W pracy jak w domu?

W czasie rozmowy kwalifikacyjnej mówisz, że jesteś w ciąży, a mimo to dostajesz pracę, po macierzyńskim przychodzisz do biura razem ze swoim maluchem, przez trzy dni w tygodniu pracujesz w domu, kiedy mówisz szefom, że spodziewasz się kolejnego dziecka oni szczerze się cieszą... Pobożne życzenia? Nie, polskie realia.

W jednym z dwóch małych pokojów zajmowanych przez Fundację Towarzystwo Demokratyczne Wschód stoi turystyczne łóżeczko i leży przewijak. Są własnością kilkumiesięcznego Alka, który trzy razy w tygodniu przychodzi do pracy razem z mamą - Katarzyną Bielawską. Tak wyglądała sceneria w Fundacji jeszcze w zeszłym roku. Ówczesna prezeska Urszula Doroszewska już na rozmowie kwalifikacyjnej obiecała kandydatce na dyrektor finansową małe przemeblowanie biura. Wszystko po to, by jej nowa pracownica mogła po urlopie macierzyńskim wypełniać swoje obowiązki z dzieckiem przy boku. Katarzyna zdawała sobie sprawę, że ta deklaracja, podobnie jak decyzja o zatrudnieniu kobiety w ciąży, nie należą do standardów na rynku pracy.

- Dlatego gdy trzy miesiące przed porodem okazało się, że do końca ciąży muszę leżeć, chciałam się zwolnić. Wiedziałam, że fundacja potrzebuje kogoś do pracy, a ja przez najbliższe pół roku miałam pozostawać w domu - wspomina. - Zamiast przyjąć moje wypowiedzenie szefowa zatrudniła asystentkę, której zadaniem było m.in. w razie potrzeby, dowozić mi dokumenty. Oczywiście Fundacja mogła też liczyć na moją pomoc - cały czas byłam pod telefonem i miałam dostęp do internetu.

Kiedy Katarzyna urodziła Alka tylko utwierdziła się w przekonaniu, że nie byłaby w stanie rozstawać się z nim na całe dnie. Mimo, że i tak była zatrudniona tylko na pół etatu.

- Przez pierwsze dziesięć miesięcy nie wyobrażałam sobie, by zostawić go na dłużej niż dwie godziny. Może dlatego, że był bardzo oczekiwanym dzieckiem - mówi. - Tylko raz, gdy byliśmy u teściów w Rzeszowie, zostawiłam Alka pod ich opieką i wieczorem, gdy już spał poszłam z mężem do kina. Nie było nas 2,5 godziny.

Mały Alek nie przeszkadzał mamie w pracy. Przeciwnie - Katarzyna była spokojniejsza mając go obok i mogąc przez dziesięć miesięcy, bez problemów, karmić piersią. Na wykonanie ważnych telefonów wybierała zwykle porę jego drzemki lub karmienia chociaż nawet w czasie jego aktywności nie było problemów z odbyciem rozmowy.

- Kiedy zaczynał płakać brałam go na ramię i uspokajałam. Trwało to chwilę. Potem przepraszałam rozmówcę i wyjaśniałam, że mam to szczęście pracować z dzieckiem. Nie przypominam sobie żadnej negatywnej reakcji. Raczej zaciekawienie. Zwłaszcza jeśli po drugiej stronie była inna mama. Wtedy zazwyczaj zwierzała się, że bardzo mi zazdrości. Współpracownicy też nie narzekali. Nikt nigdy nie przyszedł do mojego pokoju ze skargą "Daj Apap bo mnie głowa boli od tego płaczu." Nie bez znaczenia był oczywiście fakt, że Alek jest bardzo spokojnym dzieckiem, a ja dzieliłam pokój tylko z jedną osobą - główną księgową, która przychodziła do pracy raz w tygodniu.

Kiedy Alek zaczął raczkować Katarzyna zatrudniła niańkę, która opiekowała się chłopcem w Fundacji i zabierała go na spacery do pobliskich Łazienek. W lutym tego roku, dwuletni dziś Alek, przestał przychodzić z mamą do pracy, czego jak z rozbawieniem wspomina Katarzyna pracownicy Fundacji szybko zaczęli żałować.

- Narzekają, że zrobiło się nudno. Alek wprowadzał radość i życie więc teraz wszyscy mnie namawiają bym od czasu do czasu z nim przyszła - mówi.

Takie niestandardowe rozwiązanie byłoby jednak niemożliwe gdyby Katarzyna nie potrafiła się skoncentrować na pracy w obecności dziecka, nie miała podzielnej uwagi, była słabo zorganizowana albo niesumienna. Ale, jak twierdzi, rodzice wpoili jej obowiązkowość i wielozadaniowość:

- Pracuję od 16. roku życia. Od 18. mieszkam sama - mówi. - Zawsze potrafiłam godzić wiele różnych obowiązków na przykład przez pewien okres pracowałam w korporacji i wykładałam na Uniwersytecie Warszawskim. W Fundacji też nigdy niczego nie zawaliłam. Wolałam nie przespać nocy, by dokończyć zadanie, by nie zawieść dziewczyn, które mi pomogły i zaufały. Czułam w stosunku do nich wielką wdzięczność.

Podobne cechy charakteru i odczucia w stosunku do swojej firmy ma Dominika Krakowian pracująca w dziale zakupów IBM. Kiedy wróciła do pracy jej, pięcioletnia dziś, córka Tosia miała niecałe półtora roku. Tuż po wychowawczym Dominika pracowała na pół etatu, potem na 3/4 aż wreszcie na cały tyle, że już w systemie Home Working, który pozwalał jej przez trzy dni w tygodniu wykonywać swoje obowiązki służbowe w domu.

- Podpisałam specjalną umowę, z której wynikało między innymi, że w te dni kiedy zostaję w domu, przez pięć godzin muszę pracować w tych samych godzinach co moje biuro. Pozostałe trzy mogę spędzić nad firmowym laptopem nawet w środku nocy czy o świcie - wyjaśnia. - To dla mnie ogromny plus bo lubię zacząć pracę wcześnie rano, a moja firma rozkręca się około 9.00. Poza tym w swojej kuchni - najbardziej odosobnionym miejscu w mieszkaniu - pracuję o wiele szybciej i efektywniej niż w ogromnym pomieszczeniu, które w IBM dzielę z kilkudziesięcioma innymi pracownikami. Co jeszcze zyskiwałam pracując w domu? Na przykład dwie godziny dziennie, które straciłabym na dojazdy do firmy. Mogłam je poświęcić dziecku. Nie do przecenienia były też domowe obiady, które w przerwie na lunch jadałam z córeczką i opiekującą się nią nianią. A kiedy zaszłam w drugą ciążę byłam szczęśliwa, że w upalne dni zamiast tłuc się w dusznych autobusach mogę pracować na kanapie z nogami w górze. Teraz jestem na wychowawczym i jestem pewna, że jak już wrócę do pracy znowu wybiorę Home Working.

IBM ma więcej udogodnień dla rodziców - m.in. dofinansowuje prywatne przedszkole znajdujące się niedaleko firmy i organizuje półkolonie. Dominika jest pewna, że jak tylko jej córka podrośnie skorzysta z tej drugiej możliwości.

Pracodawca, by zostać uznanym za przyjaznego mamom, nie musi jednak proponować żadnych niestandardowych rozwiązań. Czasem wystarczy, że będzie po ludzku życzliwy i zrobi wszystko co w jego mocy, by pomóc pracownikom. Takich szefów ma Aldona Mikulska-Pyrczak pracująca w krakowskim wydawnictwie Medycyna Praktyczna - mama czwórki dzieci: siedmioletniego Tadeusza, pięcioletniego Franciszka i dziesięciomiesięcznych bliźniaków: Teodora i Marianny.

- Zawsze kiedy zachodziłam w ciążę moi szefowie szczerze mi gratulowali i cieszyli się razem ze mną. Nigdy nie miałam problemów z wyjściem do lekarza w godzinach pracy. Kiedy było zakończenie roku w przedszkolu i nie mogłam być na zebraniu w sprawie nowej serii wydawniczej, zebranie przekładano... Naprawdę długo można wymieniać - mówi.

Za jeden z najbardziej wspaniałomyślnych gestów szefa Aldony można uznać pomoc jakiej udzielił jej tuż po jej wypadku samochodowym.

- W mojego Nissana Micrę wjechał samochód z naprzeciwka: skręcił w lewo i uderzył we mnie - opowiada Aldona. - Na szczęście nie odniosłam dużych obrażeń, tyle, że psychicznie słabo się czułam, a samochód został skasowany. W rozmowie z szefem zwierzyłam się z moich obaw. Bałam się, że nie poradzę sobie z jeżdżeniem do pracy, na zakupy z czwórką dzieci, do lekarza i na budowę domu autobusami. Od razu zorganizował samochód służbowy. Wziął go z działu szkoleń. Jego pracownicy w czasie wakacji rzadziej wyjeżdżają w teren więc takie rozwiązanie było możliwe.

Aldona, podobnie jak Dominika i Katarzyna, czuje ogromną lojalność w stosunku do swoich pracodawców. Dlatego dostosowuje urlopy do cyklu wydawniczego, a w najbardziej pracowitych okresach zostaje w pracy do późnej nocy. Podobnie jak Dominika i Katarzyna uważa, że w jej firmie docenia się pracownika, bez względu na to czy jest on młodą mamą czy kawalerem.

- Każdy kto ma trudny okres w życiu może liczyć na pomoc. Moi szefowie są po prostu prawymi ludźmi - mówi Aldona.

Katarzyna uważa, że życzliwość z jaką spotkała się w swoim miejscu pracy jest w pewnym sensie zrozumiała:

- Fundacje są przecież tworzone po to, by pomagać ludziom. Pracują w nich pasjonaci z misją. Gdzie więc miałabym liczyć na zrozumienie jeśli nie tutaj - pyta.

Dominika podaje, że z Home Workingu korzysta we wszystkich oddziałach IBM na całym świecie około 40 proc. pracowników. W Polsce - 20 proc. Nie tylko młodych mam. Każdy, jeśli tylko charakter jego pracy na to pozwala, może z tej formy skorzystać.

Wszystkie trzy firmy kierują się dużą mądrością i prostą, a jednocześnie zaskakująco rzadką wśród polskich szefów, logiką - jeśli zatrudniliśmy kogoś to znaczy, że w niego wierzymy, mamy do niego zaufanie i cenimy jego umiejętności. Dlaczego więc mielibyśmy rzucać mu kłody pod nogi i żyć w przeświadczeniu, że jeśli tylko odwrócimy głowę nasz pracownik nasz oszuka i wykorzysta? W rzeczywistości więc, jak mówią dziewczyny, firmy, w których pracują są nie tyle "przyjazne mamie" co raczej "przyjazne człowiekowi".

Firma przyjazna mamie

Trwa czwarta edycja naszego plebiscytu.

Jak co roku szukamy firm, które nie tylko respektują prawa pracujących matek i przestrzegają kodeksu pracy (a wcale nie jest ich tak wiele...), ale też wprowadzają udogodnienia pomagające łączyć rolę zawodową z rolą opiekuńczą.

Zasadą naszego plebiscytu jest, by zgłoszenia firm wychodziły od pracujących w nich kobiet. To wy wiecie, jak u was w pracy traktuje się kobietę w ciąży i jak witana jest młoda mama po powrocie z urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego. Może wasz pracodawca stworzył specjalny program dla matek? Pozwala na pracę w domu? Zapewnia dodatkowe świadczenia lub ulgi? Napiszcie o tym!

Jak głosować?

Na stronie firmaprzyjaznamamie.pl znajdziecie dokładny regulamin akcji, na postawie którego będzie można przesłać zgłoszenie, oraz formularz dla głosujących. Zgłoszenia można przesyłać e-mailem na adres: przyjaznamamie@agora.pl lub listownie na adres redakcji. Na wasze zgłoszenia czekamy do 10.11.2008 r.

Wyniki ogłosimy w numerze marcowym.

Masz małe dziecko i pracujesz? Jesteś w ciąży i zostajesz po godzinach? Zapytaj naszego eksperta jakie prawa i obowiązki przysługują Ci kiedy jesteś w ciąży, na urlopie macierzyńskim i po powrocie do pracy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA