Głuchy to głupszy? - Olga Bończyk o problemach niesłyszących dzieci

?Nasz kraj skazuje osoby niesłyszące na inwalidztwo intelektualne? - Olga Bończyk, aktorka i wokalistka, opowiada naszej redaktorce, Karolinie Stępniewskiej, o rzeczywistości osób niesłyszących.

Skąd zna Pani język migowy?

Urodziłam się w rodzinie, w której oboje rodzice nie słyszeli, więc język migowy był stałym elementem mojego życia i funkcjonowania w świecie ciszy.

O tym świecie wie Pani pewnie wszystko, bo problemy ludzi niesłyszących były częścią Pani osobistego doświadczenia. Co jest szczególnie trudne?

Oczywiście, dobrze znam środowisko osób niesłyszących i znam problemy, które wiążą się z niesłyszeniem. Docieranie mediów do osób niesłyszących jest znikome. Głusi muszą do wszystkiego dotrzeć sami i żyją w błogiej nieświadomości, co do tego, co ich omija. Jako osoba słysząca, która przebywała w świecie ciszy, widzę tą ogromną przepaść i wiem, że fakt, że niesłyszących omija milion informacji każdego dnia i że w tej kwestii brakuje pomocy ze strony słyszących, powoduje, że ci ludzie zamykają się w swojej enklawie ciszy. Nie chcę powiedzieć, że ci ludzie czują się odrzuceni, ale na pewno czują się w jakimś stopniu ludźmi, których się krzywdzi i odsuwa na drugi plan.

Niesłyszący, mówiąc dość dosadnie, są często opisywani jako głupsi: głuchy to głupszy. Często się w dzieciństwie spotykałam z tym, że osoby słyszące mówiły tak o moich rodzicach. To jest duże uproszczenie. Natomiast myślę, że można to wytłumaczyć tym, że osobom niesłyszącym większość informacji umyka, bo nie dociera do nich to, co my słyszymy - newsy dnia z radia, najnowszy przebój, itd. Takich informacji codziennie, miesięcznie, rocznie, przez całe ich życie jest mnóstwo. Siłą rzeczy ci ludzie są niedoinformowani i nie mają takiej wiedzy ogólno-społecznej jak przeciętny człowiek. Sytuacja dorosłych osób niesłyszących, tak jak w przypadku moich rodziców, sprowadza się do tego, że ci ludzie funkcjonują w zasadzie tylko w świecie ciszy i czują się bezpiecznie w swojej grupie, bo w niej poziom wiedzy o świecie ogólnym jest porównywalny.

Teraz media zauważyły istnienie niesłyszących dzieci. Jest Pani ambasadorką akcji MiniMini+ i teleTOON+ - niektóre bajki w tych stacjach nadawane są z tłumaczeniem migowym. Czy to ważna inicjatywa?

Oczywiście. Od lat z ogromną troską przyglądam się wszystkim działaniom, które są podejmowane na rzecz osób niesłyszących, tak jak tutaj w przypadku programu MiniMini+ i w ogóle Canal+, który pochylił się nad problemem dzieci niesłyszących. Nie mam żadnych wątpliwości, bo jestem tego naocznym świadkiem, że jeśli ktokolwiek z nas, mały czy duży, dostaje informacje z telewizji, radia czy jakichkolwiek innych źródeł, to szybciej się uczy, szybciej poznaje świat i nowe słowa. W całej skali rozwoju takiego dziecka jest to nie do przecenienia. Dlatego inicjatywa Canal+ i pomysł, żeby tłumaczyć bajki jest ważny.

Dlaczego akurat możliwość oglądania bajek miałaby być ważna?

Pamięta pani akcję "Cała Polska czyta dzieciom"? Wydawałoby się, że to tylko kilka stronic przeczytanych dziecku, ale każde dziecko ma nieograniczoną wyobraźnię i zadaniem ludzi dorosłych jest tę wyobraźnię jeszcze poszerzać, a do tego nie ma niczego lepszego niż bajki i opowiadania, czytanie, tworzenie pewnych wizji u dziecka. To rozwija jego mózg, wyobraźnię, poczucie wartości, ale także rozwija jego prawo do samostanowienia, wykraczania poza reguły. Bajki to sfera dedykowana dzieciom i można w nich przemycić naprawdę wiele rzeczy, które tego dzieciaka będą rozwijać. Do dziecka słyszącego docierają informacje ze świata dorosłego i dziecięcego, do dziecka niesłyszącego generalnie dociera ograniczona liczba słów i informacji. Najważniejsze jest to, że w ten sposób ono uczy się równocześnie z dziećmi słyszącymi, nie trzeba mu poświęcać dodatkowego czasu, żeby nadrabiało zaległości do dzieci słyszących - i to jest fajne. Ta integracja polega na wyrównywaniu barier pomiędzy światem dzieci niesłyszących a światem dzieci słyszących.

Czy dzieci niesłyszące mają dużo kontaktu ze słyszącymi rówieśnikami?

Chciałabym wierzyć, że tak jest. Nie mam tej pewności, natomiast na pewno nie jest tak, że te dzieci żyją w jakiś gettach, one żyją wśród nas. Zawsze porównuję świat ciszy z zamkniętym akwarium - za szybą widzimy poruszające się głowy, usta, ktoś coś mówi, ale to wszystko dzieje się za szybą. W moim przekonaniu inicjatywa Canal+ jest absolutnie bezcenna, bo te dzieciaki niepostrzeżenie mogą dorównywać kroku dzieciom słyszącym. Na razie tylko niektóre bajki są tłumaczone na język migowy. Na razie. Mam nadzieję, że dojdzie do tego, że wszystkie będą.

Jest taki plan?

Tak. Oczywiście. Nieustannie trzeba przekonywać media, że takie inicjatywy są niezwykle potrzebne - i to nie jest tylko jakieś widzimisie, zrobienie dobrze paru dzieciakom. Na świecie funkcjonuje to w sposób perfekcyjny, np. w Stanach Zjednoczonych system gwarantuje osobom niesłyszącym już od urodzenia taki dostęp do świata dźwięków, że ci ludzie normalnie kończą szkoły, idą na studia wyższe, robią doktoraty, habilitują się i niesłyszenie im w niczym nie przeszkadza. U nas wciąż jest to barierą. Nasz system spycha takie osoby, niejednokrotnie niewiarygodnie utalentowane w różnych dziedzinach, na margines. Śmiem twierdzić, że nasz kraj skazuje osoby niesłyszące na inwalidztwo intelektualne i dla mnie osobiście jest to największa krzywda, którą się im wyrządza.

Moje dzieci bardzo lubią oglądać bajki. Przypuszczam, że dla dzieci niesłyszących możliwość oglądania tego samego, co ich słyszący rówieśnicy, jest bardzo ważna i może ułatwić im kontakt z rówieśnikami, znaleźć punkt zaczepienia.

Naturalnie. Uważam zresztą, że nie byłoby niczym złym, żeby w szkołach można się było uczyć języka migowego, zwłaszcza, że jest on niezwykle prosty, a nauczenie się go mogłoby spowodować, że jeśli spotkamy osobę niesłyszącą, która np. nie może sobie poradzić w urzędzie, to będziemy mogli jej pomóc.

Dostrzegam jeszcze jedną pozytywną rzecz w tłumaczeniu bajek na język migowy: dzięki temu dzieci słyszące oswajają się z obecnością niesłyszących rówieśników.

Oczywiście - to działa w jedną i drugą stronę. Tak samo, jak oswajamy się z tym, że są wśród nas osoby niepełnosprawne, czy to niewidzące, czy poruszające się na wózku inwalidzkim, tak samo nie możemy wyprzeć z naszej rzeczywistości istnienia osób niesłyszących. Mnóstwo fundacji i stowarzyszeń nam o tym przypomina i rozwija naszą empatię, przyczyniając się do integracji między nami, ludźmi zdrowymi, a ludźmi niepełnosprawnymi. Podpisuję się zawsze pod każdą inicjatywą. Jednak bardzo często jest to tylko jedna akcja, a to co wymyślił Canal+ jest pewnym systemem, który w moim przekonaniu ma długofalowo te dzieci rozwijać - to nie jest jeden koncert, jedna zbiórka na grupę ludzi. Każda akcja jest ważna i ma sens, ale systematyczne działanie przynosi w mojej ocenie dużo więcej pozytywnych efektów niż jednorazowe zrywy. Ten pomysł będzie trwał i bardzo bym chciała wierzyć, że podobnych inicjatyw będzie więcej i że będą miały długofalowy zamysł i przemyślaną formułę, która będzie dawała tym dzieciom codzienną szansę na to, żeby uczestniczyć w świecie dźwięków. Byłoby dobrze, gdyby dzieci dzięki aparatom mogły się kiedyś tych dźwięków nauczyć, ale jeśli to jest niemożliwe, to ważne, żebyśmy my, osoby słyszące, przybliżały im ten świat dźwięku, otwierały drzwi, a nie kazały ciągle stać za szybą.

Co powinien zrobić rodzic, który dowie się po urodzeniu dziecka o jego głuchocie?

Dzięki badaniom przesiewowym słuchu w zasadzie kilka dni po urodzeniu mamy już diagnozę, a posiadanie tej wiedzy daje nam możliwość wykonania konkretnego ruchu. Dziecko, które rodzi się niesłyszące nie jest skazane na głuchotę do końca życia, a nie każdy rodzic o tym wie. Osobiście znam dzieci, które w pełni wyszły z głuchoty. Bezcenne jest pierwsze pół roku po urodzeniu, pierwsze sześć miesięcy walki z głuchotą, co często jest w różnych ośrodkach bagatelizowane. Każą się zgłaszać po roku do rehabilitantów, a to jest już dużo za późno. Jeżeli zacznie się rehabilitować niemowlę, to w zasadzie takie dziecko ma blisko 100 proc. szansę wyjścia z głuchoty. Oczywiście wszystko jeszcze zależy od tego, czy nie ma jeszcze powiązanych innych chorób, ale jeżeli to jest tylko głuchota, czy duży stopień niedosłuchu, to naprawdę są sposoby na to, żeby takie dziecko wyciągnąć.

Mam przyjemność być ambasadorką programu Dźwięki Marzeń, stworzonego przez Fundację Orange - ten program zajmuje się niesłyszącymi dziećmi od urodzenia do piątego roku życia. Program trwa już 6 lat i obejmuje rocznie opieką około 300 dzieci. One za darmo, w ramach tego programu, są aparatowane albo wszczepiane są im implanty ślimakowe, po to tylko, żeby wyciągnąć je ze świata ciszy i przywrócić im słuch - czy to w formie implantowej, czy to w formie bardzo dobrego oaparatowania. Wystarczy wejść na www.fundacjamarzen.pl i skontaktować się. Ośrodki przyjmujące zgłoszenia do programu są w całej Polsce i jeśli dziecko zostanie przyjęte do takiego programu, ma minimum 3-letnią opiekę. Bardzo ważne jest to, że opieką obejmowane są dzieci z rodzin o bardzo trudnej sytuacji finansowej, z małych miejscowości - rehabilitanci docierają tam osobiście, nikt nie musi dowozić dziecka do ośrodków. Dlatego, jeśli ktoś myśli, że mieszka na wsi, więc nikt mu nie pomoże - zapewniam, że jest wręcz przeciwnie, właśnie im pomoże się w pierwszej kolejności. Przede wszystkim pomaga się właśnie tym dzieciom, które mają najmniejsze szanse, bo nie mieszkają w dużych miastach czy nie mają zamożnych rodziców. Głuchota nie jest wyrokiem. Można z nią walczyć i nauka poszła tak do przodu, że dzieciom można pomagać, ale trzeba to robić od urodzenia i to jest bardzo ważne.

Więcej o:
Copyright © Agora SA