Robert Brylewski po operacji wnuczki: "Idę sobie pobeczeć ze szczęścia...". Pomagamy dzieciom

Trwa akcja zbierania pieniędzy na operacje dzieci, które urodziły się z jedną sprawną komorą serca: wszyscy mogą pomóc! Leczenie z różnych powodów musi być przeprowadzone w Niemczech, koszt przekracza 35 tys. euro. To dużo, dlatego gazeta.pl wspiera akcję portalu siepomaga.pl.

Historia małej Julii Woźniak zaczęła się dramatycznie: "W sierpniu 2011 roku usłyszałam słowa, które wstrząsnęły moim światem. U Julci, mojej wymarzonej córeczki, prenatalnie zdiagnozowano bardzo poważną złożoną wadę serca. Ostatnie miesiące ciąży mijały w łzach, niepewności i strachu o to, co będzie dalej z życiem mojego dziecka, malutkiej istoty, którą nosiłam pod sercem" - wspomina mama Julki. Dziewczynka przeszła pierwszą operację w Polsce. Niestety po pierwszych urodzinach powróciły poważne problemy z oddychaniem, wyniki pogarszały się stale. Tym razem nie było szans na operację w kraju, ale leczenia podjął się polski kardiochirurg pracujący w niemieckiej klinice w Münster, prof. Edward Malec.

I tu zaczęły się kolejne problemy: jak zebrać dużą kwotę pieniędzy potrzebną na operację za granicą? Pomógł apel zdesperowanego ojca - film, na którym prosi o pomoc spotkał się z ciepłą reakcją, udało się zebrać pieniądze na leczenie. Operacja powiodła się, przed małą Julką kolejna, kiedy jej serduszko trochę urośnie. Znowu potrzeba pieniędzy na leczenie.

 

Innym dzieckiem operowanym przez prof. Malca była Rozalka Brylewska. "R O Z A L K A po operacji.... lekarze mówią, że się udało. Idę sobie pobeczeć ze szczęścia... Dziękuje wszystkim zaangażowanym..." - pisał po operacji dziadek dziewczynki, znany muzyk Robert Brylewski (Brygada Kryzys, Armia, Izrael). Rozalka urodziła się bez lewej komory serca, nikt nie podjął się jej zoperowania w Polsce, stąd decyzja o operacji w Niemczech. Rodzice dziewczynki i jej dziadek poruszyli niebo i ziemię, żeby zebrać pieniądze na leczenie. Udało się. Mała szybko doszła do siebie po operacji, ale czeka ją druga, bo jedna komora serca to za mało: nie jest w stanie wystarczająco szybko pompować krwi, więc Rozalka łatwo się męczy. Trzeba zebrać 36,5 tys. euro na kolejną operację.

Ostatnia deska ratunku

Prof. Edward Malec pracował wcześniej w krakowskim Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu. Wraz z nim w Niemczech pracuje jego długoletnia asystentka, jeszcze z czasów krakowskich, dr Katarzyna Januszewska. Mają opinię wybitnych kardiochirurgów, niestety koszt leczenia w Niemczech jest wysoki, dlatego bez pomocy z zewnątrz większości rodziców nie stać na jego opłacenie. - Opieka nad dziećmi jest zawsze na 100 proc. Profesor Malec i dr Januszewska czuwają nad wszystkimi pacjentami, nie zostawiają dzieci samych sobie po operacji. Przychodzą, sprawdzają, pytają - opowiada Anna Góral, mama Julka, który przeszedł w Niemczech dwie operacje na otwartym sercu.

Rozalka Brylewska potrzebuje kolejnej operacji. Może wtedy zabawa nie będzie tak krótka i męcząca

Julek, tak jak Rozalka, urodził się z HLHS - zespołem niedorozwoju lewego serca. To czwarta co do częstości występowania wada serca u noworodków. Wymaga trzech operacji. Wykonuje się je także w Polsce, m.in. w Warszawie, Krakowie i Łodzi, niestety nie zawsze jest to możliwe. Czasem dlatego, że terminy są zbyt odległe, a operacje, by dać najlepsze efekty, powinny być wykonane w ściśle określonym czasie, a czasem dlatego, że dziecko nie zostaje do takiej operacji zakwalifikowane - tak jak Oliwia Grzędzińska, sześciolatka, która przynajmniej od trzech lat powinna mieć już za sobą ostatnią operację. Niestety tym razem najlepsi polscy lekarze rozłożyli ręce: tętnice płucne u dziewczynki są zbyt wąskie na taką operację. I tu także gotowy jest pomóc prof. Malec. Ważne, by operacja nastąpiła jak najszybciej.

Walka o życie Julii Woźniak trwa, jej rodzice nie poddają się

"To dla mnie zaszczyt"

- Jestem bardzo zaskoczony, że tylu rodziców, nie bacząc na olbrzymie trudności chce, abym ja ich dzieci operował. Powoli przyzwyczaiłem się do tego, zresztą jest to dla mnie wielki zaszczyt, że mogę nadal pomagać polskim dzieciom - mówi prof. Malec. - Operuję bardzo dużo dzieci z Polski, a poza niemieckimi pacjentami także dzieci z innych krajów. Rocznie operuję około 60-70 dzieci z Polski; do tej pory zostało zoperowanych w Monachium i Münster prawie 400 dzieci z Polski z różnymi wadami serca - zdecydowana większość to dzieci z ciężkimi złożonymi wadami układu krążenia. Dominują wady o typie serca jednokomorowego. Często są to dzieci po kilku operacjach przeprowadzonych w innych ośrodkach, co zwiększa ryzyko i trudność kolejnych operacji. Dużą liczbę stanowią pacjenci, którzy nie zostali zakwalifikowani do leczenia operacyjnego w Polsce - przyznaje profesor.

- Prognozy dotyczące jakości życia tych pacjentów są optymistyczne, ale ze względu na to, że pierwsze dzieci z tą wadą zostały uratowane na początku lat osiemdziesiątych, nie mamy obecnie jeszcze kilkudziesięcioletnich okresów przeżycia pooperacyjnego - tłumaczy prof. Malec. - Obecnie śmiertelność okołooperacyjna po I etapie w doświadczonych ośrodkach to około 5 proc. Jeżeli chodzi o II i III etap w ostatnich latach śmiertelność w naszym ośrodku jest zerowa. U niewielkiego odsetka dzieci z HLHS w okresie odległym występują powikłania, które wymagają reoperacji lub interwencyjnego zabiegu kardiologicznego. Z pewnością część z tych pacjentów będzie wymagać transplantacji serca. Większość dzieci jednak rozwija się prawidłowo i może prowadzić normalny tryb życia, zbliżony do rówieśników - mówi.

O normalnym życiu dla swoich dzieci marzą rodzice Julki, Rozalki, Julka, Oliwki i innych maluchów z chorymi sercami. Jeśli chcielibyście im pomóc, zajrzyjcie tutaj: siepomaga.pl/serca Cel: do końca października uzbierać milion złotych!

Więcej o:
Copyright © Agora SA