Babcie na walizkach - nowy trend w opiece nad dziećmi?

Czy migracja za chlebem oznacza koniec wielopokoleniowych rodzin? Niektórzy rodzice mieszkający z dala od rodzinnych miejscowości znaleźli wyjście z impasu: stworzyli babcię mobilną. Dzięki temu nasza rodzima instytucja, Babcia Polka, ma się nadal dobrze. O co tu chodzi?

Z zainteresowaniem przyglądam się ludziom opiekującym się dziećmi. Szczególnie dużo uwagi poświęcam starszym paniom, które bawią się w piaskownicy z wnukami, a moim obserwacjom towarzyszy drobne ukłucie zazdrości, bo babcie moich dzieci mieszkają daleko. Rzeczywistość XXI wieku, coraz więcej młodych rodzin mieszka z dala od krewnych, widując ich głównie w święta, czasem na chrzcinach, a czasem - niestety - podczas pogrzebów. Wydaje mi się to naturalne i na co dzień nie mam z tym problemu. Czasami tylko, podczas wizyt na placu zabaw, myślę, że szkoda, iż moje dzieci nie mogą budować bliskich relacji ze swoimi babciami. Całkiem egoistycznie i wbrew politycznej poprawności, żałuję też czasem, że nie mogę od czasu do czasu podrzucić dziecka babci i pójść z mężem do kina, bez wcześniejszego planowania, sprawdzania grafików i organizowania opieki. Bo widzicie, babcie moich dzieci to typ tradycyjny, który chętnie podjąłby się zadania, gdyby nie dzielące nas setki kilometrów.

Kiedy moja znajoma, Joanna, miała wrócić po macierzyńskim do pracy, jej teściowa sama zaproponowała, że przyjedzie do Warszawy zająć się wnukiem. - W zasadzie postawiła nas przed faktem dokonanym, bo poinformowała, że zrezygnowała ze swojej dorywczej pracy po to, by pomóc nam przy dziecku - opowiada Joanna. - Ja bardzo szybko wróciłam do pracy. Byłam z synem tylko 6 miesięcy więc propozycja wydała mi się po prostu idealna - nie wyobrażałam sobie zostawienia takiego malucha z nikim innym niż z babcią - tłumaczy. Rodzice Kasi, trzydziestokilkuletniej mamy, która przeprowadziła się do Warszawy ze Śląska, po prostu sprzedali swoje mieszkanie i przeprowadzili się do stolicy, żeby być bliżej córki i wnuka. Są zachwyceni zmianą. Teściowa Iwony mieszka w Warszawie od miesiąca i mówi, że na placu zabaw spotyka wiele przyjezdnych babć opiekujących się małymi wnukami. Może więc moje obserwacje były błędne, a starsze kobiety, które spotykam to babcie żyjące na walizkach? Babcie-instytucje, które są skłonne do wielu poświęceń, żeby być bliżej rodziny? Czy to zjawisko jest tak częste, jak mogłoby się wydawać z opowieści teściowej Iwony?

"Żyje po to, by pomagać"

Iwona i jej mąż zaproponowali jego mamie przyjazd do Warszawy na rok, do czasu, gdy ich młodsze dziecko pójdzie do przedszkola. - Pomysł zrodził się nagle i sama byłam zaskoczona, że o tym pomyśleliśmy, wcześniej w ogóle nie braliśmy takiej opcji pod uwagę - tłumaczy Iwona. - Opiekunka naszego syna właśnie kończyła studia, a tym samym również pracę u nas i stanęliśmy przed koniecznością znalezienia nowej niani. Pensja opiekunki w Warszawie jest koszmarnym obciążeniem dla budżetu, my naszej płaciliśmy 2,5 tysiąca zł miesięcznie. Teściowa mieszka samotnie w małym mieście na południu Polski, nie ma tam żadnych krewnych ani nawet bliskich przyjaciół, bo twierdzi, że nie potrzebuje przyjaźni. Codziennie chodziła na cmentarz, odwiedzać grób zmarłego przed dwoma laty męża. Ma kota. To typ osoby, która żyje po to by opiekować się innymi - słabszymi, chorymi. Lubi czuć się potrzebna.

- Kiedy przyjeżdżaliśmy do niej, była w siódmym niebie, bo uwielbia swoje wnuki. Pomyśleliśmy, że możemy jej zaproponować przyjazd do Warszawy i wynajęcie jej kawalerki. Ludzie reagują na tę informację, jakbyśmy spali na pieniądzach - ale koszt wynajmu jest i tak niższy od pensji opiekunki, a opieka osoby, która kocha moje dziecko jest bezcenna. W każdym razie teściowa ucieszyła się ogromnie. My i dzieci także - wyjaśnia. Wanda, teściowa Iwony, mówi, że to dobry układ: - Jestem babcią i jestem od tego, żeby pomóc. To mój wnuk i w ogóle nie było się nad czym zastanawiać - tłumaczy. - Na cmentarz już się naspacerowałam, nic się nie stanie, jeśli teraz będę tam rzadziej. Tak naprawdę bardzo się cieszę, że nie będę zimą sama, bo już się martwiłam, co będę robić całymi dniami - zamyśla się i potrząsa głową. To zadbana, energiczna kobieta, wciąż bardzo atrakcyjna i zawsze świetnie ubrana. Swoją rolę pojmuje bardzo tradycyjnie: - Babcia ma pomagać dzieciom i rozpieszczać wnuki, od tego jest - uważa Wanda.

Zamieszkaj z nami, mamo!

Część przyjezdnych babć mieszka ze swoimi wnukami. Takie rozwiązanie ma swoje zalety, bo babcie są zawsze obok, nie trzeba ponosić dodatkowych kosztów związanych z zapewnieniem im dachu nad głową, ale ma też wiele wad - i to dla obu stron. Teściowa Iwony twierdzi, że babcie, które spotyka na spacerach, zazdroszczą jej tego, że mieszka w wynajętym mieszkaniu: - One są po prostu zarobione - tłumaczy. Teściowa Joanny przez rok mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu swojego syna i synowej. Później młodzi rodzice zdecydowali się wynająć jej mieszkanie w sąsiedztwie. - Kiedy mieszkaliśmy razem, nie mogliśmy się z mężem nawet pokłócić albo musieliśmy spierać się szeptem, bo mama bardzo nasze kłótnie przeżywała. Nie miałam nawet chwili czasu na to, by być sama z synem, ona zawsze była obok, bo przecież nie mogłam jej prosić, by poszła do swojego pokoju. Szczególnie odczuwalne było to zimą, gdy nie mogłam go zabrać na dłuższy spacer. Stąd już przy drugim synu wiedziałam, że albo osobno, albo w ogóle.

Rodzice Oli postanowili przyjechać do niej we dwoje, żeby pomóc w opiece nad jej małą córką. Oni również zamieszkali z wnuczką. - Przez rok przyjeżdżali do nas na tydzień i potem jechali na weekend do siebie. Mieszkali w naszym mieszkaniu. Choć opiekę córka miała najlepszą na świecie to nie wspominam tego czasu najlepiej. Mieszkanie małe, więc zero intymności dla nas i brak własnego kąta dla rodziców. Nawet nie było się za bardzo jak się z mężem pokłócić... Zdecydowaliśmy się na to, bo nie mieliśmy wyjścia. Mój mąż stracił dobrą pracę i przez pewien czas zarabiał naprawdę niewiele, do tego dochodził kredyt hipoteczny. Musiałam wrócić do pracy i musieliśmy poprosić rodziców o pomoc. Oprócz braku swobody, moja mama wkurzała mnie swoją pracowitością. Pochodzi z niezniszczalnego pokolenia, które cały czas musi coś robić. Krótko mówiąc - szukała sobie zajęcia, kiedy córka spała. Potrafiła mi nawet okna umyć! Po wspólnym obiedzie któreś z nas musiało lecieć szybko i myć gary, bo jak nie to mama pozmywała. Ktoś powie, że taka babcia to skarb, ale uważam że to przesada. Źle się z tym czułam, chciałam, żeby sobie odpoczywała, kiedy mogła, a nie latała ze szmatą po domu. Próbowaliśmy małą posłać do żłobka, ale okropnie chorowała i rodzice nadal mieszkali z nami, tyle że opiekowali się chorym dzieckiem...

Mobilne babcie

Teściowa Iwony nie odczuwa potrzeby wracania w weekendy do swojego miasta. Planuje pojechać tylko na cmentarz w rocznicę śmierci męża. Wiele kobiet, które przyjechały pomóc swoim dorosłym dzieciom w opiece nad ich małym potomstwem, wraca jednak na soboty i niedziele do swoich rodzimych miejscowości. Robiła tak na przykład teściowa Joanny: - Jeździła do domu co tydzień w piątek i wracała w niedzielę wieczorem. W piątek zawsze któreś z nas wychodziło wcześniej z pracy, by mama nie jeździła po nocy. Jechała tam posprzątać tacie, ugotować, itd...

- O podobnym układzie opowiada Marta: - U mnie na osiedlu jest rodzina z bliźniakami. Jak mamie skończył się macierzyński, wróciła do pracy, a do pomocy przyjechały obie babcie jednocześnie i zamieszkały z nimi. Jedna wracała na weekendy do domu, druga nie. Jak bliźniaki miały 2,5 roku, jedna babcia wróciła na stałe do siebie, a druga zostanie chyba na zawsze, bo w międzyczasie kupiła mieszkanie w bloku obok.

Także Monika, mieszkanka podwarszawskiej miejscowości, zna taką mobilną babcię: - Koleżanka mojej córki, pięciolatka, jest wychowywana od urodzenia przez rodziców i babcię. Babcia mieszka na stałe (weekendowo) w innym mieście, ale od poniedziałku do piątku jest w u córki, bo pomaga. Inaczej wnuczka musiałaby być w przedszkolu od 7 do 18 (a wcześniej w żłóbku lub z nianią). I tak w sumie od 5 lat babcia mieszka na walizkach. I choć kocha wnuczkę i córkę całym sercem, to gdy w tym roku zaproponowali jej także wyjazd na wakacje, odmówiła, żeby choć trochę odpocząć od nich i dać im odpocząć od siebie.

Razem, ale osobno

Oddzielne mieszkanie było jednym z warunków, od których spełnienia zależał przyjazd Wandy do Warszawy. - Muszę wracać po południu do siebie, lubię być sama - wyjaśnia. - Poza tym młodzi też potrzebują prywatności i czasu dla siebie. Te czasy są takie niepewne i okropne, oni ciągle pracują, w ogóle nie mają kiedy pobyć razem - martwi się Wanda. - Na placu zabaw spotkałam m.in. babcię z Krakowa, przyjeżdża tu na cały tydzień, a na weekend wraca do męża i gotuje mu obiady na resztę tygodnia. Jest też babcia z Trójmiasta, w każdym miesiącu przyjeżdża tu na tydzień. Są jeszcze dwie inne przyjezdne panie. Widzę, że patrzą z zazdrością, kiedy mówię, że syn i synowa wynajmują mi mieszkanie. Ale wszystkie są szczęśliwe, że mogą zaopiekować się wnukami, to przecież oczywiste!

Przyjezdne babcie dzielą się na te, które mieszkają z wnukami i na te, które mają swoje mieszkania, najczęściej wynajmowane, rzadziej kupują własne M, pozbywając się wcześniej domów w rodzinnych miejscowościach. Słyszałam też o innym typie babci mieszkającej na walizkach, takiej, której dorosłe dzieci wynajmują u kogoś pokój. Jednak pomysł babci na stancji wzbudza pewne opory: - Pewnie, że instytucja babci jest niezastąpiona, ale wydaje mi się, że wykorzystywanie babci jako pełnoetatowej opiekunki jest często nadużyciem - zauważa Ania. - Moja koleżanka sprowadziła swoją mamę, wdowę, półtora roku temu do Warszawy do opieki nad 6-miesięczną córką. I co? Wynajęła jej pokój! Do siebie jej nie weźmie... No bo bez przesady, z matką mieszkać nie będzie... Matka jeździ do swojego domu na weekendy, a w tygodniu mieszka z obcymi ludźmi i opiekuje się małą... Nigdy bym w ten sposób nie wykorzystała matki jako córka, ani nie pozwoliła się wykorzystać jako babcia.

Użyteczne i spełnione?

W społeczeństwach zachodnich emeryci najczęściej podróżują, cieszą się życiem i niekoniecznie kwapią do pełnoetatowej opieki nad wnukami. Tosia, która mieszkała przez pewien czas w Szwecji, ma mieszane odczucia, co do powierzania opieki nad dziećmi babciom: - Podtrzymanie rodziny w Polsce bazuje na nieodpłatnej pracy kobiet. Jak nie młodych, to starych. I kobiety, jak już odchowają swoje dzieci i stracą dostatecznie dużo na rynku pracy, to potem też powinny się postarać o wcześniejszą i niższą emeryturę, bo nie zawsze zostaje się babcią w wieku 60+, często znacznie wcześniej. Jasne, że wiele babć jest z tym szczęśliwych, kochają swoje wnuki i bez tego byłyby samotne i smutne, ale z drugiej strony babcia to "instytucja". Z opowieści mojej mamy o jej koleżankach nieraz słyszę, że one czują przymus. Że muszą zająć się wnukami i to tak pełnoetatowo, że inaczej wyjdą na wyrodne, że nie powinny stawiać tu żadnych granic i warunków, że muszą rezygnować z czegoś swojego. I że wcale nie zawsze im się to podoba.

- Oczywiście ma to swoje dobre strony, bo zacieśnia więzi - przyznaje jednak Tosia. - Bo te więzi rodzinne to przecież nie tylko uczucia, ale realna sytuacja, że do czegoś jesteśmy sobie potrzebni. Że realnie coś zawdzięczamy sobie nawzajem. Ta sławiona w naszych mediach Skandynawia funkcjonuje tak pięknie i elastycznie, tak niezależni są ludzie od swoich rodziców, że ci rodzice zwykle na starość mieszkają w domach starców - konkluduje.

Urszula Gierczak, psycholog, wyjaśnia, że sytuacja, w której babcie poświęcają tak wiele, żeby pomóc dorosłemu dziecku, jest dobra tylko wówczas, gdy obydwie strony są zadowolone z układu. - Wtedy zyskują na tym wszyscy i są to korzyści nie tylko finansowe. Babcie, które są już na emeryturze, są same, nie mają własnych pasji, zazwyczaj chętnie zajmują się wnukami. Ludzie starsi szczególnie mocno odczuwają potrzebę bycia użytecznym, potrzebę uznania, bezpieczeństwa psychicznego oraz przynależności do grupy i zajmowania w niej określonego miejsca. Zajmując się wnukami mają szansę realizacji wszystkich tych potrzeb. Mają kontakt z najbliższymi, aktywnie uczestniczą w życiu swoich dzieci i wnuków, czują się doceniani, co pozytywnie wpływa na poczucie własnej wartości. To zapobiega też społecznej izolacji. Kontakt z wnukami, udział w ich wychowywaniu, przekazywanie rodzinnych tradycji sprawia tym babciom satysfakcję, daje im poczucie sensu oraz dużo radości i energii, którą czerpią z opieki nad dziećmi.

Pomogła i co dalej?

Czy babciom, które żyją na walizkach jest rzeczywiście dobrze? I co dzieje się z nimi, kiedy wnuki nie potrzebują już opieki przez cały dzień? - To, jak moja teściowa się czuła mieszkając u nas, zawsze było dla mnie ogromną zagadką, bo miałam wrażenie, że nie jest szczera mówiąc, że jest zadowolona z tego układu - przyznaje Joanna. - Wiem, że kocha chłopców nad życie i że bycie z nimi sprawiało jej ogromną przyjemność. Często mówiła, że oddaje chłopcom ten czas, którego nie dała swoim dzieciom, bo sama tez wróciła wcześnie do pracy. Na pewno była potwornie zmęczona. Gdy w tym roku wyjechaliśmy na wakacje i po 6 tygodniach przyjechaliśmy do niej, powiedziała, że przez cały ten czas nie robiła nic, a miała mnóstwo planów na urządzanie domu, gdy wreszcie wróci do siebie na stałe. To chyba najlepszy dowód na to, jak te dwa lata z nami dały jej popalić.

Mamy korzystające z tak wielkiej pomocy swoich matek czy teściowych, mówią, że oprócz ogromnej wdzięczności, odczuwają też pewien dyskomfort z powodu długu, który u nich zaciągnęły. Przyznają też, że czasami po prostu łatwiej zatrudnić opiekunkę, bo wtedy można od niej wymagać określonych zachowań względem dziecka. - Ciężko mi się do tego przyznać, - tłumaczy Joanna - ale mimo iż byłam teściowej niewiarygodnie wdzięczna, to byłam też wiecznie niezadowolona. Bo babcia to nie opiekunka, nie możesz jej powiedzieć co i jak ma robić. A jak nie wytrzymasz i powiesz, to czujesz się jak najgorsza, podła i niewdzięczna zołza. W tej chwili wiem, że nigdy nie będę w stanie zrobić dla moich chłopców tego, co ona zrobiła dla mnie. Gryzie mnie to okropnie. Uwiera mnie też potwornie ogromny dług wdzięczności wobec niej za to, co mi dała i fakt, że już niedługo będę musiała ten dług spłacić i zastanawiam się czy dam radę - tłumaczy.

Iwona też nie jest wolna od rozterek: - Nie wiem, co będzie za rok, kiedy syn pójdzie do przedszkola. Na razie staram się o tym dużo nie myśleć... No bo jak to tak: wykorzystać do pomocy i odesłać z powrotem do samotności i spacerów na cmentarz? To kiepska perspektywa... - mówi. Wanda na powrót do domu reaguje wzruszeniem ramion: - Odpocznę sobie wtedy i zrobię remont.

Więcej o:
Copyright © Agora SA