Rozwód rodziców? Psychoterapeuta: "Może zaważyć na całym życiu" [WYWIAD]

Jaki wpływ na dorosłe życie dziecka ma rozstanie rodziców? Czy rozwód zawsze jest zły? "Nie ma takiego rozwiązania, które będzie po prostu, wyłącznie dobre. Zawsze jest jakaś strata" - twierdzi Karolina Szczęsna-Czernuszczyk, psychoterapeutka, w rozmowie z Karoliną Stępniewską.

Karolina Stępniewska: W czasach, kiedy współcześni trzydziestokilkulatkowie byli dziećmi, rozwody nie były szczególnie powszechne. Dziecko rozwiedzionych rodziców nierzadko było jedynym uczniem z rozbitego domu w całej klasie, może nawet szkole, a to automatycznie sprawiało, że się wyróżniało. Takie doświadczenie mogło odciskać na takim dziecku dodatkowe piętno?

Karolina Szczęsna-Czernuszczyk: - Niedawno rozmawiałam z pacjentką, która co prawda nie pochodzi z rozbitej rodziny, ale wspominała, że dla niej, w dzieciństwie rozwód oznaczał patologię albo coś, co się nigdy nie zdarza. Jej słowa potwierdzają więc, że takie dziecko mogło doświadczać poczucia bycia szczególnym z powodu rozstania jego rodziców. Z drugiej strony, kiedy rozmawiam z osobami, które pochodzą z rozbitych domów, rzadko kto wspomina, żeby to je eksponowało czy skazywało na ostracyzm społeczny albo chociażby poczucie inności.

Teraz rozwodów jest więcej, ale statystyki pokazują, że małżeństwa, które mają dzieci rzadziej się rozpadają.

- Podczas rozmów z pacjentami bardzo często słyszę, że przy rozważaniu rozwodu kwestia dobra dziecka jest bardzo ważna. I ludzie często są gotowi kontynuować małżeństwo ze względu na nie. To dość kontrowersyjne, bo jeśli związek jest nieudany i nie ma w nim co odbudowywać, to wydaje się, że dla dziecka lepiej jednak, żeby ci rodzice się rozstali jako para, ale spróbowali porozumieć jako rodzice.

Niektórzy dorośli twierdzą wręcz, że żałują, że ich rodzice się nie rozstali wcześniej albo że w ogóle się nie rozwiedli. Zostali ze sobą dla "dobra dziecka", zmieniając jego dzieciństwo w piekło cichych dni lub awantur.

- Tak bywa, ale ludzie często eksponują dobro dzieci, a przy okazji mają inne ważne, psychologiczne powody, żeby w związku pozostać. Często nie są tego świadomi. Rzadko się zdarza, żeby rzeczywiście chodziło wyłącznie o dzieci. Z drugiej strony jest wiele osób, które bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że dla dziecka jest to przeżycie traumatyczne. Dzieci miewają tendencję, żeby brać na siebie dużą część odpowiedzialności za to, co się dzieje w rodzinie i mogą wzrastać w poczuciu winy za rozpad związku rodziców. To je oczywiście obciąża i może zaważyć na całym życiu.

Czym się to objawia?

- Na przykład przeżywaniem siebie jako kogoś, kto ma szczególnie niszczącą moc, przynosi pecha albo nic mu się nie udaje. Taka osoba może też nie wierzyć, że szczęśliwy związek może być jej udziałem.

A może być? Ludzie, którzy pochodzą z rozbitych domów często obawiają się, że jest im trudniej budować prawidłowe relacje z drugą osobą.

- Spodziewałabym się, że wiele osób doświadcza niepewności i lęków związanych z perspektywą budowania własnych dorosłych relacji, ale byłabym bardzo ostrożna, żeby generalizować, że jest im trudniej osiągnąć szczęście w związku. Oczywiście para rodzicielska, i to jak funkcjonuje, ma istotny wpływ na to, jak dzieci budują swoje myślenie o relacji, o związku i o tym, jak on wygląda. Dzieci z rozbitych domów mogą więc podchodzić do związku z większą rezerwą, obawą, czy uda im się go zachować. Może też się w nich utrwalić nieświadome przekonanie, że małżeństwa się rozpadają, bo tego doświadczyli. Może być bardzo różnie.

Zdarza się jednak także, że człowiek, którego rodzice rozwiedli się postanawia, że jego związek na pewno będzie udany, że on się nie rozstanie.

- Większość ludzi niezależnie od doświadczeń zapewne tak postanawia, choć to nie gwarantuje powodzenia w związku. Jednak wbrew obiegowej opinii, ci, którzy sami doświadczyli rozwodu rodziców, niekoniecznie muszą powielać taki sposób radzenia sobie z trudnościami w związku. Obserwuję, że niektóre pary, nawet jeśli obie strony pochodzą z rodzin, w których rodzice się rozstali, niezwykle mocno dbają o swój związek i małżeństwo jest dla nich dużą wartością, właśnie dlatego, że sami nie doświadczyli życia w pełnej rodzinie. Ci ludzie bardzo pielęgnują swoją relację, zależy im na niej i naprawdę są w stanie wiele zrobić, żeby się nie rozpadła, zwłaszcza, jeśli sami mają dzieci i wiedzą na podstawie własnego doświadczenia, na jakiego rodzaju stratę mogliby je narazić.

A czy spotyka się Pani w swojej pracy z tym, że dorośli ludzie obwiniają rozwód rodziców za niepowodzenia we własnym dorosłym życiu? Bo to, że w ogóle winimy rodziców za niepowodzenia to wiadomo, ale sam rozwód?

- Nie spotkałam się z tym, żeby to akurat rozwód był traktowany jako źródło nieszczęścia w dorosłym życiu. Rodzice i ich postępowanie wobec siebie i nas - to z całą pewnością jest bardzo częste. Usłyszałam kiedyś taką opinię, że "dorosłość jest wtedy, kiedy przestaje się nienawidzić własnych rodziców" i myślę, że jest w tym dużo prawdy: można mówić, że człowiek jest dojrzały, kiedy uznaje, że rodzice są, jacy są i rezygnuje z kierowanych do nich dziecięcych roszczeń i pragnień.

Zdarza się jednak, że po rozwodzie jedno z rodziców znika z życia dziecka albo utrudnia kontakty z drugim rodzicem. To też musi mieć ogromny wpływ na to, jak będziemy myśleć o rodzinie w przyszłości?

- Nieobecny rodzic generuje wiele fantazji. Tych idealistycznych: "To był wspaniały ojciec, który by mnie uratował, gdyby mógł tu być" albo przeciwnie - jest on pielęgnowany jako zły "obiekt", ten opuszczający. To ma konsekwencje. Tendencja do takiego podzielenia rodziców czy ludzi jest naturalna dla dzieci, ale kompetentni rodzice potrafią dziecko nauczyć dostrzegania niuansów. Skonfliktowani rodzice często, niestety, wspierają biało-czarny obraz świata i siebie w oczach dziecka.

Szczególnie trudne dla dorosłych dzieci rozwiedzionych par są ważne życiowe wydarzenia, takie jak wesele, chrzest dziecka itd. Bo mama nie przyjdzie, jak będzie tata, a tata ma nową żonę, trzeba rozplanować sposób posadzenia wszystkich przy stole.... Dużo nerwów i stresu, czasem łatwiej w ogóle zrezygnować z takiego święta.

- To bywa niezwykle trudne, ponieważ rzadko jest tak jak w amerykańskich filmach, że oto rodzice ze swoimi nowymi partnerami spotykają się z młodą parą, idą razem do restauracji i jest przyjemnie. Na ogół ludzie, którzy biorą ślub, a ich rodzice są rozwiedzeni, mają ogromne dylematy, jak to urządzić, żeby było dobrze. Potem pojawiają się dzieci i kwestia dziadków, świąt... To ma, oczywiście, wpływ na życie.

Kilkanaście lat temu, podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, przeżyłam szok kulturowy, kiedy to rozmowy moich znajomych wyglądały tak: "To twoi rodzice są nadal razem? Serio?!" - i byli autentycznie zdziwieni, kiedy jakiś trzydziesto- czy czterdziestolatek miał rodziców, którzy się nie rozwiedli. Czy polska rzeczywistość też zmierza w tym kierunku?

- Niestety wydaje mi się, że tak. Niestety, bo rozpady związków są po prostu traumatyczne dla dzieci. W dużych miastach to, że dziecko ma rodziców po rozwodzie przestało być rzadkością, chociaż wyobrażam sobie, że w małych miejscowościach to wciąż może być powodem do pewnego ostracyzmu.

Sama obserwuję takie małe miasteczko, w którym większość facetów pije, kobiety są przez nich maltretowane, ale trwają w związkach. Jak jedna z nich rozstała się z mężem, to została odrzucona przez całą społeczność, zwłaszcza przez kobiety. Ze swoją matką na czele - bo jak ona mogła zostawić męża? To w ogóle nie jest wspierane, nawet kiedy jest patologia i przemoc.

A jednak samych rozwodów w Polsce przybywa. W 2011 roku było ich prawie 65 tys., to duży skok w porównaniu z tym, ile ich było dekadę wcześniej.

- Mam poczucie, że czasem ludzie traktują rozwód jako sposób rozwiązywania kłopotów w związku. A przecież, zanim podejmie się ostateczną decyzję o rozstaniu, można próbować ratować związek, rozwiązywać problem inaczej - rozmawiać, szukać, rozumieć, negocjować. Mogę powiedzieć, z perspektywy mojego gabinetu i terapii par, że mam do czynienia z ludźmi, którzy raczej próbują szukać innych dróg. To takie moje zniekształcenie, bo tutaj trafiają ludzie, którzy nie chcą się rozstać, tylko na ogół chcą spróbować zostać razem.

Profesor Nicholas H. Wolfinger z University of Utah (USA) przeprowadził badania, z których wynika, że jeśli jedno z małżonków miało rozwiedzionych rodziców to ryzyko, że takie małżeństwo się rozpadnie jest dwukrotnie wyższe niż w przypadku osób, które nie pochodziły z rozbitej rodziny. Jeśli oboje mieli rozwiedzionych rodziców, to ryzyko jest trzykrotnie wyższe.

- To mnie nie dziwi. To jest efekt, który widać przy rysowaniu genogramu - specjalnego drzewa genealogicznego używanego podczas terapii par - jeżeli w rodzinie rozwody było sporo rozwodów, to są rozpatrywane jako opcja poradzenia sobie z kłopotami małżeńskimi, taki jest nieświadomy przekaz rodzinny, a jeżeli ich nie było wcale, to czasem musi naprawdę bardzo wiele się wydarzyć, żeby taka myśl w ogóle się pojawiła. Oczywiście to zależy też od wielu innych czynników, np. osoby, które są praktykującymi katolikami są rozważniejsze w podejmowaniu decyzji o rozwodzie niż te osoby, które nie są katolikami albo mają selektywny stosunek do przykazań Kościoła.

Jeśli rozwód jest burzliwy, a rodzice wciągają dziecko w swoje sprawy, robiąc z niego stronę konfliktu, co dzieje się często...

- Niestety...

... żal do rodziców jest większy. Wtedy pogodzenie się z rozwodem rodziców pewnie przychodzi trudniej?

- Trudniej, bo takie rany są głębsze. Dobrze by było, żeby ludzie, którzy się rozwodzą mieli tę jasność, że owszem - to jest złe dla dziecka, ale w ramach tego, że to jest złe, mogą dużo dobrego zrobić, żeby pomóc dziecku przetrwać tę sytuację. Tylko na ogół, kiedy ludzie się rozwodzą, to jest to bardzo trudny moment, żeby współpracować jako rodzice.

Mam jednak do czynienia też z takimi ludźmi, którzy bardzo się starają i którzy są gotowi zasięgać wiedzy, jak rozmawiać o rozstaniu z dzieckiem. To bardzo ważne, żeby z dzieckiem rozmawiać i otwarcie pokazywać rozmaite aspekty tej sytuacji. W tym, jak to robić mogą być pomocne spotkania z terapeutą rodzinnym. To ma ogromny wpływ na to, jak takie dziecko będzie funkcjonowało jako dorosły.

Skoro jednak pozostanie ze sobą tylko ze względu na dziecko nie jest dobrym rozwiązaniem, a rozwód jest złem dla tego dziecka, to co właściwie mają zrobić ludzie, których związku nie da się uratować? Co w końcu jest gorsze - rozstanie rodziców czy dorastanie w domu, w którym mama i tata się nienawidzą?

- Mówiąc, że rozwód jest złem, mam na myśli rozpad pary rodzicielskiej. Sam rozwód jest tylko formalnym potwierdzeniem tego rozpadu. Jako terapeuta nie jestem od tego, żeby rozstrzygać, czy para ma się rozstać, tylko od tego, żeby pomóc ludziom dostrzec, co mogą zrobić, żeby rozwiązanie było dla nich - jako pary i rodziny - jak najmniej raniące. Pokazuję im znaczenie poszczególnych wyborów.

Czy można więc powiedzieć, że w sytuacji, w której ludzie z trudem ukrywają pogardę względem siebie, ale nie chcą zrobić krzywdy dziecku, więc się nie rozwodzą, jednak byłoby lepiej, gdyby się rozstali?

- Ludzie bardzo często pragną jednoznacznych odpowiedzi, ale one nie istnieją. Zawsze jest jakaś strata. W takich dramatycznych okolicznościach zawsze coś gubimy. Nie ma takiego rozwiązania, które będzie po prostu dobre.

Wszystko jest niejednoznaczne. Warto pamiętać, że rozwód nie jest wydarzeniem, które musi - i mam nadzieję, że na ogół tego nie robi - upośledzać człowieka w budowaniu związków, byciu w przyszłości rodzicem. Z rozwodem są związane pewne straty i trzeba ich być świadomym, ale starać się żyć szczęśliwie.

Kilka lat temu w "Wysokich Obcasach" przeczytałam tekst o dorosłych dzieciach rozwodników. Cytowano w nim wypowiedzi uczestników forum skupiającego dorosłych pochodzących z rozbitych rodzin. Zapamiętałam, że w ich wypowiedziach przeważał żal do rodziców i świata.

- Ale kto uczestniczy w takim forum? Tam zgłaszają się osoby, które określają swoją tożsamość poprzez bycie dorosłymi dziećmi rozwiedzionych rodziców. Jest mnóstwo innych ludzi, których rodzice się rozwiedli, ale nie wpadli na pomysł, żeby zapisać się na takie forum, bo nie patrzą na siebie i na świat z tej perspektywy. Takie forum to bardzo specyficzna grupa - nie jest diagnostyczna dla osób, których rodzice się rozwiedli, tylko dla pewnej, wyselekcjonowanej, grupy tych osób.

Tak samo jest z forum dla zdradzonych żon. Zdarzało mi się mieć pacjentki , które uczestniczyły w takim forum - to są specyficzne osoby, które czasem, z rozmaitych powodów nie chcą sprawy zdrady zakończyć, wybaczyć albo rozstać się. Zdrada to kluczowa sprawa w ich życiu i one nie chcą, żeby się zakończyła. Podobnie, myślę, jest z forum dla dorosłych dzieci rozwodników. Oni nie chcą z jakiś powodów zamknąć tego rozdziału.

Karolina Szczęsna-Czernuszczyk - certyfikowana psychoterapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, współautorka Bloga-o-psychoterapii .

Więcej o:
Copyright © Agora SA