Bajkowa Czarnogóra

Dla naszych dzieci podróż przez Czarnogórę była jak bajka: kamienne kościoły zmieniały się w zamki, miniaturowe wysepki w tajemnicze wyspy piratów, a ruiny - w smocze jamy.

Patrzcie na tego! Cansadito, pobrecito (malutki jest wykończony, biedniutki!) - wołały do Przemka studentki z Hiszpanii. Siedziały zdyszane na mniej więcej tysięcznym z 1426 kamiennych stopni stromo prowadzących ze starego miasta do twierdzy w Kotorze, mieście portowym nad Adriatykiem w Czarnogórze. Pot ściekał im z czół, głośno sapały i zastanawiały się, czy iść dalej.

Z początku nie chciałem zabierać Przemka na wędrówkę do twierdzy. Stopnie są tu wysokie, śliskie, z dołu wydaje się, że nie do przebycia dla czteroipółlatka. Tymczasem Przemek przy tysięcznym stopniu minął, jak gdyby nigdy nic, zmęczone studentki z Hiszpanii i pobiegł dalej w górę. Wymyślił sobie, że w twierdzy żyją smoki.

- Poczekaj tutaj, a ja sprawdzę, czy droga jest bezpieczna... Bezpieczna, możemy iść. A czy ty, tato, jak byłeś mały, bałeś się smoków? - pytał mnie, wspinając się.

Mury w Kotorze zaczęto budować już w czasach Bizancjum. Rozbudowali je jeszcze Wenecjanie i Austriacy. W XVI wieku z łatwością sprostały (oczywiście z pomocą obrońców miasta) najazdowi tysięcy żołnierzy i setek okrętów ottomańskiego admirała Hajredina Barbarossy Rudobrodego, najsłynniejszego pirata, jaki kiedykolwiek siał postrach na Morzu Śródziemnym. Fortyfikacje otaczają miasto od strony Zatoki Kotorskiej i rzeki Škurdy. A także od strony wzgórza - pną się na wysokość ponad 250 m n.p.m., gdzie wznosi się twierdza św. Jana. Można i warto iść dalej - wędrówka jest męcząca, ale im wyżej, tym widok na Kotor i zatokę coraz bardziej zachwyca.

RYCERZE DEKADERONU

W czasach Bizancjum Kotor nosił nazwę Dekaderon. Słowianie przemianowali go na Catarum. W XV wieku był niezależną republiką, ale w strachu przed tureckimi najazdami mieszkańcy sami oddali się pod zarząd Wenecji.

Przemek na szczycie twierdzy św. Jana dopytuje, czy nieprzyjaciele atakowali kotorskich żołnierzy od strony wody czy gór. Opowiadam mu, że obrońcy Kotoru byli tak dzielni, a mury tak niedostępne, że Turkom nigdy nie udało się zdobyć miasta.

Po powrocie razem z Patrycją idziemy na plac zabaw. Jeden z fajniejszych w mieście jest w pobliżu, naprzeciw wejścia do starego miasta, tuż obok portu. Zawsze znajdzie się tu towarzystwo innych dzieci. Po drodze, u bram starówki, mijamy targ. Codziennie można się tu zaopatrzyć w świeże owoce, oliwki, owcze sery, kiełbasy. Dorośli znajdą tu spory wybór rakii i śliwowicy.

ŻEGLARZE KOTORU

Nad Zatoką Kotorską śpimy w dwóch miejscach. Najpierw na kempingu w małej miejscowości Mornij, kilka kilometrów za 650-letnim miasteczkiem Herceg Novi. Krótko, bo rozkładanie naszego namiotu zawsze wywołuje deszcz (Czarnogóra to najbardziej deszczowy kraj Europy, rocznie notuje się tu 5300 mm opadów). Przenosimy się zatem w głąb Zatoki, do Dobroty na przedmieściach Kotoru, gdzie kwater prywatnych jest bez liku.

Zwiedzamy senny Perast. Kamienne miasteczko wygląda jak Sycylia z filmów Giuseppe Tornatore. Wspinamy się po stromych uliczkach: pośród zrujnowanych murów, porośniętych pnączami.

Opowiadam dzieciom, że w czasach weneckich działała tu znana szkoła żeglarzy. Bawimy się w nich. Płyniemy niewielką łódką na położone niedaleko od lądu, porośnięte cyprysami wysepki. Na jednej z nich stoi klasztor z kościołem św. Jerzego. Na drugą, z kościołem Matki Boskiej Skalnej w maju, w rocznicę zwycięstwa nad Turkami w 1654 roku płynie procesja łodzi. Rybacy wiozą ze sobą kamienie, przy wysepce wrzucają je do morza, a wyspa z każdym rokiem się powiększa.

Naszym dzieciom najbardziej podoba się stojąca pod kościołem armata. Ich wyobraźnię podsycają jeszcze opowieści naszego gospodarza, kapitana Tokovicia, emerytowanego żeglarza, który przebył chyba wszystkie morza świata.

ŚWIĘCI CETYNII

Pod koniec pobytu sięgamy chmur i nieba. Autem powoli wspinamy się w głąb Czarnogóry. Mijamy Budvę, najstarsze miasto na tutejszym wybrzeżu. Pod nami, nad miastem suną białe cumulusy. Kiedy wjeżdżamy w chmury, robi się chłodno i wilgotno. Drogą w kierunku Podgoricy jedziemy do dawnej stolicy - Cetynii.

Leje. Skupiamy się więc tylko na dwóch atrakcjach. W knajpce "Korzo" przy głównym placu Trg Nikole I nasze dzieci pałaszują zupę rybną i kotleciki cevapi z kajmakiem (tłustym białym serem). Potem przemykamy do monastyru, w którym oprócz imponującego ikonostasu i grobowców władców kraju znajduje się ręka świętego Jana Chrzciciela.

Powietrze jest rześkie - w trakcie naszego pobytu temperatura w Cetynii była o 10 stopni niższa niż w w pobliskiej Budvie. W upalne lato warto wspiąć się autem do Cetynii, by odpocząć od upałów. Dobrze pojechać też na zachód od Cetynii. W masywie górskim Lovćen, na Jezerskim vrhu (nazywanym czarnogórskim Olimpem) zbudowano mauzolem Niegosza, najsłynniejszego władcy kraju. Ze szczytu rozciąga się widok od Zatoki Kotorskiej aż po Jezioro Szkoderskie.

Na pożegnanie Czarnogóry idziemy na Moskva Snit - słynny deser z maślanym kremem, ananasem, wiśniami i migdałami.

Nad Boką (zatoką) Kotorską sezon letni trwa długo. Niemal przez pół roku można się tu kąpać. Latem to cudowne miejsce do plażowania. Droga wzdłuż wybrzeża prowadzi pośród figowców i drzewek granatu

Wiosną i jesienią, gdy jest za zimno na wodne harce, można z dziećmi łowić ryby podbierakiem (kupiliśmy go niedrogo w sklepie z mydłem i powidłem) oraz napełniać plastikowe wiaderka kamyczkami (w Czarnogórze niewiele jest plaż piaszczystych).

Czarnogóra w praktyce:

NOCLEGI

Trudno znaleźć kwaterę dla rodziny z dwojgiem dzieci za mniej niż 200 zł. Niektóre bywają naprawdę luksusowe, z bajecznym wyposażeniem i jeszcze piękniejszym widokiem na morze, ale potrafią uszczuplić portfel nawet zamożnego turysty. Czarnogórcy także przed sezonem niechętnie opuszczają ceny, oczekując na letni najazd letników z Rosji. Taniej, już za kilkadziesiąt złotych za rodzinę w namiocie, można przenocować na dość dobrze urządzonych i spokojnych kempingach.

JEDZENIE

Ceny posiłków są stosunkowo wysokie. W "tanich" restauracjach za dania złożone z ryb lub owoców morza zapłacić trzeba ponad 40 złotych. W drogich ceny dochodzą do 100 zł. Pewnie dlatego często widać turystów spacerujących po Kotorze lub Budvie z kawałkami pizzy. Im dalej od wybrzeża, tym taniej - skromniejsze bary oferują zupy po 10 zł, cevapi za kilkanaście złotych i większe dania za ponad 20 zł.

PLAŻE

Jedne z najpiękniejszych na kontynencie. Legenda mówi, że Bóg najpierw podarował Czarnogórcom tylko szczyty i kamienie, ale po ich usilnych modłach dodał im jeszcze bajeczne wybrzeże z zatokami i długimi plażami. Tutejszy piasek to raczej małe kamyki (prawdziwie piaszczyte plaże są przy granicy z Albanią). Wypożyczenie dwóch leżaków i parasola kosztuje około 20 zł.

Więcej o:
Copyright © Agora SA