"Gdybym była ładniejsza i mądrzejsza, to on by mi tego nie robił..." - o przemocy domowej w Polsce [WYWIAD]

"Taki los, taka karma, tak się trafiło w życiu..." - takie myśli towarzyszą ofiarom. "Biję cię dla twojego dobra" - słyszą od sprawcy. Kierowniczka "Niebieskiej Linii" Renata Durda opowiada Karolinie Stępniewskiej o przemocy fizycznej i ekonomicznej w rodzinie i o tym, gdzie jej ofiary mogą szukać pomocy.

Czy Niebieska Linia otrzymuje więcej zgłoszeń od czasu kampanii "Bo zupa była za słona"? W tym roku mija 16 lat od startu tej akcji.

Zdecydowanie tak. Te kilkanaście lat pracy nad tym, żeby powiedzieć, że przemoc w rodzinie nie jest tabu i że nie jest żadnym wstydem dla ofiary, spowodowało, że ludzie po pierwsze mniej się wstydzą, a po drugie mniej się obawiają, że jeżeli ujawnią, że doświadczają przemocy, to ocena społeczna na ich temat będzie negatywna. Po trzecie - i myślę, że to jest najważniejsze - mają dowody na to, że przerwanie przemocy jest w ogóle możliwe. Przez wiele lat ludziom w Polsce towarzyszyło przekonanie, że tak jest i tak będzie, bo tego zmienić się nie da: taki los, taka karma, tak się trafiło w życiu. Te lata pracy różnych organizacji pomocowych dają dowody na to, że przemoc w związku może zostać przerwana.

Świadomość, że taka zmiana jest możliwa, bo takie przykłady funkcjonują wokół nas, powoduje, że ludzie myślą, że im też może się udać i przychodzą po pomoc. Jest ich rzeczywiście znacznie więcej, ale to w żaden sposób nie dotyczy samej skali zjawiska - tej nie znamy. To tak, jak z każdą ukrytą chorobą - nie wiemy, czy kiedyś było jej w społeczeństwie mniej, wiemy tylko, że teraz jesteśmy w stanie ją lepiej zdiagnozować i lepiej leczyć.

Czy skala występowania przemocy domowej jest w ogóle mierzalna?

Tylko na dwóch poziomach - pierwszy to twarde dane, czyli interwencje policji, zgłoszenia do prokuratury i sprawy sądowe, a druga to badania populacyjne. Takie "miękkie" badania nie są zbyt precyzyjne, ale dzięki nim można obserwować pewne trendy: te nie zmieniły się w Polsce w przeciągu ostatnich 20 lat. Rośnie tylko trochę widoczność takich zdarzeń, teraz więcej osób je zauważa.

Czy coś jeszcze się zmieniło w ciągu tych 16 lat?

Ludzie zgłaszają się do nas wcześniej niż kiedyś. To zasadnicza różnica. O ile kilkanaście lat temu większość osób, które przychodziły po pomoc, doświadczało przemocy od 10 lat lub więcej, o tyle teraz coraz częściej przychodzą do nas ludzie, którzy mówią, że takie zachowanie przemocowe pojawiło się w ich związku po raz pierwszy i że nie chcą, żeby się powtórzyło. Widzą, że sami sobie z tym nie poradzą i pytają, czy ocalenie związku w takiej sytuacji jest możliwe. Zupełnie inaczej wygląda praca z osobą, która przez 20 lat doświadczała przemocy, a inaczej w przypadku osoby, którą to spotyka od roku. Nie tylko stan psychiczny jest zupełnie inny, ale i zasoby życiowe - w tym drugim przypadku przemoc nie uszkodziła jeszcze bardzo wielu obszarów życia. W sytuacji, w której ludzie zgłaszają się po bardzo wielu latach, często okazuje się, że wokół są same zgliszcza i nie ma na czym budować nowego życia.

Całkiem niedawno Katarzyna Figura publicznie opowiadała o tym, że sama była ofiara przemocy domowej. Komentarze szły dwutorowo: z jednej strony dały się słyszeć głosy, że to publiczne pranie brudów i walka rozwodowa, a z drugiej, że świetnie, że o tym mówi publicznie, bo pokazuje innym ofiarom, że przemoc może dotknąć każdego. Jak pani ocenia tego typu wystąpienia: czy one są ważne z punktu widzenia ofiary przemocy?

Bardzo ważne! Przede wszystkim dlatego, że bardzo ważne są historie osób, które były w trudnej sytuacji i ocalały, tak jak w przypadku np. kobiet, które przeszły raka piersi. Tutaj też bardzo ważne jest to, żeby osoby, które przeszły przez doświadczenia przemocy, publicznie o tym mówiły i to niezależnie od tego, czy będą to osoby publiczne, czy szerzej nieznane. Walorem takiego wyznania pochodzącego od osoby publicznej jest niewątpliwie to, że zdejmuje ono odium wstydu, które ciąży na osobach doznających przemocy. One są często przekonane, że spotyka je to w życiu dlatego, że są gorsze: "Gdybym była ładniejsza, mądrzejsza, gdybym miała lepszą figurę, to on by mi tego nie robił". Dlatego właśnie bardzo ważne jest to, żeby zobaczyły, że spotyka to też kobiety, które są postrzegane jako kobiety sukcesu - ładne, zgrabne, dobrze zarabiające, na pewno nie "gorsze". "Ją też to spotkało, czyli w tym wszystkim musi chodzić o coś innego, a nie o to, jaka ja jestem" - to bardzo ważny przekaz.

Co powinna zrobić kobieta, która doświadcza przemocy domowej? Od czego zacząć?

Przede wszystkim powinna komuś o tym powiedzieć. Rozumiem, że czasem bardzo trudno jest powiedzieć osobie kompletnie nieznanej. Wybierzmy kogoś, komu możemy opowiedzieć, co się dzieje. To może być ktoś zaufany, ktoś, kogo znamy. Nie lubię, kiedy ktoś mówi: "Tylko psycholog ci pomoże". Ale dlaczego? Są ludzie, którzy są rewelacyjni w wspieraniu innych. Na pewnym etapie narastania problemu rzeczywiście bez fachowca się nie obędzie, ale są też takie etapy różnych sytuacji w naszym życiu, że niekoniecznie go potrzebujemy. Pierwszy etap to właśnie powiedzieć komuś, do kogo mamy zaufanie, osobie, która empatycznie nas wysłucha, przyjrzy się razem z nami sytuacji. Oczywiście zawsze to może być fachowiec i nieważne, czy spotkamy się z nim osobiście, czy zadzwonimy albo wyślemy maila do placówki, która zajmuje się przemocą w rodzinie.

Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że większość osób kontaktujących się z Niebieską Linią, zaczyna swoją wypowiedź od: "Ja nie wiem, czy przyszłam do właściwego miejsca, nie wiem, czy to problem przemocy". Wiele osób jest bardzo zagubionych, m.in. dlatego, że sprawca bardzo skutecznie im tłumaczy, że to, co się dzieje nie jest żadną przemocą: "My tylko mamy problem w związku, nie potrafimy się dogadać. Gdybyś uważniej słuchała, co ja do ciebie mówię, to byś zrozumiała, że zachowujesz się źle". W związku z tym osoby, które przychodzą po pomoc, bardzo często nie wiedzą, czy to, czego doświadczają to rzeczywiście przemoc. Potrzebne im jest ucho, które wysłucha i oko, które obejrzy tę całą sytuację z zewnątrz. To pierwsza rzecz.

Co poza tym?

Druga ważną rzeczą jest budowanie sobie sieci wsparcia, nieodpuszczanie rodziny i przyjaciół. Sprawcy przemocy bardzo często skutecznie nas od nich odcinają, mówiąc np.: "Nie będziemy się spotykać z Twoją mamą, bo jest głupia, a ta twoja koleżanka to w ogóle jest jakaś dziwna, same bzdury ci opowiada i później jesteś zbuntowana". Robi to właśnie po to, żeby ofiara przemocy mogła znaleźć wsparcie tylko w nim; po to, żeby uzależnić ją jeszcze bardziej od siebie. Nie dawać sobie tego odebrać! Nawet jeśli stosunki ze znajomymi i rodziną już się rozluźniły z powodu niechęci sprawcy do podtrzymywania tych kontaktów - odnawiać je, sięgać do nich, szukać wsparcia w tych osobach. Będzie ono bardzo potrzebne, ponieważ instytucje nie są w stanie nam zapewnić bezpieczeństwa przez 24 h na dobę, ani zaspokoić naszych potrzeb, które będą się pojawiały: tych emocjonalnych i tych socjalnych. Czasami najzwyczajniej w świecie trzeba poprosić kogoś o to, żeby pomógł nam zrobić zakupy, podwiózł nas gdzieś samochodem czy zaopiekował się dzieckiem - tego żadne instytucje nie zrobią.

A co z ukaraniem sprawcy?

To trzecia sprawa: jeśli jest taka potrzeba i możliwość, warto szukać pomocy w sensie prawnym. Ten obszar często nie jest wykorzystywany. Z jednej strony ofiara myśli: "Chcę, żeby życie było sprawiedliwe, chcę, żeby on poniósł karę", a z drugiej boi się, że dzieci będą miały ojca przestępcę. Sprawiedliwość i ukaranie sprawcy są bardzo ważne - w świecie pełnym chaosu, w którym ktoś nam mówi: "Biję cię dla twojego dobra", w takim świecie, w którym wszystkie normy są już zachwiane, ludzie bardzo często mówią, że potrzebują odzyskać wiarę w to, że jest coś, co jest jednoznacznie dobre lub złe. Tu nie chodzi nawet o motyw zemsty, tylko raczej o pragnienie, żeby świat odzyskał swój porządek.

Z drugiej strony, jeśli oczekuję od sprawcy przemocy świadczeń finansowych, to obawiam się, że jako osoba skazana będzie mieć gorsze możliwości zarabiania pieniędzy, a być może nawet straci pracę, bo zostanie skazany prawomocnym wyrokiem, a pewnych zawodów nie można wykonywać, jeśli człowiek jest skazany. Jednak szukanie ochrony w obszarze prawa niekoniecznie musi wiązać się tylko i wyłącznie z prawem karnym, czyli ze skazaniem sprawcy przemocy. Często sięga się do prawa cywilnego i rodzinnego, które mówi o zabezpieczeniu finansów swoich i dzieci. To nie tak, że to jest jego mieszkanie, jego samochód, jego telewizor! One są wasze. Masz tu swój udział i wasze dzieci też.

Kwestie finansowe są chyba jednym z ważniejszych powodów, dla których kobiety mają opory przed przyznaniem się do tego, że są ofiarami przemocy, prawda? Odczuwają strach przed tym, że nie będą miały gdzie mieszkać, że będą musiały wyjechać, a dzieci chodzą do szkoły w tej miejscowości...

Tyle wolności, ile niezależności ekonomicznej w życiu. Kwestia bezpieczeństwa finansowego jest podstawowa, bo trudno jest rzucić wszystko i wyjść z dziećmi do parku i tam żyć przez 10 lat, żywiąc się okruszkami. Ludzie muszą mieć gdzie mieszkać i z czego żyć. Przychodzą do nas kobiety, które od wielu lat nie pracują, "bo mąż nie chciał". To nie kwestia tego, że ona jest leniwa i nie chciało się jej pracować. To mąż mówił jej najpierw: "Nie ma potrzeby, żebyś pracowała, bo ja zarobię na cały dom", a potem mówił "Nie pozwalam ci pracować". Jej praca to jej niezależność: oznacza kontakty z ludźmi, nad którymi on nie ma kontroli. Oni są zagrożeniem dla władzy, którą on nad nią sprawuje, bo ją nastawiają przeciwko niemu, są potencjalnym zapleczem, żeby mogła od niego odejść. Pieniądze, które ona zarabia też są dla niego zagrożeniem.

Bardzo często przychodzą do nas kobiety, które mają świetne wykształcenie, ale tak naprawdę niczego nie potrafią, bo nigdy nie pracowały, a to, że kiedyś skończyły np. studia medyczne, nic im nie daje, bo startują teraz na rynku pracy od zera. W takich sytuacjach często myślą sobie, że muszą już dociągnąć i doczekać renty rodzinnej: "Niech już drań umrze, przynajmniej będę maiła po nim rentę czy emeryturę". W sytuacji, gdy człowiek jest w opresji, kwestie ekonomiczne są jeszcze ważniejsze niż zwykle. Pieniądze nie sa potrzebne do szczęścia, one są potrzebne w nieszczęściu. Ułatwiają wyjście z trudnej sytuacji, a ofiary przemocy w rodzinie niewątpliwie w takiej się znajdują.

Gdzie szukać pomocy w kwestiach związanych z zabezpieczeniem finansowym?

We wszystkich tych miejscach, które zajmują się przemocą w rodzinie. Przychodzą do nas ludzie, którzy mówią: "Nie chodzi o to, że on mnie bije, tylko o to, że on ma wszystko, a ja nie mam nic. Jesteśmy w związku, ja wychowuję dzieci, piorę jego skarpetki, a pieniądze oraz wszystkie dobra są jego. Ciągle mi o tym mówi, a jak tylko wychowam dzieci to mam się wynosić, bo swoje zrobiłam". Przemoc ekonomiczna jest jedną z form przemocy, której kobiety doświadczają bardzo często również po rozstaniu.

To jest tak, jak z każdą inwestycją w życiu: kiedy otwieramy interes ze wspólnikiem, czy idziemy do banku, to oczekujemy, że pieniądze przyniosą nam jakąś stabilizację, a nie, że w końcu na tym stracimy. To pewnie i tak się wydarzy, bo nawet kiedy rozstajemy się z powodów innych niż przemoc, nasz status ekonomiczny zwykle się obniża. Ważne jednak, żeby nie mieć poczucia totalnej klęski: "Nie dość, że zainwestowałam emocjonalnie w związek z człowiekiem, który okazał się być dla mnie niedobry, to jeszcze straciłam w sensie ekonomicznym. Organizacje, które pomagają ofiarom przemocy w rodzinie mogą doradzić także w tych kwestiach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.