Jak to jest mieszkać z babcią?

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu wielu ludzi żyło w rodzinach wielopokoleniowych. Dziś nieliczni. Są jednak tacy, którzy decydują się na to wbrew trendom. A nawet mówią, że to układ idealny.

Codziennie o 17.55 u Iwanowiczów rozlega się wołanie:

- Vanessa, "Klan"!

Dziewczynka zbiega ze schodów i zasiada obok prababci Ireny. Kolejne pół godziny spędzają razem, oglądając perypetie telewizyjnej rodziny Lubiczów.

Godzinę później u Żakiewiczów odbywa się inny rytuał. Czas przed kąpielą rocznej Lusi jest zarezerwowany na zabawę z dziadkiem Waldkiem. Chodzą wtedy na czworakach, turlają się, przytulają i chichoczą.

- Kiedy na to patrzę, nie wyobrażam sobie, żeby moja córka wychowywała się bez dziadków - mówi Karolina, mama Lusi.

A przecież po ślubie wcale nie była przekonana do zamieszkania pod jednym dachem z teściami.

- Rodzice Przemka zaproponowali, żebyśmy się do nich wprowadzili. Dla niego to było naturalne - całe życie mieszkał z dziadkami. Dla mnie nie. Bałam się, że się nie dogadamy. Nie mam łatwego charakteru, lubię postawić na swoim. A kiedy mieszka się w gromadzie, trzeba dogadywać się ze wszystkimi.

Po namyśle zdecydowali się skorzystać z propozycji teściów.

- Przekonało mnie to, że będziemy mieć osobne wejście i własną kuchnię.

Justyna i Norbert 10 lat mieszkali w Stanach. Po powrocie do Polski postanowili wprowadzić się do rodziców Norberta.

- Myśleliśmy, że pomieszkamy tu kilka miesięcy, najwyżej rok i wyprowadzimy się na swoje. Tymczasem mijają cztery lata i wciąż żyjemy razem - mówi Justyna.

Dom Iwanowiczów ma 300 metrów. Na dole jest wspólna kuchnia i salon, na piętrze pokoje mamy i taty Norberta. Ostatnie piętro zajmują młodzi z dziećmi i prababcia.

- Jesteśmy prawdziwą rodziną wielopokoleniową! Dobrze się dogadujemy. Każdy z nas ma tu swoje miejsce.

Pomoc dziadków

Znajomi Karoliny i Przemka dziwili się, gdy ci zamieszkali obok teściów. Teraz, gdy sami mają dziecię, zazdroszczą im.

Dzięki bliskości dziadków młodzi mogą spokojnie wyjść wieczorem. W dodatku mama Przemka jest pediatrą.

- Całkowicie się na nią zdaję, jeśli chodzi o zdrowie Lusi - mówi Karolina. Niejedna młoda mama marzyłaby o tym, żeby mieć lekarza pod jednym dachem.

Justyna i Norbert żyją w ciągłym biegu: praca, szkoła, obiad, odrabianie lekcji Do tego zajęcia dodatkowe: Patryk trzy razy w tygodniu ma trening piłkarski, Vanessa tańce.

- O ile to możliwe, staramy radzić sobie sami - mówi Justyna. - Ale wiemy, że zawsze możemy liczyć na teściów. Dziadek Czesław na ochotnika jeździ z Patrykiem na turnieje piłkarskie i zabiera dzieci na basen. Razem z babcią Alą zwykle przejmuje opiekę nad wnukami w niedzielny poranek. Grają w chińczyka albo w karty, a Justyna i Norbert mogą się spokojnie wyspać.

Rodzice Vanessy i Patryka podkreślają, że nie tylko korzystają ze wsparcia teściów, ale też sami chętnie im pomagają. Na przykład, kiedy tata męża umawia się z kolegami w restauracji, synowa zawozi ich na miejsce, a po spotkaniu odbiera.

Także u Żakiewiczów oba pokolenia pomagają sobie nawzajem. Dzięki Karolinie balkon teściów tonie latem w kolorowych pelargoniach i cała rodzina je pieczone przez nią ciasta. Z kolei Przemek przejął na siebie koszenie trawy.

Mieszkanie z teściową

Justyna podejrzewa, że nie zawsze jest idealną współlokatorką.

- Czasem zdarza mi się zostawić brudne garnki. Wiem, że powinnam posprzątać, ale zwyczajnie czasem po całym dniu pracy nie mam siły. Błogosławię teściową, że jeszcze nigdy tego nie wypomniała. Tak jak zabawek dzieci rozrzuconych po domu.

- Próbujemy trzymać je u nas na górze, ale nie zawsze nam się to udaje. Jesteśmy strasznymi bałaganiarzami! - dodaje Norbert.

Karolina na jednym z pierwszych spotkań z przyszłymi teściami oświadczyła, że sprzątanie nie jest jej pasją. Czy to się zmieniło, kiedy zamieszkała wspólnie z nimi?

- Nie. Po powrocie z pracy wolę pobawić się z Lusią, niż biegać z odkurzaczem. Porządki zostawiamy na sobotę. Wtedy odstawiamy córkę do dziadków, a sami z Przemkiem zabieramy się do szorowania.

Obiad od teściowej

W domu Żakiewiczów każda rodzina ma swoją kuchnię.

Karolina dobrze gotuje, co zgodnie przyznają jej teściowie. I od pierwszych dni po ślubie uparła się, że będzie gotować sama.

- Po co będziecie gotować, skoro u nas jest obiad? - przekonywali rodzice, proponując wspólne posiłki.

Karolina odmawiała. Grzecznie, acz stanowczo.

- Dziś jemy u siebie - powtarzała.

Z czasem odpuściła. Na początku ciąży przeszkadzały jej zapachy i z przyjemnością korzystała z oferty teściów. Po narodzinach Lusi pomoc mamy Przemka znów okazała się wybawieniem.

- Dzięki niej mogłam pozbierać się po porodzie. Karmiła nas nie tylko teściowa, ale też babcia. Do tej pory przynosi nam zupy czy placuszki. Dziś Lusia z rodzicami czasem je obiad u siebie, czasem u dziadków. Między domami krążą naczynia i plastikowe pojemniki na jedzenie. Obie rodziny zakupy robią osobno, ale jeśli Karolinie zabraknie cynamonu do ciasta, wysyła męża do mamy.

- Przed świętami, gdy Karolinka szaleje w kuchni, cały dzień donoszę jej przeróżne składniki - mówi wesoło Przemek.

Kontrola rodziców

- Gdzie idziesz, Justynko? - pyta teść zakładającą płaszcz synową.

Zanim jednak usłyszy odpowiedź, żona upomina go:

- Po co pytasz?

Justyna bez problemu wyjaśniłaby rodzicom Norberta, jakie ma plany. Robi to jednak rzadko.

- Teściowie nie ingerują w to, co robimy. Każdy żyje po swojemu. A w natłoku zajęć brakuje czasu na rozmowy. Nadrabiamy to w weekend, kiedy zasiadamy razem do obiadu.

Z kolei Żakiewiczowie, odkąd urodziła się Lusia, dużo czasu spędzają razem. Dziadkom i prababci trudno wytrzymać z dala od rocznej wnusi. Starają się jednak nie narzucać.

- Kiedy mąż idzie do dzieci, przypominam mu: "Jeśli nie pomagasz przy Lusi, wracaj do siebie!" - mówi pani Grażyna.

A co, jeśli któryś z domowników ma kiepski dzień? Czy mieszkając w dużej rodzinie, trzeba się mimo wszystko zmobilizować?

- Ależ skąd! - odpowiada pani Grażyna, babcia Lusi. - Kiedy jestem zmęczona po dyżurze w szpitalu, reszta rodziny musi sobie poradzić beze mnie.

Dobra rada?

Przemek nie tylko mieszka, ale też pracuje z tatą.

- Lekko nie jest. Ciągle zasypuje mnie radami - wzdycha.

Choćby na temat odśnieżania. Przemek usuwa tyle śniegu, ile potrzeba, żeby wyjechać przez bramę, tata najchętniej pozbyłby się go z całego podwórza.

Inny gorący temat to oszczędzanie.

- Teść zwraca uwagę, że niepotrzebnie palimy światło. Denerwuje się, jeśli znajdzie w lodówce jedzenie do wyrzucenia - opowiada Karolina. - A co ja na to? Nie kłócę się z nim. Prawdę mówiąc, często ma rację.

Mama Przemka dodaje, że w takich sytuacjach zawsze staje po stronie synowej.

- Przemek jest u siebie. Karolince jest trudniej i dlatego ją wspieram.

Justynie i Norbertowi rodzice też czasem zwracają uwagę. Na przykład, gdy Vanessa za długo ogląda bajki, a Patryk je za dużo słodyczy.

- Na szczęście robią to rzadko. No i trudno się z nimi nie zgodzić. - Justyna posypuje głowę popiołem. - Ale gdyby ciągle nas pouczali, na pewno nie mieszkalibyśmy razem - dodaje.

Jedyną rzeczą, która im przeszkadza, jest ograniczenie życia towarzyskiego.

- W Stanach prowadziliśmy dom otwarty. Tęsknimy za tym. Teściowie nie protestują, kiedy zapraszamy gości, ale ograniczamy się, aby im nie przeszkadzać - wyjaśnia Justyna.

Nauka szacunku

Prababcia Frydzia bardzo chce być pomocna. Gdy Lusia śpi w wózku w ogrodzie, czuwa przy niej. Zagląda też w ciągu dnia, kiedy dziewczynką opiekuje się niania.

W domu Iwanowiczów domeną prababci Ireny jest szycie. Nikt tak jak ona nie umie przyszyć guzików, zaszyć dziur, cerować.

- W dodatku bez okularów! - zaznacza Justyna.

Czy dzieci wychowane w rodzinie wielopokoleniowej coś wyróżnia na tle rówieśników?

- Szacunek do starszych - odpowiada Norbert bez wahania.

Przykład? Jego dzieci od najmłodszych lat wiedzą, że kiedy dziadek śpi, trzeba być cicho. Że muszą zabrać zabawki ze schodów, bo prababcia może się potknąć. Zawsze pamiętają o mówieniu dorosłym "dzień dobry" i "do widzenia". Powoli uczą się też im pomagać. A to zbierają razem wiśnie, a to wożą drewno taczką albo zanoszą wodę chorej prababci.

Karolina i Przemek są przekonani, że dzieci wychowywane w dużej rodzinie wyrastają na dobrych ludzi. Dziadkowie dają im ciepło i miłość. Nie śpieszą się i mają dla nich sto procent uwagi.

Babcia w domu - układ idealny

Do Justyny i Norberta co jakiś czas wraca myśl o wyprowadzeniu się na swoje. Być może ze względu na treningi Patryka już niedługo będą musieli przenieść się do innej części miasta.

- Po tylu latach razem będzie ciężko zamieszkać osobno. I dziadkom, i nam. - Nie mają co do tego wątpliwości.

Karolina i Przemek nigdzie się nie wybierają.

- Nikt nas nie wyręcza i niczego nie narzuca, a jednocześnie jesteśmy blisko. To układ idealny - mówią.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.