"Piękno kojarzone jest z sukcesem i dostatkiem." Czy piękni ludzie mają w życiu łatwiej? [WYWIAD Z PSYCHOLOGIEM]

"Myślę, że bycie pięknym może stać się w pewnych okolicznościach wyzwaniem" - Agata Marszałek, psycholog-psychoterapeuta, w rozmowie o potrzebie bycia pięknym, poprawianiu urody i o tym, czy warto to robić. Czy ładni ludzie są szczęśliwsi?

Karolina Stępniewska: - Dlaczego tak bardzo chcemy być piękni?

Agata Marszałek: - Z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej piękno daje większe szanse na znalezienie partnera, w konsekwencji więc większe szanse na urodzenie dzieci. Im piękniejsza kobieta, tym na "lepszą" partię może liczyć, co daje jej szanse na zapewnienie godnego życia sobie i swoim dzieciom. To w zasadzie bardzo "pierwotne" patrzenie na rolę ludzkiej urody. W dzisiejszych czasach piękno jednak jest równie ważne, a nie wiem nawet, czy nie ważniejsze.

Dlaczego tak jest?

- Żyjemy w czasach bardzo skoncentrowanych na estetyce, nie tylko jeśli chodzi o urodę ludzi, ale również piękno otaczającej nas rzeczywistości. Chcemy mieszkać w pięknych domach, na pięknych osiedlach, wyjeżdżać w piękne miejsca na świecie, kupować piękne ubrania i buty, otaczać się pięknymi przedmiotami. Piękno kojarzone jest z sukcesem i dostatkiem. Dzięki powszechnemu wkroczeniu mediów do naszego życia, cały czas jesteśmy konfrontowani z kanonami piękna, które z jednej strony wyznaczają standardy, do których bardziej lub mniej świadomie chcemy dążyć, z drugiej strony powodują, że wielu ludzi zadaje sobie pytanie: kim jestem, jeśli nie spełniam tych standardów?

Cóż, myślę, że między innymi dlatego ludzie chcą być piękni. Powinni przecież pasować do tego pięknego świata. Do tego otoczenie daje nam możliwość "stawania się piękniejszymi". Ludzie żyją często w przeświadczeniu, że powinni i dadzą radę sprostać tym niezwykle wyśrubowanym i często nieosiągalnym ramom. Uroda, wygląd są integralną częścią naszego "bycia".

Na pewno warto sobie zadać pytanie, czy być pięknym jest tym samym, co czuć się pięknym. Podczas, gdy w pierwszym przypadku sprawa okazuj się być łatwa -wystarczy szybka wizyta w salonie kosmetycznym i bezbolesny zabieg, w drugim nie jest to takie proste - tu salon ani najlepszy chirurg nie pomogą: musimy wziąć sprawy we własne ręce - a raczej głowy.

Mówi się, że ładni ludzie są szczęśliwsi, że jest im w życiu łatwiej. To prawda?

- Pewnie i tak, i nie. Znane są niejedne badania, które wykazały, że rzeczywiście ludzie atrakcyjni pod względem fizycznym są na starcie lepiej oceniani przez innych. Przypisuje im się więcej pozytywnych cech niż osobom mniej atrakcyjnym. Przykładowo: kiedy starają się o pracę dwie osoby o identycznych kwalifikacjach zawodowych to większe szanse na przyjęcie do pracy będzie pewnie miała ta "piękniejsza". To jest związane z naszym ludzkim sposobem przetwarzania informacji i czerpania wiedzy z własnego doświadczenia. Ładne nam się przeważnie dobrze kojarzy. Nasz mózg lubi chodzić drogami na skróty i czasem po prostu stawia szybki znak równości: ładne = dobre, ładne = miłe, ładne = osiągające sukces.

Weryfikacja często następuje dopiero po fakcie - kiedy mamy czas na wnikliwsze poznanie cech drugiej osoby. To, co wydaje się niezaprzeczalne to fakt, że ładnemu rzeczywiście najczęściej łatwiej jest na starcie. Ale to, czy nowe środowisko będzie odbierało "pięknego" dalej tak pozytywnie, to już moim zdaniem bardziej złożona i już nie tak jednoznaczna kwestia....

Czyli może się okazać, że "pięknemu" będzie jednak trudniej?

- Myślę, że bycie pięknym może stać się w pewnych okolicznościach wyzwaniem. Osoby, o których mówi się, że są piękne muszą czasem walczyć ze stereotypami ("Jak długonoga blondynka zdała egzamin? Pewnie nie przy pomocy swojej inteligencji!"), zazdrością, która może utrudniać wejście w głębsze relacje towarzyskie, powierzchownością postrzegania ich osoby, a także presją upływu czasu. To, jak atrakcyjna osoba będzie funkcjonowała w życiu i czy jej życie będzie szczęśliwe, nie zależy tylko od jej zewnętrznej urody. Może to brzmi patetycznie, ale myślę, że bez względu na zewnętrzne atrybuty, najszczęśliwsze osoby to te, które mają poczucie swojego wewnętrznego piękna, a przede wszystkim wysokie poczucie własnej wartości.

Osoba o niskim poczuciu własnej wartości rzadko kiedy umie czerpać ze swojej urody - staje się ona dla niej jedynie narzędziem do podtrzymywania obrazu siebie w oczach innych. Poczucie własnej wartości oparte tylko na tym, co widzimy w lustrze ma to do siebie, że jest bardzo niestałe i chwiejne. Waha się w zależności od ilości zmarszczek, większych lub mniejszych cieni pod oczami, kilograma mniej czy więcej oraz od tego z kim właśnie przebywamy.

Pamiętajmy, że samo piękno jest bardzo względnym pojęciem - to, co piękne dla mnie, nie będzie piękne dla Pani, a to, co piękne w naszej kulturze, może być czymś nieatrakcyjnym w innych kulturach.

A czy są ludzie, dla których uroda jest szczególnie ważna?

- Myślę, że dobrze jest, żeby każdy człowiek miał potrzebę "dbania o siebie". Moim zdaniem, zarówno zbytnia koncentracja na wyglądzie, jak i całkowita obojętność wobec swojego ciała i wyglądu mogą być niepokojące. Natomiast osobiście uważam, że uroda - bez względu na to, co przez nią rozumiemy - wymaga pewnego zadbania. To, jak dbamy o swój wygląd jest częścią tego, jak dbamy o całą swoją osobę. Kto w urodę inwestuje więcej niż przeciętnie? Pewnie osoby ładne, które związały z nią swoja przyszłość - trudno, żeby modelka czy aktorka nie dbała o urodę, skoro jest ona narzędziem ich pracy.

Myślę, że to duże wyzwanie dla osób, które założyły, że zarabiać będą swoim wyglądem - presja, jaką czują, musi być bardzo silna. Mówię tu o presji medialnej, która notorycznie podkręca i tak już wyśrubowane kanony piękna oraz o presji społeczeństwa, które w dobie portali społecznościowych i blogów ma niesamowitą swobodę w wypowiadaniu swoich opinii oraz komentarzy na temat wyglądu ludzi - a zwłaszcza wyłapywania każdej najmniejszej zmarszczki, fałdki, czy krostki przy nosie. Mam na myśli jeszcze presję czasu - jak to się mówi: uroda szybko mija Wprawdzie w dzisiejszych czasach wiele można w tym względzie zrobić i to też widzimy wokół, tylko w pewnym momencie pojawia się pytanie: ile w mojej urodzie jest mnie?

Odnoszę wrażenie, że uroda jest też niezwykle ważna dla nastolatków i poświęcają oni dużo czasu i energii na dbanie o nią.

- Uroda jest na pewno dla nich bardzo ważna. Dzisiejsza młodzież urodziła się w świecie, w którym z każdego plakatu, z każdej reklamy mówią do nich piękni ludzie. Piękne jest atrakcyjne. Nastolatki szukają siebie i chcą odnaleźć się w tym pięknym świecie. Przeglądając kiedyś internet znalazłam stronę , na której młodzież zamieszczała dziesiątki swoich zdjęć podpisanych pytaniami: "Co o mnie myślicie?", "Czy jestem atrakcyjny(a)?".

Z jednej strony jest to normalne, że młody człowiek szuka o sobie informacji, gdyż jest to czas, kiedy intensywnie buduje swoją tożsamość. Z drugiej strony wydaje się niepokojące, że dorastające dzieciaki starają się budować swoją samoocenę na tak zewnętrznych, anonimowych i powierzchownych informacjach. Budowanie poczucia zadowolenia z siebie, swojego wyglądu na takich przesłankach bywa zgubne.

Dzieci też często słyszą, że są śliczne albo że mają nie robić jakiejś miny, bo wtedy wyglądają brzydko... Czy to, co słyszymy o swojej urodzie w dzieciństwie, może mieć wpływ na to, jak będziemy ją postrzegać jako dorośli?

- Jeśli nasze dzieciństwo było naznaczone komunikatami o naszym wyglądzie, to z psychologicznego punktu widzenia uroda pewnie będzie w tej sytuacji ważnym aspektem naszego życia. Bywa, że od najmłodszych lat dziecko słyszy, że mama porównuje jego pyzatą buzie z buziami innych, że wypada w stosunku do innych zawsze lepiej lub gorzej; że tata mówi "Bozia jej urody poskąpiła", albo "Urodą to on sobie w życiu wszystko załatwi". To wszystko zapisuje się w doświadczeniu i wpływa na nasz stosunek do swojego wyglądu zarówno w okresie nastoletnim, jak i w dorosłości.

Oczywiście sposób, w jaki dorosły człowiek będzie funkcjonował, co zrobi z tymi komunikatami z przeszłości zależy też od innych jego cech. Może np. nieadekwatnie przesadnie przeceniać swój wygląd albo nieadekwatnie go nie doceniać, może przesadnie koncentrować się na "pielęgnowaniu swojego piękna" albo uznać, że jest to zupełnie nieważna sfera życia. Sposobów radzenia sobie z takim bagażem doświadczeń z dzieciństwa na pewno będzie wiele, ale na pewno aspekt urody będzie ważnym ich elementem.

Czy kompleksy na punkcie wyglądu mogą wpływać na to, jakimi jesteśmy ludźmi?

- Myślę, że tak, ale paradoksalnie nie dlatego, że inni tak bardzo zwracają na to uwagę, ale dlatego, że osoba, której przeszkadza w sobie jakaś część jej samej - krzywe zęby, nieco przyduży nos czy wydatny brzuch - w znacznym stopniu koncentruje się właśnie na tej konkretnej, niechcianej cesze swojej urody. Mniejszą wartość zaczynają mieć dla niej inne elementy jej wyglądu, które są ok. Bywa też tak, że osoby nielubiące w sobie jakiejś cechy wyglądu zachowują się tak, by znaleźć w otoczeniu potwierdzenie swojego myślenia. Mogą być np. bardziej wyczulone i w specyficzny sposób odbierać docierające do nich informacje. Jeśli kobieta na przykład nie lubi swoich zębów, może uznać, że znajomi, którzy przy niej zaczęli rozmowę o gabinetach dentystycznych, chcieli jej w ten sposób "coś zasygnalizować".

Osoba, która nie akceptuje u siebie fałdki na brzuchu, słysząc od zgrabnej koleżanki "dobrze wyglądasz", może to zinterpretować " Aha, też widzi, że jestem gruba". Takie przetwarzanie informacji może powodować np. większe wycofanie, złość, zamykanie się na innych. Czasami zdarzają się sytuacje, kiedy niewielka poprawa wyglądu, np. wyprostowanie czy wybielenie zębów, rzeczywiście zmieniają podejście do siebie i świata. Taka zmiana może przyczynić się do większej pewności siebie, pomóc w odblokowaniu w kontaktach międzyludzkich. Problem pojawia się wtedy, kiedy nos, który przeszkadzał jest już taki jaki powinien być, ale okazuje się, że podbródek do niego nie pasuje. A jak już zaczyna pasować to okazuje się, że czas płynie i jakieś zmarszczki się pojawiają i psują radość z bycia sobą....

Czy w związku tym warto poprawiać swój wygląd? Może lepiej poprzestać na łagodnych metodach, np. prostować zgryz czy farbować włosy, a unikać zabiegów chirurgii plastycznej?

- Myślę, że wszelkie decyzje odnośnie zmian dotyczących swojej naturalnej urody powinny być przede wszystkim bardzo dobrze rozważone. Moim zdaniem w medycynie estetycznej większą uwagę powinno się przykładać do psychologicznego funkcjonowania potencjalnego pacjenta. Czasem zdarza się na przykład, że w gabinecie pojawia się bardzo nieszczęśliwy pacjent, który bardzo cierpi z powodu jakiegoś uszczerbku w swojej urodzie. Po poprawie pojawia się znowu, bo znajduje nowy niepasujący element - widząc jego niezadowolenie z siebie lekarz ponownie decyduje się na zabieg, ale sytuacja się powtarza.

Pojawia się pytanie: o co chodzi? Może o dysmorfofobię, czyli zaburzenie polegające na nadmiernej koncentracji i zaabsorbowaniu rzekomym defektem wyglądu. Powoduje to tak silny dyskomfort w życiu, że prowadzi często do myśli i prób samobójczych. Pacjenci ci wielokrotnie pojawiają się w gabinetach medycyny estetycznej, podczas gdy jedyną skuteczną formą pomocy jest w tym przypadku farmakoterapia i psychoterapia.

Często decyzje o zmianach w wyglądzie podejmowane są także jako reakcja na problem: rozpad związku, przykry komentarz usłyszany od znajomych. Powiększenie biustu czy korekcja uszu wydaje się wtedy najlepszym lekarstwem. Problem w tym, że na głębszym poziomie nic to nie zmieni - smutek po rozstaniu pozostanie, poczucie niższości i odtrącenia w relacjach z ludźmi również. Myślę, że to ważne by pamiętać, że nie ma łatwych i szybkich rozwiązań.

Aby większy biust rzeczywiście pomógł łatwiej i szczęśliwiej żyć, trzeba przede wszystkim zadbać o to, co jest głębiej. Proces dbania o swoje wewnętrzne piękno nie jest łatwy, szybki i przyjemny, wymaga więcej czasu i raczej nie da się go załatwić podczas jednej sesji, a o znieczuleniu ogólnym podczas pracy nad sobą można zapomnieć. Natomiast często okazuje się, że po takim "maratonie" skalpel przestaje już być potrzebny.

Więcej o:
Copyright © Agora SA