". Nikt nie jest z tego w pełni zadowolony. Tymczasem chodzi o to, by znaleźć rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące dla obojga.

Mam wrażenie, że to często nierealne.

- Bo pani myśli o godzeniu dwóch sprzecznych rozwiązań, a nie potrzeb. Nie znajdzie się dobre wyjście, jeśli jedno upiera się: "Chcę, żebyś wracał z pracy o 17", a drugie: "Chcę wracać z pracy o 19". Jeśli jednak jedno mówi: "Czuję się osamotniona. Brakuje mi twojego towarzystwa", a drugie: "Potrzebuję więcej czasu dla siebie", to zwykle da się to pogodzić. Kiedy obie strony wyjaśnią, co takiego mają na myśli, może się okazać, że ją uszczęśliwi wspólne wyjście do kina raz w tygodniu, a jego - piątkowy wieczór z kolegami. No i teraz wystarczy raz w tygodniu załatwić kogoś do opieki nad dzieckiem i zapłacić komuś za pomoc w sprzątaniu czy gotowaniu w piątek, kiedy to ona jest cały dzień sama z maluchem. Bywa, że rozwiązanie jest jeszcze prostsze. Np. ona nic, tylko sprząta, a on i tak po powrocie z pracy narzeka na bałagan. Zwykle kończy się kłótnią. Kiedy dochodzi do spokojnej rozmowy, okazuje się, że on ma na myśli porozrzucane po domu ubranka. Ona pyta: "To znaczy, że jak tylko powkładam je do szafek, będziesz zadowolony?". "Naturalnie." - odpowiada on.

Ale zdarza się, że żadna ze stron nie potrafi uwolnić się od swojej wizji życia rodzinnego...

- Tak bywa z ludźmi, którzy kurczowo trzymają się stereotypów, mają jasno sprecyzowane poglądy na temat tego, co wszyscy ludzie robić powinni. Tu jedna rozmowa nie wystarczy, by coś zmienić. To musi być proces. W dyskusji z taką osobą trzeba uparcie powtarzać: "Nie mówmy o wszystkich. Porozmawiajmy o nas". Jeśli mężczyzna twierdzi np., że kobieta nie powinna wracać do pracy, nim dziecko skończy trzy lata, powiedzmy: "Ale dla mnie kariera też jest ważna. Czuję się źle, spędzając całe dnie tylko z dzieckiem. Brakuje mi kontaktów z dorosłymi i pracy zawodowej. Nie chcę w ten sposób żyć". Zapytajmy, co by nam poradził.

Czego unikać w rozmowach?

- Porównywania partnera do innych ("A mąż mojej koleżanki..."), uogólniania ("Bo ty to zawsze...", "Bo ty nigdy..."), obrażania ("Straszny z ciebie leń"), podnoszenia głosu...

A jeśli dojdziemy do takiego momentu, kiedy nie jesteśmy w stanie zapanować nad emocjami?

- Jeśli już musimy krzyczeć, to krzyczmy: "Nie wytrzymam tego. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Jestem taka wściekła!" - żeby partner wiedział, co się z nami dzieje. A nie: "Jesteś głupi. Nie można na ciebie liczyć". Najlepiej byłoby uchwycić ten moment, kiedy czujemy, że zaraz wybuchniemy, i zaproponować przerwę. Samo wypowiedzenie słów: "Wróćmy do rozmowy za 10 minut" działa otrzeźwiająco, przełącza z emocji na logiczne myślenie. Później warto się zastanowić, co wywołało nasz gniew. Może tracimy panowanie nad sobą, kiedy on zaczyna się ironicznie uśmiechać albo przytacza opinie swojej matki? Warto poprosić, by przy następnej rozmowie postarał się tego unikać.

Dotarliśmy do mety. Mamy rozwiązanie i kilka postanowień. Spisać je?

- To dobry pomysł. Zanotujmy wszystko, co udało nam się uzgodnić, w sposób bardzo konkretny. Zamiast np. "Będę częściej zajmował się dzieckiem", napiszmy: "Codziennie będę kąpał dziecko". Nastawmy się jednak, że początki mogą być trudne, że może się nie udać. Często, kiedy zaczynamy proces zmiany, mamy ogromne oczekiwania, a potem przy pierwszej porażce zniechęcamy się i wszystko wraca do punktu wyjścia.

Jak reagować, gdy partner nie dotrzymuje obietnicy?

- Przedyskutować to, co się stało. Jeśli on obiecał, że będzie co środę wracał z pracy o 17, żeby ona mogła spotkać się z koleżankami, trzeba się dowiedzieć, dlaczego wrócił o 18. Zatrzymał go szef? Niech zastanowią się, jak często może się to zdarzać. Jeśli jest ryzyko, że co drugi tydzień, trzeba zmienić umowę, np. ustalić, że ona będzie spotykać się z koleżankami w soboty.

A może ten pierwszy raz odpuścić?

- Nie. Niestety wiele osób tak robi. Liczą na to, że następnym razem będzie lepiej. Albo uznają, że sytuacja nigdy się nie zmieni, muszą się z nią pogodzić i zrezygnować ze swoich potrzeb. Jak wynika z przeprowadzonych przez nasze centrum badań, uległość w naszym kraju jest uznawana za wielką wartość, za jeden z lepszych sposobów rozwiązywania konfliktów. Tymczasem to właśnie ona sprowadza związki na manowce. Nie można przemilczać faktu, że czujemy się niespełnieni.

Co jeszcze często przemilczamy?

- To, że jest nam z partnerem dobrze, że doceniamy go i podziwiamy. Zapominamy podziękować, opowiedzieć, jak ważne jest to, co dla nas robi. Namawiam więc także na rozmowy o tym, jak jest nam dobrze.

Monika Kozak jest psycholożką i mediatorką. Pracuje w warszawskim Centrum Mediacji Partners Polska. Jest autorką książki "Kłótnia i co dalej?".

Więcej o:
Copyright © Agora SA