Rodziny patchworkowe i ponowne związki: "Miłość jest szczęśliwa, ale dom jest trudny" [WYWIAD]

"Nie zawsze się udaje za pierwszym razem, porażki i utraty bolą, ale warto próbować, jeśli uczymy się i nie powielamy błędów" - w ramach naszego redakcyjnego cyklu o rodzinach patchworkowych Małgorzata Kałaska, psycholożka, opowiada Karolinie Stępniewskiej o trudnościach w budowaniu drugiego związku i tworzeniu rodziny zrekonstruowanej.

Karolina Stępniewska: - Czy początki związków ludzi "z przeszłością" muszą być trudne, wymagające docierania się, czy bywa też tak, że gładko wchodzi się w nową rzeczywistość?

Małgorzata Kałaska, psycholog: - To zagadka. Czasami jest tak, że wchodzi się gładko, a potem odbija się to czkawką. Dużo zależy na pewno od tego, ile czasu upłynęło od rozpadu poprzedniego związku, czy zakończył się proces żałoby. Człowiekowi, który się rozwodzi umiera rodzina, a to nieprzeżyte kładzie się bardzo dużym cieniem. Jeśli na dodatek jest niewyrażane, to na początku może się nawet wydawać, że jest gładko, bo wszyscy przecież chcą, żeby było pięknie.

Tak tłumaczy się wyniki badań, które mówią, że tylko 30 proc. par na początku związku rozmawia ze sobą na temat zasad w nowej rodzinie. Być może boją się zepsuć tę drugą szansę, bo nie wiadomo, czy będzie trzecia.

Czyli jednak nie jest łatwo.

Na pewno te początki są skomplikowane dla wszystkich. Nie muszą być bolesne, ale wymagają uwagi. Jeżeli dzieci wszystko akceptują to może rzeczywiście udało nam się znaleźć dla nich idealnego ojczyma czy macochę, ale nie wierzę, że nie tęsknią za dawnym domem, nawet jeśli on był trudny. To była ich rzeczywistość.

Bardzo ważne jest, żeby nie narzucać dzieciom, ale też sobie i partnerom, oczekiwania, że będziemy się teraz wyłącznie cieszyć nowym życiem i nową szansą, bo to nie pozwala domknąć się uczuciom smutku i pożegnania, nie pozwala wyrazić obaw i oczekiwań.

Jeśli jeden z partnerów nie będzie widzieć tej radości u drugiego, może to odbierać jako osobistą zniewagę, oznakę braku zaangażowania?

- Albo ten drugi będzie starał się dorównać w tej radości i będzie tłumić w sobie pewne uczucia. To może spowodować, że w końcu dojdzie do wniosku, że jednak jest mu tutaj źle. Szczerość jest więc wskazana, nawet jeśli jest bolesna.

Każde z nich ma za sobą inny związek. Wyuczone zachowania będą przenosić na ten nowy, co też może być źródłem problemów.

- To uniwersalna prawda dotycząca związków, nie tylko patchworków. W tym przypadku jest jeszcze tak, że sprawy związkowe mogą rzutować na dzieci. Np. może być tak, że ludzie mają różne podejście do stopnia "zlania się" w związku. Są tacy, którzy potrzebują dużo odrębności, mają silną potrzebę kontroli nad tym, co ich. Druga strona może to odbierać jako niechęć do wzięcia na siebie odpowiedzialności, a nawet związania się.

Dochodzi kwestia byłych partnerów, wciąż obecnych w życiu, jeśli są dzieci z poprzednich związków.

- Tak, i dochodzą też emocje byłych partnerów względem nowej rodziny. Według badań to kolejny czynnik, który w istotny sposób wpływa na integrację w nowych domach. W domach, których drugi rodzic nie akceptuje - nieważne, czy ze względu na byłego małżonka, czy nowego partnera byłego małżonka - integracja przechodzi trudniej, ponieważ dzieci mają silniejszy konflikt lojalności.

Bardzo wiele tych płaszczyzn do omówienia. Jest przecież jeszcze kwestia nowych - wspólnych - dzieci, tego, jaki wpływ ich pojawienie się ma na dzieci z poprzednich związków.

- Statystyki mówią, że takie rodziny, gdzie są dzieci po obu stronach oraz wspólne, mają największy wskaźnik powtórnych rozwodów. Nie dlatego, że to jest najgorsza sytuacja, tylko po prostu zwiększa się ilość czynników, które mogą działać destabilizująco. Oprócz wpływów poprzednich partnerów, mamy jeszcze zwykłą zazdrość dzieci o nowe rodzeństwo, pojawić się mogą zarzuty - wyrażone bądź nie, trafne bądź nie - o nierówność uczuć i traktowania zarówno pomiędzy dorosłymi jak i dziećmi - związane właśnie z kwestią pokrewieństwa lub jego braku.

I jeszcze dochodzą relacje pomiędzy "przyszywanym" rodzeństwem. To niekończąca się lista rzeczy do poukładania.

- Tak. Badania mówią, że dwa lata to czas, który jest absolutnie potrzebny do wstępnej adaptacji w rodzinach patchworkowych, niezależnie od układu (dzieci z obu stron lub jednej, wspólne dziecko), a 5-7 lat to czas osiągnięcia stabilizacji. To jest bardzo dużo! To przecież cały okres szkoły, jeżeli dzieci u progu życia szkolnego trafiają w patchwork, a bardzo często rozwody i patchworki następują właśnie w tym okresie.

Dlaczego?

- Można to interpretować tak, że jak ludzie mają bardzo małe dziecko to się nie rozstają, nawet kiedy mają kłopoty, bo dopiero co założyli dom, próbują go ratować, kłopoty kładą na karb pojawienia się dziecka. Potem jednak się nie udaje, a potem trzeba poznać drugą osobę...

Czy statystyki mówią też coś optymistycznego?

- Mówią, że drugie związki uważane są za szczęśliwsze, a sami ludzie twierdzą, że są szczęśliwsi w tej miłości niż w poprzedniej. Nic dziwnego - jesteśmy po prostu mądrzejsi, a miłość to nie tylko serce, ale też głowa. 77 proc. osób w związkach ponownych narzeka jednak na sprawy związane z wychowaniem dzieci i układem ról, obowiązków i praw w domu. Miłość jest szczęśliwa, ale dom jest trudny.

Jedno nie wyklucza drugiego?

- Nie wyklucza. Szczęście też deklaruje ponad 70 proc. osób. Nie mówię, że to są dokładnie te same osoby, ale 3/4 badanych jest szczęśliwych i 3/4 badanych mówi, że w domu jest trudno.

Wiele takich związków się rozpada.

- Łatwiej się rozstać, gdy nie mamy biologicznych dzieci. Jeśli coś się nie udaje, to co nas trzyma?

Strach przed samotnością?

- To chyba bardziej za pierwszym razem. Wtedy trzyma nas razem obawa przed samotnością, oczekiwania rodzin i społeczeństwa, że nie zrobimy tego, bo rozwód postrzegany jest negatywnie oraz autentyczna troska o dzieci, bo wiemy, że to bardzo przeżyją. Mamy dużo hamulców przed rozstaniem.

A może za drugim razem to właśnie dzieciom nie chcemy fundować kolejnego rozstania? Jeśli już przyzwyczaiły się do macochy czy ojczyma to serwujemy im kolejną traumę związaną z rozstaniem.

- Tak, ale proszę zauważyć, że rozstania w drugich związkach często dzieją się z powodów związanych z dziećmi - albo im coś nie odpowiada, albo nam nie odpowiada coś, co ich dotyczy. Romantyczna strona jest tu w większości przypadków satysfakcjonująca: jest mniej zdrad, mniej niedopasowania charakterów. Można to ująć tak: gdyby nie dzieci, to oni byliby szczęśliwi.

Więc jeśli rozstanie jest z powodu dzieci, to możemy mieć poczucie, że nie robimy im krzywdy. Ale to jest złudne, bo to że dzieci rywalizują z naszymi partnerami nie znaczy, że już się nie osadziły w tej sytuacji i że kolejna zmiana nie będzie dla nich krzywdą. Będzie. Uczą się też, że jeśli w relacji jest źle to zawsze wychodzimy, nie rozwiązujemy problemów, niewiele od nas zależy.

A tymczasem, budując udany związek z nowym partnerem, możemy zatrzeć wrażenie, wyniesione z rozstania z ich biologicznym rodzicem, że związki nie mogą być trwałe? Pokazać, że można pokonać trudności?

- Myślenie o tym, jak dzieciom będzie w nowej rodzinie, jak to może na nie wpłynąć, trzeba uruchomić wcześniej - na etapie wchodzenia w relację. Dlatego rekomenduję odważne rozmowy o wychowaniu przed wspólnym zamieszkaniem. Gdy dom już jest, to trzeba nad nim pracować.

Zachęcam też do korzystania z pomocy specjalisty, zwłaszcza gdy sytuacja przerasta nasze zasoby i czujemy, że sami nie dajemy rady. To, że para "idzie do psychologa" nie jest przejawem słabości związku! Przeciwnie, to dowód zaangażowania i perspektywicznego dbania o relację w obliczu wyzwań, jakie przed nią stoją .

Rozwód niszczy fundament dziecięcego świata, to powoduje dużą nieufność, a każda zmiana - lęk. Możemy uzupełnić to doświadczenie drugim - pozytywnym, podkreślając, że ten happy end nie jest efektem wycofania z "poprzedniej pomyłki" i cudownego odnalezienia się z "drugą połówką" lecz sukcesem opartym o codzienną pracę. Przekaz byłby taki: nie zawsze się udaje za pierwszym razem, porażki i utraty bolą, ale warto próbować, jeśli uczymy się i nie powielamy błędów.

dr Małgorzata Kałaska - psycholog, doradca i coach rodzinny, prowadzi konsultacje dla par i rodziców patchworkowych w Fundacji MaMa (a wkrótce także warsztaty) oraz profil na FB Rodzice Patchworkowi i stronę mojetwojenasze.org.pl . Prywatnie mama i macocha.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.