Dwie blizny

Często się zastanawiam, jak ja właściwie spędzałam czas, kiedy was nie było. I wydaje mi się, że wcześniej wszystko było wstępem, a prawdziwe życie jest dopiero teraz. Oto kolejny pamiętnik nagrodzony w konkursie magazynu ?Dziecko?.

14 września 2010

Zrobiłam test ciążowy. Potem długo płakałam.

Wstrętna jedna kreska, ani śladu drugiej. Umówiłam już wizytę u lekarza, boję się jej okropnie. Co, jeśli się okaże, że dwóch kresek nie przyjdzie mi nigdy zobaczyć? Jak z tym żyć?

11 listopada 2010

Zrobiłam test ciążowy. Potem długo płakałam.

I śmiałam się, na zmianę. Z wrażenia aż usiadłam na podłodze w łazience. I nie wytrzymałam, zadzwoniłam do męża, powiedziałam mu przez telefon. Wrócił wcześniej i powiedział, że to najpiękniejsze dwie kreski na świecie. Często głaszczę brzuch. Teraz już wszystko będzie dobrze! Witaj, maleństwo! Tak bardzo Cię kocham!

24 kwietnia 2011

Skończyliśmy cykl spotkań w szkole rodzenia. Nie chciałam tam iść, szkoła rodzenia kojarzyła mi się ze śmiesznymi ćwiczeniami oddychania i parcia, ale było warto. Dopiero teraz rozumiem, że poród to rzecz fizjologiczna, nie żadna choroba wymagająca zastępu lekarzy, kroplówek i igieł.

Czuję się świetnie, wyglądam kwitnąco. Mam w sobie siłę. Oczekuję. Jeszcze dwa miesiące!

18 czerwca 2011

Trzy dni temu wody zaczęły się sączyć. Chodziłam tak cały dzień z myślą, że muszę wychodzić skurcze. Ale te nie przychodziły. Po 12 godzinach nieustannego zmieniania podpasek pojechaliśmy do szpitala. Przyjęli mnie na porodówkę, potem odesłali na oddział patologii ciąży, bo nic się nie działo. Tam dalej czekałam na skurcze. Wreszcie, za którąś z kolei namową, zgodziłam się na cewnik Foleya. I nic. Potem na scenę wkroczyła kroplówka z oksytocyny. I dalej niewiele.

Na początku było dobrze. Nadal czułam w sobie tę samą siłę, która towarzyszyła mi przez całą ciążę. Ale po kilkunastu godzinach skakania na piłce, wchodzenia pod prysznic (wszystko z tą cholerną kroplówką, od której rozbolała mnie ręka) i niejedzenia miałam dość. I Kubuś też miał dość. KTG pokazało jego spadające tętno.

Potem poszło już szybko. Lekarz zaproponował cesarskie cięcie, ja pokiwałam głową i podpisałam jakieś kartki. Przewieźli mnie na salę operacyjną. Czułam łaskotanie na brzuchu, a potem usłyszałam krzyk nowo narodzonego synka i popłakałam się ze wzruszenia. I chyba nie tylko dlatego. Pokazali mi Kubusia nad parawanem, jak w teatrzyku kukiełkowym. Chyba najgorszy był moment, kiedy przekładali moje bezwładne ciało ze stołu operacyjnego na szpitalne łóżko. Byłam jak kloc, to było w jakiś sposób upokarzające. Kiedy przewozili mnie na blok pooperacyjny, kątem oka widziałam męża, jak tuli zawiniątko w zielonym kocyku.

Cudowny, kojący widok.

Potem nie było wcale źle. To prawda, co mówią o tym słynnym wyrzucie endorfin po porodzie. Gorzej, kiedy zaczęły ze mnie schodzić, i to wraz ze znieczuleniem. Zdałam sobie sprawę, że mój synek jest na świecie prawie od trzech godzin, a ja tak właściwie nie wiem, jak on wygląda.

Zawiniątko w zielonym kocyku leży w "mydelniczce" przy moim łóżku. Właśnie się obudziło i męczy je czkawka. Ja nie mogę się ruszyć, a położna głęboko śpi. Wołam synka po imieniu, próbuję uspokoić na odległość. Krzyczy jeszcze głośniej. W końcu wołam położną, a ona budzi się i przystawia mi malucha do piersi. I wtedy przychodzi wyzwolenie. On ssie, ja się rozpływam. Jestem mamą, to moje dziecko!

19 czerwca 2011

Patrzę na Kubusia śpiącego na moim szpitalnym łóżku. Jest malusieńki, waży zaledwie 2 i pół kilograma, nie ma jeszcze nawet 50 centymetrów. Przez te wymiary musiał przejść więcej badań niż standardowy noworodek. Miał także zaburzenia termoregulacji, dlatego położne tak szczelnie owinęły go chyba wszystkim, co przywieźliśmy ze sobą do szpitala. Dałabym mu wszystko. Ale przecież nie tak miało być. Niezupełnie tak.

25 czerwca 2011

Od kilku dni jesteśmy w domu. Baby blues to najgorsze, co mnie w życiu spotkało. Dlaczego nikt mnie o tym nie uprzedził? Kocham Kubusia, jest śliczny, je i przybiera na wadze, w sumie sporo śpimy. Więc skąd te myśli, że co ja najlepszego zrobiłam, pakując się w to całe macierzyństwo? A zaraz potem potworne wyrzuty sumienia. Co ze mnie za matka, że w ogóle takie rzeczy przychodzą mi do głowy?

Przez ten tydzień codziennie mieliśmy gości. Lubię tych ludzi, a oni zachwycają się maluszkiem, przywożą prezenty. Tylko że mam ochotę wyjść i wreszcie w spokoju popłakać.

3 kwietnia 2012

Jest bardzo wiosennie. Na zewnątrz i wewnątrz mnie też. Siedzimy z Kubusiem w ogródku. Pozwoliłam mu raczkować po trawie, jest zachwycony.

To nie było łatwe 10 miesięcy. Ale trwa moja największa życiowa przygoda. I jest coraz ciekawiej i fajniej.

18 czerwca 2012

Nasz pierworodny kończy dziś rok. Z niespełna półmetrowego robaczka, który nie panował nawet nad własną szyją, zmienił się w zębatego, całkiem nieźle gadającego, raczkującego jak torpeda młodzieńca.

Przygotowując tort z jedną świeczką, zaczęłam się zastanawiać, kiedy właściwie chciałabym mieć następnego potomka. Bo że chciałabym, to nie ulega wątpliwości. Sama jestem jedynaczką i przez całe życie nie udało mi się tego faktu zaakceptować. Nie chcę tego dla mojego syna. Ale nie chcę też teraz jeszcze odbierać mu wyłączności na rodziców, przecież on tego tak bardzo potrzebuje. My zresztą też nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, ja na pewno nie.

19 lipca 2012

Byliśmy dziś całą rodziną u przyjaciół. Dziesięć dni temu urodziła się ich córeczka. Z przyjemnością spoglądam na młodą rodzinę, ale im nie zazdroszczę. Życie z roczniakiem, z którym można "pogadać", kreatywnie się pobawić, pojechać w różne ciekawe miejsca, jest dla mnie znacznie bardziej atrakcyjne niż pielęgnacja niemowlęcia.

9 sierpnia 2012

Wróciłam dziś z pracy i rzuciłam się w wir zabawy z Kubusiem. Chociaż to sierpień, pogoda nas nie rozpieszcza, niech przynajmniej młody wyszaleje się z mamą w domu. Nie wyszło. Kilka razy podrzuciłam go nad głową, tak jak zwykle, a potem zrobiło mi się słabo.

Moja pierwsza myśl była taka, że bohaterki seriali tak właśnie rozpoznają u siebie ciążę. Zawsze śmiałyśmy się z mamą, że chyba tylko one, bo przecież prawdziwe kobiety tak nie mają. U mnie to raczej początki paranoi.

14 sierpnia 2012

Zrobiłam test ciążowy. Potem długo płakałam.

Przecież ja się nie nadaję na matkę dwojga małych dzieci, nie dam sobie rady. Przecież mamy za małe mieszkanie, za mało pieniędzy. Oczywiście, że chcieliśmy mieć drugie dziecko, ale nie teraz! Kubuś nie ma jeszcze nawet dwóch lat. Jest jeszcze taki mały... Potrzebuje mnie całej, jak zniesie odrzucenie?

Kiedy zrobiłam ten nieszczęsny test, mąż z uśmiechem powiedział Kubie, że w brzuchu mamy rośnie jego braciszek lub siostrzyczka, a on przyszedł do mnie na czworakach i pocałował mój płaski brzuch, a potem się roześmiał. Chyba jest dzielniejszy ode mnie i mądrzejszy, niż mi się wydaje.

Ganię się za to, że ani przez moment nie pomyślałam o dzidziusiu w moim brzuchu. Nie przywitałam się z nim. Tak bardzo chciałabym ucieszyć się z daru jego życia, a tak bardzo nie umiem.

20 sierpnia 2012

Boże, to nie może być prawda, nie mogę być w ciąży Okropnie się boję.

28 sierpnia 2012

W ciągu dnia, w pracy, podczas zabawy z Kubusiem zapominam o tym, że jestem w ciąży. Wieczorami mam w głowie straszliwe myśli. To przecież jeszcze dopiero sam początek, jeszcze wiele może się zdarzyć.

Patrzę na moich śpiących mężczyzn - męża i syna (śpimy wszyscy w jednym łóżku). Kocham ich najbardziej na świecie i to mi pomaga. Kruszyna w moim brzuchu to nie tylko moje dziecko, ale też i ich najbliższa osoba. Nie chcę, żeby stała jej się krzywda. Nie mam przecież do niej pretensji o to, że jest. Mam za to pretensję do nas, że byliśmy tak nieodpowiedzialni, żeby teraz powołać ją na świat. Dorośli ludzie, niech to.

2 października 2012

Rozpaczliwie czekam na moment, w którym pokocham nasze drugie dziecko. Nie pomogło bicie serduszka, nie pomogło zdjęcie USG małego człowieka, nic nie daje głaskanie leciutko zaokrąglającego się brzucha ani mnóstwo ważnych, cudownych słów męża i jego szczera miłość do dzidziusia.

Ginekolog, który ostatnio zastępował moją lekarkę prowadzącą, okropnie mnie objechał za karmienie piersią. Kazał natychmiast odstawić starszaka. Pokiwałam głową, wróciłam do domu i dalej robię swoje. Kuba potrzebuje mnie i mojej piersi też, a ja czuję się normalnie i nie chcę na razie nic zmieniać.

17 grudnia 2012

Mąż zmienił pracę. Mój dzielny, kochany mąż pracuje całymi dniami, żeby żyło nam się lepiej Tęsknię za nim. Czekam na święta.

Z Kubusiem spędzamy mnóstwo czasu razem. Do perfekcji opanowaliśmy poranne i wieczorne rytuały. W dzień, kiedy wracam z pracy, dobrze się bawimy. Młody jest rozumny, dużo mówi. Jest pogodny i uroczy. Życie z nim jest już bardzo wygodne. Myślę, że teraz bardzo trudno byłoby mi się zdecydować na zajście w ciążę i nawet zaczynam cieszyć się, że nie muszę tej decyzji podejmować.

Co jakiś czas odwiedzamy dermatologa, bo Kubę męczy AZS. Czuwam nad nim, kiedy drapie się w nocy, i myślę, jak chętnie wzięłabym jego cierpienie na siebie. Maluszek w brzuchu rośnie, a ja nawet czasem myślę o nim bez niepokoju.

16 kwietnia 2013

To nie były łatwe miesiące, o nie. Sam fakt posiadania drugiego dziecka udało mi się zaakceptować jakoś w siódmym miesiącu. Powiedzieć maluchowi "Kocham cię" tak szczerze i od serca udało mi się podczas badania KTG, dzisiaj, w terminie porodu.

No właśnie, poród Kolejni lekarze mówili: "Ma pani wybór". Nie ma przeszkód, żeby próbować rodzić naturalnie, ale po cesarskim cięciu, i to niedawno, to wie pani (tu wymowne machnięcie ręką). Rany. Inne kobiety nie próbują rodzić, tylko rodzą. Ja nie jestem lepsza ani silniejsza, niż dwa lata temu, kiedy to nie podołałam. Ale cóż, "spróbuję". Chyba po to, żeby potem, w trakcie cesarki, nie wyrzucać sobie, że nie zrobiłam nic.

20 kwietnia 2013

Znów najpierw odeszły wody. Tylko bardziej spektakularnie, wielkim chlustem. Nie spieszyliśmy się do szpitala, mąż musiał najpierw pojechać po moją mamę, żeby wzięła pod opiekę Kubę.

Dostaliśmy salę błękitną. Bardzo ładna, pomyślałam. Grało radio, do drugiej w nocy tańczyliśmy porodowy taniec i wytańczyliśmy leciutkie, nieregularne skurcze. Potem poszliśmy spać.

Obudziłam się o ósmej. Skurcze zniknęły. Rozwarcie malusieńkie jak poprzedniego dnia. Popłakałam się. Miałam rację, nie umiem rodzić dzieci. Mąż zaprosił mnie na spacer po korytarzu. Przez długie godziny wychodziliśmy 5 cm rozwarcia i okropnie bolesne, a nic niedające i nieregularne skurcze.

Nie miałam już siły. Położne radziły dać czas synkowi i sobie. Ja pomiędzy własnymi wrzaskami bólu czekałam, kiedy wreszcie zaproponują mi cięcie. W końcu zrobili to, znów ledwo podpisałam te kartki. Cierpiałam z bólu, nie tylko fizycznego. Powtórka z rozrywki. I cierpiałam dalej, bo czekaliśmy na anestezjologa.

I podczas tego czekania poczułam coś, czego nie czułam nigdy wcześniej. Że muszę przeć. A potem poszło już bardzo szybko i nasz maleńki synek wylądował na moim brzuchu, w moich objęciach i przy mojej piersi. I po bólu nie został ślad. No, poza szwem na pękniętym kroczu. Ten czas, te dwie godziny po porodzie to było coś, czego nie da się tak do końca opisać słowami. To były dwie godziny czasu zatrzymanego tu i teraz. Na nas, rodzicach, i na nim, naszym syneczku. Na uśmiechniętej położnej i salowej, dyskretnie sprzątającej poplamione prześcieradła. Na sali błękitnej, najszczęśliwszym w tamtej chwili miejscu na świecie.

Franiu, Franku, Franeczku. Urodziłeś się dziś. Śpisz w "mydelniczce" i jesteś piękny. Przecież na ciebie też całe życie czekałam! Twoje poczęcie przewróciło mi świat, a twoje narodziny wszystko ustawiły na miejscu.

23 kwietnia 2013

Wczoraj wróciliśmy do domu. Kiedy jechaliśmy samochodem, wszystko we mnie wyrywało się do Kubusia, żeby go już uściskać. Tak bardzo się bałam, że się na mnie obrazi, że nie będzie chciał mieć do czynienia z mamą, która go na kilka dni opuściła i jeszcze wraca z innym dzieckiem. Jak zwykle - mój syn okazał się mądrzejszy ode mnie. Kiedy mnie zobaczył, autentycznie się wzruszył. Bez słowa, z uśmiechem na twarzy wtulił się we mnie. Potem podszedł do leżącego na kocyku Frania i powiedział "Śpi, malutki".

A potem pierwszy wieczór we czworo był koszmarny. Spragniony mamy Kubuś, malusieńki Franek, pogubieni rodzice, poszpitalny bałagan. Nie zorganizowaliśmy tego dobrze, daliśmy ciała. Ale nie mam wyrzutów sumienia - pierwszy wieczór z pierwszym dzieckiem to też był bardzo trudny moment. Trzeba się dotrzeć. Jestem szczęśliwa i spokojna. A na baby bluesa to ja nie mam czasu!

14 sierpnia 2013

Minął już rok od tego dnia, kiedy tak panikowałam nad pozytywnym wynikiem testu ciążowego.

"Flaniu, blacie, to jest lisek, widzis? Ma ogon, duzy" - nawija Kubuś, stojąc z książeczką przy głowie brata. Franek jeszcze nie umie powiedzieć, czy widzi liska, ale bezzębnym uśmiechem daje wyraźny znak, że podoba mu się gadający nad uchem człowiek, który w dodatku jest niewiele większy od niego i ma głos znany już od brzucha mamy.

Ktoś kiedyś powiedział, że po dwóch różnych porodach mam teraz dwie blizny. Ale tak naprawdę miałam je już po pierwszym - jedną ma brzuchu, drugą w sercu. Tę drugą narodziny Frania skutecznie zmazały. Mam znowu całe serce do kochania wszystkich moich dzieci.

Więcej o:
Copyright © Agora SA