Po co dziecku rodzice? Przecież Windows jest lepszy!

Mój syn wszedł niedawno w ten okres rozwoju, kiedy to dziecko uznaje, że świat nie tylko jest interesujący, ale też zamieszkany przez osoby dorosłe, które są bardzo mądre i chętnie ten świat objaśniają. Ma 3 lata i ksywkę ?Czemu?. Z reklamy Windows Phone dowiedziałam się właśnie, że jest upiornym dzieciakiem i powinnam czym prędzej zagłuszyć jego ciekawość.

Nawet zabawne i rozczulające jest to jego "A czemu 'czemu'?". Zazwyczaj długo odpowiadam cierpliwie, a później zaczynam się śmiać, odwracam sytuację w żart i jakoś dajemy radę. Twórca reklamy "Kącika dziecięcego" ("Kid's corner" Windows Phone) najwyraźniej widzi to inaczej, bo jego zdaniem dziecko, które zadaje masę pytań jest irytującym bachorem, a rodzice mają go słusznie dość. Nie martwcie się jednak, ojcowie i matki świata, oto przychodzimy z odsieczą - mówi reklama. Dajemy wam telefon z systemem operacyjnym Windows Phone, a wraz z nim "Kącik dziecięcy" - ogłaszają triumfalnie.

Czy dzięki tej funkcji stajemy się mądrzejsi i znajdujemy odpowiedzi na pytania naszych dzieci? Nie. Może uczymy się, jak lepiej budować relację z dzieckiem i wzmacniać więzi? Nic z tego. Reklama obiecuje po prostu, że już nie będziemy musieli odpowiadać naszemu denerwującemu dzieciakowi! Zatykamy go grami i mamy święty spokój. Przestaje zadawać pytania, cel osiągnięty, laba.

Grzeczny chłopiec! Zuch dziewczynka!

Scenariusz spotu jest prosty: oto mały chłopiec, któremu nie zamykają się usta. W ciągu 30 sekund zadaje kilkanaście pytań, a zmieniająca się scenografia zdradza, że potrafi tak ciągle, przez cały rok, o każdej porze dnia i nocy. Nieprzerwanie. "Dlaczego babcia ma brodę? Dlaczego dziadek śmierdzi? A skąd biorą się dzieci?". Z offu nie słyszymy żadnej odpowiedzi ze strony rodziców chłopca, ale pod koniec filmiku widzimy zamazaną postać jego ojca i nieco mniej nieostrą matkę. Na jej twarzy rysuje się całkiem wyraźne samozadowolenie i duma z własnego sprytu: oto wręczyła synowi telefon z funkcją "Kącik dziecięcy", a młodzieniec wreszcie zamilkł, zanurzając się w świat gier. Grzeczny malec!

Gdyby jeszcze pokazano, że rodzice chłopca szukają w telefonie odpowiedzi na trudniejsze pytania albo gdyby zbliżenie ekranu zdradzało, że dziecko uruchamia aplikację w stylu "1001 odpowiedzi na trudne pytania" albo "Encyklopedia dla przedszkolaków" - reklama mogłaby, moim zdaniem, obronić się. Wszak to nawet w dobrym tonie pokazać dziecku, że dorośli nie są nieomylni i nie mają wiedzy z każdej dziedziny. "Dlaczego woda jest mokra?" - "Nie wiem, synku, może poszukamy odpowiedzi w telefonie?" - taką wersję kupuję. Zamiast tego wizja dialogu z dzieckiem, którą sprzedaje nam reklama, jest następująca: "Dlaczego woda jest mokra?" - "Daj mi spokój, lepiej sobie w coś pograj". Rodzicielstwo XXI wieku?

Głupia reklama niegłupiego produktu

I wiecie, sęk w tym, że sam produkt jest fajny. Jeszcze do niedawna byłam wyznawczynią retro-telefonów - takich, które dostaje się za złotówkę przy przedłużaniu umowy z operatorem, aparatów bez żadnych wyszukanych funkcji, bo miały służyć rozmawianiu i wysyłaniu SMS-ów. Znajdowałam jakąś perwersyjną przyjemność w swojej upartej odmowie przejścia na wyższy technologicznie poziom. Ale w końcu i ja zdradziłam ulubioną firmę z Północy na rzecz potentata na rynku smartfonów, a przy okazji konkurenta telefonów, które korzystają ze wspomnianego systemu operacyjnego firmy Microsoft. I chociaż mojego telefonu nie zamieniłabym już na żaden inny (wsiąkłam na amen: winna, Wysoki Sądzie), to uczciwie przyznaję, że podoba mi się idea "Kącika dziecięcego" i sama bym go chętnie zainstalowała. W skrócie chodzi o to, żeby dziecko w trakcie zabawy naszym telefonem nie mogło przez przypadek zadzwonić do naszego szefa, ginekologa czy innej osoby z naszych kontaktów, nie wysyłało SMS-ów, nie robiło zakupów w internecie i nie wzywało straży pożarnej. Ma dostęp do aplikacji, które ściągniemy dla niego na swój telefon i tyle. Czyli dokładnie tyle, ile dziecko potrzebuje. Fajnie.

Prawdziwe babeczki smakują lepiej!

Ale naprawdę, jak można zepsuć przydatny produkt tak nieprzemyślaną reklamą? Rozumiem oczywiście, że rodzic może czuć się zmęczony ciągłym odpowiadaniem na pytania, ale sposób ukazania relacji w tej rodzinie jest zwyczajnie odstręczający. Niestety, drogi Microsofcie, ten filmik to niewypał. Co do samej zasadności dawania dzieciom smartfonów do zabawy, nie widzę potrzeby wszczynania alarmu. Jasne, łatwo przesadzić i trzeba mądrze taką rozrywkę dawkować, ale są takie momenty, kiedy starannie dobrane aplikacje mogą umilić czas całej rodzinie: długa podróż, poczekalnia u lekarza, oczekiwanie na obiad w restauracji, że wymienię kilka z nich. Do tego zestaw prawdziwych kredek i kolorowanek i nie ma co się obruszać. Technologia jest częścią rzeczywistości i nie widzę powodu, dla którego powinniśmy za wszelką cenę dzieci przed nią "chronić". Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że smartfonowe "pieczenie" babeczek (jedna z ulubionych aplikacji mojej sześciolatki, Czemu woli puzzle) nie zastąpi pieczenia prawdziwych ciastek z mamą - te drugie zawsze będą lepsze.

No i po co ja się wstydzę za twórców reklam?

Czy ja nie mam nic innego do roboty, po co mi to uczucie wstydu na widok żenującego spotu? Dlaczego to mi jest głupio, że ktoś wymyślił coś takiego? Słowo daję, jestem dziwaczką! Reklama "Kid's corner" wywołuje we mnie to samo uczucie zażenowania, które odczuwałam oglądając reklamę "Grześków". "To nie jest wasz tata" - mówi niezainteresowana, naburmuszona matka do swoich córek, kiedy te cieszą się na widok powracającego z pracy "ojca". Prezes Jutrzenki, producenta wafli, tłumaczył się później, że jego córce film się podobał. Aaa, to super, to nie ma sprawy. I naprawdę nie wiem czemu, kiedy widzę takie reklamy, w głowie gra mi piosenka Kazika i jego "Czy wy nas macie za idiotów"... Chociaż może, jak się ma takich rodziców jak ci ze spotu "Kącik dziecięcy", lepiej naprawdę pograć sobie na telefonie?

Więcej o:
Copyright © Agora SA